Читать книгу Prawa człowieka i ludzka godność. Ochrona i aksjologia - Ryszard Kozłowski - Страница 12
Оглавление8. Godność a dylematy relacji interpersonalnych
Ryszard Kozłowski
W nawiązaniu do tematyki, jaką podejmuje m.in. pedagogika rodziny, szczególnej uwagi wymaga kwestia relacji interpersonalnych, które nie tylko wyznaczają standardy bycia lub niebycia rodziną, lecz warunkują wzajemne poznanie, wczuwanie się w siebie, sztukę dystansu i zbliżania, wiązania i związywania sobą, rozumienia i nierozumienia. Próby analizy tego złożonego fenomenu podejmowane były na gruncie nauk społecznych, w szczególności pedagogicznych i psychologicznych, jednak głębokie uwarunkowania metodologiczne, strukturalne, aksjologiczne czy metafizyczne są przedmiotem namysłu przede wszystkim nauk filozoficznych. Bliskie są one takim prądom myślowym, jak egzystencjalizm, filozofia dialogu, filozofia dramatu, personalizm, ponadto hermeneutyka i fenomenologia.
W prezentowanym tekście pragniemy jednak zwrócić uwagę na kilka dylematów, które występują w relacji Ja–Ty, a które można by nazwać „syndromem uzależnienia psychologicznego” lub – ujmując rzecz od innej strony – po prostu wiązaniem (związaniem, spętaniem). Z tych powodów podejmowane refleksje podążają za pytaniami, które mogą stać się pomocne przy rozwiązywaniu problemów szczegółowych: jak uwolnić się od toksycznych relacji wewnątrzrodzinnych, nie wykluczając zarazem siebie z rodzinnego systemu, jak formować swoje miejsce w rodzinie, nie utożsamiając się zarazem z represywnymi życzeniami jej członków, jak pozostać sobą mimo rozwijających się i zniewalających więzi rodzinnych, jak nie zdradzić samego siebie, pozostając w pozytywnych i twórczych relacjach z innymi?
Niniejszy tekst dedykowany jest tym, którzy przeżyli lub nadal przeżywają koszmar życia „poza godnością”, „poza miłością" i „poza wolnością". Być może refleksja nad tymi trzeba kluczowymi dla praw człowieka wartościami wzmocni ich uczuciowo i doda odwagi do wiary w nie – do wiary w człowieka.
1. Ja przeciw samemu sobie i przeciw innym
Analizy relacji międzyosobowych dokonywane przez filozofów z obszaru tzw. egzystencjalizmu, jeśli nie przynoszą nowych rozwiązań, to dotykają fundamentalnych problemów, które rodzą się w relacji Ja–Ty, stawiają liczne pytania i nakreślają nowe kwestie wywołujące społeczną dyskusję. Egzystencjaliści, tacy jak choćby J.P. Sartre czy A. Camus, raczej nie tworzyli nowych, stabilnych projektów, nie koncentrowali się na budowaniu zobowiązujących aksjologicznie i etycznie wzorów relacji międzyludzkich, bowiem ten zabieg już u samego źródła zdradzałby główne założenie systemu, w którym pracowali – wolność. Zamiast podawania gotowych projektów koncentrowali się na analizowaniu i rozbijaniu patologicznych konstrukcji, sposobów myślenia i działania człowieka wobec człowieka – a raczej człowieka przeciw człowiekowi. To właśnie Sartre w dobitny sposób odważył się stwierdzić, że „Inny to piekło”.
Bycie przeciw drugiemu to dla A. Camusa jedna ze struktur obcości, o czym rozprawia notabene w swojej powieści pt. Obcy. Jeśli człowiek jest obcy dla samego siebie, oderwany od duchowych i kulturowych korzeni swojego życia, czuje się rzucony w życie, a raczej rzucony w bezsens, a nawet w śmierć. Oderwanie to – jak w przypadku głównej postaci powieści – wyraża się następnie w nieczułości, niewrażliwości na sprawy drugich, obojętności, a nawet w jakimś duchowym otępieniu (gnuśności, acedii). Ktoś taki nie tyle czegoś „nie chce”, nie tyle „nie może”, lecz już „nie chce chcieć”, „nie może móc”. Odwet ze strony życia przychodzi bardzo szybko – poczucie egzystencjalnej pustki i zbędności. W otchłani obcości człowiekowi w gruncie rzeczy nie chodzi o „coś”, lecz raczej chodzi o „nic”. Ta demoniczna nicość paraliżuje u źródła egzystencjalną moc człowieka, personalną apatię i zdrowe spojrzenie na siebie i na drugiego.
Spętanie nicością i bezsensem zgubiło wielu. Niemniej jednak człowiek podejmuje próby „unoszenia się” ponad nijakie życie, puste, bez sensu i absurdalne. Postawy te analizuje noblista A. Camus w powieści pt. Upadek. Oczywiście kończą się upadkiem jeszcze boleśniejszym, poniżeniem samego siebie, degradacją osobowości. Przy okazji od pseudobohaterów Camusa uczymy się, jak się nie wznosić ponad innych, a zwłaszcza jak się nie wznosić ponad samego siebie, bo ponad siebie wznieść nie można się z natury rzeczy. Bycie ponad to bycie urojone, to życie iluzją o sobie i o innych, to zdrada człowieczeństwa.
Wznoszący się (główny bohater powieści) w swoich własnych oczach (i raczej tylko w swoich) uchodził za „człowieka wielkodusznego”, był „panem swej wielkoduszności”, osiągnął „cel wyższy niż pospolity karierowicz i ten punkt kulminacyjny, gdzie cnota żywi się już tylko sobą”173. Czuje się „dobrze tylko w górnych sytuacjach. Nawet w życiu na co dzień – jak mówi – musiałem być ponad. […] O każdej godzinie dnia, sam ze sobą i wśród innych, wspinałem się na wysokości, zapalałem widoczne ognie i radosne pozdrowienie wznosiło się ku mnie. W ten sposób cieszyłem się przynajmniej życiem i własną doskonałością”174. Odurzony wyobrażeniami zafałszowanej wyobraźni, na tym etapie „sprzed-upadku”, z naiwną dumą stwierdza: „Doprawdy, dzięki temu, że byłem tak pełnym i prostym człowiekiem, uważałem się po trosze za nadczłowieka”175. Co musiałoby się wydarzyć, co musiałby nadczłowiek przeżyć, co musiałoby go dotknąć, by raz na zawsze odciąć tę iluzoryczną protezę „bycia-ponad”, „bycia-obok”, czyli „nie-bycia”? A. Camus, zdaje się, podsuwa nam rozwiązanie, kiedy bohater powieści wreszcie odważył się na pytanie: „Co zrobić, żeby być innym? Niemożliwe. Trzeba być nikim, zapomnieć się dla kogoś przynajmniej raz”176. Oczywiście, że nie chodzi tu o unicestwienie samego siebie, o egzystencjalny nihilizm, który odcina człowieka od prawdy o nim samym, o innych, od sensu życia. Camus sugeruje, podążając zresztą za intuicjami doświadczonych mędrców, filozofów, wielkich wychowawców i nauczycieli, by „być nikim”, w sensie uniżyć się przed drugim w postawie otwartości i pokory, prawdy o sobie i o drugim. Mówiąc inaczej, kluczem do porozumienia z drugim człowiekiem, w jakimkolwiek układzie – społecznym, politycznym, wychowawczym, pedagogicznym – jest godność jako „coś”, co człowieka stanowi, co jest niezbywalne, nienabywalne, niewzruszalne. Być nikim, zapomnieć o sobie, zapomnieć się dla kogoś – to odsłonić się przed nim na poziomie własnej i cudzej godności. Czy potrzeba zatem wielkich czynów, wielkich dokonań, nadludzkich przedsięwzięć, a zwłaszcza poczucia nadczłowieka, by być człowiekiem, by umieć stanąć twarzą w twarz wobec drugiego?
Podążając za intuicjami A. Camusa, sięgamy do kolejnej jego powieści pt. Dżuma. Camus, daleki od tanich i banalnych pomysłów na życie, prostych recept na radość życia, w doświadczeniu jego absurdalności zdaje się zauważać, że jedną z możliwości, aby porządek świata nabierał ludzkich barw, by stawał się porządkiem ludzkim, jest wykonywanie „swojego zawodu”. Jeśli Camusowi chodziło o ustanowienie jakiejś „miary rzeczy”, którą człowiek mógłby się posługiwać w tym chorym, zadżumionym świecie, to mogłaby to być godność – godność mnie samego i godność drugiego. W przestrzeni godności możliwe jest spotkanie, możliwy jest dialog, możliwe jest ludzkie powiązanie między Ja a Ty, bez lęku przed obcością, bez konieczności wynoszenia się ponad innych i w atmosferze wolności (i miłości). Niemniej jednak trzeba być czujnym, gdyż „radość jest zawsze zagrożona. […] Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie, być może, dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”177.
Na tym etapie moje i cudze Ja nie odkryło jeszcze wewnętrznych dynamizmów swojej osobowości, nadal ogarnia je paraliżujący lęk przed miłością i wolnością, bez których nie ma prawdziwego życia, sensownego rozwoju, twórczego ukierunkowania wychowawcy do wychowanka, rodzica do dziecka, człowieka do człowieka. Ty pozostaje w cieniu zniewolonego Ja, opętanego Ja.
2. Ja panem Ty – nadczłowiek w ludzkiej masce
Fenomenologia wiązania (związywania) Ty przez Ja stosunkowo często odwołuje się do modelu pana i sługi, by opisywać, analizować i wyjaśniać szczegóły patologicznych relacji, jakie zachodzą między władczym Ja a poddańczym Ty. Badający sprawę filozofowie egzystencjalni, wprost lub – częściej – nie wprost ukazywali, że u źródeł tych postaw najczęściej jest lęk o samego siebie, wypływający z niezrozumienia, a raczej z nieprzeżycia swojej własnej wartości, z nieodkrycia godności swego człowieczeństwa, z zapomnienia o sobie. Tę metafizyczną (duchową) pustkę szybko zajmują demony nieufności, niepewności, niższości, które domagają się „rekompensaty” w postaci wywyższania się ponad innych.
Wiązanie Ja przez Ty, nieujarzmiona chęć panowania człowieka nad człowiekiem, rodzica nad dzieckiem, przyjmuje liczne formy, najczęściej skrywane, jednak dla osobowości wrażliwej i dobrze skomunikowanej z sobą pozostają czytelne i oczywiste. Opierając się na freudowskim modelu antropologicznym, w literaturze przedmiotu wyróżnia się wiązanie przez Id, przez Ego i przez Superego178.
Wiązanie na poziomie Id dokonuje się za pomocą rozbudzania i zaspokajania podstawowych potrzeb dziecka: jedzenia, bliskości, kontaktów społecznych, głównych aktywności (postrzegania, myślenia, przeżywania, decydowania), które mogłyby być przez nie realizowane samodzielnie. Gdy 25-letni student pedagogiki opowiedział swoją historię z dzieciństwa, wszyscy rozpoznali, że chodzi o zawładnięcie na poziomie Id. Kiedy miał 5–6 lat, drażniło go – jak opowiadał – że ojciec wydłubywał za niego ziarnka z arbuza. Z lekkim oburzeniem reagowała na to matka. Proces ten trwał całe lata. Chłopak jednak „obudził się”, kiedy jadł arbuza ze swoją narzeczoną i podświadomie czekał, aż ona wydłubie za niego pestki.
Czym są motywowane akty wiązania na poziomie Id? Jak zauważa K. Termińska, głównym motywem wiązania jest afirmacja samego siebie jako „troskliwego i opiekuńczego rodzica”, za czym szło „obniżanie wartości dziecka jako osoby lub wskazywanie jego szczególnych cech usprawiedliwiających zaspokajanie potrzeb przez rodzica, zwłaszcza w porównaniu z innymi («on się boi, będę z nim tutaj»)”179. Motywem innych działań może być wspomnienie przykrych, urazowych wydarzeń z przeszłości (własnej lub dziecka) lub przekonanie o konieczności zaspokajania wszystkich potrzeb potomka, zwłaszcza tych, które nie zostały zaspokojone u rodzica. Inwazja rodzica w sferę Id wychowanka prowadzi najczęściej do bezczynności, obojętności, kształtują postawy bezradności i bezmyślności („oni i tak za mnie pomyślą”).
Wiązanie na poziomie Ego to „deprecjonowanie przez rodzica samodzielnego myślenia, doznawania, przeżywania i decydowania dziecka. Jest to też «mistyfikowanie» jego zdolności widzenia, określania rzeczywistości przez dziecko. Procesy poznawcze dziecka mają w tym przypadku pozostać w stanie podległości systemu pojęć i myślenia rodzica”180. Opiekun, wychowawca, rodzic, ponieważ „lepiej” wie i rozumie, nakazuje podopiecznemu określony (własny zazwyczaj) sposób myślenia, przeżywania, odczuwania, a nawet reagowania. Zbyt częste stosowanie pojęć typu: musisz, powinieneś, nie odwołują się do osobistej wrażliwości i poczucia wartości drugiego, lecz wymuszają postawę bezmyślnego wykonywania rozkazów i nakazów.
Jeśli chodzi o motywację takich poczynań, to głównie pokrywa się ona z tym, co powiedziano przy wiązaniu na poziomie Id, z tą jednak różnicą, że tu – na poziomie Ego – w grę wchodzą wyższe struktury osobowości, przez co w wątpliwość podawane jest indywidualne myślenie wychowanka, a nawet nie jest brane pod uwagę, co może wpływać na odcinanie go od źródeł egzystencjalnych mocy. Ego rodzica, wychowawcy przeniesione zostaje w miejsce Ego wychowanka (amputacja), wskutek czego ulegają zmieszaniu i zatracają swoją personalną oryginalność. Miejsce osobowego Ja wychowanka wypełnia ontologiczna pustka, bowiem proteza z Ja rodzica jest nadal protezą – obcą, nieprzystosowaną, niewygodną, utrudniającą chodzenie własnymi ścieżkami. „Wytwarzanie u potomka braku wiary w siebie – podsumowuje Termińska – to typowy sposób wyuczania bezradności. Przewlekłe deprecjonowanie może mieć wpływ na tworzenie wewnętrznego wizerunku dziecka jako osoby, która nie opiera się na samodzielnym poznawaniu świata i nie jest w stanie samodzielnie decydować. Osoba, której zdolności poznawania są deprecjonowane i która jest dyskwalifikowana jako podmiot poznający, przeżywający i działający, często staje się bierna i bezradna w samodzielnym życiu”181.
Wiązanie na poziomie Superego dokonuje się w obszarze, w którym poczucie winy i wstydu stanowią jedne z głównych sterowników i dynamizmów ludzkiej egzystencji. Budzenie poczucia winy i wstydu (oczywiście jest to wina i wstyd fikcyjny) dokonuje się na różne sposoby. Może dotyczyć kwestii materialnych („całe życie poświęciłam tobie, a ty…”), prestiżu społecznego, władzy, miłości i rodziny („cały dzień czekałam na telefon, a ty…”), spraw politycznych („jak mogłeś głosować na tę partię, to ja…”). W przywołanych przykładach jak mantrę powtarza się „to ja…”, by za chwilę usłyszeć zarzut „a ty…”. W tym układzie między Ja a Ty rodzą się dystans, przepaść, nieufność, a nawet wrogość i agresja. Warto bowiem zauważyć, że fenomen wstydu jest doświadczeniem bardzo osobistym i indywidualnym. Człowiek sam i w swoim zakresie kieruje się subiektywnym poczuciem wartości, „waży” swoje czyny, myśli, działania i czuje, na ile „jest winny” – jak wysoki dług zaciągnął u drugiej osoby; dług ten musi być czymś realnym faktycznym, konkretnym. W naszym przypadku mamy do czynienia z winą urojoną, pozorną, wmówioną wychowankowi, na swój sposób narzuconą i wymuszoną.
Jak w poprzednich przypadkach, tak i tutaj akty wiązania motywowane były pozytywną samoprezentacją rodzica (afirmacja siebie jako troskliwego ojca) lub samoprezentacją negatywną (rodzic udający biednego, przepracowanego, schorowanego). Oczywiście, że zabiegi te prowadziły wprost do obniżania poczucia wartości dziecka, uniemożliwiania konfrontacji z własną godnością. Dziecko, wychowanek, podopieczny, ponieważ nie zna siebie, nie rozpoznaje swojej wyjątkowej roli życiowej, popada w egzystencjalny obłęd i stosunkowo często poddaje się opętańczym ideom, osobom i poglądom przynoszącym mu równie pozorną wolność.
3. Ja-wiążące i jego zniewalająca siła lęku
Niezależnie od tego, czy wiązanie dokonuje się przez Id, Ego czy Superego, warto zwrócić uwagę na wspólny ich mianownik – m.in. jest nim destrukcyjna siła lęku. Jeśli przyjmiemy, że źródłem lęku przed sobą, przed innymi i przed światem jest jakaś postać „nieobecności”, to przestrzeń życia (przestrzeń obcowań) znacznie nam się zawęża, wręcz dusi, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie w relacjach. Zamiast „człowiek wolny” – człowiek z otwierającą go nadzieją (ku przeszłości i przyszłości, w teraźniejszości) – powstaje „człowiek z kryjówki” – ktoś, kto jeszcze nie rozpoznał całej prawdy o sobie samym, o swojej niezniszczalnej i niewzruszalnej godności. Nie rozpoznał jej i nie przeżył w pełni, dlatego nie wie, kim tak naprawdę jest, jaki jest zasięg jego oddziaływań i z kim może wejść w relacje bez obaw. Jak to ujął J. Tischner w swoim eseju pt. Ludzie z kryjówek – przeszedł z przestrzeni nadziei i wolności w przestrzeń kryjówki i niewolności. Upadł. Taki człowiek „żyje na poziomie nijakości, poza dobrem i złem, jest ani winny, ani niewinny, jego odpowiedzialność znalazła się w stanie uwiądu. Nie znaczy to jednak, że człowiek stracił w ten sposób swą ludzką godność. Rzecz w tym, że cała godność człowieka sprowadza się do wartości cierpień, którym podlega. Znamiennym rysem ludzi z kryjówki jest to, że sami cierpią i innym przysparzają cierpień”182.
Fenomenologiczna analiza postaw wiążących dziecko z rodzicem, podopiecznego z opiekunem, wychowanka z wychowawcą wskazuje nie tylko na eidos (istotę) owych wiązań, lecz zwraca uwagę ich przyczynę. Zasugerowano, że jedną z nich jest lęk. Ten zaś ma swoje źródło w różnych postaciach nieobecności, które lękający się odczuwa jako zagrożenie swojej egzystencji, swojego poczucia siebie, a także swojej wartości. Najbliższą przestrzeń jego życia barwi „lękliwa tęsknota za drugim, lękliwa ciekawość jego tajemnicy, lękliwa ofiarność za niego, lękliwe oczekiwanie słów prawdy, lękliwa wierność, lękliwa miłość, lękliwa nienawiść itp.”183. Problem Ja-wiążącego polega na tym, że w niewłaściwy i nieskuteczny zarazem sposób układa swoje relacje z najbliższymi, oczywiście oparte wciąż na lęku i płynącej z niego niemocy. Nie stać go na odwagę bycia-dla, nie stać go na akceptację i przyjęcie Drugiego w jego inności i oryginalności istnienia, nie wierzy w wolność swoją i wolność Drugiego, nie wierzy w zdolność jego sumienia (swojego również), nikomu nie ufa, nie przeżył jeszcze swojej godności, dlatego przychodzi mu na myśl jedno rozwiązanie – porazić innych sobą, zainfekować swoimi lękami i toksycznymi emocjami. Zamiast „bycia-dla” lub „bycia-od” wybiera, a raczej skazany jest na „bycie-przeciw”, ewentualnie „bycie-ponad”.
Poszczególne wiązania, jak zauważyła Termińska, polegają na zawładnięciu drugim człowiekiem w każdej z możliwych jego sfer egzystencji, na narzuceniu siebie innej osobie, na zniewoleniu sobą, w imię rzekomego dobra. Przestrzeń obcowań Ja i Ty (Ja i My) wyznacza relacja „aksjologicznego przeciwieństwa”184 – poszczególne osoby nie pozostają ze sobą w twórczych relacjach, lecz są dla siebie przeciwieństwem, potencjalnym wrogiem185. „Już samo jego istnienie i jego pojawienie się na moim horyzoncie widzenia grozi mojemu przetrwaniu i mojemu «byciu nad» światem. Drugi, aby mógł ze mną współistnieć, musi wykazać się jakimś stopniem uległości i zdolnością opiekuńczą”186.
Poszczególne postawy (typy) rozwijające się w przestrzeni aksjologicznego przeciwieństwa analizuje J. Tischner, idąc zresztą za opisami osobowości psychopatologicznych zaproponowanych przez psychiatrę A. Kępińskiego187. Są nimi: histeryk, psychastenik i anankasta. Jeśli przyjmiemy za Kępińskim dwa podstawowe kierunki ludzkiej aktywności: „od-do” oraz „nad-pod”, to histeryk aktywny jest na linii nie tyle „do drugiego”, ale „nad drugim”. Nie znosi swojej samotności, organizuje wokół siebie innych ludzi, jednocześnie spętany jest lękiem o własne przetrwanie pośród nich. Lęk ten steruje nim tak, że podejmuje liczne próby zawładnięcia dla siebie innych – zawładnięcia ich pragnieniami (Id), sposobem myślenia (Ego) i organizacją przestrzeni (Superego). Jeśli układ ten występuje w relacji rodzic – dziecko (i inne), histeryczny rodzic podstępnie „dialoguje” z emocjami dziecka, tak by ono odczuwało współczucie, było gotowe do obrony i zmiany postawy na rzecz manipulującego rodzica.
O ile główną obsesją histeryka jest pytanie: „co o mnie inni pomyślą”, co zresztą inspiruje go do takiej aktywności, by myśleli o nim jak najlepiej, to drugi typ – psychastenik – wiedziony jest tym samym pytaniem, lecz ono już nie aktywizuje jego potencjalnych struktur czynnościowych, lecz zamyka go w sobie w taki sposób, że realizuje tylko to, co zostanie (zostało) zaaprobowane przez otoczenie. W rzeczywistości odczuwa on wewnętrzne zakłamanie, gdyż co innego myśli, a co innego w swoim mniemaniu musi robić. Wychowawca psychastenik podstępnie, czynami i słowami, daje wychowankowi odczuć, że on-wychowanek jest najważniejszy, zaś on-wychowawca jest tylko dla niego, że ma specjalną wobec niego misję, a tak naprawdę w tym swoim „pod” realizuje swoje „nad”188. Fałszywie odgrywając rolę sługi, uważa się za pana. „Przestrzeń psychasteniczna to taka przestrzeń – podsumowuje Tischner – w której nie tylko panowie są panami sług, ale również sługi są władcami panów. Także psychastenik dysponuje swoistą intuicją natury drugiego człowieka. Nie ma on zaufania do płytkiej i szybko mijającej emocji drugiego. Nie wierzy również w jego sumienie”189. Stąd lęk i chęć zawładnięcia, osaczenia i opanowania.
Anankasta, jako trzeci typ patologicznej osobowości wiążącej drugiego, najpełniej zdaje się funkcjonować na poziomie Superego, gdzie razi „drugich aktualnym lub potencjalnym oskarżeniem, wtrąceniem w poczucie społecznej winy, w konieczność bezustannego dowodzenia własnej niewinności”190. „Nad” drugim-wychowankiem jest się na różne sposoby, zwłaszcza góruje się nad nim „wyższością” moralną („ja wiem, bo jestem bardziej doświadczony przez życie, a ty…”). Rodzic anankasta manipuluje dzieckiem, tropiąc wszelkie zło, które faktycznie się zjawia lub może zjawić w życiu dziecka, zakłada, że ono sobie w żaden sposób nie poradzi, że teraz razem (z mamusią) dziecko musi podjąć walkę ze złem. Relacja między wychowankiem a wychowawcą nie rozwija się na zasadzie uczuciowych więzi, lecz na sztywnych zasadach poczucia obowiązku, zakazów i nakazów. Tak jest dobrze i bezpiecznie, oczywiście według norm narzucanych przez wychowawcę (rodzica).
4. Poznaj samego siebie – smak godności
Odchodzenie od wzorców ojcostwa i macierzyństwa opartych na przeżyciu godności, otwierającej jednostkę na siebie samą i na innych w miłości, skutkuje tym, że „społeczeństwo traci sterowność, a przesunięcia świadomości obywateli dochodzą do granicy, za którą jest bezradność całego pokolenia: reagowanie lękiem, agresją, nienawiścią, bezsensowną apatią, pozostawaniem całych pokoleń na pozycjach startowych”191. Jeśli w procesie wychowawczym dąży się do wykształcenia w młodym człowieku samodzielności w podejmowaniu decyzji, analizowaniu i rozwiązywaniu problemów, a przede wszystkim do odwagi budowania pogłębionych relacji interpersonalnych, dojrzałych i odpowiedzialnych, pozytywne wzorce macierzyńskie i ojcowskie są niezastąpione. Przy ich degradacji zarówno samodzielność, zaradność, jak i tworzenie wspólnoty ulegają rozbiciu, a „kultura kreuje wyidealizowane i płytkie formy życia wspólnotowego, czego przykładem są komercyjne i rodzinne eventy w postaci happeningów albo czaty na forach internetowych”192.
Opieranie przestrzeni obcowania z drugim człowiekiem na relacji aksjologicznego przeciwieństwa (jedni przeciw drugim) odsłania poważny deficyt wartości w tychże relacjach. Kwestionowana jest przede wszystkim wolność wychowanka, wierność, jego osobiste poczucie niezniszczalnej godności, a co za tym idzie – deprecjonowanie indywidualności drugiej osoby, widzenie jej w krzywym zwierciadle swoich lęków i kompleksów, obaw i nierozwiązanych problemów z przeszłości. Poza wartościami, poza wolnością i miłością, nie jest możliwe bycie twarzą w twarz, zaś możliwe jest bycie „obok”, w którym pokusa posiadania drugiego staje się coraz bardziej silna i dokuczliwa dla innych. Jednak „człowiek «posiadany» jest już człowiekiem utraconym. Jego bliskość nie daje szczęścia, lecz napawa goryczą i wtrąca w beznadzieję. Mamy wprawdzie w pobliżu człowieka, ale czy potrafimy powiedzieć, po co go mamy? Im bardziej posiada się człowieka, tym trudniejsza do pokonania ściana dzieli bliskich posiadanych od bliskich posiadających”193.
W jaki sposób przekształcić system zbudowany na aksjologicznym przeciwieństwie w system aksjologicznej równości, jedności i bliskości? Zgodnie z delficką zasadą (gntohi seauton), można to uczynić poprzez głęboki przewrót w sposobie przeżywania wartości i samego siebie. Chodzi o ponowne przeżycie siebie jako wartości pozytywnej, chodzi o odpowiedni styl przeżywania własnej (i cudzej) godności – jako niewzruszalnej. Można przypuszczać, że zawłaszczający drugim człowiekiem nie dowierza temu, że w istocie swojej jest kimś niewzruszalnym, że drugi człowiek, jakkolwiek byłby przy nim blisko, niczego tak naprawdę w nim nie zniszczy, niczego mu nie odbierze, poza rzeczami, które nabyć można ponownie („duszy zabić nie mogą”). „Są w człowieku takie wartości – przypomina Tischner – których nikt nie może człowieka pozbawić, jeśli człowiek sam się ich nie pozbawi. Wartością taką jest między innymi jego prawda. Obierając je za podstawę swej godności, człowiek przestaje się bać, że go inni zniszczą”194.
Ochraniająca prawda i niewzruszalna godność, o ile przemawia do wychowawcy-rodzica histeryka, ustanawia nowe relacje z wychowankiem – oparte na otwartości, bliskości, zaufaniu i odpowiedzialności. Histeryk musi poczuć, że im więcej daje wolności drugiemu, tym w bliższej relacji z nim pozostanie. Wychowawca psychastenik niech uwolni się od paraliżujących myśli i wyobrażeń w stylu: „co dać wychowankowi, by dobrze o mnie myślał”, „jak go zatrzymać przy sobie”, a pomyśli raczej: „co mógłbym mu dać od siebie”. Przekształcenie postawy „posiadania” w „bycie” jest kluczem otwierającym nowe jakości w starych relacjach. Natomiast wychowawca anankasta mógłby uwierzyć, że drugi, tak jak on sam, dysponuje własnym sumieniem, indywidualnym rozpoznaniem tego, co dobre i co złe, i nie ma potrzeby wmawiania mu kolejnych win, które obciążą go na tyle, że nie odejdzie od niego ani na krok, że nie ruszy się z przydzielonego mu miejsca. Konieczne jest „odważne zrzucenie masek i uznanie prawdy o sobie samym, [które – RK] pozwala wreszcie żyć autentycznie i pozbyć się iluzji. Życie w prawdzie ma moc wyzwalającą. Znika lęk, bo człowiek zdaje sobie sprawę, że nie musi udawać, gdyż ma w sobie godność i wartość, które są niezniszczalne”195.