Читать книгу Mity polskiego września - Tymoteusz Pawłowski - Страница 6
ROZDZIAŁ 4
Czy wszystko skończyło się 6 października?
Оглавление6 października 1939 roku rozegrano pod Kockiem ostatnią bitwę „kampanii wrześniowej”. Tego właśnie dnia wojna skończyła się dla Polski.
Pomijając inne kwestie, data 6 października jest mocno naciągana. Decyzję o zaprzestaniu walk podjęto wieczorem 5 października, zawieszenie broni trwało od 19.30, a polscy parlamentariusze przekazali Niemcom akt kapitulacji dwie godziny po północy.
Najśmieszniejsze – chociaż wcale nie zabawne – jest to, że niemal wszyscy wiedzą, iż walcząca pod Kockiem Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” nie była ostatnią walczącą na ojczystej ziemi formacją Wojska Polskiego. Powszechnie znana jest postać majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, który na czele Oddziału Wydzielonego kontynuował walkę do końca wiosny 1940 roku. Ani on, ani jego żołnierze nie byli partyzantami – walczyli jawnie, w mundurach wojskowych.
Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora Henryka Hubala-Dobrzańskiego nie był jedynym, który nie złożył broni. Walkę kontynuowały również większe i mniejsze formacje, które podczas wrześniowego odwrotu pozostały na zachodnim brzegu Wisły czy też na Lubelszczyźnie. Oddział Hubala walczył jednak najdłużej i utrzymywał kontakt z przełożonymi. Jego losy doskonale pokazują, dlaczego słuszny był rozkaz naczelnego wodza o zaprzestaniu walki i przejściu przez granice do państw neutralnych. Do tego wątku jednak powrócimy.
We wrześniu Hubal walczył przeciwko Sowietom, a następnie przeszedł na Kielecczyznę, gdzie nawiązał walkę z Niemcami. Dlatego jego imię jest doskonale pamiętane. O polskich żołnierzach kontynuujących opór, ale walczących przeciwko Sowietom wiadomo bardzo niewiele. Pamięć o nich została skutecznie zatarta przez sowieckie NKWD, które wymordowało wszystkich walczących, oraz polską Służbę Bezpieczeństwa, która pilnowała, aby nikt ich nie wspominał.
A przecież wiemy, że Wojsko Polskie walczyło przeciwko Sowietom aż do końca czerwca 1940 roku. Najdłużej przetrwało ugrupowanie mające swoją siedzibę w uroczysku Kobielno nad Biebrzą nieopodal Jedwabnego. Nie wiemy nawet, kim był dowódca kilkusetosobowego oddziału, podpisujący się jako „major Burski”. A takich było wielu. Podobne oddziały były w okolicach Wizny, a najprawdopodobniej i dalej na wschód, tam gdzie potem przez wiele lat istniał Związek Sowiecki.
6 października nic się nie skończyło. Proszę zwrócić uwagę, że w tytule użyliśmy sformułowania: „wszystko się skończyło”. Cóż innego mogliśmy zrobić? Napisać, że „kampania wrześniowa” skończyła się 6 października? Czy może, że „wojna obronna Polski” skończyła się 6 października? Tego właśnie chcieli rządzący w Polsce komuniści: po 6 października rozpoczyna się bowiem inna wojna – wojna wyzwoleńcza narodu polskiego.
Wydarzeń, które nastąpiły w Polsce po 1 września 1939 roku, nie można nazwać „wojną obronną”. Wojna to zjawisko społeczno-polityczne dotyczące wszystkich zaangażowanych państw. Rozpoczęta 1 września 1939 roku i zakończona wiele lat później wojna objęła niemal cały świat. Wydarzenia w Polsce były jedynie jej częścią. Działania zbrojne toczące się na określonym obszarze i w określonej fazie wojny, na przykład w Polsce w 1939 roku, nazywa się kampanią. To jest nazwa zgodna z zasadami nauki i, co ważniejsze, zgodna z prawem. Prawo międzynarodowe mówi bowiem, że wszelkie zmiany, na przykład terytorialne, muszą zostać uzgodnione w traktacie pokojowym pomiędzy państwami. Skoro zaś „wojna obronna Polski” zakończyła się upadkiem państwa polskiego 6 października 1939 roku, to Rosjanie z Moskwy nie musieli sobie zawracać głowy podpisywaniem żadnego traktatu pokojowego i mogli wziąć to, co chcieli.
Kampanii w dziejach świata stoczono tak wiele, że dla ich rozróżnienia potrzebne są określenia dotyczące czasu i miejsca. Mówimy więc na przykład o „kampanii francuskiej” albo „kampanii 1940 roku”, ale nikt nie używa określenia „wojna obronna Francji”. Działania zbrojne toczące się w Polsce po 1 września 1939 roku należy więc nazwać „kampanią 1939 roku”, „kampanią polską” albo nieco redundantnie „kampanią polską 1939 roku”. Tak też są one nazywane w literaturze naukowej obcojęzycznej, przede wszystkim niemieckiej, bo tylko Niemcy poważniej interesują się problemem Feldzug in Polen.
Skąd więc niesamowicie popularne określenie „kampania wrześniowa”? Z propagandy, mającej podkreślić krótkotrwałość walk. Określenie wymyślili Niemcy. September Feldzug stanowił według nich zasłużony koniec Saisonstaat – państwa sezonowego, czyli Polski. Z pomysłu Goebbelsa skorzystali później – zresztą nie po raz pierwszy i nie ostatni – komuniści rządzący w Polsce. Weteranom 1939 roku, którzy nie chcieli posługiwać się kłamliwym określeniem „wojna obronna Polski”, łaskawie pozwolili używać nazwy „kampania wrześniowa”. Nie tylko z tych samych powodów co Niemcy, ale także po to, by uniknąć niewygodnych pytań o 17 września i o najazd Armii Czerwonej.
„Kampania wrześniowa” z definicji toczy się we wrześniu. Nie można więc stawiać pytań o październik. Nie trzeba zastanawiać się, jakie plany miało polskie dowództwo, a co za tym idzie, kto te plany 17 września storpedował. Nie trzeba przedstawiać zamierzeń naczelnego wodza. Jaki sens ma rozważanie jego decyzji, skoro wojna i tak miała się skończyć we wrześniu? Można natomiast wyśmiewać głupotę polskich generałów: że działali zachowawczo, że spośród niemal 1000 polskich samolotów 1 września w linii było tylko 400, że magazyny amunicji były zbyt daleko, że wojsko zamiast bronić Warszawy, uciekało na wschód. Skoro II Rzeczpospolita miała tak nieudolnych generałów, nic dziwnego, że upadła i zastąpiła ją Polska Rzeczpospolita Ludowa.
Jeśli jednak użyjemy nazwy „kampania 1939 roku” albo jeszcze lepiej „kampania polska”, zaczniemy rozumieć wiele spraw i mieć wiele wątpliwości. Skoro kampania miała trwać miesiące, to zostawienie 600 samolotów w rezerwie, oddalenie magazynów od granic, odwrót na wschód i wiele innych decyzji nagle zaczynają mieć sens. Być może dowodzenie Wojskiem Polskim nie było nieudolne, tylko przemyślane i perspektywiczne? Wówczas pojawia się też pytanie: czy zaatakowanie Polski przez Rosjan 17 września storpedowało polskie plany wojenne? A jeśli tak – to w jakim stopniu?
Ograniczanie kampanii polskiej do września, czy do „wrześniopaździernika”, wprowadza również zamieszanie w panteonie polskich bohaterów. Skoro kampania była krótka, to chyba trzeba cenić tych dowódców, którzy walczyli krótko, odnosili błyskotliwe zwycięstwa moralne i ograniczali straty wśród swoich żołnierzy. Ci, którzy przeszli pół kraju, ryzykowali życiem swych żołnierzy, a później unikali bitew – nie wydają się godni szacunku. Ale czy na pewno?
Nie można wydarzeń wojennych rozpoczętych 1 września nazywać „kampanią wrześniową”, ani nawet „kampanią wrześniowopaździernikową”, tylko „kampanią polską”. I kampania polska nie skończyła się 6 października. Skończyła się… dużo wcześniej.
Ostatni rozkaz marszałka Polski Edwarda Śmigłego-Rydza jako wodza naczelnego, wydany 20 września 1939 w Craiovej, zaczynał się następująco:
„Żołnierze! Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie się w południowo-wschodniej części Polski tak, by mając do otrzymywania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francją i Anglią, móc dalej prowadzić wojnę.
Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu”.
Do 17 września Wojsko Polskie działało według planu. Po dołączeniu się Rosjan do Niemców w agresji na Polskę wszelkie plany przestały się liczyć. Wojska straciły możliwość manewrowania, komunikacja z krajem została odcięta przez Armię Czerwoną. Wódz naczelny utracił zdolność dowodzenia i w ciągu kilku godzin mógłby zostać złapany przez NKWD. Kampania – jako zorganizowane działania wojenne – dobiegła końca. Śmigłemu pozostało wydać – i zrobił to 17 września około godz. 22 – rozkaz o kontynuowaniu oporu: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba że w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.
Do tego rozkazu jeszcze wrócimy, zauważmy jednak, że niektórzy – na przykład major Hubal i major Burski – nie podporządkowali się rozkazowi. Jakie były skutki? Jeśli chodzi o rejon działania Hubala, to cztery polskie wsie zostały doszczętnie spalone, w piątej zniszczono większość zabudowy, a mieszkańców 26 innych dotknęły inne represje: Niemcy zamordowali 712 Polaków, w tym 2 kobiety i 6 dzieci. Represje stosowane przez Rosjan wobec Polaków wspierających majora Burskiego nie były lżejsze, brak jednak dokładnych danych liczbowych. Pod uwagę trzeba wziąć również straty społeczne: naruszono zaufanie społeczeństwa do Wojska Polskiego – wojsko ma przecież bronić cywilów, a nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Hubal został najprawdopodobniej zdradzony Niemcom przez Polaka mającego dość niemieckich represji. Podobnie było w Jedwabnem, a konflikt pomiędzy mieszkańcami miał swój krwawy finał w lipcu 1941 roku…
Kampania polska miała trwać miesiącami, lecz zorganizowany opór skończył się po 17 dniach walk. Walki trwały jednak… miesiącami, aż do czerwca 1940 roku, choć z perspektywy wojny światowej epizody po 17 września nie miały znaczenia. Wojna nie była skończona – Wojsko Polskie nadal walczyło, Rzeczpospolita Polska nadal istniała.