Читать книгу Krew za krew - Victoria Selman - Страница 16

ROZDZIAŁ 9

Оглавление

Wszyscy poszkodowani, którzy są w stanie chodzić, proszę kierować się tutaj! – woła jakiś mężczyzna na zewnątrz pociągu, świecąc latarką do środka.

Raguel słyszał te słowa stłumione, jakby dobiegały z bardzo daleka. Właściwie ledwo je słyszał. Myślami był gdzie indziej.

Mężczyzna sięga rękami przez okno, kierując ludzi do siebie. Ciała przesuwają się i rozdzielają – rozstąpienie się Morza Czerwonego.

Otępiały Raguel dołącza do tej chmary, zachowując taką odległość, żeby nikt go nie dotykał. Mężczyzna podaje mu rękę, żeby pomóc mu wysiąść z pociągu. Raguel się krzywi.

– Dam radę – mówi, odwracając głowę. Kontakt wzrokowy to kolejna rzecz, z którą ma problem.

Przytrzymuje się ściany wagonu, żeby złapać równowagę, ponieważ ma zamiar zeskoczyć na dół na torowisko. Bębni kciukiem po krawędzi okna siedem razy i wystawia jedną nogę. Zatrzymuje ją w powietrzu.

Wzdłuż torów zbliża się w kierunku pociągu grupa mężczyzn w odblaskowych pomarańczowych kamizelkach i białych kaskach. Raguel liczy. Sześciu. Nie siedmiu. Powinien zaczekać?

Oddycha szybciej. Serce mocniej mu bije. Ssie rankę na dolnej wardze. Potem znowu się zatrzymuje i z ulgą robi wydech. Drżący niczym wijący się w trawie grzechotnik.

W porządku. Mężczyzna z latarką to też ratownik. W sumie jest ich siedmiu. Wobec tego Raguel może bezpiecznie wysiąść z pociągu.

W powietrzu na zewnątrz unosi się dym, ale i tak widoczność jest lepsza, niż w wagonie. Raguel próbuje odetchnąć, ale jakiś potwór ściska go za gardło.

– Straciłeś ją – szepczą głosy. – Straciłeś ją. Teraz jesteś sam. Nikt cię nie ochrrrrroni.

Raguel zaczyna się trząść. Potwór ściska jeszcze mocniej.

– Wszystko w porządku, stary? – Jakiś mężczyzna przystaje i kładzie mu dłoń na ramieniu.

Dotyk sprawia, że Raguelowi zbiera się na wymioty.

– Trzęsiesz się – mówi mężczyzna, przysuwając się tak blisko, że Raguel czuje na twarzy jego oddech. – Spójrz na mnie. Wszystko w porządku?

Płuca Raguela rozszerzają się do punktu krytycznego. Serce wali mu jak szalone. I chociaż dawno temu stracił zmysł węchu, nagle czuje w nozdrzach smród papierosów i Eau Savage.

Teraz głosy w jego głowie głośno krzyczą, plątanina odbijających się echem głosów, syki i przekleństwa, którymi się wzajemnie obrzucają. Prowokowanie i krytykowanie. Jakby setka ludzi mówiła jednocześnie. Głosy, które słyszy każdego dnia. Głosy, które sprawiają, że ma ochotę walić głową w mur i wyrwać sobie włosy.

– Głłłłłłłuuuuuupiec. Gggggłuuupiec. Głu, głu, głu. No dalej, dalej, zrób to, zrób to. Nie rób tego. Sssss. Du, du, du. Spójrz na siebie. Bezsensowny. Nic niewart. Głłłłłłuuuuuupiec.

Raguel przyciska dłonie do uszu i zaczyna nucić pod nosem, ale nie potrafi ich zagłuszyć.

Ludzie wypełzają ze ścian, coraz bardziej powiększają im się usta, aż na ich twarzach widać jedynie języki i zęby. Na ziemi roi się od robaków.

Raguel teraz gwałtownie się trzęsie. Nie może oddychać. Czuje pulsowanie w głowie, a jego ciało napina się tak, jakby coś je zasysało do środka. Nie stoi już obok wraku pociągu. Znowu tam jest. Schwytany w pułapkę i przerażony. Bezradny i obnażony.

Czuje, jak rośnie mu ciśnienie w klatce piersiowej. Nie wie już, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy jego ciało. Nie ma pojęcia, gdzie są boki.

Raguel zaczyna biec, niespokojnie pędząc przez tory i przeskakując kamienie. Potyka się i upada na ziemię.

Rozgląda się dookoła, puls dudni mu w uszach, pali go w płucach, a głosy wciąż krzyczą w jego głowie.

– Głłłłłupiec. Tak, taki jesteś. Taki głłłłłłuuuupi.

Przez ramię dostrzega za plecami Diabła, który go dogania. Tylko że rozmnożył się w setki identycznych szatańskich bytów.

Pasażerowie wysiadający z pociągu, ratownicy, policjanci w żółtych odblaskowych kamizelkach – wszyscy mają tę samą twarz. Twarz Szatana. Twarz z przeszłości.

Jak na komendę te diabły odwracają się twarzą w stronę Raguela, z szeroko otwartymi ustami, z wywieszonymi językami i śliną cieknącą po podbródkach.

– Spójrz na mnie – mówią perfekcyjnie zgranym chórem. – Spójrz na mnie.

Raguel składa dłonie, opierając opuszki palców wskazujących na czole.

– Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje – szepcze, powtarzając w kółko „Ojcze nasz”, i nie ma odwagi podnieść wzroku, dopóki nie odmówi modlitwy siedem razy.

Głosy w jego głowie się zmieniają. Teraz mówi tylko jedna osoba. Głębokim głosem, sugestywnymi słowami.

– Staw czoło Szatanowi. Usuń z powierzchni ziemi grzeszników. Nadszedł czas, żebyś przywdział zbroję Boga. Jam jest Pan.

Krew za krew

Подняться наверх