Читать книгу Nowy dom na wyrębach II - Stefan Darda - Страница 16
Część 1. 28 września–16 października 1996
11
ОглавлениеWracając z basenu, rodzina Kosmalów wstąpiła do marketu, na niedzielne zakupy. To był następny element wyprawy, który pomógł Hubertowi zrobić krok w stronę względnej równowagi. Nigdy nie lubił sklepowych tłumów i kolejek przy kasach, ale tym razem zazwyczaj irytujący harmider miał w sobie coś kojącego, pozwalał nabrać dystansu i nieco wytłumić niepokój.
Wrócili do mieszkania przed trzynastą.
Danka krzątała się po kuchni, rozpakowując siatki, a Hubert pomagał uporządkować mokre rzeczy po basenie, gdy w korytarzu rozległ się dzwonek telefonu.
– Dzień dobry panu – usłyszał w słuchawce Kosmala. – Tu Durkacz Józef mówi. Z Kostrzewa.
– Dzień dobry, panie Józefie.
– Kiedyś dał mi pan numer, to dzwonię. Nie przeszkadzam w niedzielę?
– Nie, skąd.
– To dobrze, to dobrze… – Głos Durkacza trochę drżał. – Wie pan, tak sobie pomyślałem, że zadzwonię, bo… – Gospodarz nagle zamilkł, a potem kontynuował bardziej zdecydowanie, jakby podjął decyzję o tym, co przekaże Hubertowi. – Bo po pierwsze, to z tego wszystkiego wczoraj żeśmy się nie umówili na tę wycinkę drzew w sadzie i dostawę drewna na opał.
– A tak, faktycznie. – Kosmala spojrzał na wiszący przed jego twarzą kalendarz. Odruchowo policzył, kiedy wypadnie nów i biorąc też pod uwagę swoje zajęcia dla studentów zaocznych, obwieścił: – Czy mogłaby to być sobota, dwunastego października?
– Może być. Będę z samego rana, nawet jak będzie padać.
–To świetnie, jesteśmy umówieni. Ale chyba jeszcze o czymś chciał pan mi powiedzieć?
– No, chciałem. To było po pierwsze. A po drugie… Wie pan, wczoraj późnym wieczorem do baru zaszedł komendant Kościuk. Prawie nigdy nie przychodzi, ale wczoraj był. Wypił parę głębszych i wie pan, co potem powiedział?
– Co takiego?
– Że tam, przy tym, co zostało z Haryniaka, nie było żadnych śladów. Powinno być wytłuczone dookoła, ale to coś, co załatwiło Waldka, nie zostawiło ani odcisków butów, ani łap. Sprawdzili bardzo dokładnie cały teren. Policja i prokurator są w kropce, proszę pana. Tak sobie pomyślałem, że może by pan chciał to wiedzieć.
Hubert przez jakiś milczał, trawiąc uzyskane informacje.
– I co mówią ludzie? – zapytał wreszcie. – Bo pewnie jakaś teoria już krąży po Kostrzewie.
– To, proszę pana, nie żadna teoria. Wszyscy tutaj są przekonani, że to sprawka tego kobylarza, co go Kościuk na cmentarzu zastrzelił.
* * *
Po rozmowie z Durkaczem Hubert stracił apetyt, ale mimo to wdusił w siebie cały obiad, łącznie z deserem, żeby nie sprawić przykrości Dance. Gdy skończył zmywać naczynia, zajrzał do chłopców, którzy budowali coś z klocków, a potem do salonu. Następnie wrócił do pokoju bliźniaków.
– Słuchajcie, panowie – powiedział szeptem. – Mama zasnęła na kanapie w salonie, a ja muszę na chwilę wyjść. Będziecie cicho, żeby jej nie obudzić?
– Dobrze, tato – odpowiedział Tomek. – Kiedy wrócisz?
– Pewnie za jakieś pół godziny, najwyżej za godzinę. Jakby mam się pytała, gdzie poszedłem, to powiedzcie, że po takim sutym obiedzie musiałem się trochę przejść.
– Po jakim? – zainteresował się Michał.
– Po bardzo obfitym.
– Aha. W porządku, tak powiemy mamie.
Zanim Kosmala skierował kroki w stronę aparatu telefonicznego, z którego wczoraj dzwonił do Ewy, przeszedł jeszcze kilkaset metrów w przeciwnym kierunku. Przed rozmową z Woźniakiem chciał sobie jeszcze wszystko dokładnie przemyśleć.