Читать книгу Niechętnie o sobie - Stanisław Mikulski - Страница 11

OJCIEC ZNIKA NA LATA

Оглавление

Mój tato został aresztowany na przełomie sierpnia i września 1950 roku. Pamiętam ten moment. Zbliżałem się do kamienicy, gdzie mieszkaliśmy. Przy krawężniku stał czarny citroen („cytryna”). Wszyscy wiedzieli, kto nimi jeździ. I rzeczywiście wpadli w odwiedziny do kamienicy panowie od Moczara, szefa Urzędu Bezpieczeństwa w Łodzi. Ale do kogo konkretnie mieli przyjechać? Ojciec pełnił dość ważne funkcje państwowe oraz w partii. Był szefem ośrodka wypoczynkowego w Spale pod Łodzią, gdzie dziś przygotowują się olimpijczycy. Zdarzało mi się nawet jeździć tam rowerem; to 60 kilometrów, spory dystans jak na nieolimpijczyka. Później w latach 1949–1950 pracował przy akcji przesiedleńczej Greków. W tamtym czasie Grecy masowo emigrowali do nas ze względu na sytuację polityczną w ich kraju. Część osiadła w Bieszczadach, ale większość na Ziemiach Odzyskanych, na przykład w Zgorzelcu. Zgorzelec był miastem poniemieckim, z całą masą wolnych mieszkań do objęcia. I ojciec miał to pod swoją pieczą; te mieszkania i greckich komunistów. Zważywszy na to wszystko, nie mogło mi wcale przyjść do głowy tego popołudnia, że ci od Moczara przyjechali właśnie po niego. Akurat wyprowadzali go z bramy. „Patrz, jestem aresztowany” – powiedział mi tylko. Na początku ogarnęło mnie zdumienie. Później niedowierzanie, wreszcie złość. Czym prędzej pobiegłem na górę, a tam całe mieszkanie przewrócone do góry nogami; bałagan nieopisany. Mama była wstrząśnięta i reszta domowników też.

Aresztowanie ojca sprowadziło na naszą rodzinę niemałe kłopoty. Ponieważ ja właściwie już miałem spakowany plecak do jednostki, w mieszkaniu zostały same kobiety: mama, babcia i dwie siostry. Młodsza, Basia, była jeszcze dzieckiem. W tym czasie rodzinę opuścił mój brat cioteczny Rysiek, syn siostry ojca, z którym wychowywaliśmy się od maleńkości. Wyprowadził się do Gdańska. Sam organizował sobie życie, więc mama nie mogła na niego liczyć. Teraz to na jej barkach spoczywał ciężar utrzymania całej rodziny i aby temu sprostać, przyjmowała prace chałupnicze. Wyjeżdżałem do wojska z nadzieją, że aresztowanie taty to tylko nieporozumienie i on zaraz wróci po wyjaśnieniu sprawy. Zniknął jednak na wiele miesięcy i dopiero później przyszła do nas informacja, że dostał osiem i pół roku. Przesiedział pięć. Wyszedł po odwilży w 1955 roku. Za co siedział? To pozostało jego tajemnicą. Nie chciał na ten temat mówić. Był zawsze zaangażowany politycznie – typ przedwojennego lewicowca. Dwukrotnie aresztowany za okupacji i cudem ocalony. Za powojenną władzą stał całym sercem. Mogę sobie wyobrażać jego dramat, gdy ona go tak upokorzyła. To działo się w czasach, gdy w kraju obowiązywało prawo „dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Byli tacy ludzie, którzy potrafili rzucić oszczerstwo, żeby kogoś zniszczyć. Zaraz po aresztowaniu usunięto ojca z partii. Po powrocie został zrehabilitowany z propozycją wstąpienia na nowo, ale powiedział, że go to nie interesuje. I nie chciał już do partii wrócić. Kiedy opuścił więzienie, chciałem go podpytać, za co siedział. Usłyszałem jedynie: „Nie będziemy nigdy o tym rozmawiać”. Mama też chciała coś z niego wyciągnąć. Na darmo. Powiedział jej: „Dość! Ja z tymi łobuzami nie chcę mieć nic wspólnego”. Był twardym człowiekiem i tyle. Cała ta sprawa wyglądała na jakąś prywatną zemstę. No bo gdyby on rzeczywiście coś przeskrobał, toby się interesowali nie tylko nim, ale mamą, mną, starszą siostrą. A panowie z UB nie wykazali nami żadnego zainteresowania. Nawet rewizja w mieszkaniu wydała mi się później wielką prowizorką. Do teraz szanuję decyzję mojego ojca i jego milczenie, ba, nawet nie szukam przyczyny tego aresztowania, a przecież dzisiaj są takie możliwości.

Niechętnie o sobie

Подняться наверх