Читать книгу Krew za krew - Victoria Selman - Страница 11

ROZDZIAŁ 4

Оглавление

Zanim na miejsce przybyły specjalne ekipy ratunkowe w kaskach i kamizelkach odblaskowych, zajmowałam się poluzowaniem zwęglonego ubrania jakiejś nastolatki z oparzeniami trzeciego stopnia, żeby ograniczyć dalsze obrażenia spowodowane opuchlizną. Skóra na jej dłoniach była woskowa, krwistoczerwona i pokryta bąblami.

– Potrzebujemy tutaj gazy i zimnych okładów! – krzyknęłam, machając rękami, żeby mnie zauważono.

Na zewnątrz pracownicy kolei kierowali pasażerów w górę nasypu. Tymczasem w pociągu ci, którzy przeżyli i byli w stanie się poruszać, pomagali sobie nawzajem przejść przez fotele i wydostać się z wagonu przez otwory okienne. Kilka metrów ode mnie jakiś mężczyzna w garniturze szarym od pyłu uderzał w drzwi metalowym drągiem – poręczą, która oderwała się podczas katastrofy.

– Jeśli ktoś może chodzić, proszę tutaj podejść! – zawołał ratownik, świecąc latarką w głąb wagonu.

Ci, którzy ocaleli, chwiejnym krokiem brnęli w jego kierunku przez spalony wrak. Niektórzy podpierali się o ścianę pociągu, inni wspierali się na sobie nawzajem.

Ratownik wyciągnął rękę, żeby pomóc im zejść na dół. Zeskakiwali jeden za drugim i zaczynali przechodzić, ogłuszeni, wzdłuż torów na drugą stronę, gdzie inni ratownicy wręczali im koce i kawę.

– Nie zostawisz mnie tutaj, prawda? – W głosie dziewczyny usłyszałam panikę.

– Nie zostawię. Postaraj się uspokoić. Wszystko będzie dobrze.

– Nic nie będzie dobrze! – krzyknęła starsza kobieta przygnieciona na swoim siedzeniu ciężkim kawałkiem blachy. – Wszyscy umrzemy.

– Nikt nie umrze – odparłam poirytowana tonem nieznoszącym sprzeciwu. Histeria na pewno nikomu nie pomoże.

– Musi pani wysiąść z pociągu – powiedział do mnie ratownik, sprawdzając drożność dróg oddechowych dziewczyny.

– Obiecałam, że zostanę. Jak mogę pomóc?

Wzruszył ramionami.

– Proszę ją uspokoić – wyszeptał. – Pogadać z nią.

Pogaduszki to nie moja bajka i nigdy łatwo nie nawiązywałam relacji z nastolatkami, nawet kiedy byłam w ich wieku.

– Jakiej muzyki słuchasz? – zapytałam.

Temat wydawał się bezpieczny.

– Głównie klasycznej – odparła, krzywiąc się z bólu. – Moim żywiołem jest fortepian. W lutym mam przesłuchania do Szkoły Juilliarda.

– Musisz być bardzo utalentowana. – Odwróciłam wzrok, nie chcąc, żeby mój wyraz twarzy zdradził jej to, z czego jeszcze sobie nie zdawała sprawy.

– Co dalej? – zapytałam sanitariusza, kiedy pakował ją na prowizoryczne nosze.

Ręce mi się trzęsły. Czułam się wycieńczona, ale ból w nodze ustępował i byłam już w stanie przenieść na nią ciężar ciała, co oznaczało, że mogłam się przydać.

– Musimy oczyścić drogę, żeby wynieść rannych.

– Robi się – odparłam, zakasując rękawy.

Dopiero później, kiedy wyszłam na zewnątrz i stanęłam obok pogruchotanego pociągu i unoszącej się na wysokość dwustu metrów chmury gryzącego dymu, dotarła do mnie skala tej katastrofy.

Jak to się stało? Jak codzienna przejażdżka zamieniła się w apokaliptyczny koszmar? Jakim sposobem przeszłam od zastanawiania się, czy dzisiaj będzie ten dzień, w którym nareszcie zwlokę się z sofy, do myślenia, że o mały włos skończyłabym jak szynka w puszce?

W mojej pracy widuję mnóstwo worków na ciała, ale to było zupełnie coś innego. I na mnie też wywarło wpływ. Kiedy ten dym wypełnił wagon, rozwiała się mgła, która spowijała mnie ostatnie kilka tygodni. Pomaganie ludziom w pociągu przypomniało mi, w czym jestem naprawdę dobra. Kiedy płoną budynki, ja nie uciekam. Wbiegam w sam środek płomieni.

Rozglądając się wokół siebie, dostrzegłam, że nie byłam w tym osamotniona. Mężczyźni i kobiety, którzy wcześniej rozpychali się łokciami, żeby wsiąść do pociągu, teraz stawali na wysokości zadania i pomagali zupełnie obcym ludziom.

Być może godziny szczytu wyzwalają w ludziach najgorsze instynkty, ale tragedia wydobywa z nas to, co najlepsze.

Opowieści pojawiły się później. Akty heroizmu, całkiem obce osoby pomagające sobie nawzajem. Mężczyzna, który wyciągnął dziewczynkę spod kupy złomu, chociaż sam był poważnie ranny. Kolejny pasażer, który uciekł ze swojego wagonu tylko po to, żeby wejść do wraku innego wagonu z przodu składu i spróbować pomóc uwięzionym tam ludziom.

Właśnie wtedy widziałam zwyczajne przejawy człowieczeństwa. Takie, o jakich nigdy nie wspominają w wiadomościach telewizyjnych. Chłopak w kapturze podsunął starszej pani z rozciętą szczęką swoją butelkę, żeby mogła się napić. Kobieta prowadziła kuśtykającego mężczyznę wzdłuż torów. Takie gesty sprawiają, iż nasuwa się myśl, że może jednak ten świat nie jest taki popaprany, jak sądziłaś.

Jedno pytanie wciąż nie dawało mi spokoju.

Kim była ta katoliczka? I co usiłowała mi powiedzieć?

Krew za krew

Подняться наверх