Читать книгу Mity polskiego września - Tymoteusz Pawłowski - Страница 4

ROZDZIAŁ 2
Agresor był jeden, może dwóch

Оглавление

1 września 1939 roku Polskę zaatakowała III Rzesza, a później, gdy Wojsko Polskie zostało rozbite, na ziemie Rzeczypospolitej wkroczyła Armia Czerwona. Pozostali sąsiedzi, z wyjątkiem Słowacji, byli pokojowo nastawieni, a Czesi i Litwini sympatyzowali z Polakami i nie brali udziału w agresji.

Nie tylko Niemcy i Sowieci uczestniczyli w agresji na Polskę. 1 września do Rzeczypospolitej wkroczyły również wojska słowackie. Republika Słowacka powstała pół roku wcześniej, w wyniku rozpadu Czechosłowacji. Niemcy zajęli Czechy, a od Słowacji zażądali zgody, aby na zachodzie kraju mógł stacjonować Wehrmacht. Rząd w Bratysławie zgodził się na to, choć niechętnie. Wielu słowackich polityków uważało nawet, że lepszym rozwiązaniem będzie szukanie oparcia w Polsce, a przez nią we Francji i Wielkiej Brytanii. Tak się jednak nie stało, a co gorsza, Słowacy musieli zaakceptować fakt, że z ich terytorium wyjdzie również niemiecki atak na Polskę. W ostatnich dniach sierpnia postawiono w stan gotowości Armię Słowacką, obawiano się bowiem polskiej kontrakcji.

Dowódcą Armii Słowackiej był generał Ferdinand Čatloš. Przekonywany przez generałów Wehrmachtu, uznał on, że opłaca się wplątać Republikę Słowacką w wojnę przeciwko Polsce. Liczył, że wzmocni to polityczną pozycję Słowacji i Niemcy będą życzliwie traktowali to małe państwo, a przy okazji wzrośnie prestiż jego osoby i zmaleje znaczenie prezydenta Jozefa Tiso. Wydał więc rozkaz wkroczenia wojsk słowackich na teren Polski. Prezydent Tiso nie miał innego wyjścia, niż rozkaz ten zatwierdzić. Słowacka Armia „Bernolak” wkroczyła trzema dywizjami do Polski. Nie wykazywała szczególnie dużego ducha bojowego i inicjatywy, szczególnie po 3 września, gdy Francja i Wielka Brytania wypowiedziały wojnę Niemcom. Wydaje się, że większość społeczeństwa słowackiego nie była nastawiona antypolsko, znamienna jest też postawa słowackiego ambasadora w Polsce Ladislava Szathmárego, który zdecydowanie potępił atak.

Walki pomiędzy Polakami a Słowakami były sporadyczne. Armia „Bernolak” zdołała nawiązać kontakt bojowy z polską Armią „Karpaty”, Polacy z kolei w kilku miejscach wtargnęli na teren Słowacji, niszcząc mosty i tamy. Na przełomie września i października oddziały słowackie przemaszerowały w defiladach przez Zakopane i Sanok, a następnie wróciły do kraju. Słowackim łupem padło 770 km² terenu Rzeczypospolitej, z blisko 35 tys. mieszkańców. Przez kolejnych sześć lat wojny „słowacka strefa okupacyjna w Polsce” była najlepszym miejscem do życia w pustoszonej przez wojnę Europie. Rządzącym w Bratysławie bardzo zależało, żeby mieszkańcy „ziem włączonych do Słowacji” docenili nowe państwo i czuli się w nim lepiej niż w Rzeczypospolitej. Wydalili polskich urzędników oraz księży, lecz dopilnowali, by w lokalnych sklepach nie brakowało niczego, a nawet najbardziej deficytowe towary miały niskie ceny. I osiągnęli swój cel: gdy w 1945 roku przywracano przedwojenne granice, mieszkańcy niektórych polskich wsi chcieli pozostać w granicach Słowacji, wybuchły nawet zamieszki, były ofiary, również śmiertelne. Nie są to chwalebne wydarzenia…

Wehrmacht, Armia Czerwona i Slovenská Armáda nie wyczerpują listy agresorów. Przeciwko Polsce wystąpiły jeszcze dwa państwa. Pierwszym z nich jest Republika Litewska ze stolicą w Kownie. Mitem założycielskim Republiki Litewskiej była nienawiść wobec Polaków i pamięć o rzekomym odebraniu jej przez Rzeczpospolitą Wilna – historycznej stolicy Litwy. Bez znaczenia było to, że Republika Litewska miała niewiele wspólnego z historycznym Wielkim Księstwem Litewskim, którego terytorialny trzon stanowiły ziemie dzisiejszej Białorusi i którego językiem urzędowym był ruski. Bez znaczenia było również to, że w Wilnie – według dość obiektywnego, bo przeprowadzonego w 1916 roku przez Niemców spisu powszechnego – „Litwini” stanowili mniej niż 2% ludności.

Władze Republiki Litewskiej niemal od początku powstania tego państwa twierdziły, że znajduje się ono w stanie wojny z Polską, nie utrzymywały z nią żadnych wzajemnych kontaktów oraz głosiły otwarcie, że przy najbliższej nadarzającej się okazji wesprą dowolnego agresora w ataku na Polskę. W 1938 roku, po zabiciu przez Straż Graniczną Republiki Litewskiej polskiego żołnierza Władysława Serafina, cierpliwość Warszawy się wyczerpała. Zmobilizowano Wojsko Polskie i wystosowano do Kowna ultimatum, w którym zażądano… zakończenia stanu wojny i nawiązania stosunków pokojowych. Chcąc nie chcąc, rząd w Kownie dostosował się do polskich żądań.

Armia Litewska nie brała udziału w działaniach wojennych we wrześniu 1939 roku. Decyzja o wystąpieniu przeciwko Polsce zapadła dopiero 10 października, podczas negocjacji litewsko-sowieckich. 27 października 1939 roku korpus ekspedycyjny wojsk litewskich pod dowództwem generała Vincasa Vitkauskasa przekroczył granicę z Polską. Następnego dnia zajął Wilno i okoliczne powiaty. Litwini nie musieli walczyć z Polakami – przejęli bowiem te ziemie od Sowietów.

To, że we wrześniu 1939 roku Litwini nie walczyli zbrojnie przeciwko Polakom, nie oznacza, że nie byli agresorami. Sytuację w dużym stopniu zakłamuje używanie narzuconych przez okupantów – a niewłaściwych naukowo i prawnie – terminów „wojna obronna Polski” oraz „kampania wrześniowa”. Jeśli jednak używamy poprawnego terminu „kampania polska 1939 roku”, sytuacja staje się oczywista: Republika Litewska brała w niej niechlubny udział. Polskie siły zbrojne wciąż jeszcze walczyły na terenie Polski przeciwko agresorowi. Skierowanie wojsk Republiki Litewskiej do okupacji Wileńszczyzny pozwalało Armii Czerwonej i NKWD na wysłanie zwolnionych w ten sposób sił do zwalczania polskiego oporu. Pamiętajmy też, że zgodnie z prawem międzynarodowym zmiany granic można dokonać wyłącznie podczas rozmów pokojowych. Republikę Litewską wciąż obowiązywała granica pokojowa. Jej przekroczenie bez polskiej zgody oznaczało agresję.

Rzesza Niemiecka, Związek Sowiecki, Republika Słowacka i Republika Litewska to nie wszystkie państwa, które brały udział w agresji na Polskę. Trzeba jednak przyznać, że sprawa państwa czeskiego – piątego agresora – jest nieco mniej jednoznaczna. Czesi swój udział, czy raczej brak udziału w II wojnie światowej zakłamali i zmitologizowali najbardziej spośród wszystkich państw Europy. Zdaniem Czechów po rzekomej zdradzie Francji i Wielkiej Brytanii na konferencji w Monachium jesienią 1938 roku zostali oni zmuszeni do oddania Sudetów III Rzeszy, następnie stali się obiektem agresji hitlerowskiej, a w marcu 1939 roku – pierwszym państwem okupowanym przez Niemcy. Faktycznie natomiast sami zgodzili się na oddanie Sudetów, po konferencji monachijskiej zerwali sojusz z Francją i podpisali porozumienie z Niemcami. Próby zbrojnego stłumienia dążeń narodowych Słowacji doprowadziły do groźby najazdu węgierskiego, w związku z czym Niemcy – zgodnie z obustronnym porozumieniem – wprowadzili swoje wojska do Czech.

Czesi nie byli pierwszą ofiarą agresji niemieckiej – byli pierwszym sojusznikiem Niemców. Ich państwo wciąż istniało pod nazwą Protektoratu Czech i Moraw, nadal miało swojego prezydenta – Emila Háchę – i posiadało nawet własne wojsko (Vládní vojsko), które później zostało wysłane do Włoch, żeby pomóc Niemcom w odparciu alianckiego ataku, i niewiele brakowało, żeby doszło do jego walk z II Korpusem Polskim generała Andersa. Oczywiście, że wiele spośród tych decyzji podjętych w Pradze było wymuszonych przez Niemców, ale prawo międzynarodowe nie zwraca na to uwagi: wymuszenie stacjonowania Wehrmachtu w Czechach ma dokładnie taką samą ważność jak wymuszenie stacjonowania sił rozjemczych ONZ na spornych granicach.

We wrześniu 1939 roku uderzenie Wehrmachtu na Polskę odbyło się z terytorium Protektoratu Czech i Moraw. Niemcy korzystali z czeskich dróg i kolei, niemieckie bombowce startowały na Polskę z czeskich lotnisk. Czeska policja i żandarmeria pomagały w utrzymaniu porządku na zapleczu niemieckich wojsk, a czeski rząd dbał o przejezdność szlaków drogowych i kolejowych. Czy takie pomocnictwo – posłużmy się żargonem prawniczym – wystarczy, aby nazwać Czechów agresorami? Przypomnijmy dla porównania, że gdy w 1940 roku sowieckie bombowce startowały na Helsinki z baz położonych na terytorium Estonii, fiński rząd rozpoczął przeciwko Tallinowi kampanię dyplomatyczną – właśnie jako agresorowi. Gdy w 1986 roku amerykańskie samoloty bombardowały Libię, musiały to robić z terytorium Wielkiej Brytanii i lecieć nad Atlantykiem, bo ani Francuzi, ani Hiszpanie, ani Włosi nie zgodzili się na wykorzystanie swoich baz i przestrzeni powietrznej. Zaatakowanie z terenu innego państwa – a nawet takie podejrzenie – wielokrotnie było traktowane jako usprawiedliwiony casus belli i prowadziło do wybuchu wojen.

Nie można zapominać o tym, że w 1939 roku Związek Sowiecki był takim samym agresorem jak Niemcy. Pamięć ta pozwala lepiej ocenić rolę Sowietów w późniejszej historii Polski. Udział Słowaków, Litwinów i Czechów w agresji na Rzeczpospolitą ma znaczenie dużo mniejsze – przynajmniej dla nas. Dla nich ma jednak znaczenie olbrzymie, choć niewymierne. Ich obywatele w szkołach uczą się historii zakłamanej i zmanipulowanej, a jeśli później poznają prawdę, to albo żyją z pogardą dla własnej ojczyzny – i dla honoru – albo starają się racjonalizować ówczesne wybory, podążając tym samym – niczym ich przodkowie – w kierunku ideologii nazistowskiej.

Mity polskiego września

Подняться наверх