Читать книгу Mity polskiego września - Tymoteusz Pawłowski - Страница 10
ROZDZIAŁ 8
Niemiecka „przestrzeń życiowa”
ОглавлениеGłówną przyczyną agresywnej polityki III Rzeszy Adolfa Hitlera była walka o przestrzeń życiową dla narodu niemieckiego, czyli Lebensraum. Wystarczającym na to dowodem są niemieckie podboje bezpośrednio przed II wojną światową oraz w jej trakcie.
Lebensraum – termin wprowadzony w 1897 roku przez antropologa, geografa i biologa prof. Oscara Peschela – rzeczywiście miał usprawiedliwiać niemieckie podboje, ale podboje kolonialne. Był wykorzystywany – a i to nie bez wątpliwości – do uzasadnienia celów I wojny światowej, ale po niej pozostał pustym sloganem.
Niemców w 1919 roku zmuszono do podpisania traktatu wersalskiego. Utracili wówczas kolonie i niektóre prowincje, musieli też zapłacić olbrzymie odszkodowania wojenne. Dlatego niemal wszystkie niemieckie partie polityczne nawoływały do zbrojnego rewanżu – odbudowania silnej armii i odzyskania utraconych ziem. Paradoksalnie naziści, najbardziej kojarzeni z ideologią rewanżystowską, nie nawoływali do wojny. NSDAP Adolfa Hitlera, jako partia robotnicza, głosiła, że drogą do odzyskania znaczenia jest wytężona praca i rozwój ekonomiczny. Dzięki temu odniosła sukces polityczny. Wyborcy, zmęczeni propagandą nawołującą do kolejnej wojny, głosowali na tych, którzy do niej nie dążyli – na nazistów.
Co więcej, III Rzesza, zamiast dążyć do wzmocnienia niemieckich mniejszości w ościennych państwach, dążyła do sprowadzenia „zagranicznych” Niemców do kraju. Na podstawie umów międzynarodowych do Rzeszy musieli powrócić Niemcy z Włoch, Estonii, Łotwy, Litwy, Rumunii i Węgier, a przymus jest tu dość istotnym czynnikiem. I wracali, czy tego chcieli, czy nie. Większość niemieckich „kolonistów” osiedlanych w czasie okupacji w polskich wsiach to właśnie tacy Bogu ducha winni nieszczęśnicy, zmuszeni do porzucenia grobów swoich przodków i opuszczenia ojcowizn, na których mieszkali od setek lat. „Wstrętny niemiecki kolonista” zasiedlający odebrane Polakom gospodarstwa na Zamojszczyźnie był ofiarą czystki etnicznej – biednym chłopem wyrwanym ze swej niemieckiej wsi w Siedmiogrodzie i rzuconym do wrogiego kraju, w którym strzelali do niego zarówno Polacy (bo chciał zabrać to, co polskie), jak i esesmani (bo nie wykazywał dość entuzjazmu w rabunku tego, co nie jego).
Oczywiście można zadać sobie pytanie, skąd Niemcy wzięli się na Zamojszczyźnie, ale odpowiedź nie będzie miała wiele wspólnego z Lebensraum, tylko z niekorzystnym przebiegiem II wojny światowej, paktem Ribbentrop–Mołotow i bezmyślnymi ambicjami kowieńskich Litwinów, które spowodowały, że Zamojszczyzna – mająca być łupem Związku Sowieckiego – została wymieniona na Republikę Litewską.
Skoro więc Niemcom nie zależało ani na Gdańsku, ani na eksterytorialnej autostradzie nad Pomorzem, ani na „przestrzeni życiowej”, to czego tak naprawdę chcieli od Polski w 1939 roku?
Najtrafniejszą odpowiedzią jest, że chcieli popełnić zbiorowe samobójstwo, wywołując wojnę z całym światem. Niestety, jedynie nieliczni z nich mieli tego świadomość. Niemieckie władze, czyli Niemiecka Narodowosocjalistyczna Partia Pracy, widziały sprawę inaczej – potrzebowały Polski do rewizji traktatu wersalskiego.
To, że NSDAP w początkach lat 30. XX wieku nie chciała zbrojnego rewidowania Wersalu, nie oznacza, że był to pogląd stały i niezmienny. W czerwcu 1934 roku podczas „nocy długich noży” wymordowano lewicowe skrzydło nazistów. To umożliwiło porozumienie pozostałych narodowych socjalistów z wojskiem i przemysłowcami. Ceną za poparcie polityczne była zgoda na odbudowę armii, a co za tym idzie – olbrzymie państwowe zamówienia w zakładach przemysłu zbrojeniowego. Wojna – na razie jako ostateczność – zaczęła być w Berlinie akceptowana.
NSDAP chciała odbudować moc i chwałę Rzeszy Niemieckiej ciężką pracą i rozbudową gospodarki. Okazało się to jednak bardzo trudne. Na przeszkodzie stały ustalenia traktatu wersalskiego, a raczej cały „system wersalski” zbudowany po 1919 roku.
Częściowo system ten rozmontowano już we wcześniejszych latach. W 1932 roku zrezygnowano z odszkodowań wojennych. Niemcy zapłacili około 15% z narzuconych 132 mld marek w złocie (czyli 500 mld dzisiejszych dolarów). Wciąż jednak musieli spłacać pożyczki zaciągnięte na kontrybucję (zakończyli spłatę 3 października 2010 roku). W 1935 roku III Rzesza jednostronnie zerwała klauzule rozbrojeniowe i utworzyła Wehrmacht – masową armię z poboru, której częścią była Luftwaffe, czyli siły powietrzne. Niemiecką marynarkę wojenną (Kriegsmarine) rozbudowano powyżej ustaleń wersalskich, zostało to jednak zaakceptowane przez Brytyjczyków. Wehrmacht wkroczył do zdemilitaryzowanej Nadrenii, nastąpił anszlus Austrii, jesienią 1938 roku anektowano przygraniczne ziemie Czechosłowacji.
Do tego momentu znaczna część światowej opinii publicznej uważała niemieckie posunięcia za usprawiedliwione. Traktat wersalski uznawano za zbyt surowy, klauzule gospodarcze – za zbyt restrykcyjne, utratę Austrii i Sudetów – za nieprzystające do zasady samostanowienia narodów, a przymusowe rozbrojenie – za krzywdzące.
Zabór Sudetów był sygnałem, że Niemcy przekroczyły granice chciwości, a system wersalski stoi na skraju załamania. Dotychczas bowiem armia francuska – z pomocą floty brytyjskiej i sił zbrojnych Polski i Czechosłowacji – miała znaczną przewagę nad Niemcami i nie musiała się ich obawiać. Gdy niemal 20 czechosłowackich dywizji wypadło z tego równania, a nawet formalnie przeszło na niemiecką stronę, przewaga stopniała. Brytyjczycy zareagowali natychmiast, znajdując fundusze na sformowanie „brakujących” dywizji, ich organizacja wymagała jednak czasu.
Państwa totalitarne są niebezpieczne, ponieważ działają irracjonalnie. Państwa demokratyczne są dużo bardziej rozsądne. Wynika to z możliwości – lub braku – weryfikowania decyzji przywódców państwowych. W państwie demokratycznym pozycja polityka zależy od zaufania wyborców, wspartych opinią autorytetów naukowych i moralnych. W państwie totalitarnym zależy ona wyłącznie od widzimisię wodza, układów koleżeńskich i łapówek płaconych na różne sposoby. Autorytety moralne można osadzić w obozie koncentracyjnym, a autorytety naukowe – wygnać z kraju.
Władze III Rzeszy obawiały się napaści sąsiadów. Nie zwracały uwagi ani na to, że Francja rozbudowała obronną linię Maginota, ani na to, że państwa demokratyczne nie rozpoczynają wojen przeciwko swoim europejskim sąsiadom. W Berlinie postanowiono zneutralizować zagrożenie wojenne. Za wszelką cenę, nawet za cenę wojny. Oczywiście rozwiązaniem najkorzystniejszym dla Niemców byłaby likwidacja systemu sojuszy stworzonych przez Francję i doprowadzenie do jej politycznego osamotnienia.
Kluczowym elementem była Rzeczpospolita. Nie tylko miała najpotężniejsze siły zbrojne w Europie Środkowej, ale była również politycznym zwornikiem w tej części kontynentu. Bez wsparcia Warszawy Rumunia, kolejna sojuszniczka Francuzów, nie miałaby szans na odparcie agresji Związku Sowieckiego. Gdyby zatem Niemcom udało się przekonać Polskę do porzucenia Paryża i związania się z Berlinem, do tego obozu przeszłaby również Rumunia. Podążyłyby za Polską również państwa bałtyckie związane z Wielką Brytanią: Łotwa oraz Estonia, a może i Finlandia. Przejście Rumunii na stronę niemiecką dawałoby Berlinowi możliwości wpływania na Bałkany – przede wszystkim na Jugosławię, również związaną z Francją. Gdyby tylko Polska zerwała sojusz z Francją i związała się z Niemcami, cały system wersalski w Europie Środkowej runąłby niczym domek z kart.
To nie abstrakcyjny Lebensraum, nie Gdańsk i nie eksterytorialna autostrada nad Pomorzem były stawką w grze, tylko Polska. Berlinowi zależało na tym, żeby ograniczyła ona swoje stosunki z Francją, a zintensyfikowała z Niemcami. Dlatego też najważniejszą propozycją złożoną Polakom było przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat oraz rozszerzenie go o klauzulę o wzajemnym konsultowaniu polityki zagranicznej.
Warto zwrócić uwagę, że sojusze rzadko noszą taką właśnie nazwę i z reguły ukryte są pod jakimś abstrakcyjnym mianem. Na przykład sojusz pomiędzy Polską a Francją nosił nazwę „Umowy francusko-polskiej”, po której podpisaniu następowały porozumienia gospodarcze i wojskowe. Z kolei pakt o nieagresji z Niemcami oficjalnie nazywał się „Deklaracją polsko-niemiecką o niestosowaniu przemocy z 26 stycznia 1934”.
Umowa obowiązująca 25 lat oznaczała najdłuższą z możliwych perspektyw czasowych. Po 25 latach, w 1964 roku, mało który z jej sygnatariuszy byłby jeszcze aktywny w polityce. W 1939 roku Polacy mieli więc podjąć decyzję dla przyszłych pokoleń, czy zawrzeć wieczystą umowę o sojuszu polsko-niemieckim.
Przedłużony na 25 lat pakt o nieagresji byłby bowiem – co oczywiste – sojuszem. Co więcej, sojuszem nierównoprawnym. Świadczy o tym naleganie Niemców na zawarcie w nowej umowie klauzuli o wzajemnym konsultowaniu polityki zagranicznej. Klauzula taka jest spotykana w porozumieniach międzypaństwowych, ale występuje w nich jako jeden z elementów świadczących o zaufaniu pomiędzy „wysokimi umawiającymi się stronami”, a nie jako główny postulat. Bardzo łatwo można wyobrazić sobie, jak wyglądałyby „wzajemne” konsultacje pomiędzy Niemcami a we wszystkim od nich zależną Polską.
Podpisanie sojuszu z III Rzeszą i zerwanie z Ligą Narodów i Francją oznaczałoby gospodarcze, wojskowe i polityczne uzależnienie Rzeczypospolitej od Niemiec. O tym, jak duża byłaby ta zależność, wspomnimy w jednym z kolejnych rozdziałów.