Читать книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz - Страница 11

CZĘŚĆ 1
Rozdział 9

Оглавление

Pajęczyna politycznych zawiłości, personalnych zależności i wzajemnych układów zdawała się coraz bardziej skomplikowana. By trzymać rękę na pulsie, Milena oznajmiła, że muszą mieć to wszystko rozrysowane.

Jeszcze kilka lat temu zapewne kupiłaby białą tablicę na kółkach, ustawiła ją w salonie, a potem czarnym markerem zaznaczyła to, co istotne. Teraz jednak nie było takiej potrzeby, w zupełności wystarczał standard AirPlay.

Przez kilka godzin pracowała z iPadem w ręku, a kiedy skończyła, przerzuciła obraz na wielocalowy telewizor w salonie. Patryk podjechał do ekranu i powiódł wzrokiem po tabelkach.

Wykaz czterystu sześćdziesięciu posłów, podzielonych wedle kilku istotnych kluczy, robił wrażenie, ale Hauer nie miał zamiaru chwalić żony. Nie zwykli serwować sobie komplementów. Dobre słowo Milena prędzej potraktowałaby jako przytyk.

– Nie wygląda to najlepiej – odezwała się.

– Póki co.

Uniosła brwi ze zdziwieniem.

– Zacząłeś używać rusycyzmów?

– W domu mogę.

– Możesz, ale nie powinieneś, bo jeszcze wejdzie ci to w krew. Rzucisz potem „póki co” podczas jakiegoś wiecu i kilku wyczulonych językowo wyborców podniesie raban.

Wydawało mu się, że po tych wszystkich lapsusach językowych, których na przestrzeni lat dopuszczali się politycy, nikt nie zwróciłby na to uwagi. Ale nie miał zamiaru o tym wspominać.

Milena stanęła obok i położyła rękę na oparciu wózka.

– Tak czy inaczej, masz rację – powiedziała. – To stan przejściowy. Stopniowo zaczniemy przeciągać nazwiska do twojej kolumny.

Ta znajdowała się po prawej stronie pierwszego z wykresów. Przy nazwisku Hauera na razie był tylko jeden poseł – on sam. Na nim zaczynała się i kończyła lista tych, którzy bez cienia wątpliwości poprą go jako kandydata na premiera.

Pośrodku znajdował się jeszcze nieznany z nazwiska człowiek Swobody, a po lewej Marek Zwornicki. O tym, że ten ostatni jest w grze, Patryk dowiedział się od Seydy.

Doraźna kooperacja między nimi już przynosiła pierwsze rezultaty, co utwierdzało Hauera w przekonaniu, że decyzja o jej podjęciu była słuszna.

W tabelce po lewej Mil umieściła nazwisko Chronowskiego i członków rządu, którzy po skandalu nie złożyli dymisji.

– Mogłabyś dopisać jeszcze kilku posłów, którzy trzymają z Adamem.

– Nie – odparła.

Czekał na wyjaśnienie, ale żona najwyraźniej zamierzała zachować je dla siebie.

– To niemal pewni sojusznicy Chronowskiego.

– Właśnie. Niemal – odparła, wciąż wpatrując się w swoje dzieło. – Ale w tych trzech tabelach będziemy umieszczać jedynie nazwiska tych, co do których jesteśmy absolutnie pewni.

Większość posłów znajdowała się poza kolumnami, co wyglądało nie najgorzej, ale w rzeczywistości nic nie znaczyło.

To, że UR i WiL uzbierały większość do poparcia swojego kandydata, nie ulegało wątpliwości.

– W tej chwili mamy jeden głos na ciebie, kilka na Zwornickiego i…

– I jakieś dwieście trzydzieści jeden na kandydata Teresy.

– Niekoniecznie.

– To, że nie wpisałaś tylu w tabeli, nie znaczy, że nie zagłosują tak, jak życzy sobie tego Swoboda.

– Nie wpisałam ich, bo nie ma stuprocentowej pewności, że tak się stanie.

W końcu oderwała wzrok od telewizora i popatrzyła na Patryka. Przez moment czekała, aż on też na nią zerknie.

– Dopóki tego nie zrobię, wszystko jest możliwe – dodała. – Wszystko. Rozumiesz?

– Jeśli wszystko jest możliwe, to także to, że coś jest niemożliwe.

Przewróciła oczami.

– To nie czas na filozofowanie.

– Nie? A mnie się wydaje, że moment jest odpowiedni na teoretyczne dyskusje. Bo w praktyce niewiele możemy.

– W tej chwili.

– I sądzisz, że w następnej się to zmieni?

– W tej lub kolejnej – odparła z przekonaniem. – A ty jesteś podobnego zdania. Wiesz, że to tylko kwestia czasu, nim zaczniesz zbierać poparcie.

Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu.

– Tym bardziej nie rozumiem, po co mnie o to pytasz – dodała. – Chcesz, żebym utwierdziła cię w przekonaniu, że dasz radę?

– Może.

– Nie potrzebujesz tego.

Miała rację, nie potrzebował. Pytania jednak same wydobywały się z jego ust. Może wynikało to z faktu, że kiedy patrzył na tabele, widział wyraźnie, na jak niewielkie poparcie może liczyć. Właściwie było ono marginalne. W tej chwili szanse objęcia fotela premiera były mniej więcej takie jak wygrana w Lotto.

Tyle że w loterii decyduje jedynie szczęście, nie sposób zmieniać zasad, naginać ich do własnych celów ani stosować manipulacji.

Uśmiechnął się w duchu na tę myśl.

– Od czego zaczynamy? – zapytał zupełnie innym tonem.

– Od mikrotargetingu.

– Czyli?

– Nie słyszałeś o badaniach Kosińskiego ze Stanforda?

W którymś kościele dzwoniło, ale Hauer nie mógł stwierdzić w którym. Słyszał nazwisko, kojarzył tego naukowca z jednym z najbardziej prestiżowych ośrodków uniwersyteckich na świecie, ale nie mógł wyłowić z pamięci żadnych szczegółów.

– Przeprowadził ciekawe badania – dodała Mil. – Sprowadzały się do rzeczy na pozór prozaicznej, czyli przeanalizowania lajków, jakie zostawiasz w mediach społecznościowych.

Patryk uniósł brwi. Już brzmiało to dobrze.

– Wiesz, ile dziennie wychodzi ich w twoim wypadku?

– Nie – odparł Hauer.

– Mniej więcej.

– Nie wiem. Przypuszczam, że kilkadziesiąt.

– Dajmy na to, że dziennie zostawiasz ich dwadzieścia – powiedziała. – Od poniedziałku do piątku wychodzi więc okrągła stówa.

– W porządku.

– Badania Kosińskiego dowodzą, że przy dziesięciu polubieniach odpowiedni algorytm pozna cię lepiej niż znajomi z pracy. Przy siedemdziesięciu lepiej niż przyjaciele. Przy stu lepiej niż twoi rodzice – powiedziała z zadowoleniem. – A jest dopiero piątek.

– Okej.

– Przy dwustu czterdziestu algorytm poznaje cię już lepiej od życiowego partnera.

– I co nam do tego?

– To, że to najpotężniejsza broń polityczna współczesnego świata – ciągnęła z entuzjazmem Milena. – Pewna firma wykorzystała te badania w ostatniej kampanii prezydenckiej w Stanach. Ta sama odpowiadała za Brexit.

Patryk zmarszczył czoło, a potem obrócił wózek w kierunku żony. Mogła liczyć na całą jego niepodzielną uwagę.

– Teraz reklamują się jako firma, która odpowiada za większość wygranych wyborów na świecie.

– Przesadzają.

– Trochę – przyznała Mil. – Ale tylko trochę.

– Chcesz ich wynająć?

– Nie, koszt byłby za duży. Bez wsparcia finansowego UR nie stać nas na to. Tyle że nie musimy sięgać po ich metody, Kosiński opisał całość na łamach szeregu magazynów naukowych.

Hauer nie miał wątpliwości, że jego żona przeczytała wszystko, co było publicznie dostępne. Brzmiało to dość niebezpiecznie, jak instrukcja budowy brudnej bomby, którą ktoś zawiesił na osiedlowej tablicy ogłoszeń.

– Nie patrz tak na mnie – odezwała się.

– Jak?

– Jakbym znalazła współczesnego Oppenheimera – odparła pod nosem. – Ten człowiek to wizjoner, nie konstruktor. Daje wiedzę, ale to, co z nią zrobisz, to twoja sprawa.

– Wygodne – odparł Patryk. – Prawie tak jak mówienie, że Kałasznikow nie ma nic wspólnego z AK-47. Oprócz tego, że wynalazł ten karabin.

– Einsteina też winisz za jego równanie? Bo to od niego się zaczęło. Przez nie Eddington pomyślał o fuzji w jądrze gwiazd i…

– Mniejsza z tym – uciął Hauer. – Co nam daje mikrotargeting? Konkretnie?

Milena pochyliła się lekko i uśmiechnęła.

– Wszystko, czego potrzebujemy do stworzenia odpowiedniej strategii – zadeklarowała z przekonaniem. – Dzięki cyfrowym śladom dowiesz się, czego słucha potencjalny wyborca, na jakie treści i w jaki sposób reaguje, co sobie ceni, czego nie, jakie marki lubi, które newsy wywołują w nim emocje, a które są dla niego obojętne. W rezultacie…

– Chcesz stworzyć spersonalizowany przekaz – wpadł jej w słowo. – Tysiące… nie, setki tysięcy indywidualnie skrojonych kampanii wyborczych.

– Zgadza się.

Hauer przez moment się nad tym zastanawiał. Jeśli firma, która wykorzystywała mikrotargeting, chwaliła się doprowadzeniem do Brexitu i sukcesem wyborczym amerykańskiego prezydenta, należało podejść do sprawy poważnie.

– Zastanów się nad tym – dodała Mil. – Twoje zapytania z Google’a, twoja historia odwiedzanych stron, lista przeczytanych i ocenionych książek, historia zamówień, lista hoteli, w których się zatrzymywałeś, krajów, które odwiedzałeś… to wszystko można stworzyć dzięki przeanalizowaniu danych z kilku portali. I odpowiedniej liczby lajków. Bez włamywania się gdziekolwiek, bez podsłuchów, bez nielegalnych posunięć. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. A konkretnie uniesionego kciuka.

Hauer pamiętał o skandalu, który wybuchł jakiś czas temu w związku z polityką Facebooka. Firma sprzedawała kontrahentom dane na temat nastrojów użytkowników, a ci wykorzystywali je do oferowania odpowiednich produktów – na depresję reklama przecen w znanej marce odzieżowej; na smutek uśmiechnięte figurki z ulubionego serialu w promocyjnej cenie; tu coś motywacyjnego, tam coś mającego wykorzystać fakt, że użytkownik jest szczęśliwy i gotowy do podejmowania wyzwań. Możliwości można było mnożyć, a najlepsze w tym wszystkim było to, że ofiary same akceptowały regulamin, który pozwalał na takie targetowanie – a potem dobrowolnie klikały emotikony informujące portal o swoim obecnym nastroju.

– Może masz rację.

– Mam – odparła. – A żebyś ty nie miał co do tego wątpliwości, przypomnij sobie kampanię w Stanach. Pamiętasz, jak jeden z kandydatów wysyłał sprzeczne sygnały, sam sobie zaprzeczał, a mimo to uchodziło mu to na sucho?

– Aż za dobrze.

– Wszystko za sprawą mikrotargetingu – rzuciła. – Przekaz był dopasowany do oczekiwań określonych wyborców, przez co konkretne treści mogły stać ze sobą w sprzeczności.

– Mhm.

– W telewizji było widać tylko wierzchołek góry lodowej, kiedy nasz ulubiony kandydat co innego mówił w CNN, a co innego w Fox News. Ale wiesz, co działo się w internecie?

– Mniej więcej.

– Dziennikarze ze szwajcarskiego „Das Magazin” ustalili, że w czasie samej debaty prezydenckiej z kontrkandydatką sztab rozesłał prawie dwieście tysięcy różniących się, sprzecznych ze sobą komunikatów. Wszystko dopasowane pod konkretnego wyborcę.

Patryk widział w oczach żony prawdziwy ogień. I nie potrzebował żadnych algorytmów, by wiedzieć, że nie sposób go ugasić. Milena wykorzysta tę koncepcję do maksimum. Wyciśnie z niej ostatnie soki, a potem będzie ze spokojną, niemal dystyngowaną satysfakcją przyglądać się efektom.

– W porządku – powiedział. – Nie musisz mnie przekonywać.

– Ani ciebie, ani nikogo innego – odparła. – Bo znając tak szerokie spektrum preferencji danego wyborcy, wystarczy jedno czy dwa słowa i będziemy mieli go w garści.

– Wyborcy wyborcami…

– W tej chwili mówię o posłach, Patryk.

Dotarli do sedna sprawy.

– Parlamentarzyści to dopiero żyła złota – dodała. – Są tak aktywni w mediach społecznościowych, że te pierwsze sto lajków algorytm zbierze w ciągu kilku godzin.

Brzmiało to wszystko dość dobrze, ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju.

– To legalne? – spytał. – Tworzenie profili psychologicznych do celów wyborczych?

– Wszystko, co niezabronione prawem, jest legalne.

Nie miał zamiaru z nią polemizować. Przez moment przyglądał się wykazowi na ekranie. Czterystu pięćdziesięciu dziewięciu wyborców. Tyle samo profili psychologicznych, o których stworzenie nikt nie będzie podejrzewał Mileny ani Hauera.

– Na Boga, to będzie prawdziwa skarbnica… – powiedział cicho.

Milena skinęła głową z uśmiechem.

– Nawet nie będą wiedzieć, co w nich uderzyło – skwitowała.

– Nie wszyscy. Ktoś może przejrzeć, co robimy.

– Nie szkodzi.

– Tak sądzisz?

– Tych zniszczymy – zapowiedziała. – I każdego innego, kto stanie nam na drodze.

Poczuł, że serce zabiło mu nieco szybciej. To było to, co oboje uwielbiali i bez czego nie mogli żyć. To był ich odpowiednik seksu, realizacji dzikich, nieokiełznanych żądz. Spojrzeli na siebie z nowym wigorem i wyraźnym animuszem.

– Jutro z samego rana zaczynamy – powiedziała Milena. – Wchodzimy na twoją nową drogę na szczyt.

W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2

Подняться наверх