Читать книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz - Страница 6
CZĘŚĆ 1
Rozdział 4
ОглавлениеNa posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego zjawiło się kilkanaście osób. Ministrowie sprawiali wrażenie nieco skołowanych, najwyraźniej nie wszyscy wiedzieli, czego ma dotyczyć spotkanie. Oprócz nich obecny był premier, przewodniczący wszystkich większych partii politycznych, marszałkowie sejmu i senatu oraz szef BBN-u, który jednocześnie pełnił rolę sekretarza.
W przeszklonym hallu siedziby Biura Bezpieczeństwa Narodowego witał wszystkich Hubert, a potem prowadził ich do niewielkiej, podłużnej salki, w której czekała na nich Seyda.
Zajmowała miejsce gospodarza na końcu prostokątnego stołu. Normalnie zastawiony byłby jedzeniem i termosami z herbatą i kawą, ale o tak wczesnej porze wszyscy oczekiwali jedynie tego ostatniego.
Po lewej stronie Darii siedzieli przedstawiciele partii, po prawej członkowie rządu. Chronowski sprawiał wrażenie męża stanu, być może dlatego, że za plecami miał flagi zarówno Polski, Unii Europejskiej, jak i NATO. Tuż nad jego głową wisiało polskie godło.
Pozory, wszystko pozory, pomyślała Seyda.
Nie było drugiego tak perfidnego, tak zepsutego i bezwzględnego gracza w polskiej polityce. W dodatku Adam został pokonany, powinien zniknąć ze sceny na zawsze. Tymczasem wciąż znajdował się na samym szczycie hierarchii, jak drapieżnik, którego nie sposób ujarzmić.
Seyda spojrzała na zegarek. Czekali jeszcze na koordynatora służb specjalnych, który zbierał najświeższe informacje.
Daria nachyliła się do siedzącej obok przewodniczącej UR. Teresa Swoboda zerknęła na nią z zaciekawieniem, najwyraźniej nie spodziewając się, że przed rozpoczęciem spotkania prezydent zechce rozmawiać z nią o czymkolwiek. Ich kontakty dotychczas ograniczały się do niezbędnego minimum.
– Hauer się wybudził? – zapytała Seyda.
Teresa skinęła głową.
– Nie mógł wybrać sobie lepszego momentu – powiedziała.
– Jak się czuje?
– Jak polityk wybudzony po miesiącu ze śpiączki. Chce od razu wracać na Wiejską.
Daria uśmiechnęła się lekko. Hubertowi nie udało się dowiedzieć wiele na temat stanu Patryka, nie miał zresztą zamiaru drążyć, a Seyda naciskać. Lekarze udzielili jedynie oględnych, raczej wymijających informacji.
– Wróci do pełni zdrowia? – zapytała Daria.
Reakcja Swobody kazała prezydent sądzić, że prognozy nie mogą być dobre. Coś w oczach podstarzałej, dawnej opozycjonistki zgasło.
– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli poczekamy na oświadczenie Patryka i Mileny – powiedziała Teresa.
– Widziałam zdjęcie.
Swoboda uniosła brwi. Linia siwych, niemal śnieżnobiałych włosów się cofnęła. Teresa wyglądała jak godnie starzejąca się gwiazda Hollywood – jedna z tych kobiet, które mimo upływu lat i osiągnięcia wszystkiego, co mogły, nadal budziły zazdrość swoim wyglądem i kolejnymi wyróżnieniami.
– Obserwuje pani prezydent HauerHub?
– Nie – odparła bez wahania Seyda. – Ale moi współpracownicy donoszą mi o wszystkim, co odbija się głośnym echem w mediach. A dziś uwaga całego kraju zdaje się skupiać na jednym zdjęciu.
Swoboda zerknęła w kierunku drzwi, jakby miała nadzieję, że Korodecki wprowadzi ostatniego uczestnika spotkania i będą mogły zakończyć tę rozmowę.
– No tak – powiedziała. – To podnoszące na duchu. Społeczeństwo lubi takie historie.
Zdjęcie oddawało właściwie wszystko, co powinno. Milena lekko się uśmiechała, Hauer także. Wyglądał na niezłomnego, a ona na przykładną żonę, która nie opuszczała męża ani na moment przez ostatnie tygodnie. Lapidarny podpis informował, że Patryk nie tylko nie zamierza się poddawać, ale że pozostaje sobą.
„Jeszcze tu jestem, czyli do tej pory udało mi się przetrwać każdy parszywy dzień w moim życiu. Z kilkoma kolejnymi też sobie poradzę”.
Emotikon na końcu puszczał oko do jego wyborców, ale zdawał się robić to samo także do polityków. Wszystko to bowiem stanowiło fasadę zaprojektowaną przez Milenę, Seyda nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
Daria przez moment przypatrywała się szefowej UR. Teresa była zamyślona i wyglądała, jakby prowadziła rozmowę mimochodem, skupiając się na czymś innym. Trudno było się jej dziwić. Hauera traktowała jak syna – mimo że różnili się w podejściu do wykorzystywania nowych technologii w polityce i być może w ogóle mieli inne pojmowanie jej uprawiania, zdawali się połączeni więzami niemal rodzinnymi.
– Słyszałam, że doszło do jakichś komplikacji – podjęła Daria.
– Najlepiej będzie, jeśli pani sama go zapyta – powtórzyła Swoboda.
– Tak zrobię. Zamierzam go odwiedzić.
Teresa zamrugała, a potem popatrzyła na nią niepewnie.
– Skąd to zainteresowanie?
– Skąd?
Seyda miała wrażenie, że tym krótkim pytaniem odpowie w pełni. Swoboda jednak czekała na więcej.
– Walczyła z nim pani na noże podczas kampanii – dodała przewodnicząca. – Ze świecą było szukać dwójki polityków, którzy bardziej skakaliby sobie do gardeł.
– Kampania dawno się skończyła – odparła Daria. – Zresztą nic tak nie zbliża, jak wspólna walka. Nawet jeśli prowadzi się ją przeciwko sobie.
Na twarzy Teresy pojawił się niewyraźny uśmiech. Chciała coś odpowiedzieć, ale Hubert wprowadził do pomieszczenia koordynatora służb i uwaga wszystkich skupiła się na obydwu mężczyznach.
Korodecki zamknął drzwi, po czym zajął miejsce obok prezydent. Seyda skinęła głową ministrowi odpowiedzialnemu za służby.
– Zaczynajmy – powiedziała. – Panie ministrze, co wiemy?
Koordynator poprawił starą, zdecydowanie zbyt dużą marynarkę. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie przykłada wielkiej wagi do swojego wizerunku. Daria uznawała, że całkiem słusznie. Tacy ludzie powinni znajdować się w cieniu, nie w blasku fleszy.
– Nieco więcej niż jeszcze godzinę temu – odezwał się minister. – Wygląda na to, że oprócz sfałszowanego prawa jazdy na miejscu znaleziono także polską walutę.
– Na ile to potwierdzone informacje? – spytał szef BBN-u, Wojciech Chmal.
– Potwierdzone?
Tarcia na linii Chmal–rząd były właściwie na porządku dziennym. Mimo tego, co twierdziła większość mediów i niemal wszyscy politycy opozycji, Seyda nie wymieniła całej administracji po Wimmerze. Na stanowisku pozostawiła między innymi Chmala. Mimo że nie cieszył się jej sympatią, wiedziała, że zna się na rzeczy i dobrze organizuje prace Biura.
– Wie pan, co mam na myśli – dodał Chmal.
– Nie, nie wiem.
– Czy mamy pewność, że te rzeczy faktycznie znaleziono? Czy może Rosjanie tylko tak twierdzą?
– Nie, sam fakt nie ulega wątpliwości.
– Więc ktoś widział ten dokument i gotówkę?
– Ktoś?
Szef BBN-u rozłożył bezradnie ręce.
– Niech pan skończy z tymi unikami i przedstawi, co wie.
– Nie robię żadnych uników.
Wojciech Chmal spojrzał wymownie na Seydę, jakby to ona była szefem rządu i przełożoną ministrów, a nie Chronowski. Może w pewnym sensie od kilku tygodni częściowo tak było.
Ministrowie zwracali się do niej z najważniejszymi sprawami, stopniowo odstawiając premiera na boczny tor. W takiej sytuacji prym z pewnością wiódłby wiceprezes Rady Ministrów, ale ponieważ Krystian Hajkowski z SORP również był zamieszany w aferę, nie wchodziło to w grę.
Seyda zaś była czysta. Nieskażona korupcyjnymi posunięciami Chronowskiego, niewplątana w żadne jego konszachty.
A przynajmniej tak pozwolili wszystkim wierzyć.
Prawda była taka, że Adam miał na nią haka. Wciąż nie miała pojęcia, do czego się sprowadza, ale nie wątpiła, że w okamgnieniu może zniszczyć jej życie. Jej, Krzyśka, ich córki. Każde z nich było zagrożone.
Daria wiedziała jedynie tyle, ile wyjawił jej sam Chronowski. Podali jej kwas gamma-hydroksymasłowy, GHB, główny składnik pigułek gwałtu. W połączeniu z ketaminą i winem sprawił, że nie pamiętała, co działo się z nią po pamiętnym meczu Detroit Red Wings z Philadelphia Flyers.
Nie mogło to być nic dobrego. Adam i Hajkowski byli zdolni do wszystkiego.
Zerknęła przelotnie na premiera, ale ten wyraźnie był myślami daleko. Zupełnie jakby pogodził się z tym, że nie ma już wiele do gadania. Jego polityczny byt był jedynie iluzją, choć po prawdzie dawno powinien przestać istnieć.
Jako polityk Adam był skończony. Jako obywatel miał jednak gwarancję ochrony. Wymusił na Seydzie deklarację, że ta zastosuje prawo łaski, kiedy przyjdzie co do czego. W przeciwnym wypadku miał ujawnić wszystko, co działo się z nią podczas tamtej nocy w motelu.
Nie mogła przez to spać. Nie mogła racjonalnie myśleć. Wisiało to nad nią jak złe widmo i sprawiało, że czuła się jak morderca, który zakopał ofiarę w przydomowym ogródku i nie ma pewności, czy ktoś przypadkiem jej nie znajdzie.
Jak w takim stanie miała zadbać o kraj? O bezpieczeństwo gości, którzy pojawią się w Malborku?
Chmal i koordynator służb przez moment odbijali między sobą piłeczkę. Rozmowa do niczego nie prowadziła, żaden z nich nie mógł dotrzeć do żadnych konstruktywnych wniosków. Nie, kiedy w grę wchodził rosyjski spryt i groźba ataku.
– Pieniądze i prawo jazdy to za mało – odezwał się w końcu Olaf Gocki.
Wszyscy skupili na nim wzrok. Od miesiąca WiL w sondażach piął się do góry, choć na całym zamieszaniu korzystała oczywiście najbardziej Unia Republikańska. Nie dość, że to jej poseł ujawnił skandal, to jeszcze stał się męczennikiem. Cała Polska śledziła doniesienia Mileny ze szpitala, czekając, aż stan Hauera się poprawi. A dziś połowa kraju zdawała się zwariować po jednym zdjęciu na Instagramie.
– To żaden dowód – dodał przewodniczący WiL-u.
– Jest coś jeszcze – odparł koordynator.
Seyda zmarszczyła czoło.
– Co konkretnie? – zapytała.
– Link do forum.
Czekała, aż doda coś więcej, ale minister się zawahał. Najwyraźniej nie był przekonany, czy powinien poruszać pewne kwestie w takim gremium. Spojrzał wymownie na Teresę i Gockiego.
– Szczegóły, panie ministrze – odezwała się Seyda. – Interesują nas wszystkich szczegóły.
Daria nie miała zamiaru tłumaczyć mu, że skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego jest nieprzypadkowy. Miała tutaj dokładnie tych ludzi, których chciała. Może z wyjątkiem szefa rządu.
– Jest pani pewna, że…
– Jestem pewna, że powinien pan przedstawić wszystko, co wie.
– Rozumiem – odparł tonem, który sugerował raczej, że w istocie nie rozumie. – Problem polega na tym, że prowadzone są czynności operacyjne, które służby uważają za… wrażliwe.
– Z pewnością w niczym im pan nie zagrozi.
– Ja nie, ale być może powinniśmy jednak rozmawiać w mniejszym gronie.
Seyda zgromiła go wzrokiem. Jeszcze miesiąc temu może rozważyłaby jego propozycję. A już z całą pewnością zareagowałaby zupełnie inaczej. Teraz jednak nie miała zamiaru się patyczkować. Ani z nim, ani z kimkolwiek innym.
– Tak pan sądzi? – spytała.
Skinął niepewnie głową, czując już, że zbierają się nad nim ciemne chmury.
– A ja sądzę, że w takim razie powinnam zastanowić się nad powołaniem kogoś innego na pana miejsce.
– Z całym szacunkiem…
– Ilekroć ktoś w ten sposób zaczyna zdanie, zazwyczaj nie ma zamiaru go okazać – ucięła. – I jeśli ma pan wątpliwości, czy uda mi się przekonać premiera, że ktoś inny powinien zająć pana miejsce, rozwiejmy je od razu.
Patrzyła na Chronowskiego tak długo, aż ten ostatecznie skinął głową. Żyli w symbiozie. Stanowiła dla niej odpychający, wstydliwy mutualizm, ale nie mogła z niego zrezygnować. On również nie.
– Bo z tego, co widzę, zamierza pan podważać moją ocenę – dodała.
– Ależ…
– Uważa pan, że wezwałam tutaj losowo wybrane osoby? – spytała, tocząc wzrokiem po zgromadzonych. – Że ktoś znalazł się tu przez przypadek?
– Niczego takiego nie sugerowałem.
– A więc może starał się pan zainsynuować, że jest tu ktoś, komu nie ufam?
Zamilkł, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że będzie to najlepsza strategia. Nie mógł już się cofnąć – i tym bardziej nie mógł przeć naprzód.
– Zapewniam pana, że w tym pokoju są wyłącznie osoby, które moim zdaniem absolutnie musiały się tu znaleźć – ciągnęła. – A teraz wszyscy usłyszymy, co ma nam pan do powiedzenia. W przeciwnym wypadku Hubert pokieruje pana do wyjścia.
– Wiem, gdzie są drzwi.
– Wątpię – odparowała. – Bo pokazuje pan, że ma wyraźne tendencje do błądzenia.
Swoboda uśmiechnęła się pod nosem, Olaf Gocki trwał z kamienną twarzą, jakby uznał, że nie wypada czerpać satysfakcji z tej połajanki.
– Czekam na decyzję, panie ministrze – dorzuciła Seyda. – Albo pan wychodzi, albo bierze się w garść i przedstawia wszystko, co ma do powiedzenia.
Koordynator odchrząknął i pociągnął za rękawy zbyt dużej marynarki. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Był człowiekiem służb, brylował w szeregach UOP-u, a potem uczestniczył w przekształcaniu tej formacji. Od lat to on rozstawiał innych, rzadko kiedy ktoś mówił jemu, gdzie ma stanąć.
Tym razem jednak znał swoje miejsce.
– Cóż… – podjął. – Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, do czego propagandowo są zdolni Rosjanie w Czeczenii. – Powiódł wzrokiem po zebranych, na dłużej skupiając się na Seydzie, jakby to ona miała okazać się jedyną, która nie wie, o czym mowa.
– Tak, wszyscy jesteśmy tego świadomi – burknął Chmal.
– Więc wiedzą państwo, że w dziewięćdziesiątym dziewiątym FSB przygotowała serię zamachów na ludność cywilną, które stanowiły cassus belli. Pozwoliło to na zbrojną pacyfikację regionu, a właściwie na wybuch drugiej wojny czeczeńskiej. Pisał o tym Litwinienko i…
– To niepotwierdzone doniesienia – odezwał się Hajkowski.
Wszyscy skupili na nim spojrzenie, jakby okazał się lisem w kurniku. Uniósł ręce.
– Nie zamierzam być adwokatem diabła – zastrzegł. – Mówię tylko, że nie sposób tego zweryfikować.
– A przyłapanie oficerów FSB w Riazaniu, kiedy podkładali bomby pod budynki mieszkalne? – odezwała się Swoboda. – To dla pana niewystarczający dowód?
– Dla oskarżeń takiego kalibru? Tak, niewystarczający.
– I właśnie dlatego spadacie w sondażach na łeb na szyję – odparła. – Ludzie nie chcą kretynów w polityce.
– Chyba pani…
– Dosyć – ucięła Seyda, patrząc znacząco na koordynatora. – Mamy powtórkę z rozrywki? Prowokację?
Minister nabrał tchu i pokręcił głową.
– Nie wygląda na to – powiedział. – Za akcją służb nie idzie żadna ofensywa. Jeśli doszło do jakiejkolwiek machinacji, to tylko po to, by zagrozić organizacji szczytu. Przy czym nie jesteśmy przekonani, czy Rosjanie mieliby w tym realny interes.
Daria także nie była. Z ich punktu widzenia spotkanie było wprawdzie niewygodne, ale gdyby się nie odbyło, Trojanow nie odniósłby żadnego wielkiego sukcesu. Tak naprawdę znacznie więcej zyskałby, gdyby podczas szczytu rzeczywiście doszło do próby zamachu.
Miałby porządny argument, by zacisnąć pięść i uderzyć nią tam, gdzie uzna za słuszne. Udowodniłby, że sytuacja w regionie stała się tak niestabilna, że zagrożone są nawet państwa Unii. Wprowadziłby nowe siły do Czeczenii i przyległych regionów, zacząłby robić czystki, jak swojego czasu tureckie władze u siebie.
Potrzebował tego. Rosjanie po latach wreszcie zaczęli wychodzić na ulicę, aktywniej wspierać opozycję, dopominać się o swoje prawa. O słowiańskiej wiośnie nie było jeszcze mowy, ale o przedwiośniu jak najbardziej. Cała wschodnia Europa była w przededniu zmian.
A Trojanowa z pewnością stać było na wszystko, by temu zapobiec.
Seyda westchnęła, myśląc o tym, że kiedyś jej największym problemem było to, co zrobić na obiad i kto powinien odebrać córkę z przedszkola.
– Wystarczy gdybania, panie ministrze – odezwała się. – Jakie są konkrety?
– Czekamy na potwierdzenie ze strony Amerykanów.
– I kiedy możemy się tego spodziewać?
– Przypuszczam, że za kilka dni, o ile realne zagrożenie istnieje. Muszą uruchomić swoje kanały.
– Szczyt odbędzie się za tydzień.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– A z tego, że nie mogę odwołać go dzień czy dwa wcześniej, też?
– Też, pani prezydent.
Daria podniosła się, obeszła krzesło, a potem położyła dłonie na oparciu. Pochyliła się i przez moment trwała w bezruchu, jakby zbierała siły.
– Co mówią sami Czeczeni?
– Prezydent twierdzi, że…
– Szef republiki – poprawiła ministra Swoboda. – Tak się formalnie tytułuje ta prokremlowska marionetka, która rocznie przyjmuje jakieś osiemset milionów dolarów dotacji z rosyjskiego budżetu.
Koordynator odchrząknął niepewnie i zerknął na premiera, jakby oczekiwał, że ten w końcu zabierze głos i zaprowadzi porządek w dyskusji.
– Szef republiki twierdzi, że zamach jest realną groźbą – powiedział. – Ale jak zasugerowała pani poseł, było to do przewidzenia.
– Pani premier – mruknęła Daria, nie podnosząc głowy.
– Słucham?
Seyda uniosła wzrok.
– Polityków wypada tytułować, używając najwyższej zajmowanej kiedykolwiek funkcji.
– Oczywiście.
Minister miał tego pełną świadomość, pozwolił sobie na faux pas z premedytacją. Drobny prztyczek, ale Daria nie miała zamiaru tolerować nawet tak małych uszczypliwości. Stanowczo zbyt długo w polityce kobiety były traktowane protekcjonalnie. Ale nie za jej kadencji. Nawet jeśli będzie potykała się na sprawach międzynarodowych czy związanych z bezpieczeństwem, przynajmniej pozostawi po sobie taką spuściznę.
Wyprostowała się, a potem założyła ręce za plecami.
– Co mówią Ukraińcy? – spytała.
– Że to rosyjska prowokacja – odezwał się szef dyplomacji.
– Jak zawsze – skwitował Hajkowski.
Zaległa cisza. Kilka osób znów spojrzało na premiera.
Seyda miała tego dosyć.
– W porządku – rzuciła, a potem popatrzyła na koordynatora służb. – Skontaktuje się pan z dyrektorem CIA i przekaże, że nie mamy wiele czasu. – Przeniosła wzrok na szefa dyplomacji. – Pan jak najszybciej zadzwoni do ministra spraw zagranicznych Ukrainy i poprosi go o konkrety.
Mężczyźni skinęli głowami.
– Chcę też wiedzieć, jak zapatrują się na sprawę wszyscy, którzy planują stawić się na szczycie. – Przeniosła wzrok na szefa BBN-u. – Do wieczora proszę dostarczyć pełny raport Hubertowi. Ze stanowiskiem każdego z państw.
– Rozumiem – odparł Chmal.
Seyda wskazała ministra obrony.
– Pan skontaktuje się ze swoimi odpowiednikami z Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Chcę wiedzieć, co na ten temat
sądzi każdy z nich i czy docierały do nich jakieś informacje o ruchach w tamtym regionie.
– Oczywiście.
Przyszła kolej na jej następcę na stanowisku marszałka sejmu.
– Pan zaś będzie odpowiadał za kontakt z reporterami na Wschodzie – powiedziała.
Marszałek uniósł brwi, nie bardzo wiedząc, co prezydent ma na myśli.
– Uruchomi pan całą machinę biura prasowego sejmu – wyjaśniła. – Mają obdzwonić wszystkich znajomych reporterów, fotoreporterów, dziennikarzy, kamerzystów, dźwiękowców i innych ludzi, którzy mogą znajdować się w Czeczenii i obecnie zbierać tam materiały. Interesuje nas wszystko, co mogą nam powiedzieć o nalocie rosyjskich służb i o miejscu, w którym się to stało.
– Rozumiem.
W końcu wbiła wzrok w Chronowskiego.
– A pan, panie premierze, porozmawia z przedstawicielami wszystkich organizacji, które w Czeczenii monitorują przypadki łamania praw człowieka.
Przez moment panowało milczenie.
– Celem? – odezwał się Adam.
– Ustalenia, co wiedzą o miejscu, gdzie rzekomo znaleziono kryjówkę dżihadystów. Interesuje mnie, czy rzeczywiście tam urzędowali, a pracownicy tych organizacji są zazwyczaj najlepiej rozeznani w terenie.
Chronowski podrapał się po szyi i zmrużył oczy.
– Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, żeby…
– Najodpowiedniejszą – przerwała mu Seyda, znów chwytając za oparcie krzesła. – Bo z jednej strony pańskie stanowisko sprawia, że każdy rozmówca chętnie pana wysłucha. Z drugiej nie nadaje się pan do niczego innego jak prowadzenia takich rozmów.
Ruszyła w kierunku drzwi.
– Na teraz to wszystko – dodała na odchodnym.
Kątem oka widziała, że Hubert rusza za nią. Słyszała, jak odsuwają się krzesła, a politycy wstają, ale nawet się nie obejrzała. Nie musiała, by wiedzieć, że na twarzach Teresy i Gockiego zarysowały się uśmiechy.
Wojciech Chmal został chwilę dłużej, tak jak wcześniej to z nim ustaliła. Liczyła na to, że szef BBN-u wysonduje pozostałych polityków i stwierdzi, na ile sumiennie mają zamiar wykonywać jej polecenia. Chmal był odpowiednią osobą. Jako człowiek Wimmera mógł liczyć na względną szczerość wszystkich, którzy byli przeciwni Seydzie.
Godzinę po spotkaniu przy Karowej Wojciech zjawił się w Pałacu Prezydenckim. Seyda przyjęła go w swoim gabinecie, teraz jednak nie miała na sobie ani bluzy z logiem Flyersów, ani dresowych spodni.
– Proszę siadać – rzuciła, kiedy wszedł do środka.
Chmal nie wyglądał, jakby miał zamiar spełnić prośbę. Stanął przed biurkiem, niemal na baczność.
– Mamy problem, pani prezydent.
– Nie jeden i nie dwa. Niech pan siada.
Zajął miejsce, a poły marynarki zwisły po bokach jak stare kotary zsuwające się po zakończeniu przedstawienia w podupadającym teatrze.
Wiedziała, że ma nikłe poparcie w szeregach rządowych. Wszyscy ministrowie byli świadomi, że ich kariera zależy głównie od tego, co zrobi Chronowski. Wspierali go, licząc na to, że jeśli jemu uda się przetrwać, to im także. W tym
układzie Seyda nie mogła jawić się im jako sprzymierzeniec. Szczególnie kiedy starała się rozstawiać ich po kątach i skorzystać z większej liczby uprawnień, niż jej przysługiwała.
– Ministrowie i premier nie zamierzają spełnić moich poleceń?
Chmal potarł nerwowo skronie.
– Jest z tym pewien kłopot, ale nie o to chodzi.
– A o co?
– Za moment powinien zadzwonić do pani szef Agencji Wywiadu. Może najlepiej będzie, jeśli sam…
– Cokolwiek to jest, chcę to usłyszeć od pana.
Wojciech z trudem przełknął ślinę, machinalnie luzując krawat.
– Znaleziono jednego z naszych.
– Musi pan być bardziej wylewny.
– Mieliśmy na Wschodzie funkcjonariusza wywiadu, pani prezydent. Mężczyznę, dla którego służby przygotowywały wiarygodną przykrywkę. Była z nim związana głośna sprawa w jednym z warszawskich sądów, bronili go adwokaci od Żelaznego & McVaya. Być może pani o tym słyszała.
– Słyszałam.
– Ciało tego człowieka zostało odnalezione przy granicy czeczeńsko-gruzińskiej, niedaleko góry Kazbek.
– Co takiego?
– Miał monitorować działania dżihadystów, przeniknąć do ich struktur i…
– Tak, wiem.
Chmal przez moment milczał. Rozwiązał krawat, a potem złożył go i schował do kieszeni. Znów zaczął nerwowo pocierać skronie. Wyglądało na to, że ma jeszcze coś do dodania. Coś ważniejszego od wiadomości, które dotychczas przekazał.
Seyda próbowała zebrać myśli, ale nie dał jej na to czasu.
– To nie wszystko – powiedział i wypuścił ciężko powietrze. – Przed momentem w sieci pojawiło się nagranie. Jest adresowane do pani.
– Do mnie?
– Zamaskowany mężczyzna twierdzi, że jeśli będzie się pani mieszać w sprawy Kaukazu, Polska poniesie konsekwencje.
Seyda otworzyła usta, ale się nie odezwała.
– Nie muszę chyba dodawać, że powiedział to na tle czarnej flagi z islamskimi napisami.