Читать книгу Krew za krew - Victoria Selman - Страница 8

ROZDZIAŁ 1

Оглавление

Wydarzyło się to w połowie jesieni, w czwartek wieczorem, o siedemnastej dwadzieścia siedem. Pogoda była niepewna, a ja po raz pierwszy od wielu tygodni wyszłam z domu.

Pociąg północnej linii Thameslink przez stację King’s Cross St. Pancras wjeżdża na peron pierwszy. Proszę ze względów bezpieczeństwa nie przekraczać żółtej linii.

Stałam daleko z tyłu. Krawędź peronu ma w sobie pewną pokusę, której trudno mi się oprzeć.

Lokomotywa wjechała na peron. Ludzie tłoczyli się, walcząc o miejsca, przepychali się do przodu, zanim pociąg zdążył się zatrzymać. Godziny szczytu nie wzbudzają w ludziach najlepszych instynktów. Wszyscy się dokądś spieszymy.

Drzwi otworzyły się z sykiem. Tłum ruszył naprzód.

Wagon był zatłoczony, ale wypatrzyłam wolne miejsce z tyłu przy oknie i rzuciłam się w jego kierunku, żeby nikt mi go nie zajął. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na oddychaniu. Nie zadziałało. Moja klatka piersiowa była niemal zgnieciona.

Opanuj się i weź się w garść, pomyślałam. Dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy.

Pociąg gotowy do odjazdu. Proszę odsunąć się od drzwi. Proszę upewnić się, że drzwi są zamknięte.

W wagonie unosił się intensywny zapach jakby zgniłych śmieci albo sfermentowanego owocu. Zmarszczyłam nos i rozejrzałam się dookoła, próbując zebrać myśli i zorientować się w sytuacji. Metoda samokontroli, jak mawiała moja dawna terapeutka.

Jakiś facet, który stał w przejściu kilka kroków dalej, wpatrywał się we mnie. Miał fryzurę na jeża, rękawy koszuli zaprasowane w tak ostry kant, że można by się o nie skaleczyć, i ciasno zawiązany krawat. Strasznie wymizerowany i najwyraźniej zdenerwowany, pomyślałam, obserwując drżenie mięśni jego twarzy i szybkie mruganie oczami.

W sąsiednim rzędzie jakiś gość z trądzikiem, zapadniętymi policzkami i zepsutymi zębami wymachiwał rękami i skubał sobie skórę. Zachowanie i wszystkie objawy fizyczne wskazywały na osobę uzależnioną od metamfetaminy. Spojrzał mi w oczy, po czym szybko się odwrócił.

Narkotyki to nie moja działka, ale nauczyłam się trochę od Duncana, kiedy przeniesiono go do obyczajówki albo SCD91, jak to się teraz mówi. Większość ćpających metę ma kryminalną przeszłość. I prawie zawsze ten sam profil psychologiczny – paranoja, przemoc, bezsenność, halucynacje. Chociaż kiedy narkomani nie są na haju, potrafią całkiem trzeźwo myśleć.

Naprzeciwko mnie siedziała kobieta przed siedemdziesiątką, z małym złotym krzyżykiem na szyi i bransoletką z różańcem. Czytała „Metro”, obgryzając paznokcie i machając nogą. Wyraźnie była zdenerwowana. A może to, co czyta, wprawia ją w zakłopotanie, pomyślałam, zerkając na nagłówek gazety, którą miała rozłożoną na kolanach. Bez zastanowienia jeszcze raz rzuciłam okiem na kobietę.

Krzyżyk. Różaniec. Wobec tego katoliczka – wierzy w zmartwychwstanie i w piekło. Bluzka zapięta na guziczki pod samą szyję. Torebka mała i niemarkowa ze sztywnymi uszami i zamykana na klamerkę. Osoba, której nie zależy na pozycji społecznej, wyobcowana. Beżowe ubrania, w neutralnym kolorze, który świadczy o poczuciu samotności i odizolowania. Spojrzałam na siebie. Moja kurtka miała ten sam odcień.

Kobieta, która odcięła się od świata. Możliwe, że zawiódł ją ktoś, komu ufała. Może pomyślała, że bezpieczniej będzie trzymać się z dala od innych, albo po prostu nie lubiła ludzi.

Zatrzymaliśmy się przed semaforem. Oparłam się o ścianę wagonu, przykładając głowę do szyby. Czułam, jakby coś kłuło mnie w lewym oku. Zwiastun migreny. Zimna szyba przynosiła ukojenie.

Na zewnątrz krajobraz był równie szary jak niebo. Wysokie mury, na których namalowano sprejem różne plugastwa. Tunele i metalowe przęsła mostów. Budki dróżników i zwoje drutów. Wszystko pokryte grubą warstwą sadzy.

Jakiś pociąg towarowy przetoczył się po sąsiednich torach. Kasztanowo-żółta lokomotywa ciągnąca trzydzieści kontenerów z blachy falistej wymalowanych graffiti. A na samym końcu tej kawalkady osiem srebrnych cystern z logo Shella na boku.

Przepraszamy za czas oczekiwania. Wkrótce ruszamy dalej.

Ziewnęłam, otworzyłam egzemplarz „Metra”, który zabrałam ze stacji, i zaczęłam go wertować.

Na piątej stronie znajdował się artykuł o rocznicy morderstwa Samuela Catlina. Ilustrowana rozkładówka z jego zdjęciem w szkolnym mundurku, które pojawiło się we wszystkich gazetach, kiedy byłam dzieckiem.

Zamieszczono tam również zdjęcie, jak machał rodzicom na pożegnanie, w czapce baseballowej włożonej tył na przód i z plecakiem upstrzonym naklejkami z dinozaurami. Zostało zrobione, kiedy szedł na przystanek autobusowy i miał po raz pierwszy samodzielnie pojechać autobusem do szkoły.

Miał dziesięć lat i tamtego dnia już nie wrócił na noc do domu.

Apel rodziców o pomoc w sprawie ujęcia zabójcy synka

Dwadzieścia pięć lat temu Samuel Catlin, lat 10, został uprowadzony i zamordowany w drodze powrotnej ze szkoły. Ciało chłopca, z głową leżącą na złożonej w kostkę kurteczce, znaleziono na ścieżce obok kanału Camden Lock w północnym Londynie. Pomimo zakrojonego na szeroką skalę śledztwa w całym kraju i powszechnego zainteresowania tym zabójstwem sprawca zbrodni nigdy nie został ujęty.

Wczoraj rodzice chłopca opublikowali nowy apel do społeczeństwa o pomoc w ujęciu zabójcy syna.

„Samuel miał śliczne blond włosy i uśmiech, na którego widok serce człowiekowi miękło jak wosk. Chciał być pilotem helikoptera, kiedy dorośnie. Lubił ciasteczka z kawałkami czekolady i naleśniki – wszystkie słodycze. Bez niego nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Będziemy szukać tego, kto nam go odebrał, dotąd, aż go znajdziemy”, powiedziała matka chłopca, Anne, lat 59.

„Ktoś musi coś wiedzieć na ten temat. Być może ludzie myślą, że to nic nieznaczące drobiazgi, ale każdy szczegół jest istotny. Jeśli ktoś wie o czymkolwiek, proszę o kontakt z policją. Potrzebujemy Waszej pomocy, żeby ująć mordercę Samuela, by w końcu osoba odpowiedzialna za tę zbrodnię została ukarana”.

Powstrzymując łzy, ojciec Samuela powiedział, że rozpacz jego rodziny była tym większa, że morderca jego dziecka nigdy nie został postawiony przed sądem.

Każdego, kto cokolwiek wie na ten temat, prosimy o telefon do Fundacji Crimestoppers: 0 800 555 111.

Kobieta siedząca naprzeciwko mnie zamyka oczy i wzdycha. Bębni kciukiem po uchwycie torebki. Drga jej kącik ust, jakby usiłowała powstrzymać płacz. Ona też czyta artykuł o Samuelu Catlinie.

Wyszeptała coś tak cicho, że gdyby nie moja umiejętność czytania z ruchu warg, pewnie bym tego nie dosłyszała.

Nigdy go nie złapali.

Znowu westchnęła, kreśląc w powietrzu znak krzyża.

Też westchnęłam. Podzielałam jej odczucia, ale wiedziałam również z doświadczenia, że nierozwiązane sprawy zabójstwa dzieci zawsze pozostawia się otwarte. Być może dzięki apelowi Catlinów uda się zdobyć nowe dowody, pomyślałam. Chociaż biorąc pod uwagę, ile czasu minęło, było to raczej mało prawdopodobne.

Znowu powędrowałam wzrokiem po wagonie. Gazeta, którą trzymałam w ręce, nie przykuła mojej uwagi. Wciąż czytałam to samo zdanie i nie mogłam się skupić. Co prawda spałam dzisiejszej nocy, ale był to parszywy sen – niespokojny, przerywany, pełen koszmarów, tak że kiedy wstałam rano, czułam się tak, jakbym nie zmrużyła oka. I wyglądało na to, że nie byłam w tym osamotniona.

Po drugiej stronie przejścia między rzędami stał jakiś mężczyzna z podkrążonymi oczami, mankietami koszuli pomazanymi pisakami i białą plamą na ramieniu marynarki od garnituru. Najwyraźniej ojciec noworodka albo bardzo małego dziecka. Sądząc po tej błyszczącej plamie z różowego tuszu, to najprawdopodobniej dziewczynka. Dziecko karmione butelką, wnioskując po kredowobiałym kolorze tego, co się ulało.

Kobieta siedząca obok – blondynka, mocno wydekoltowana, w minispódniczce – miała usta pomalowane błyszczykiem. Nieumiejętnie zatuszowane korektorem cienie pod oczami powiedziały mi, że też się nie wyspała, ale sądząc po uśmiechu, który błąkał się w kącikach jej ust, i malince na szyi, powód był całkiem inny.

A co z tą kobietą, która w zamyśleniu głaskała się po ledwie widocznym brzuchu i wpatrywała się gdzieś w bezkresną dal? Może i akurat wtedy nie ziewała, ale jeśli się nie myliłam, ona także, w czasie krótszym niż dziewięć miesięcy, miała przekonać się, co to znaczy brak snu.

Zbliżamy się do stacji Kentish Town. Przed opuszczeniem pociągu prosimy o upewnienie się, czy zabrali państwo wszystkie swoje bagaże.

Katoliczka siedząca naprzeciwko mnie złożyła gazetę i wcisnęła ją do torebki, sprawdziła, czy czegoś nie zapomniała, po czym wstała i skierowała się w stronę wyjścia.

Zerknęłam na zegarek, kiedy wyjechaliśmy z tunelu, wypadając w przyćmione światło na zewnątrz.

17.27.

W wagonie było duszno, stukot kół działał usypiająco. Właśnie zamykałam oczy z głową opartą o szybę, przyciskając torbę do piersi, kiedy pociąg gwałtownie zahamował. Rozległ się rozdzierający uszy pisk i zgrzyt stali ocierającej się o stal, kiedy lokomotywa z trudem walczyła o to, żeby wyhamować.

Natychmiast otworzyłam oczy. Za oknem, w poprzek równoległych torów leżały na boku cylindryczne zbiorniki Shella z namalowanym na samym środku słowem: ŁATWOPALNE.

Krew za krew

Подняться наверх