Читать книгу Krew za krew - Victoria Selman - Страница 14

ROZDZIAŁ 7

Оглавление

Zapadł wieczór. Raguel znowu stoi na stacji, kręci w kieszeni pętlą ze sznurka, zagryzając dolną wargę. Dostrzega na peronie kobietę, którą kocha, trzymającą w jednej dłoni gazetę, a w drugiej torebkę.

Zawsze wraca tym pociągiem do domu. Zawsze jeździ nim razem z nią. I chociaż nigdy z nią nie rozmawia, odczuwa jakąś pociechę, mając świadomość, że przebywają razem i oddychają tym samym powietrzem.

Pociąg północnej linii Thameslink przez stację King’s Cross St. Pancras wjeżdża na peron pierwszy. Proszę ze względów bezpieczeństwa nie przekraczać żółtej linii.

Kiedy tłum rusza do przodu, Raguel odsuwa się do tyłu z rękami ciasno zaplecionymi na klatce piersiowej. Nie lubi, kiedy ktoś go dotyka. Nawet najdelikatniejsze muśnięcie wzbudza w nim agresję.

Wślizguje się przez automatyczne drzwi tuż przed tym, zanim zamykają się z trzaskiem i zatłoczony pociąg błyskawicznie rusza ze stacji.

Rozgląda się dookoła. Gdzie ona jest? Wsiadła do innego wagonu? Dlaczego jej tutaj nie ma?

Serce mu drży. Usta wysychają. Akurat dzisiaj musi ją zobaczyć. Wydaje się, że ranek był już tak dawno temu. To mu nie wystarcza.

– Głłłłłupiec, głłłłłłłupiec – szepczą głosy, a dźwięk tych słów odbija się echem w jego uszach.

Czuje, jak całe stado mrówek wpełza mu po przedramieniu. Uderza w nie i drapie się po skórze, ale nic nie jest w stanie zrobić, żeby się ich pozbyć.

– Tttttaki głłłłłupiec – znowu odzywają się głosy.

Głosy są niepowstrzymane, nieustępliwe.

Zamyka oczy i odmawia pod nosem siedem razy „Zdrowaś Mario”. Boże pełen Łaski i Miłosierdzia, niech się stanie.

Kiedy otwiera oczy, dostrzega kobietę, która maluje sobie czymś usta. Jakiś poganin ubrany w skórę z naszyjnikiem z trupią czaszką zasłania mu widok, ale ona tam jest. Jego anioł.

Minęły lata, odkąd po raz ostatni ze sobą rozmawiali, ale pilnuje, żeby codziennie się z nią widywać. Śledzi ją w drodze do pracy i z pracy. Wieczorami odprowadza ją do domu ze stacji. Obserwuje ją przez okna z ulicy, kiedy wchodzi na górę po schodach. Ta pora roku idealnie się do tego nadaje. Światła wcześnie się zapalają i łatwiej ją dostrzec, kiedy pokoje są oświetlone.

Są sobie przeznaczeni, on i ona. Śledzenie jej wiąże ich ze sobą. Sprawia, że czuje się bezpiecznie. Ale czasem nie wystarcza.

Raguel wie, że ona akceptuje to, co zrobił, ale i tak chciałby jej wszystko wyjaśnić. Czy to kolejny powód, dla którego ją śledzi, ponieważ wiąże ich niedokończona sprawa?

Coraz bardziej dławi go w gardle, krew pulsuje mu na szyi.

Niemalże fizycznie odczuwa pragnienie, żeby ona go zrozumiała. Za każdym razem kiedy ją widzi, zaczyna płycej oddychać, a jego serce zamienia się w lwa uwięzionego w klatce piersiowej. Czasami musi ugryźć się w język, żeby do niej nie zawołać.

– Ech! – szepczą głosy. – Mój drogi, mój drogi. Nie jesteś dość dobry.

Raguel przyciska wewnętrzne strony dłoni do uszu i nuci, żeby je zagłuszyć, ale głosy przybierają na sile.

– Nieś swój krzyż – mówią. – Swoją pokutę.

Mają rację. To cena, jaką musi zapłacić za złamanie przykazania bożego, żeby wykonać pracę w imieniu Stwórcy. Musi wieść życie ducha, pozostając niewidocznym dla jedynej osoby, którą kiedykolwiek naprawdę kochał.

Nie może oderwać od niej oczu. Ona podnosi wzrok i na chwilę wydaje się, że ich spojrzenia się spotykają, po czym znowu pochyla głowę. Wzdłuż kręgosłupa Raguela pełznie jakiś pająk.

Czy ona go widziała? Czy go rozpoznała? Minęło tyle lat, ale może…

Kontury zaczynają mu się rozpływać przed oczami. Oblewa go pot i Raguel chwieje się na nogach. Czy to naprawdę się wydarzyło? Czy ona naprawdę na niego spojrzała, czy też miał halucynacje? Te nasilają się, kiedy ma zjazd.

Zmusza się do tego, żeby zwolnić oddech. Bierze wdech. Liczy do siedmiu. Jeden słoń. Dwa słonie. Potem wydech i liczy od początku. Siedem słoni. Sześć słoni. Słonie są ważne. Zatrzymują go w pędzie.

Znowu bierz wdech. Wdech na siedem. Wydech na siedem. Siedem razy. Przyspiesza dopiero wtedy, kiedy motorniczy ogłasza, że zbliżają się do następnej stacji. Będzie musiał zaczynać wszystko od początku, jeśli nie zdąży skończyć, zanim pociąg się zatrzyma.

Siedem razy bębni palcem po udzie. Siedem razy oblizuje usta. Siedem razy mruga oczami. 777. Tarcza przeciwko 666, ochrona przed Szatanem.

Przeszedłem tak daleką drogę, odkąd Zło przejęło nade mną władzę. A w ślad za tą myślą pojawiają się inne, ślizgając się po powierzchni świadomości, krzycząc w jego głowie, bardziej przerażające niż jakakolwiek iluzja, którą potrafi stworzyć jego wyobraźnia.

Zasłania oczy dłońmi. Słyszy, jak w uszach pulsuje mu krew. Jego ciałem zaczynają wstrząsać dreszcze.

Czuje szarpnięcie pociągu do przodu. Rozlegają się krzyki, kiedy maszyna gwałtownie hamuje, a później głośny huk, gdy zderza się z czymś na torach.

Potem eksplozja rozrywa wagon na kawałki.

Krew za krew

Подняться наверх