Читать книгу Niechętnie o sobie - Stanisław Mikulski - Страница 15

W CYWILU

Оглавление

Z koszar wyniosłem kilka serdecznych znajomości, te sześć kilogramów wagi, linię zaopatrzeniową w extra mocne i znajomość z najpiękniejszą dziewczyną w Lublinie. Szedłem przez miasto prosto do teatru. Budynek przy ulicy Narutowicza miał się stać moim domem w przenośni i na kilka miesięcy – dosłownie. Dotychczas zaliczałem aktorskie przygody, a teraz czułem się odrobinę zawodowcem.

No cóż, my, aktorzy, próżności mamy w nadmiarze.

Trafiłem do nie byle jakiego miejsca. O tym pierwszym powojennym teatrze było głośno w całej Polsce. Na początku działał jako spontaniczna inicjatywa aktorów. Później zatrzymał się u nas Teatr Wojska Polskiego, zanim przeniósł się do Łodzi. Do 1948 roku działała scena impresaryjna, z trudem znosząca konkurencję operetki, aż wreszcie po nacjonalizacji scenę przejęło państwo. Skończył się okres repertuarowej niepewności, chociaż lokalowej wcale nie było widać końca. Kłopoty mieszkaniowe były powodem wielu exodusów aktorskich. Aż dziw brał, że z powodu migracji ku lepszemu życiu – do Łodzi czy Warszawy, teatr funkcjonował z powodzeniem, zawsze szczycąc się zespołem na wysokim poziomie. To nie był teatr nowoczesny, raczej tradycyjny w dobrym tego słowa znaczeniu, co odpowiadało moim gustom. Etykietki prowincjonalizmu nie można było mu przypiąć. Oklaskiwała nas publiczność festiwalowa, oczywiście też lubelska, a i w terenie ludzie bardzo dobrze nas przyjmowali.

Nie dość, że znalazłem w Teatrze im. Juliusza Osterwy zatrudnienie, to jeszcze dach nad głową. Zamieszkałem w garderobie męskiej. Czy mogłem narzekać na piękny pokój z dużą liczbą luster, zważywszy że zanim go objąłem, opuściłem dwudziestoosobową salę w koszarach? Nie tyle objąłem, co każdorazowo obejmowałem po ostatnim przedstawieniu. Koledzy szli do siebie, a ja rozkładałem małą kanapę i zaczynałem capstrzyk. Zasypiałem około północy; trochę to trwało, nim ostatni aktor się rozcharakteryzował, garderobiany wszystko posprzątał, a ja się oporządziłem. Wstawać musiałem rano, o ósmej; garderobiany już pukał, żeby przygotować pomieszczenie na normalny dzień pracy: „Już pan jest, tak wcześnie?”. Ale to był dalszy ciąg tej samej wielkiej przygody. Ktoś nieznający wnętrz teatralnych mógłby pomyśleć, że nawet mogłem zrealizować marzenie każdego aktora: mieć cały teatr dla siebie. Ale teatr w nocy nie jest specjalnie ciekawy. Nawet odrobinę przerażający. Nie stałem się „upiorem w operze”; jedna wycieczka wystarczyła, żebym przestał chodzić po teatrze. Chyba że z kimś. Po trzech, czterech miesiącach, kiedy już okrzepłem w nowej sytuacji, zacząłem dostrzegać niewygodę garderoby-hotelu. Poprosiłem dyrektora o bardziej cywilizowane rozwiązanie. W efekcie przeprowadziłem się do mojego pierwszego prywatnego lokum w Lublinie, pokoju dwa na trzy metry w mieszkaniu wynajmowanym przez teatr. Do pracy miałem trzysta metrów spacerem. Ale co ciekawe, jeszcze raz w życiu zamieszkałem w teatrze, już jako doświadczony aktor teatralny i filmowy; to także na razie zostawię na później. Wtedy zająłem się zdobywaniem tego doświadczenia.

Niechętnie o sobie

Подняться наверх