Читать книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz - Страница 6

Rozdział 1
Wniosek
3
Hard Rock Cafe, Złote Tarasy

Оглавление

Nie było to dobre miejsce na spotkanie. Chyłka nie sądziła, że kiedykolwiek najdzie ją taka konkluzja względem ulubionej knajpy, ale w tym wypadku nie ulegało to wątpliwości. W menu znajdowało się stanowczo za dużo napojów alkoholowych, by mogła się skupić na czymkolwiek innym.

Popatrzyła na zegarek w komórce. Nie piła od kilkudziesięciu godzin, ale odnosiła wrażenie, jakby minęły lata. Z trudem odmówiła sobie tequili i na dobry początek zamówiła fajitas. Trio combo.

– Dla ciebie? – spytała, patrząc na Oryńskiego. – Kiełki?

– Nie podają ich tu.

– A więc owoce morza. Z podwójnym guacamole, za karę, że wciąż nie potrafisz zjeść mięcha jak prawdziwy chłop. – Przeniosła wzrok na Sendala. – A co jedzą wybitni polscy juryści?

Sebastian tylko pokręcił głową. Był blady jak śmierć, patrzył na Joannę pustym wzrokiem i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.

– Widzę, że otaczają mnie mimozy – mruknęła. – Postanowię więc też za ciebie.

Chwilę później Sendal jadł krwistą karkówkę, a Kordian męczył się z otwarciem ostrygi. Joanna nabrała tchu, czując, że robi jej się gorąco. Nikt nie zamówił niczego do picia, mimo że kufel spienionego piwa powinien być teraz na wyciągnięcie ręki.

Kiedyś jej współpracowników dziwiło, że pozwalała sobie na piwo w pracy. Potem chętnie widzieliby, jak wraca do tego niewinnego zwyczaju. Niewinnego, biorąc pod uwagę, że od jakiegoś czasu korzystała z małpek wódki, opróżniając je szybko w toaletach.

Poprawiła fryzurę i zaczerpnęła tchu. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli skupi się na sprawie.

– Okej – rzuciła. – Zacznijmy od czarnej róży.

– Hę? – mruknął Oryński, nie podnosząc wzroku znad frutti di mare.

– Wiem, brzmi jak nazwa burdelu, szczególnie jeśli jesteś facetem na głodzie. Jak ty, Zordon.

– Mhm.

– Ale chodzi mi o najzwyklejszy w świecie kwiat.

Sendal zmarszczył czoło i odłożył sztućce.

– O czym ty mówisz?

– Dostałam niewinną wiadomość, jeszcze w szpitalu. Tuż po tym, jak wyszedłeś, ktoś podrzucił mi wazon z czarną różą i wiadomością, że najlepiej będzie, jeśli zostawię tę sprawę w spokoju.

Obaj popatrzyli na nią skonsternowani. Widziała, że Zordon chciał zapytać, dlaczego nie zdradziła mu tego wcześniej, ale w porę ugryzł się w język. Dawny znajomy Chyłki ze studiów czy nie, przed klientem nie wypadało stwarzać wrażenia, jakby we współpracy obrońców występowały jakiekolwiek zgrzyty.

– Nie muszę chyba dodawać, że my, kobiety, jesteśmy znacznie bardziej wyczulone na symbolikę. Każda róża coś oznacza. Czarna to pożegnanie i oczywiście śmierć. Ale w pozytywnym sensie.

– W pozytywnym? – jęknął Kordian.

– Jako początek czegoś nowego. Odrodzenie w nowym świecie.

– Świetnie. Ktokolwiek ci ją zostawił, na pewno właśnie to miał na myśli.

– Na tym etapie niczego nie wykluczam.

Sendal uniósł dłoń, czym przywiódł im na myśl policjanta kierującego ruchem na wyjątkowo tłocznym skrzyżowaniu. Spojrzał na Chyłkę ponaglająco, a prawniczka odebrała niewypowiedzianą sugestię. Sięgnęła do torebki i podała mu list. Przejrzał go szybko.

– Sprawdziłam, gdzie w okolicy sprzedają czarne róże – dodała. – Jest tylko jedna taka kwiaciarnia w pobliżu szpitala. Ale nie mają tam monitoringu.

– Florystka niczego nie pamiętała? – podsunął Oryński.

– Pamiętała bardzo dobrze. Różę kupiło jakieś dziecko, mniej więcej pięcioletnie – odparła Joanna, odrywając kawałek placka z grillowanym mięsem. – Ktoś najął bachora, żeby kupił mi ten chabaź, a potem dostarczył go do szpitala. Pytałam salową.

Przeżuwała spokojnie, patrząc na rozmówców. Spodziewała się, że nie będą tak zszokowani. Najwyraźniej jednak obaj szybko pomiarkowali, że ktoś trzyma w tej sprawie rękę na pulsie. Wyjątkowo skrupulatnie.

– Tak – odezwała się. – Timing jest niepokojący.

– Niepokojący? – spytał Kordian. – Fakt, że tak szybko wysłano ci ostrzeżenie dowodzi, że ktoś śledzi sędziego Sendala.

– Mów mi Sebastian.

Oryński skinął niepewnie głową.

– I masz rację – dodał sędzia, składając sztućce. – A skoro tak, to przypuszczam, że na tym się nie skończy.

– Z pewnością nie – przyznała Chyłka. – Każdy, kto kiedykolwiek słyszał moje nazwisko, wie, że takim posunięciem nic nie ugra. Albo że osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego.

– Może o to chodzi? – zapytał Kordian.

– Może. Ale bardziej prawdopodobne, że to tylko nieśmiałe przedstawienie się. Ciche preludium do właściwego koncertu.

Sebastian pokiwał głową, ściągając brwi.

– Prokuratura? – zapytał.

– Jeśli tak, to będziesz miała problem – zauważył Oryński. – W ostatnim czasie dostarczyłaś im niemało materiałów, które mogliby…

– Te ogary będą zbierać tylko okruchy, które im rzucę.

– Z pewnością.

Przez moment wszyscy troje milczeli. Kordian i Sendal tylko patrzyli na swoje dania, Joanna jednak zajadała w najlepsze, zupełnie jakby mogła zrekompensować sobie w ten sposób brak alkoholu. W końcu podniosła wzrok.

– Nie będziemy gdybać – oznajmiła. – Sprawdziłam wszystko, co było do sprawdzenia, i nie doszłam do tego, kto przysłał chwasta. Musimy poczekać na ich kolejny ruch. W międzyczasie zresztą mamy sporo do zrobienia. – Wlepiła wzrok w sędziego. – A zaczniemy od tego, dlaczego wyglądasz gorzej niż Zordon po spotkaniu z Gorzymem.

– Słucham?

– Nieważne. – Machnęła ręką. – To takie wewnątrzkancelaryjne porównania. Mów, co się stało? – Nałożyła kolejny, przesadnie duży kawałek fajitas do ust.

Sendal potarł nerwowo czoło.

– Cały dzień nie mogę się dodzwonić do prokuratora generalnego.

– To dobrze – odparła niewyraźnie. – Monteskiuszowski trójpodział władzy najwyraźniej działa… przynajmniej na liniach telefonicznych.

– Udało mi się jednak skontaktować z wiceministrem sprawiedliwości.

– I?

– Nie sądzę, by zamierzali się za mną wstawić.

– Nie muszą się wstawiać. Wystarczy, że nie skierują wniosku do TK.

– Zrobią to.

Joanna zmrużyła oczy. Oczywiście spodziewała się, że do tego dojdzie, ale jeszcze nie na tym etapie. Sprawa na razie była zbyt mętna, a doniesienia na temat rzekomego przestępstwa pojawiały się tylko w mediach nieprzychylnych obozowi rządzącemu. Chyłka przypuszczała, że jeszcze przez pewien czas będzie spokojnie.

– Przecież to ci sami ludzie, którzy cię powołali – zauważyła. – Prokurator generalny alias minister sprawiedliwości sam głosował w sejmie za twoją kandydaturą.

– Tak, ale…

– Swoją drogą to tyle, jeśli chodzi o monteskiuszowskie podziały – mruknęła.

– Najwyraźniej sprawa stała się zbyt głośna.

– Gówno prawda.

– Słucham?

– Dla rządu liczą się tylko ich media, a w nich cisza. Nie chodzi o nacisk opinii publicznej, zresztą opozycja też jeszcze nie zaczęła wylewać na ciebie pomyj.

– Co sugerujesz? – włączył się Oryński.

– Że prokuratura zebrała całkiem niezły materiał dowodowy, który przekazano ministrowi – odparła, odrywając kolejny kawałek placka. – Ten musiał uznać, że lepiej zawczasu odciąć się od Sendala, bo chłop idzie na dno jak Titanic.

Na moment wszyscy zamilkli. W tle słychać było ciche dźwięki jednego z kultowych numerów KoRna. Joanna najchętniej posłuchałaby czegoś z lat osiemdziesiątych, bez numetalowej domieszki, ale nie miała zamiaru fatygować się do baru.

– Więc? – spytała. – Mają coś dobrego czy nie, Sendal?

– Nie wydaje mi się.

Uniosła brwi. Nie podobała jej się ta odpowiedź.

– Co masz na myśli? – burknęła. – Albo mają, albo nie mają. Co ci się ma wydawać?

– Nie mają.

– Więc dlaczego prokurator generalny tak szybko złoży wniosek?

– Może wie o czymś, o czym ja nie wiem.

– Najwyraźniej – odparła, rozprostowując plecy. – I to będzie czysta spekulacja z mojej strony, ale załóżmy, zupełnie hipotetycznie, że… bo ja wiem, znaleźli ciało? Z twoimi odciskami palców?

– Niemożliwe.

– Bo dobrze je ukryłeś?

Nie rozbawiło go to. Wpatrywał się w nią z kamiennym wyrazem twarzy, który mówił jej więcej niż słowa. Był urażony samą sugestią, że w oskarżeniach mogło tkwić ziarno prawdy. Nie dziwiło jej to, bo był jednym z tych prawników, którzy cierpieli na idealistyczne skrzywienie. Wydawało im się, że system prawny jest zbudowany na jakichś wartościach, że broni sprawiedliwości i stoi na straży obywatela. Z jej doświadczenia wynikało, że konstytucjonaliści często patrzyli na państwo przez różowe okulary. Nie rozumiała dlaczego.

Może gdyby zajęli się prawem rodzinnym, zobaczyliby, jak przepisy potrafią krzywdzić Bogu ducha winnych ludzi.

– Nie zrobiłem tego – powiedział cicho Sebastian.

– Nie ukryłeś ciała? A więc rozpuściłeś je w wannie?

Pokręcił bezradnie głową.

– Mnie to ganz egal – oświadczyła. – Winny czy niewinny, będę cię bronić, Sendal. Potrzebuję tylko wiedzieć wszystko, co wiesz ty. Rozumiemy się?

– Tak.

– Więc proszę, zacznij nadawać jak katarynka, bo spieszy mi się z powrotem do Skylight. Muszę od nowa wyposażyć swój gabinet.

Nabrał powietrza w płuca i zgarbił się. Chyłka ponagliła go ruchem ręki.

– Oskarżenie twierdzi, że zabiłem jakiegoś mężczyznę.

– Mężczyznę? – spytał Kordian.

Sędzia kiwnął głową.

– Ale słyszałem, że chodzi o…

– Zostawmy informacje z Pudelka i Plotka, Zordon. Skupmy się na konkretach.

Oryński zamilkł, a Sebastian potarł skronie, jakby zmagał się z migreną. Kiedy odsłonił twarz, Chyłka zobaczyła w jego oczach skrajne zmęczenie. Uświadomiła sobie, że sytuacja go przerosła. Był człowiekiem sukcesu, przyzwyczajonym do tego, że to on nadaje ton wszystkiemu wokół. Że wszyscy patrzą na niego z uznaniem, a nie z podejrzliwością czy nawet pogardą.

Właściwie żaden proces nie musiał się odbyć, by mu dokopano. Sam mętny przeciek do mediów wystarczył, by opinia publiczna dopowiedziała sobie resztę. Joanna była przekonana, że bez względu na to, jak skończy się sprawa, za kilka lat ludzie będą pamiętali tylko to, że Sendal zabił jakąś kobietę.

To był pierwszy news, który zakorzeni się w głowach wszystkich. Nie miało znaczenia, że nie był zgodny z prawdą nawet w kwestii płci rzekomej ofiary.

– Wiesz, o kogo chodzi? – zapytała.

– Nie. Nie podali imienia ani nazwiska. Wiem tylko, że do zdarzenia miało dojść w Krakowie.

– A nie w Poznaniu?

– Nie.

– Jesteś pewien?

– Tak twierdzi wiceminister sprawiedliwości. Przypuszczam, że wie, co mówi.

– Nie byłbym taki pewien… – bąknął Kordian.

Joanna spojrzała na niego bykiem, a on szybko uniósł dłoń i się wycofał.

– Wiesz, kto dostał sprawę? – zapytała.

– Dominika Wadryś-Hansen. Małopolska prokuratura okręgowa.

Chyłka słyszała to nazwisko. Początkowo nie mogła skojarzyć, ale naraz umysł wskoczył na odpowiednie tory. Wyłowiła z pamięci konferencje prasowe Wadryś-Hansen, które oglądała. Prokurator sprawiała wrażenie damy wyciągniętej prosto z planu „Downton Abbey” i po szybkim researchu w środowisku krakowskiej palestry Joanna dowiedziała się, że pozory w tym wypadku nie myliły.

Kobieta ta stanowiła jej zupełne przeciwieństwo. Szanowała wszelkie konwenanse, wierzyła w te wszystkie bzdurne łacińskie paremie prawnicze i z gracją nosiła prokuratorską togę. Chyłka, gdyby tylko mogła, paradowałaby w sądzie w T-shircie z Eddiem, zombiepodobną maskotką Iron Maiden, ewentualnie w skórzanej kurtce.

Jeśli dojdzie do starcia, posypią się iskry, pomyślała.

– W porządku… – mruknęła bardziej do siebie niż do rozmówców.

– Znasz ją? – zapytał Kordian.

– Tylko ze słyszenia. Choć niewiele brakowało, a spotkałybyśmy się raz w sądzie – odparła, po czym potrząsnęła głową i przeniosła wzrok na sędziego. – Co jeszcze wiesz?

– Nic więcej.

– Tylko tyle powiedział ci wiceminister? Żadnych informacji o dowodach, świadkach czy…

– Żadnych.

– Rozumiem. Krótko mówiąc, jesteś w dupie. A my razem z tobą.

Skinął głową, nie odzywając się.

– Masz alibi?

– Nie wiem nawet, kiedy miało dojść do tego rzekomego zdarzenia. I nie sądzę, żeby ktokolwiek w ministerstwie miał mnie oświecić.

– Nie, z pewnością tego nie zrobią. Powiedzieli ci tylko tyle, ile musieli, by utrzymać pozory.

– Pozory?

– Że jeszcze cię nie przekreślili. Że to nie oni są twoim wrogiem.

Chyłka przypuszczała, że mają już pełną dokumentację. Musieli mieć, skoro wystosowano do prokuratora generalnego prośbę o skierowanie wniosku o uchylenie Sendalowi immunitetu. Nikt jednak nie miał obowiązku na tym etapie dzielić się z nim czymkolwiek. Formalnie nie był o nic oskarżony.

– W Warszawie niczego się nie dowiemy – powiedziała. – Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to nie tutaj sterują całą sprawą. Trzeba pogrzebać w Krakowie. A tak się składa, że mamy tam kogoś.

– Kogoś bez dojścia do prokuratury – zauważył Oryński. – W dodatku kogoś, kto jest już spakowany, bo wraca do Warszawy.

Joanna obróciła się do niego.

– Co? – zapytała. – Kormak wraca?

– Taki był jeden z warunków, które postawiłaś przed powrotem do firmy.

– Aha.

– Nie pamiętasz?

– Nic a nic. Gdyby Hawking skierował ten swój teleskop na moją głowę, odkryłby najbliższą Ziemi czarną dziurę.

Kordian popatrzył niepewnie na ich klienta. Chyłka kątem oka również kontrolowała jego reakcję, ale nie dostrzegła niczego niepokojącego. Sendal wiedział, że w ostatnim czasie stoczyła się niebezpiecznym zboczem, ale nie miał pojęcia, jak daleko od szczytu się zatrzymała. A nawet gdyby, i tak już złożył swój los w jej ręce. Alkoholowa amnezja nie mogła wiele zmienić.

– Kiedy wyjeżdża z Krakowa? – spytała.

– Przypuszczam, że za kilka dni. Trzeba jeszcze domknąć sprawę z McVayem.

– Więc zdąży zgłębić tajemnice tamtejszych psów gończych z prokuratury okręgowej.

– Nie sądzę.

– W każdym razie spróbuje – powiedziała stanowczo. – A jak tylko będziemy wiedzieć więcej, zaczniemy układać ci linię obrony, Sendal.

Sebastian nie wyglądał na pokrzepionego.

– Przypuszczam jednak, że sprawa musi być w miarę świeża – dodała. – Na pewno nie sięgnęli dalej niż rok wstecz.

– Może i nie – przyznał Sendal.

– W takim razie postawię najbardziej oczywiste pytanie, które…

– Nie byłem w Krakowie w ciągu ostatniego roku.

– A wcześniej?

Wzruszył ramionami.

– Nigdy tam nie byłeś?

– Oczywiście, że byłem. Ale dobrych kilka lat temu.

– Świetnie – oceniła Chyłka. – O ile oczywiście mówisz prawdę. Choć przypuszczam, że jeśli kłamiesz, to zadbałeś o to, by nikt cię podczas takiej hipotetycznej wizyty nie zapamiętał.

Sebastian przez moment patrzył na nią, jakby sformułowała wyjątkowy paszkwil. W końcu westchnął i pokręcił głową.

– Nie było żadnej hipotetycznej wizyty – zapewnił. – Ani w minionym roku, ani w ciągu kilku lat.

Joanna zjadła ostatni kawałek fajitas i mimowolnie rozejrzała się za kuflem. Ręka sama drgnęła, zanim umysł zdążył zareagować.

– Okej – powiedziała. – Więc będą celować w okres, na który nie masz żadnego alibi. Jest taki?

– Oczywiście, że jest. Zawsze jest.

– Na przykład?

Wzruszył ramionami, ale widziała, że zaczął już się nad tym zastanawiać. Jeśli ktoś rzeczywiście chciał go wrobić w zabójstwo, musiał doskonale orientować się w jego życiu osobistym. Wybór terminu był kluczowy.

– Mieszkam z żoną, jak wiesz.

– Oczywiście, że wiem, Sendal. Przeglądam Facebooka jak każdy normalny człowiek.

Sebastian spojrzał na nią z rezerwą.

– Wiem też, że masz chrześniaka. Robisz sobie z nim zdjęcia stanowczo za często. Nie wiem tylko, ile bachor teraz ma.

Oryński odchrząknął znacząco, Sendal jednak zignorował określenie. Nie spodziewała się innej reakcji. Przeszli podczas studiów zbyt wiele utarczek słownych, zbyt często sobie dogryzali, by teraz obruszał się za takie sformułowania.

– Nazywa się Zbigniew, ma kilka miesięcy.

Chyłka się skrzywiła.

– Zbigniew? Naprawdę?

– Sam zaproponowałem to imię.

– Na cześć Radwańskiego, czy jak?

– Nie. Na cześć Hołdy.

– A, to zmienia postać rzeczy. Wielki prawnik.

– Owszem.

Joanna spojrzała kontrolnie na byłego podopiecznego i z ulgą zauważyła, że nawet on kojarzy Zbigniewa Hołdę. Nic dziwnego, profesor był członkiem zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, doradzał Solidarności, internowano go, a po upadku PRL-u przyczynił się do reformy prawa karnego na wzór zachodnich demokracji. Dziś niewielu było takich jurystów, skwitowała z żalem Chyłka.

Niewielu, ale być może jeden z nich siedział naprzeciwko niej. A jeśli jeszcze nie zasłużył na takie miano, z pewnością był dobrym kandydatem.

Kto mógłby chcieć uwikłać go w tak parszywą sprawę? I dlaczego? Gdyby pochodził z poprzedniego nadania, gotowa byłaby dopuścić, że to czystka nowego obozu rządzącego. Ale było wręcz przeciwnie. Stanowił jedną… być może jedyną decyzję kadrową, której nie kontestowali politycy opozycji.

Chyłka zmrużyła oczy, przyglądając mu się. Przypuszczała, że jest co najmniej kilka spraw, o których jej nie powiedział. Nie szkodzi. Była przekonana, że z czasem odkryje przed nią wszystkie karty. Bo jeśli nie on, zrobi to prokuratura. A wtedy może być już za późno, by Chyłka sięgnęła po swojego asa.

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4

Подняться наверх