Читать книгу Przedsmak zła - Alex Kava - Страница 13

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Оглавление

Rozejrzawszy się pobieżnie, Maggie dostrzegła, że wszystkie powierzchnie wewnątrz zostały zbryzgane krwią. Ściany były przerażającym, a zarazem mistrzowskim dziełem naśladowcy Jacksona Pollocka. Czerwone nitki krzyżowały się warstwami. Jedna z ofiar zwisała z sufitu. Ręce i nogi miała związane kablem.

Chociaż ciało mężczyzny było już wzdęte, Maggie wiedziała, że to jego krew znajduje się na ścianach. Nie potrzebowała też eksperta, by wiedzieć, że denata najpierw powieszono głową w dół, a następnie podcięto mu gardło.

– Wygląda na to, że chwilę się opierał – stwierdził Turner, mówiąc na głos to, co wszyscy myśleli.

Maggie musiała odwrócić wzrok, i właśnie wtedy dostrzegła krwawe ślady na dywanie.

– Ktoś tu był boso.

Wszyscy podnieśli wzrok na związane przy suficie stopy ofiary w zasznurowanych tenisówkach. Turner ruszył wąskim korytarzykiem na tył przyczepy, patrząc pod nogi i zachowując ostrożność. Maggie słyszała, że otworzył drzwi.

Usiłowała się skoncentrować. Musi patrzeć na to tak samo, jak patrzyłaby na dokumentację fotograficzną, jaką otrzymywała z innych miejsc zbrodni.

Skup się, powiedziała sobie.

Ale smród był przytłaczający, jakby dusiła się w pojemniku na śmieci wypełnionym gnijącym mięsem. Po plecach spływała jej strużka potu. Kosmyki włosów, które przykleiły się do czoła, odgarnęła grzbietem dłoni. Na domiar złego nie mogła się pozbyć nieznośnego buczenia w głowie. I ten okropny żar. Miała wrażenie, że płonie.

– Chyba podkręcił piec – powiedział Cunningham.

A więc nie tylko ona to czuła. Przyniosło jej to pewną ulgę.

– Wysoka temperatura przyśpiesza rozkład – stwierdziła, cały czas walcząc z kwasem, który z żołądka przedostawał się do gardła.

– Przyśpiesza też pracę naszych małych przyjaciół. – Delaney wskazał czarną plamę na T-shircie ofiary.

Maggie myślała, że to zaschnięta krew, prawdopodobnie ślad po ciosie nożem w brzuch. Teraz zobaczyła, że plama się rusza.

Czerwie! O Boże, nie znosiła czerwi.

Przełknęła żółć, starała się oddychać.

Głupi odruch wymiotny.

Tak, istniało wiele plusów oglądania scen zbrodni na zdjęciach i wideo.

Skup się. Skoncentruj się.

Potem zdała sobie sprawę, że to wcale nie w jej głowy coś brzęczy.

Muchy. Musiały tam być setki much, chociaż ich nie widziała. Już skończyły w jednym pokoju i przeniosły się do następnego pomieszczenia. Idąc ostrożnie, ruszyła w stronę, skąd dobiegał dźwięk. Chmara much unosiła się nad kuchennym stołem, na którym znajdowało się coś, co wyglądało jak resztki z obiadu. Otwarte pudełko na jedzenie na wynos było czarne od much, podobnie jak otaczające je mokre plamy.

– Druga ofiara jest w sypialni – oznajmił Turner z końca korytarza. – To kobieta.

Cunningham rzucił Maggie spojrzenie. Jeśli chciał ją chronić, spóźnił się.

– Ma podcięte gardło. Jest kompletnie ubrana. Ręce skrępowane z przodu. Na nogach ma buty. Nie jest boso.

– Związane kablem? – spytała Maggie.

Turner obejrzał się znów na sypialnię, po czym odparł:

– Tak, na to wygląda. O czym myślisz?

Maggie wskazała przewróconą lampę z odciętym kablem.

– Nie przyniósł ze sobą sznura ani nic innego do związania. Użył tego, co tutaj znalazł. – Gdy Turner skinął głową, dodała: – Morderca nie działał według planu, nie przyszedł tu przygotowany.

– Albo jest zbyt pewny siebie i uznał, że może ich zabić bez wielkich przygotowań? – spytał Cunningham.

– Nie włamywał się tu siłą – zauważył Delaney, oglądając klamkę.

– Okna też są całe – dodał Turner. – Tylnych drzwi nikt nie ruszał.

– Więc możliwe, że sami go wpuścili – spekulował Delaney. – Ktoś znajomy?

– Są ślady narkotyków? – Cunningham rozglądał się dokoła.

Turner potrząsnął głową.

– Nie wygląda to na nieudaną transakcję.

– Czyli krwawe ślady stóp to ślady mordercy? – spytał Cunningham. – Możemy mieć aż tyle szczęścia?

– Jeśli tak, to niezbyt wysoki gość – ocenił Delaney.

– Charlie Manson miał niespełna metr sześćdziesiąt – przypomniała im Maggie, wodząc wzrokiem po rozmazanych krwawych śladach.

– No proszę cię. – Turner znacząco przeciągnął słowa. – Nie przeraża was, że ona jak na zamówienie wyrzuca z głowy takie pierdoły?

Uśmiechnęła się, a pozostali dwaj mężczyźni zignorowali komentarz Turnera. Maggie zawróciła do salonu, idąc tropem krwawych śladów. Zdawało się, że zaczynają się przy powieszonym głową w dół mężczyźnie. Potem cofały się i krążyły, robiąc małe kółka, aż skierowały się w inną stronę.

– Jeśli nie przyniósł ze sobą sznura, może w ogóle nie miał przy sobie żadnej broni. – Ruszyła znów do kuchni.

Czy to możliwe, że posłużył się nożem z kuchennej szuflady właścicieli przyczepy? Rzecz jasna, nie byłby to pierwszy taki przypadek. Dostrzegła na blacie obok zlewu drewniany stojak, brakowało w nim kilku noży.

Nieustające brzęczenie much nie pozwalało jej się skoncentrować. Choć oddaliła się od wisielca, jego smród ciągnął się za nią aż do kuchni. Ale tu trochę się zmienił. Był mniej metaliczny, przypominał raczej gnijące owoce.

Cunningham stał już przy stole, kiedy Maggie odwróciła się, by bacznie przyjrzeć się temu, co zainteresowało muchy.

– Przerwał im lunch czy kolację? – spytał Cunningham.

Na stole stały pojemnik po jedzeniu na wynos i dwa małe talerze z widelcami. Na obu widniały okruchy i resztki jakiejś mazi. Maggie przypuszczała, że to krem albo lody.

– Może deser – odparła, wskazując pudełko z cukierni leżące na blacie.

Cunningham obejrzał się za siebie.

– Wygląda na ciasto. Więc co jest w pojemniku na jedzenie na wynos?

To tam gromadziły się muchy, omijając talerzyki.

Cunningham poprawił okulary na nosie i pochylił się nad pojemnikiem. Ręką w rękawiczce wziął jeden z widelców i podniósł nim wieko pojemnika.

Maggie stanęła obok, nie zważając na smród dochodzący z pojemnika. Znów miała mdłości. Na domiar złego brzęczenie jakby przybrało na sile.

– Rozpuszczone lody? – Cunningham odgonił ręką dwie muchy, wyraźnie rozdrażnione, że im przeszkadza.

– Szarlotka z lodami – powiedziała Maggie, gdy zdała sobie sprawę, że coś znajdowało się na wierzchu, coś, co ewidentnie nie powinno się tam znaleźć.

Tym razem nie była w stanie powstrzymać żółci. Zasłoniła usta i wybiegła na zewnątrz. Ledwie zdążyła zbiec po schodkach. Zdawało się, że wymiotuje bez końca, aż w jej żołądku nic już nie zostało. Poczuła rękę na karku, ktoś delikatnym ruchem odgarnął jej włosy z policzka, a potem zobaczyła błyszczące wypastowane buty Cunninghama w ochraniaczach. Choć bolał ją brzuch, ból zażenowania był większy.

Wszystko to trwało jednak krótko. Wciąż na kolanach, Maggie miała doskonały widok na podziemną budowlę służącą jako schron podczas huraganu. Była jakieś piętnaście metrów dalej. Widziała, że ciężkie drewniane drzwi są uchylone. Ledwie co, dosłownie na kilka centymetrów.

Ale to wystarczało, by osoba znajdująca się wewnątrz mogła ich obserwować.

Przedsmak zła

Подняться наверх