Читать книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz - Страница 4
CZĘŚĆ 1
Rozdział 2
ОглавлениеJednoosobowa szpitalna sala była przeszklona, ale żadne z okien nie wychodziło na rzeczywistość. A przynajmniej takie wrażenie miał Patryk Hauer, od kiedy wyprowadzono go ze śpiączki farmakologicznej dwa dni temu.
Od tamtej pory milczał. Odzywał się wyłącznie do siebie, w myślach. Nie reagował na pytania żony, nie otwierał ust do lekarzy ani pielęgniarek. Kiwał tylko głową, by wiedzieli, że jest świadomy.
Spędził miesiąc jako warzywo. Uwierała go ta świadomość, sprawiała, że czuł się jak zwykły, przeciętny człowiek. Dotychczas żył w złudzeniu, że w jakiś sposób wybija się ponad przeciętną. Że nie jest taki jak inni.
Wszystko, co działo się przed wypadkiem, zdawało się to potwierdzać. Podczas prac komisji śledczej doprowadził do upadku rządu. Wypracował pozycję, która pozwalała mu przejąć władzę w kraju. Unia Republikańska złożyła wniosek o uchwalenie konstruktywnego wotum nieufności.
A on miał stanąć na czele rządu. Objąć władzę.
Jeden moment, jedno zderzenie na Wisłostradzie. Dwie ofiary śmiertelne, kierowca Hauera i oficer BOR-u. On sam w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Wszystko przepadło.
Premierostwo, perspektywy na przyszłość.
Wszystko, na co od tak dawna pracował. Na co oboje z Mileną pracowali.
Siedziała przy łóżku, zapewne tak jak co dzień, od miesiąca. Jeszcze dziś rano próbowała nawiązać z nim jakąś rozmowę, ale ostatecznie dała za wygraną. Teraz skupiała się na swoim kindle’u, raz po raz stukając w ekran, by przerzucić stronę. Patryk nie wiedział nawet, co czyta.
Odchrząknął cicho, ale ona nie podniosła wzroku. Zrobił to nieco głośniej i dopiero wtedy zorientowała się, że chce ściągnąć jej uwagę. Uniosła głowę i zmrużyła oczy.
– Gotowy, żeby pogadać?
– Tak.
Jego własny głos wydał mu się chrapliwy, głęboki i stanowczo zbyt obcy, by dobywał się z jego gardła. Kaszlnął kilkakrotnie, zasłaniając ręką usta. Każdy ruch wiązał się z bólem. Każda myśl również.
– W takim razie powiem lekarzowi, żeby przyszedł.
– W porządku.
Żadnego współczucia, żadnego rozczulania się ani pocieszającego pustosłowia. Relacja Hauerów nie zmieniała się nawet w obliczu tragedii – i Patryk był za to wdzięczny żonie. Nie bez powodu związali się ze sobą lata temu.
Milena wróciła po chwili w towarzystwie podstarzałego mężczyzny w białym kitlu. Uśmiechnął się dobrotliwie, jak zwykli to robić doktorzy na moment przed przekazaniem pacjentowi złych wieści. Tylko oni potrafili z żalu i otuchy stworzyć tak przekonującą mieszankę empatii.
– Miło, że pan do nas wrócił, panie pośle.
Hauer nie mógł przestać myśleć o tym, jak niewiele dzieliło go od tego, by zwracano się do niego „panie premierze”. Jakieś cztery kilometry. Zakładając, że na Wiejską dojechaliby na sygnale, odległość ta była równoznaczna z kilkuminutową podróżą. A jednak wydłużyła się do nieskończoności.
Popatrzył lekarzowi prosto w oczy. Wiedział, że ten zaraz powtórzy mu wszystko, co starał się przekazać wcześniej, ale nie miał zamiaru oddawać mu inicjatywy. Miał zresztą tylko jedno pytanie.
– Dlaczego wybudziliście mnie tak późno? – odezwał się.
Głos nadal brzmiał, jakby od miesiąca męczyła go chrypa.
– Cóż, było to podyktowane…
– Bez wykrętów, panie doktorze – wpadł mu w słowo. – Przez miesiąc leżałem tutaj, a cały kraj się walił.
Wiedział, że to nieprawda. Chronowski jakimś cudem utrzymał się przy władzy, a Seyda z pewnością pilnowała spraw państwowych. Zawaliło się coś innego. Jego kariera polityczna.
– Nie miałem zamiaru się wykręcać – odparł lekarz, wsuwając dłonie do kieszeni kitla. – I z chęcią będę mówił wprost.
– Proszę.
– Podjęliśmy taką decyzję, bo obrażenia były rozległe. Oprócz kawałka karoserii, która wbiła się panu w tors, doszło do mocnego uderzenia w głowę. Nastąpił niewielki obrzęk w mózgu i biorąc pod uwagę ryzyko zmian, musieliśmy zdecydować się na wprowadzenie pana w śpiączkę farmakologiczną.
Zaczął rozwodzić się nad zmianami metabolicznymi, które miały sprawić, że organizm zyska więcej sił na regenerację. Patryk przysłuchiwał się temu uważnie, starając się wryć każde zdanie w pamięć. Wiedział, że będzie je wspominał przez długi czas, obracając w głowie powody, dla których jego życie właściwie się skończyło.
– Ostatecznie nie to było oczywiście największym problemem – dodał doktor.
Hauer skinął lekko głową.
– W pewnym momencie obawialiśmy się nawet, że doszło do uszkodzenia płatów czołowych, ale na szczęście nie to okazało się przyczyną utraty czucia od pasa w dół.
Powiedział to, jakby oznajmiał mu, jaka przez ostatni miesiąc była pogoda.
Patryk spojrzał w dół i się wzdrygnął. Było coś upiornego w myśli, że jego nogi właściwie nie należą już do niego. Stanowią jedynie coś przymocowanego do ciała. Coś obcego.
– Panie pośle?
– Tak, tak, słucham.
– Potwierdziliśmy też, że nie doszło do zmiażdżenia rdzenia – powiedział z wyraźną ulgą lekarz.
W sali zaległa cisza.
– To naprawdę dobra wiadomość.
– Z pewnością.
– W takich okolicznościach najczęściej…
– Bardziej interesuje mnie, do czego doszło, niż nie doszło, panie doktorze.
– Oczywiście – odparł mężczyzna, a potem zbliżył się do niego.
Przez moment Hauer obawiał się, że lekarz przysiądzie na skraju łóżka, położy mu rękę na ramieniu i podejmie temat tonem dobrego wujka. Jego podejście zdawało się dokładnym przeciwieństwem tego, które okazywała Milena.
Patryk także starał się zachować spokój. Robił dobrą minę do złej gry, ale wewnątrz czuł rozedrganie. Wiedział, że dopóki doktor i żona będą w sali, dopóty uda mu się utrzymać pozory. Obawiał się jednak tego, co wydarzy się, kiedy zostanie sam.
– Doszło do cięcia ostrego – kontynuował lekarz. – Rdzeń kręgowy został przecięty w odcinku lędźwiowym, co niezwykle rzadko obserwujemy przy wypadkach komunikacyjnych. Najczęściej dochodzi do tego przy atakach nożem i…
– Chce pan powiedzieć, że miałem szczęście.
– Biorąc pod uwagę okoliczności, tak.
Hauer wypuścił powietrze nosem, jakby go to rozbawiło.
– Kawałek metalu wbił się we mnie jak w noż w masło, panie doktorze – odparł. – Jestem sparaliżowany od pasa w dół, całe moje życie się posypało, a pan…
– Rozsypane kawałki zawsze można pozbierać.
– I zlepić w co? W namiastkę tego, czym kiedyś było?
– Wszystko jest możliwe – odparł lekarz i nabrał tchu, by kontynuować.
Hauer jednak nie miał zamiaru na to pozwolić.
– Niech pan mi nie popycha komunałów – uciął. – I powie lepiej, czy mam jakieś szanse na powrót do zdrowia?
Cisza nie była pusta, wypełniały ją odpowiedzi. Patryk miał wrażenie, że dudnią mu w uszach głuchym podźwiękiem. A im dłużej lekarz milczał, tym bardziej ogłuszony stawał się Hauer.
– Jeśli chodzi o zrośnięcie się włókien nerwowych, ich regenerację… cóż, szanse zawsze istnieją – powiedział doktor.
– Jakie ja mam?
– Przy tak rozległych obrażeniach… rozważając to w kontekście powrotu do pełnej sprawności…
– Rozumiem – przerwał mu Patryk.
Pewnych rzeczy lepiej było nie słyszeć. Jakby na potwierdzenie tej myśli lekarz podniósł się, a potem znów schował ręce do kieszeni. Ściągnął ramiona i zgarbił się lekko.
– Jest kilka rzeczy, o których chciałbym z panem porozmawiać. – Popatrzył na Milenę. – Sam na sam, jeśli nie ma pani nic przeciwko.
– To konieczne? – zapytał Hauer.
– Nie, ale może okazać się pomocne.
– Nie chodzi mi o samą rozmowę, ale o to, że ma się odbyć bez mojej żony.
Spojrzał na Milenę, ta nie ruszyła się z miejsca. Nie było dla nich tematów tabu, właściwie nie istniały nawet kwestie, które traktowaliby jako krępujące czy wstydliwe. W ich relacjach panowała pełna swoboda i Patryk był przekonany, że jest tak dzięki brakowi napięcia seksualnego między nimi. Oboje byli atrakcyjnymi ludźmi, oboje czuli potrzebę zaspokajania erotycznych potrzeb – tyle że nie ze sobą. Dla siebie byli partnerami, sojusznikami na arenie walki politycznej. Tandemem, który miał zapisać się złotymi zgłoskami w historii współczesnej.
Miał. Czas przeszły.
– Cóż… – bąknął doktor.
– Chce pan rozmawiać o męskich sprawach – zabrała głos Milena. – To całkowicie zrozumiałe. Ale nie mamy z mężem przed sobą żadnych tajemnic.
– Rozumiem, tylko że…
– I nie ma między nami trudnych tematów – dodał Hauer.
Lekarz popatrzył kontrolnie na niego i na Milenę. Odczekał chwilę, jakby spodziewał się, że zmienią zdanie, a potem zaczął mówić. Patryk nie usłyszał nic, czego by się nie spodziewał. Zresztą nie było o czym rozmawiać, sprawa była oczywista. Paraliż nastąpił od pasa w dół, czynności fizjologiczne będą teraz następowały właściwie bez jego udziału. O seksualnych nie było nawet co myśleć.
– W takiej sytuacji chcielibyśmy, żeby porozmawiał pan z…
– Nie ma potrzeby – ucięła Milena. – Mój mąż zdaje sobie sprawę ze wszystkiego.
Lekarz wypuścił ze świstem powietrze, sygnalizując, że właśnie usłyszał jedno z największych niedopowiedzeń. Popatrzył na Hauera, szukając w jego oczach zrozumienia. Nie zobaczył go.
– Zapewniam, że nie zdaje pan sobie sprawy nawet z połowy rzeczy.
– Będę miał pomoc.
Mężczyzna w kitlu chrząknął.
– Nie wątpię. Ale chcemy zapewnić ją panu od specjalisty, który…
– Mam swojego specjalistę.
– Mogę zapytać, kogo ma pan na myśli?
– Znajomego. Dobrego znajomego.
Niewiele osób w polityce mógł określić w taki sposób, szczególnie spośród tych, którzy stali po drugiej stronie sceny politycznej. Olaf Gocki, przewodniczący WiL-u, stanowił wyjątek. Wprawdzie nie darzyli się wielką sympatią, ale cieszyli się wzajemnym szacunkiem. A w polityce było to równoznaczne z mocną przyjaźnią.
Gocki jeździł na wózku, dbał o prawa niepełnosprawnych i udowadniał, że mogą oni uczestniczyć w życiu publicznym tak samo jak inni obywatele. Szef Wolności i Liberalizmu był z pewnością wzorem do naśladowania, ale Hauer nie miał złudzeń, że on sam kiedykolwiek mógłby powtórzyć jego sukces.
Olaf zbudował swoją pozycję na byciu niepełnosprawnym. Zaistniał w świadomości społecznej jako działacz na rzecz praw osób takich jak on. Byt polityczny Patryka opierał się na zupełnie innych fundamentach. Fundamentach, z których nic nie zostało.
– Damy sobie radę – odezwała się Milena.
– Jak państwo sobie życzą.
– A teraz może zostawić nas pan samych?
– Oczywiście.
Lekarz nie był przesadnie zadowolony i najpewniej planował wrócić do sali, kiedy Hauer będzie sam. Patryk spodziewał się, że z podobną natarczywą pomocniczością będzie musiał zmagać się przez nadchodzące tygodnie.
Na razie jednak mógł odetchnąć. Zostali z Mil sami i znów pogrążyli się w ciszy. Tym razem jednak nie trwała ona długo.
Milena wyciągnęła telefon, ustawiła się tyłem do Patryka, a potem zrobiła zdjęcie.
– Co ty odstawiasz? – jęknął.
– Ludzie chcą wiedzieć, co się z tobą dzieje.
Poseł potrząsnął głową.
– Wrzucasz zdjęcie na HauerHuba? – spytał z niedowierzaniem. – Jaja sobie robisz?
Popatrzyła na niego z wyrzutem, jakby takie pytania były ostatnimi, które spodziewała się od niego usłyszeć.
– To nie kampania wyborcza, do kurwy nędzy.
– Nie? – odparła ze spokojem. – A mnie się wydaje, że ona cały czas trwa.
Potrząsnął głową i natychmiast tego pożałował. Obraz lekko mu się zamglił, a mięśnie karku sprawiały wrażenie, jakby nie używał ich nie przez kilka tygodni, ale miesięcy.
– Zwariowałaś?
– Nie masz pojęcia, co się dzieje na HauerHubie.
– Nie, nie mam. Bo byłem w śpiączce, a teraz, kiedy się wybudziłem, masz zamiar wysyłać pieprzone snapy śniadaniowe?
Nie odpowiedziała.
HauerHub w pewnym sensie był dla obydwojga odpowiednikiem dziecka, którego właściwie nigdy nie planowali mieć. Podczas kampanii stał się platformą spotkań z wyborcami – także tymi, którzy stronili od mediów społecznościowych. Wchodząc na stronę, mogli na bieżąco obserwować feed z Facebooka, Instagrama, Twittera i Snapchata.
Było to niewyczerpane źródło dla wszystkich tych, którzy pragnęli mieć wgląd w życie politycznych celebrytów. Hauer ani Milena nie mieli wątpliwości, że właśnie tak są postrzegani – i robili wszystko, by to wrażenie utrzymać.
– Odzew po wypadku był ogromny – dodała.
Patryk milczał.
– Na samym Facebooku rozbiłeś bank lajków.
– Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?
Siedziała na łóżku, przesuwając palcem po smartfonie. Zdjęcie pojawiło się już w mediach społecznościowych z odpowiednim podpisem, Patryk nie miał co do tego wątpliwości. Podobnie jak do tego, że Milena miała wcześniej gotowy tekst posta.
– Ledwo to, kurwa, przeżyłem – podjął. – A ty…
– Nie.
Uniósł brwi, nie mając pojęcia, co żona ma na myśli.
– Nie jest jeszcze przesądzone, czy przeżyłeś – dodała, w końcu odkładając telefon. – A ja robię wszystko, żeby tak się stało. Żebyś przetrwał. Rozumiesz?
– Politycznie? Naprawdę to ci teraz w głowie?
– A tobie nie?
Prychnął i znów pokręcił głową.
– Muszę nauczyć się poruszać bez użycia nóg, srać, nie mając władzy nad własnym ciałem, rozpoznawać problemy, zanim…
– Nie, Patryk. Musisz nauczyć się wielu istotniejszych rzeczy – przerwała mu stanowczo. – I sam dobrze o tym wiesz, inaczej nie wspomniałbyś o Gockim. Chcesz go wykorzystać, chcesz dzięki niemu wejść do polityki na nowych warunkach. Chcesz wrócić jak Reagan po zamachu na jego życie. Chcesz stać się kimś więcej niż dotychczas.
Nie odpowiadał, starając się nie zastanawiać nad tym, czy żona w istocie nie ma racji. Dlaczego od razu zdecydował, że zwróci się do Olafa, zamiast skorzystać z pomocy osób, które były wyszkolone do jej świadczenia?
Być może Mil się nie myliła. Był zwierzęciem politycznym, nie miał innych ambicji poza tymi, które wiązały się z jego karierą. A ona sama była właściwie całym jego życiem – i dlatego to właśnie ją chciał ratować, kiedy wszystko wokół się waliło.
– Premierostwo uciekło ci sprzed nosa – odezwała się Milena.
Nie musiała mu o tym przypominać.
– Ale nie zamierzasz tak tego zostawić – dodała. – Przeciwnie. Zrobisz wszystko, żeby odzyskać to, co ci się należy. Wszystko, co będzie trzeba, żeby zdobyć władzę.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że kilkakrotnie kiwnął głową, słuchając żony.
– Rzadko używasz takich pompatycznych słów – zauważył.
Nie odpowiadała.
– A jeszcze rzadziej brzmisz jak narwana, może nawet nawiedzona osoba.
– W prawdziwiej polityce nie ma miejsca na inne brzmienie – odpowiedziała bez namysłu. – Bo to tylko wynik determinacji.
Przez moment przytrzymywała jego spojrzenie.
– I wiesz, na co dzięki niej możesz liczyć, Patryk?
– Nie.
– Na gotowy plan, dzięki któremu staniesz na czele rządu. Plan, który układałam przez ostatni miesiąc.
Oparła się na łóżku i pochyliła w jego stronę.
– Pójdziesz po trupach, złamiesz polityczny kręgosłup wielu osobom, zostawisz za sobą nie tylko spalone mosty, ale także wypaloną ziemię. I zrobisz to wszystko z uśmiechem na ustach. Uśmiechem, za który pokochają cię tłumy.
Milczał, choć Milena wyraźnie czekała na jakiś odzew.
– Co ty na to? – spytała w końcu.
Uznał, że nie musi odpowiadać.