Читать книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz - Страница 10
CZĘŚĆ 1
Rozdział 8
ОглавлениеPodpisywanie nominacji było jednym z obowiązków, które Seyda wykonywała najmniej chętnie. Nijak miało się to jednak do awersji, jaką czuła przed spotkaniem z prezesem Rady Ministrów.
Mimo to w końcu musiało do niego dojść.
Daria czekała na Chronowskiego w przypałacowym ogrodzie, nie chcąc, by ktoś w budynku przez przypadek usłyszał choćby pół słowa rozmowy, którą zamierzała zakończyć wyjątkowo szybko.
Na samą myśl o niej dostawała alergii. Od pewnego czasu głosu Chronowskiego słuchała z obrzydzeniem, podczas gdy w głowie układał jej się niepokojący, pesymistyczny scenariusz nocy, której nie pamiętała.
Obudziła się w motelu w Jankach. Przy Godebskiego, niedaleko krajowej siódemki. Nie wiedziała, co się z nią działo, ale na ciele nie odkryła żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o wykorzystaniu seksualnym.
Chronowski zdradził jej tylko, w jaki sposób pozbawili ją przytomności. Słowem nie zająknął się o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Wiedziała jednak, że cokolwiek to było, wiązało się z nieprzeciętnym ohydztwem i plugastwem.
Premier spóźnił się na spotkanie ponad dwadzieścia minut. Wyszedł z budynku, polecił swojemu ochroniarzowi, by poczekał na tarasie, a potem zamachał wesoło do Seydy. Prezydent to zignorowała, czekając na niego pod jednym z rozłożystych drzew.
– Wybacz spóźnienie – odezwał się Adam.
Seyda nie odpowiedziała.
– Nie było celowe.
– Z pewnością.
– Podejrzewasz mnie o zagrywki w stylu rosyjskiego prezydenta?
– Podejrzewam cię o znacznie gorsze rzeczy.
Wlepiał w nią wzrok, ale nie zwracała na to uwagi. Przywodził jej na myśl menela, który właśnie zatoczył się pod przystanek autobusowy i patrzył na jedną z pasażerek z niewypowiedzianą prośbą o dwa złote w oczach.
– Daruj sobie, Seyda.
– Dla ciebie pani prezydent.
– Chyba, kurwa, żartujesz.
Odwróciła się do niego i spojrzała mu prosto w oczy, krzyżując ręce na piersi. Nie miała zamiaru pozwolić, by to starcie odbywało się na jego warunkach.
– Zachowajmy minimum pozorów, panie premierze – zaproponowała.
– Bo?
Ściągnęła gniewnie brwi.
– Słucham?
– Bo w przeciwnym wypadku co zrobisz? – rozwinął Chronowski. – Nagrasz rozmowę, poślesz ją do mediów? Pokażesz, jak prostacko wyraża się szef rządu, jak traktuje głowę państwa? Co?
Odpowiedziała milczeniem.
– A może ujawnisz, że ucieka się nawet do gróźb wobec niej? – dodał z satysfakcją. – Że stawia jej ultimatum: albo zrobisz, co mówię, albo ujawnię to, co na ciebie mam?
Zbliżyła się o krok, wyraźnie wyczuwając woń alkoholu. W jakiś sposób pasowała do mocnych, ostrych perfum, których używał. Adam też się zbliżył, jakby nie był gotów oddać jej inicjatywy nawet w tak błahej kwestii jak zmniejszenie dystansu między nimi.
– Zrób tak – poradził. – Będzie ciekawie. Dla wszystkich oprócz ciebie, Zuli i Krzyśka.
Pokręciła głową, jakby miała do czynienia z niesfornym dzieckiem. W rzeczywistości jednak mierzyła się nie z infantylnymi przechwałkami, ale realną groźbą.
– Zachowaj chociaż odrobinę klasy – powiedziała.
– Mam jej nadto. Ale nie muszę tego udowadniać akurat tobie.
Przeszło jej przez myśl, że mogłaby odpuścić. To, jak się do niej zwracał, nie miało żadnego praktycznego znaczenia. Zresztą w historii wielu było prezydentów, których współpracownicy tytułowali per Lechu, Kwachu et cetera. Jej relacja z premierem pod tym względem nie odbiegała od normy.
Tyle że nie miała zamiaru dawać mu satysfakcji. Choćby w tak prozaicznej kwestii.
– Albo okażesz minimum kultury, albo wynoś się stąd – powiedziała, wskazując mu gmach.
– Kultury? To nie czas na kulturę, Seyda.
Nie miała zamiaru tego słuchać. Skinęła lekko głową, a potem powoli ruszyła w kierunku pałacu. Spodziewała się, że Chronowski chwyci ją za rękę, tym samym alarmując stojącą kawałek dalej Kitlińską, ale premier ani drgnął.
– Mamy przesrane – odezwał się. – Oboje.
Nie zwolniła nawet.
– Jedziemy na tym samym wózku, Seyda.
Usłyszała, że ruszył za nią. Właściwie żałowała, że nie zdecydował się zatrzymać jej siłą. Z chęcią pozwoliłaby Kitlińskiej
zrobić z nim porządek. Spojrzała przed siebie, szukając wzrokiem Huberta, i dostrzegła go w oknie gabinetu szefa kancelarii na pierwszym piętrze. Pomyślała, że powinna była włączyć go do rozmowy. Mógłby wystąpić w charakterze rozjemcy, bo mimo że znajdował się w jej obozie, Chronowski zdawał się z jakiegoś powodu go cenić.
– Posłuchaj mnie, do cholery…
Seyda wciąż nie odpowiadała. Minęła Kitlińską, a ta kontrolnie zerknęła na premiera, po czym ruszyła za głową państwa.
– Pani prezydent – syknął w końcu Adam.
Seyda się zatrzymała i pozwoliła sobie na uśmiech. Odwróciła się już jednak z kamiennym wyrazem twarzy, po czym zbliżyła się do Chronowskiego. Odeszli kawałek, nie zamieniając słowa. Dopiero kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od funkcjonariuszki BOR-u, Chronowski znacząco odchrząknął.
– Nie rozumiem, co te pozory zmienią, ale jak chcesz.
Spojrzała na niego wymownie.
– Ale jak pani chce, pani prezydent – poprawił się wyraźnie prześmiewczym tonem, a potem westchnął. – W zamian za to posłucha pani przez chwilę, co mam do powiedzenia.
Wymuszenie użycia odpowiedniej tytulatury nie było zbyt znaczące, ale wiązało się z przyjemnym poczuciem niewielkiego zwycięstwa.
– Mamy cholernie duży problem – kontynuował Adam. – Swoboda zebrała w sejmie większość do konstruktywnego wotum nieufności wobec mnie.
Daria zmarszczyła czoło.
– Nie wygląda pani na zaskoczoną.
– Bo może nie jestem.
– W takim razie…
– Wiem o wotum – przerwała mu. – I nie mam zamiaru robić niczego w tej kwestii.
– Jest pani tego pewna?
– Absolutnie.
– W takim razie to zamknięty temat.
Gdyby nawet nie usłyszała szyderstwa w jego głosie, doskonale zdawałaby sobie sprawę z tego, że to bzdura. Jeszcze przed końcem tego spotkania Chronowski z pewnością wróci do tego wątku.
A to oznaczało, że miał coś, czym zamierzał ją przekonać do współpracy. Coś więcej niż dotychczas.
– Do rzeczy, panie premierze – odezwała się. – Nie mam całego dnia, czekają na mnie naglące sprawy.
Popatrzył w stronę pałacu.
– Są nowe informacje w sprawie zagrożenia?
– Może – przyznała Seyda. – Ale nic panu do tego.
– Nic? Jestem szefem rządu, odpowiadam zarówno za politykę wewnętrzną, jak i…
– Odpowiada pan za wszystko, co najgorsze w tym kraju – przerwała. – Tylko tyle i aż tyle. I nic ponadto.
Zacisnął usta, przez moment zmagając się z tym, co w całej karierze stanowiło jego najgroźniejszego przeciwnika – własnym ego. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby po raz kolejny dał temu wyraz. Obróciłaby się na pięcie, rozmowę uznając za zakończoną.
– Niech pani nie będzie tego taka pewna – odparł jednak dość spokojnie. – Wciąż wiele ode mnie zależy.
– Nie sądzę.
– W takim razie przegapiła pani wszystkie te znaczące spojrzenia, które podczas posiedzenia Rady posyłali mi członkowie rządu.
Trudno było ich nie zauważyć, ale Daria zachowała tę uwagę dla siebie.
– Cóż… może miała pani myśli zajęte czymś innym.
– Czymś innym?
Niedbałym ruchem ręki Adam wskazał gmach przy Krakowskim Przedmieściu.
– W domu wszystko w porządku? – spytał. – Z Krzyśkiem układa się trochę lepiej?
Daria potoczyła wzrokiem po drzewach. Uśmiechnęła się, przypominając sobie uwagę Hauera na temat tego, jak opisała potencjalnego kandydata na partnera.
– Zaaklimatyzował się już? – ciągnął Chronowski. – Nie brakuje mu Kielc? Ani nikogo, kto…
– Wystarczy.
– Wystarczy czego?
– Tej werbalnej sraczki, na którą pan cierpi, panie premierze.
Adam uniósł brwi, nie spodziewając się najwyraźniej takiej bezpośredniości.
– Czego pan chce? – dodała Seyda.
– Najnowszych doniesień.
– W takim razie proszę przejrzeć sobie tvn24.pl albo wiadomości na „Gazecie”.
– Nie piszą tam o rzeczach, które mnie interesują.
– To niech pan skorzysta z TVP Info lub wPolityce.pl.
– Stamtąd dowiem się jeszcze mniej.
– Ale wciąż więcej niż ode mnie – odparła. – Bo nie mam zamiaru dzielić się z panem czymkolwiek, co dotyczy szczytu.
Przez moment widziała w jego oczach przebiegły błysk. Znała go zbyt dobrze – i nigdy nie wieszczył niczego dobrego. Kiedy szef rządu uśmiechnął się z wyższością, wiedziała już, że nie fatygował się tutaj bez powodu.
– Mam pewne informacje – oświadczył.
– Więc proszę je przekazać Agencji…
– Przekażę je tobie, Seyda – wpadł jej w słowo i w końcu złapał ją za rękę. Natychmiast ją odtrąciła. – Dosyć tej, kurwa, zabawy – dodał. – Są rzeczy, do których nie dotrze ani żaden minister, ani Chmal, ani cały wywiad cywilny i wojskowy razem wzięte.
Kitlińska stała niedaleko, najpewniej słyszała każde zdanie. I była gotowa interweniować, dostrzegając, że obu stronom konfliktu trudno utrzymać nerwy na wodzy.
– Ale ty do nich dotarłeś? – spytała Seyda z powątpiewaniem.
– Wymagało to tylko szczerej rozmowy z pewnym człowiekiem w Moskwie.
– Jakim?
– To już moja sprawa. Liczy się tylko to, co udało mi się ustalić.
– Czyli?
– Dowiesz się, kiedy zrelacjonujesz mi wszystko, co przekazał ci Chmal – odparł Chronowski, ściszając głos do szeptu. – Chcę wiedzieć, jak wygląda sytuacja ze szczytem.
– Twierdzisz, że już sam to ustaliłeś.
– Do kurwy nędzy, Seyda…
Rozłożył lekko ręce i popatrzył na nią błagalnie. Daria zastanawiała się, jak długo uda jej się utrzymać determinację. Fakt, że w okamgnieniu zrezygnowała z upierania się przy tytulaturze, nie rokował dobrze. Przeszło jej przez myśl, że równie szybko może zmienić się całe jej dotychczasowe podejście do Chronowskiego.
Do tej pory udawało się jej trzymać go na dystans. Nie miał nic do gadania w sprawach kraju, a ona postanowiła, że zrobi wszystko, by taki stan rzeczy trwał jak najdłużej.
Ale dotarł do czegoś konkretnego, nie miała co do tego wątpliwości. W tej sytuacji nie mógł pozwolić sobie na blef, bo weryfikacja jakiejkolwiek wiadomości zajmie tylko chwilę.
– Mów, co masz do powiedzenia – odparła. – A potem zastanowię się nad…
– Nie – uciął. – Najpierw chcę wiedzieć, do czego wy dotarliście.
Nabrała głęboko tchu. Z jednego prostego powodu nie było sensu ukrywać czegokolwiek przed Chronowskim – służby na dobrą sprawę nic nie ustaliły. Adam jednak o tym nie wiedział, a Seyda postanowiła, że przynajmniej w tej kwestii to ona będzie dyktowała warunki.
– Najpierw powiesz mi, z kim w Rosji się kontaktowałeś – zastrzegła.
– Nie podam ci nazwiska.
– Nie pytam o nie.
Pokiwał głową i zmrużył oczy, zawieszając wzrok gdzieś w oddali. Seyda poczuła się, jakby uczestniczyła nie w spotkaniu z premierem, ale z agentem żywcem wyjętym z czasów, kiedy żelazna kurtyna oddzielała dwa odrębne światy.
– Znam kogoś w Rosgwardii.
– Gówno prawda – odparła Daria bez wahania. – To zaufana formacja Trojanowa, nie ma tam żadnych informatorów.
– Nie mówię, że znajomy jest informatorem – szepnął Adam. – Ale wie, co się dzieje. Brał udział w formowaniu tych struktur.
– Ale nie w samej akcji w Czeczenii?
– Nie.
Cisza, która zaległa, potwierdzała, że ciężar informacji Chronowskiego był znaczący. Seyda przypatrywała mu się przez chwilę. Nie był mężem stanu, przekazanie jej jakichkolwiek wieści nie miało nic wspólnego z troską o dobro kraju. Chciał wrócić, odbić się od dna, ocalić swoją karierę. I najwyraźniej znalazł na to jakiś sposób.
– Więc? – spytał. – Usłyszę teraz, co wiadomo?
– Nic – odparła bez namysłu Daria.
Chronowski zaśmiał się chrapliwie, a potem kaszlnął. Prezydent odniosła wrażenie, że przypomniało mu to, iż pora na papierosa. Wyjął paczkę, zapalił i wypuścił dym w jej kierunku.
– Coś więcej? – spytał.
– Żaden z naszych sojuszników nie potwierdził, że jakikolwiek zamach jest organizowany. Amerykanie utrzymują, że w monitorowanych przez nich kanałach nie ma żadnego ruchu, przynajmniej jeśli chodzi o Europę Środkowo-Wschodnią. Żadna ze służb nie wydała dla nas ostrzeżenia, a nie muszę chyba dodawać, że w świetle organizowanego szczytu podchodzą do tego nawet poważniej niż zazwyczaj.
Adam zaciągnął się głęboko.
– Opozycja czeczeńska? Gruzja? Nikt nic nie wie?
– Nikt. Organizacje międzynarodowe i humanitarne też nie.
– Intrygujące.
Seyda niechętnie skinęła głową.
– Choć jeśli się nad tym zastanowić… – zaczął Chronowski i podrapał się po karku. – Może to zrozumiałe.
– Bo?
– Bo w dziupli tych terrorystów nie znaleziono żadnego podrobionego prawa jazdy ani polskiej waluty. To bzdura.
Strzepnął popiół, jakby pstrykał palcami. Czerpał przyjemność z każdej sekundy tej rozmowy.
– Rosjanie spreparowali wszystko, żeby wymusić na tobie odwołanie szczytu.
Seyda przyglądała mu się, starając się stwierdzić, czy w tak ważnej kwestii może mu ufać. Co, jeśli celowo wprowadzał ją w błąd? Zamach podczas spotkania w Malborku sprawiłby, że sytuacja w kraju stałaby się jeszcze bardziej niepewna. Chronowski mógł się utrzymać przy władzy, twierdząc, że należy zrobić wszystko, by uniknąć kryzysu rządowego.
Ale czy był gotowy posunąć się tak daleko? Nie, raczej nie. Nawet on nie pozwoliłby, by doszło do takiej tragedii.
Odmienną kwestią było to, czy Rosjan stać było na taką manipulację. Znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło Seydzie tylko chwilę. Oczywiście, że byli do tego zdolni. Ryzykowali niewiele, a osiągnąć mogli całkiem sporo.
Jeśli zorganizowali prowokację, Daria nie miała się czym przejmować. Ale jeżeli zagrożenie istniało? Skutki byłyby nie do wyobrażenia.
– A jednak znaleziono ciało naszego człowieka na Kaukazie – zauważyła Seyda. – Że nie wspomnę już o pogróżkach, które wobec mnie wystosowano.
– To może nie mieć żadnego związku ze szczytem.
– W nagraniu były dość konkretne groźby.
– Pod twoim adresem.
– Nie tylko. Także pod adresem kraju.
– Ale nie było słowa o spotkaniu głów państw w Malborku – uparł się Adam. – Zresztą sam fakt, że pojawiło się nagranie, dowodzi, że ta grupa nie planuje żadnego ataku. Gdyby było inaczej, siedzieliby jak trusie.
Trudno było temu zaprzeczyć.
– Tak czy owak, moje rosyjskie kontakty nie mają żadnych wątpliwości, że to zwykła zagrywka polityczna. Duży, ale jednak fake news. Element wojny informacyjnej, dzięki której Rosjanie potrafią teraz załatwiać znacznie więcej, niż kiedyś za pomocą czołgów i mięsa armatniego.
Daria nie odpowiadała, starając się ocenić, czy doniesienia z takich źródeł należy traktować jako wiarygodne. Zaczęła nieświadomie skubać dolną wargę, układając w głowie stanowczo zbyt wiele możliwych scenariuszy.
– Mój człowiek z Rosgwardii jest godny zaufania.
– To twoje zdanie.
– A ty je podzielisz, jak tylko z nim porozmawiasz i przekaże ci to samo, co powiedział mnie.
Takiej deklaracji się nie spodziewała.
– W zamian za to będę czegoś od ciebie oczekiwać.
– Nie poprę cię w staraniach o…
– Nie zamierzam siedzieć już na tym stołku, Seyda – odparł, a potem ciężko wypuścił dym, jakby jego płuca toczyły nie opary nikotyny, lecz smog. – Ale chcę, żebyśmy wysunęli własnego kandydata – dodał. – Konkurenta dla tego, kogo wytypuje Swoboda.
– Chcesz…
– Część Pedepu się za nami opowie – ciągnął. – Przy odrobinie szczęścia uda nam się przynajmniej uwalić wniosek UR i WiL-u. A potem dogadamy się z całą resztą i przepchniemy swojego człowieka.
Seyda milczała. Sytuacja zrobiła się znacznie bardziej skomplikowana niż jeszcze przed momentem.
Z jednej strony Hauer, który właściwie nie miał szans na objęcie fotela.
Z drugiej kandydat Teresy Swobody, który w tej chwili mógł liczyć na największe poparcie.
A do tego wszystkiego jeszcze ktoś namaszczony przez Chronowskiego?
– Kogo masz na myśli? – zapytała.
– Człowieka na tyle odważnego, że nie bał się powiedzieć publicznie o pewnym nietypowym miejscu, w którym można powiesić ręcznik.