Читать книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz - Страница 13

Rozdział 1
Wniosek
10
Trybunał Konstytucyjny, al. Szucha

Оглавление

Z każdym kolejnym wypowiadanym przez Natalię słowem Kordian miał wrażenie, jakby zapadali się coraz głębiej w grząskich piaskach. Żona Sendala raz po raz patrzyła na prawników z Żelaznego & McVaya w poszukiwaniu ratunku, ale żadne z nich nie mogło nic zrobić. Piłka była po stronie oskarżenia.

– Trzeba interweniować – mruknął Oryński.

– Jak?

– Nie wiem, zgłosić jakiś sprzeciw…

– Wprowadź go do polskiego postępowania, to z chęcią będę go używała jako obucha na porządku dziennym – odbąknęła.

Jeden z sędziów spojrzał na nich karcąco, więc natychmiast umilkli. Prokurator stał dumny jak paw, nie odzywając się. Cisza, która zapadła po jego ostatniej wypowiedzi, była wymowniejsza od najzgrabniej sformułowanych argumentów.

Jeśli Kordian kiedykolwiek potrzebował potwierdzenia, że umiejętnie zastosowana pauza jest jedną z najgroźniejszych broni w retoryce sądowej, teraz je otrzymał. Oskarżyciel w końcu nabrał głęboko tchu, sygnalizując, że przygotowuje się do dłuższej wypowiedzi.

– W świetle zeznania, które usłyszymy, i którego treść pani Sendal z pewnością zna, muszę zapytać jeszcze raz: czy mąż kiedykolwiek panią uderzył? Czy była pani ofiarą pobicia?

Natalia milczała.

– Czy pan Sendal znęcał się nad panią?

Oryński pomyślał, że naprawdę przydałaby się instytucja sprzeciwu. W sądzie powszechnym przewodniczący zapewne kazałby prokuratorowi się powściągnąć, ale wyglądało na to, że tutaj można pozwolić sobie na nieco więcej.

Natalia zaczęła nerwowo się rozglądać. Zupełnie jakby stała na żarzących się węglach.

– Czy nie jest prawdą, że mąż kilkakrotnie groził pani śmiercią?

– Wysoki Trybunale… – zaoponowała w końcu Chyłka.

Ci, którzy byli sędziami zawodowymi, spojrzeli na prezesa Garłocha. Ten jednak nie kwapił się, by przerywać prokuratorowi. Z jednej strony Kordian uznawał to za skandal, z drugiej jednak… przynajmniej po części rozumiał. Ci ludzie mieli orzec co do uchylenia immunitetu – a to, co wykazywał oskarżyciel, było pod tym względem istotne.

– Czy nie doszło nawet do tego, że groził pani nożem? Mówił, że poderżnie pani gardło, jeśli nie będzie pani zachowywać się dokładnie tak, jak on sobie tego życzy?

Żona Sendala chwyciła blat i zacisnęła na nim dłonie, jakby niewiele brakowało, by nogi się pod nią ugięły. Spuściła głowę i trwała w bezruchu, nie odzywając się.

Dla Oryńskiego stało się jasne, że lekarz czekający na to, by zająć jej miejsce na mównicy, to niejedyny as w rękawie prokuratora. Skoro orientował się, co miało miejsce w mieszkaniu Sendalów, musiał mieć na podorędziu sąsiadów.

Chyłka zaklęła cicho. Kordian przypuszczał, że dotarła do takiej samej konkluzji.

– Czy nie jest prawdą, że mąż wielokrotnie oskarżał panią o zdradę? Że wystarczyło, by spojrzała pani podczas kolacji w restauracji na innego mężczyznę, a potem w domu dochodziło do patologicznych sytuacji?

Kiedy Natalia ukryła twarz w dłoniach, Kordian musiał uznać, że to koniec. Dostali nokautujący cios i wylądowali na deskach. Sebastian Sendal został doszczętnie odarty z godności, bez względu na to, ile prawdy było w tych sugestiach. Stał się już nie tylko obiektem zazdrości tych wszystkich, którzy nie odnieśli sukcesu tak szybko jak on, lecz także dwulicowym, zaborczym, znęcającym się nad żoną mężem.

Gorzej być nie mogło.

– Myślę, że usłyszeliśmy dostatecznie dużo – odezwał się w końcu Garłoch. – I należy przyznać, że pytania pana prokuratora są dość… wymowne. Tym niemniej rad byłbym, gdybyśmy mogli usłyszeć odpowiedzi.

Usłyszeli je, ale nie od Natalii. Została zwolniona jako świadek, a potem jej miejsce zajął lekarz. Potwierdził, że zgłosiła się do szpitala z obrażeniami sugerującymi pobicie i po krótkiej rozmowie zwierzyła się, że to mąż wyrządził jej krzywdę.

Kobieta zajmująca mieszkanie nad Sendalami przyznała zaś, że często słyszała kłótnie, przy czym krzyczał głównie pan Sebastian. Owszem, groził pani Natalii. Tak, wielokrotnie płakała. Czasem słychać było, jak szloch nagle się urywa, zupełnie jakby ją dusił lub uciszył w inny sposób.

Sąsiad z dołu potwierdził słowa kobiety.

Oryński obserwował to z niedowierzaniem. Nawet gdyby nie deficyt snu, miałby wrażenie, że to wszystko stanowi jakiś surrealistyczny spektakl. Raz po raz spoglądał na Chyłkę, ale miała równie bezradny wyraz twarzy, jak on. Jedyna różnica polegała na tym, że była patronka zapewne gotowała się w środku i całą energię poświęcała na to, by nie wybuchnąć. On był coraz bardziej zrezygnowany.

Kiedy prokurator kończył przesłuchiwać sąsiada, Kordian sięgnął po kartkę papieru. Szybko napisał na niej krótkie pytanie, a potem podsunął Joannie.

„Co robimy?” – brzmiała wiadomość.

Chyłka nawet nie spojrzała na kartkę. Wbijała wzrok w oskarżyciela, jakby mogła zabijać spojrzeniem. Kiedy ten podziękował i usiadł, Joanna westchnęła na tyle głośno, by członkowie Trybunału mogli to usłyszeć, a potem się podniosła.

Kordian przypuszczał, że zada sąsiadowi to samo pytanie, które formułowała wobec wszystkich innych świadków. Nie pomylił się.

– Uważa pan, że sędzia Sendal mógłby kogokolwiek zabić?

– Nie wiem – odparł mężczyzna.

– A jednak oskarżyciel zdecydował się wezwać pana na mównicę.

– Ale… – zaczął świadek i wydął usta.

– Ale nie na tę okoliczność? To chce pan powiedzieć?

– Owszem.

– To ciekawe, bo właśnie tę konkretną okoliczność rozważamy – odparła, patrząc na sędziów. – Cel całego tego postępowania sprowadza się do stwierdzenia, czy zasadne jest uchylenie immunitetu. Innymi słowy do tego, czy sędzia Sendal mógłby dopuścić się czynów, które są mu zarzucane.

Zaległo milczenie.

– A pan opowiada nam o czymś zgoła innym, prawda?

– Mówię tylko, co słyszałem.

– Otóż to – mruknęła. – Dziękuję, nie mam więcej pytań.

Kolejny świadek miał tyle wspólnego z wydarzeniami w Krakowie, co poprzedni. Był to mężczyzna około czterdziestoletni, wspólny znajomy Natalii i Sebastiana. Potwierdził, że od czasu do czasu dochodziło między nimi do sprzeczek, a kiedy prokurator przyparł go do muru, przyznał, że bywały momenty, gdy niepokoił się o Natalię.

Chyłka powtórzyła swoje sztandarowe pytanie, po czym podziękowała. Kiedy usiadła obok Kordiana, ten usłyszał, że komórka zawibrowała na stole. Oboje spojrzeli na nią z nadzieją, że to Kormak.

Oryński nie zdążył dostrzec, czy tak w istocie jest. Joanna szybko schowała ją pod blatem i przejrzała wiadomość. W tym czasie prokurator oznajmił, że wzywa na świadka przedstawiciela Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

– Wysoki Trybunale – przerwała mu Chyłka. – Wnoszę o piętnastominutową przerwę.

– Celem? – spytał Garłoch.

– Wyjaśnienia szeregu kwestii, które zostały podniesione przez oskarżenie, a nie były dotychczas znane obronie.

– Musi pani być bardziej konkretna.

Uniosła brwi.

– Niestety trudno mówić o konkretach, kiedy obracamy się w sferze niedopowiedzeń, spekulacji oraz…

– Pani mecenas.

– Po prostu potrzebujemy chwili, by zweryfikować niektóre twierdzenia prokuratury, panie prezesie.

Garłoch spojrzał na uczestników postępowania, a kiedy nikt nie zaoponował, zarządził półgodzinną przerwę. Kordian odetchnął, choć na dobrą sprawę nie było ku temu powodu. Decyzja stanowiła jedynie odwleczenie nieuniknionego.

Wraz z Chyłką opuścili budynek i podeszli pod boczne, przeszklone wejście. Joanna wyciągnęła paczkę papierosów.

– Kompletne bagno – ocenił Oryński.

– Będzie gorzej.

– Co masz na myśli?

Wyjęła telefon z kieszeni.

– Kormak nic nie ma? – zapytał Kordian.

– To nie Kormak wysłał wiadomość, a Sendal.

– Co takiego?

– Siedzi w hotelu pod Warszawą, ogląda wszystko w telewizji. Napisał, że chce przyjechać.

Oryński potrzebował chwili, by ogarnąć implikacje tego, co mu powiedziała. Kiedy zapalała papierosa, wiedział już, że pojawienie się Sendala będzie dla nich większym ciosem niż jego nieobecność.

– Nie możesz mu na to pozwolić.

– Poważnie, Zordon? – bąknęła, wypuszczając dym. – A myślisz, że po co ta przerwa?

Stuknęła palcem w wyświetlacz, a potem przyłożyła telefon do ucha. Sebastian odebrał natychmiast, jakby czekał z komórką w dłoni. Kordian przysłuchiwał się, jak Joanna wspina się na wyżyny swoich umiejętności perswazyjnych, ale nie sądził, by na cokolwiek się to zdało.

– Mówię ci, Sendal – podkreśliła po raz kolejny. – Jeśli tu przyjedziesz, pożrą cię żywcem.

Przez chwilę słuchała w milczeniu, zaciskając mocno usta.

– Nie, do kurwy nędzy – syknęła. – Nic, co powiesz, nie sprawi, że… Halo?

Spojrzała na telefon, a potem przez chwilę wyglądała, jakby miała zamiar rzucić nim o przeszklone wejście do budynku. Popatrzyła na Kordiana w sposób, który sprawił, że nagle poczuł potrzebę, by cofnąć się o krok.

– Nie poszło po twojej myśli?

– Zamknij się, Zordon.

– Przyznał się czy co?

– Tak – odparła przez zęby.

– Co takiego? Do zabójstwa?

– Nie, do cholery… – burknęła, wyciągając kolejnego papierosa. – Powiedział, że świadkowie zeznali prawdę.

Kordian potrzebował chwili, by to przetrawić. Na dobrą sprawę w trakcie zeznań nie zastanawiał się nad tym, czy w słowach lekarza i sąsiadów tkwi ziarno prawdy. Gdyby jednak to zrobił, zapewne doszedłby do wniosku, że to wszystko jest grubymi nićmi szyte. Sebastian nie wyglądał na mężczyznę, który dopuszczałby się przemocy domowej.

Z drugiej strony oni nigdy nie sprawiali takiego wrażenia.

Potarł nerwowo czoło. Zastanowił się nad tą ostatnią myślą. Jeśli przyjąć takie założenie, Sendal właściwie pasował do profilu faceta, który mógłby pójść o kilka kroków za daleko podczas kłótni małżeńskiej. Po pierwsze dla zewnętrznego świata był zbyt czysty, zbyt uprzejmy, zbyt skromny, zbyt… idealny. Po drugie musiał odczuwać nieustanną presję. Im wyżej zaszedł, tym większe były oczekiwania ze strony rodziny, znajomych, środowiska. Może rozładowywał całe to napięcie, wyżywając się na Bogu ducha winnej Natalii.

– Nad czym tak gorączkowo myślisz, co? – odezwała się Joanna.

– Nad niczym.

– Więc zacznij się zastanawiać, co zrobimy z tym smrodem.

Potoczył wzrokiem dokoła, jakby gdzieś tu mógł znaleźć odpowiedź.

– Bo na razie mamy klienta, który w oczach całego świata właśnie stał się wyjątkowo parszywą bestią – dodała. – I jak tak dalej pójdzie, nie tylko uchylą mu ten zasrany immunitet, ale od razu przywrócą karę śmierci i go powieszą.

Trudno było z tym polemizować. Kordian w milczeniu przyglądał się, jak smuga dymu papierosowego niknie gdzieś w powietrzu.

– Jedzie tutaj? – zapytał.

– Tak.

– Ile mamy czasu?

– Niewiele. Będzie za niecałą godzinę.

Oryński dokonał szybkich kalkulacji. Przerwa skończy się za niecałe pół godziny, a kolejne pół zabierze przesłuchanie świadka. Sebastian zjawi się akurat w porę, by wezwano go na mównicę.

– Może powinniśmy pozwolić mu się wypowiedzieć?

– Po co?

Kordian potarł tył głowy.

– Zna tych ludzi, pracował z nimi na co dzień i…

– Niedawno został wybrany, Zordon. Poza tym to nie jest tak, że oni codziennie rano zaczynają robotę od pogaduszek przy kawie. Jest piętnastu sędziów, ale składy orzekające są zazwyczaj złożone z trzech lub pięciu.

– Wiem.

Nie skomentowała tej deklaracji.

– Obecność Sendala tylko pogorszy sprawę, tym bardziej że nie brzmiał, jakby był do końca trzeźwy.

– Dziwisz się? Na jego miejscu też bym się zaprawił.

– Tak czy inaczej nie pomoże nam.

Oryński pokiwał głową w zamyśleniu.

– Więc co zrobimy? Zdążysz w nieco ponad pół godziny zamknąć sprawę?

– Nie – odparła cicho. – Nie ma szans.

– To co pozostaje? Zatrzymanie go siłą?

Spojrzała na niego z niedowierzaniem, co nieco go zdziwiło. Na dobrą sprawę Chyłka słynęła z zamiłowania do niekonwencjonalnych metod. Choć od pewnego czasu Kordian miał wrażenie, że jest to bardziej renoma, którą sama świadomie buduje, niż jej prawdziwe modus operandi.

– Chętnie postawiłabym cię tu na straży niczym Hajmdala przed wejściem do Asgardu – powiedziała. – Może nawet udałoby ci się zatrzymać Sendala.

– Ale?

– Ale jeśli przyfiluje cię jakikolwiek dziennikarz albo obywatelski reporter z komórką w ręku, nasz upadek będzie słychać aż na Kamczatce.

– Teraz go nie słychać?

Spojrzała na niego bykiem, co właściwie stanowiło najbardziej wymowną z możliwych odpowiedzi.

– Masz jakiś pomysł? – dodał.

– Tylko jeden. Potrzebujemy alternatywnego sprawcy.

– To znaczy?

– Muszę mieć kandydata na zabójcę. Muszę przekonać członków TK, że istnieje choćby liche prawdopodobieństwo, że to jednak nie Sendal zabił tego człowieka.

– W takim razie kto? Policja nie ma innych…

– Wiem, że nie ma, Zordon. Ale nie obchodzi mnie, co mają, a czego nie mają. Ja muszę opowiedzieć sędziom jakąś historię.

– To znaczy bajeczkę.

– Nie. To znaczy przekonujący, rozpalający wyobraźnię scenariusz na hipotetyczny blockbuster. Skoro już musimy się trzymać metafor.

– I jak planujesz to zrobić? To nie ława przysięgłych, którą możesz manipulować.

– Nie szkodzi – powiedziała, a potem głęboko się zaciągnęła. – Ważne, żeby siedmiu z nich choćby dopuściło możliwość, że to nie Sendal jest winny.

– W porządku… – mruknął. – Więc w jaki sposób zamierzasz to osiągnąć?

– Coś wymyślę.

Przez chwilę się nie odzywali.

– O ile ta gnida z prokuratury nie wymyśli czegoś pierwsza – dodała.

Wrócili na wielką salę rozpraw i zajęli miejsca po prawej stronie. Oryński spojrzał na godło wiszące tuż nad prezesem Garłochem. Być może w przypadku innej instytucji mógłby łudzić się, że pozostali sędziowie nie wystawią jednego ze swoich na pożarcie, ale ci ludzie wyjątkowo poważnie traktowali swoją rolę i konstytucyjne obowiązki. W tej chwili trudno było wciąż mieć nadzieję, że przeważy solidarność zawodowa. Nawet jeśli Joannie uda się stworzyć jakiś hipotetyczny alternatywny scenariusz, bez dowodów na jego poparcie stanie się on co najwyżej ciekawostką, nad którą w przyszłości należałoby się pochylić.

Przesłuchanie kolejnego świadka zakończyło się błyskawicznie. Chyłka zadała swoje pytanie, podziękowała i usiadła. Kordian obejrzał się nerwowo i z ulgą stwierdził, że Sendal jeszcze nie dotarł.

Wszystko poszło nie tak, ale prawdziwa tragedia miała dopiero się wydarzyć. Dzieliło ich od niej już niewiele czasu.

Oczami wyobraźni Oryński zobaczył rozchełstanego sędziego, który wpada na salę w pełnym pędzie, zionąc przy tym alkoholem. Bez krawata, w rozpiętej koszuli, z rozwianymi włosami i podkrążonymi oczami nie będzie robił zbyt dobrego wrażenia, a Kordian nie miał złudzeń, że może wyglądać inaczej.

Prokurator podniósł się, by złożyć kolejny wniosek. W świetle nowych faktów poprosił o ponowne wezwanie na mównicę Natalii Sendal. Prezes zastanawiał się przez moment, a potem wyraził zgodę. Żona Sebastiana zajęła miejsce ze spuszczoną głową, jakby stawała przed plutonem egzekucyjnym, a nie czternastoma jurystami.

– Pani Natalio – zaczął oskarżyciel. – Zdaję sobie sprawę, że to niezwykle trudna sytuacja.

Nie odezwała się.

– I że sprawy, o których mówimy, wiążą się z bolesnymi wspomnieniami… być może z traumą.

Spojrzał na nią wyczekująco, ale nie podjęła tematu. Była blada, toczyła zdezorientowanym wzrokiem po sędziach. Przesłuchujący mógł z nią zrobić, co mu się żywnie podobało.

I niechybnie zamierzał z tego skorzystać. Skrzyżował ręce za plecami, a potem popatrzył na Joannę. Posłał jej uśmiech.

– Mecenas Chyłka w pewnym sensie ma rację – odezwał się. – Większość spraw, które poruszyliśmy, nie rzutuje bezpośrednio na przedmiot obrad.

Joanna poruszyła się nerwowo. Taka deklaracja nie mogła zwiastować niczego dobrego.

– Wydaje mi się jednak, że mówienie o nich było kluczowe, byśmy mogli poznać prawdę.

Zawiesił głos, a potem czekał.

– Prawdę? – spytała Natalia.

Pokiwał głową z niemal teatralną wyrozumiałością.

– Owszem – powiedział cicho, a potem odchrząknął. – Mając na względzie to, czego się dowiedzieliśmy o przemocy, którą mąż wobec pani stosował, o znęcaniu się, o krzykach, kłótniach, groźbach… – Znów zawiesił głos.

Natalia spuściła wzrok. Wyglądała, jakby miała już dosyć. Jakby jeszcze jedno wspomnienie o którejkolwiek z tych spraw miało przepełnić czarę goryczy. Kiedy podniosła spojrzenie, Kordian zobaczył, że oczy ma szkliste. Głowa lekko się zakołysała, jakby Natalia próbowała powstrzymać łzy.

– Mając na względzie każdy jeden cios, każde jedno uderzenie, które…

– Wysoki Trybunale, litości – rzuciła Chyłka.

Zgromili ją wzrokiem, prokurator rozplótł dłonie i opuścił je wzdłuż ciała.

– Chciałbym zapytać, czy pani mąż był w domu wtedy, gdy doszło do czynu, który mu się zarzuca.

Wbił wzrok w oczy Natalii i czekał. W jego spojrzeniu było coś krzepiącego, jakby obietnica oczyszczenia. Oryński widział to wyraźnie i obawiał się, że Natalia również to dostrzega.

– Nic pani nie grozi za ujawnienie prawdy – dodał. – Ani ze strony męża, ani ze strony prawa. Gwarantuję, że może się pani czuć bezpieczna. Jesteśmy tu także po to, by panią chronić.

Nie wytrzymała. W końcu pierwsze łzy popłynęły.

– Nie… – szepnęła.

Kilku sędziów nerwowo się rozejrzało. Inni poprawili togi. Pozostali trwali jakby w nabożnym oczekiwaniu.

– Czy mogę prosić o powtórzenie?

Skinęła głową.

– Mojego męża nie było wtedy w domu…

Chyłka zamknęła na moment oczy i skrzywiła się.

– Jest pani co do tego przekonana?

– Tak, bo… bo to był przeddzień gali wręczenia „Orłów”… Obawiałam się, że nie wróci w porę do Warszawy.

– Wie pani, gdzie był?

– Nie, nigdy mi nie powiedział…

– Dlaczego wcześniej twierdziła pani inaczej? Czy sędzia Sendal pani groził?

Kordian zdał sobie sprawę, że teraz nic już nie zatrzyma prokuratora. Wszystkie tamy puściły, rozpoczynała się powódź. Wezbrana fala oskarżeń, niedomówień i wątpliwości miała zalać wszystkich członków składu orzekającego i nie zostawić suchej nitki na ich dobrym zdaniu o koledze po fachu.

Sprawa była przegrana.

– Ja…

Chyłka poderwała się na równe nogi.

– Wysoki Trybunale Konstytucyjny – powiedziała dobitnie.

– Co robisz? – szepnął Kordian.

Zignorowała go. Wyprostowała się, uniosła lekko głowę i spojrzała na prezesa z góry.

– Obrona chciałaby zgłosić wniosek o uznanie żądania wnioskodawcy.

Na sali zapadła cisza.

– W świetle przedstawionych dowodów w imieniu mojego klienta pragnę podkreślić, że tylko pełne postępowanie przed sądem karnym może doprowadzić do wyjaśnienia sprawy. To, co obserwujemy tutaj w wykonaniu przedstawiciela Prokuratury Generalnej, urąga zasadom państwa prawa i pozbawia mojego klienta możliwości skutecznej obrony. To szereg pomówień, które…

– Pani mecenas – upomniał ją Garłoch. – To nie mowa końcowa.

– Przepraszam, Wysoki Trybunale. Chcę jedynie uzasadnić wniosek.

– Uzasadniła pani.

Joanna cicho odetchnęła. Kordian szybko rozważył, czy to dobry ruch, i ostatecznie uznał, że innego wyjścia nie mieli. Lepiej było doprowadzić do dobrowolnego zrzeczenia się immunitetu, niż pozwolić, by Sendal się tu pojawił.

– Problem polega na tym, pani mecenas, że zapomina pani o jednej, bardzo istotnej kwestii.

Przełknęła ślinę.

– Żaden sędzia nie może sam zrzec się immunitetu – dodał prezes. – Kontynuujmy zatem.

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4

Подняться наверх