Читать книгу Przedsmak zła - Alex Kava - Страница 5

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Quantico, Wirginia


Agentka specjalna Maggie O’Dell wymknęła się do swojego małego, zagraconego pokoju i zamknęła drzwi. Koperta, którą trzymała pod pachą, była wypchana i grubsza, niż się spodziewała. Zirytowała się, czując lekki skok adrenaliny. Przynajmniej zdawała sobie sprawę, że ekscytowanie się zawartością przesyłki było jednak czymś dziwnym. Ktoś mógłby nawet uznać, że chorobliwym.

Od kilku lat funkcjonariusze służb ochrony porządku publicznego z całego kraju przesyłali jej informacje dotyczące spraw, których nie byli w stanie rozwikłać. Zazwyczaj nie przysyłali zbyt wiele – skrawki dowodów, niewyraźne polaroidy i niepełne kopie raportów koronera – a wszystko to z nadzieją, że Maggie cały ten bałagan poskłada niczym fragmenty układanki i stworzy logiczną całość.

W większości przypadków udawało jej się opracować wyczerpujący profil psychologiczny sprawcy. Co więcej, robiła to, nie będąc na miejscu zbrodni. W ciągu minionych dwudziestu sześciu miesięcy w małym pokoju w czeluściach Wydziału Badań Behawioralnych FBI przygotowała profile psychologiczne, które pomogły zatrzymać i aresztować ośmiu – a przypuszczalnie nawet dziewięciu – morderców. O’Dell zyskała renomę, ale sukces pociągnął za sobą taką liczbę próśb o pomoc, z którą trudno jej było sobie poradzić.

Ostatnio stale nosiła przy sobie co najmniej jedną teczkę z dokumentami. Podczas lunchu, pomiędzy spotkaniami czy w domu skulona na sofie kartkowała, przeglądała, raz jeszcze sprawdzała, szukała czegoś, co mogło jej umknąć. Zajmowało jej to niemal cały czas. Greg, mąż Maggie, oskarżył ją, że jest opętana pracą. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęła się obawiać, że Greg może mieć rację. Tego dnia tak się śpieszyła, by poznać szczegóły nowej sprawy, że nawet nie zjadła lunchu.

To fakt, że właśnie dzięki niej wielu morderców straciło szansę na powiększenie listy swych ofiar. Każda pomyślnie zakończona sprawa dawała jej poczucie swoistej mocy. Ale z tą mocą łączyła się ogromna odpowiedzialność, a także równie wielkie zobowiązanie wobec tych, którzy oczekiwali od niej wsparcia. Do tego stopnia, że nie chciała odrzucić żadnej prośby, nie znosiła dokonywać selekcji, wybierać i odrzucać. Niestety – a może na szczęście dla jej psychicznego i fizycznego zdrowia – jej szef, zastępca dyrektora Cunningham, wprowadził pewne ograniczenia.

– Musi pani od czasu do czasu odpocząć, agentko O’Dell – powiedział, gdy zaczynała pracę. – Nie mogę dopuścić do tego, żeby się pani wypaliła przed trzydziestką.

Maggie niby pamiętała te słowa, ale teraz, gdy znalazła się sama w swoim pokoju, niecierpliwie otworzyła kopertę i wysunęła jej zawartość na biurko. Jej wzrok natychmiast przykuły zdjęcia. To nie były nieostre polaroidy. Na zbliżeniu karku ofiary zobaczyła coś, co mogło być otarciem po sznurze. Na kolejnym zdjęciu widniały ślady po ugryzieniu, czerwone wylewy na miękkiej wewnętrznej części ramienia.

Nie sięgnęła po żadne ze zdjęć, by się przyjrzeć z bliska. Zostawiła je tak, jak się ułożyły, wysuwając się z koperty wraz z innymi dokumentami. Cofnęła się, wsparła ręce na biodrach i przekrzywiła głowę, próbując ogarnąć wzrokiem je wszystkie.

Po chwili skupiła się na raporcie koronera, nie biorąc go do ręki. Przebiegła wzrokiem pierwszą stronę od początku do środka, aż znalazła to, czego szukała. Denat nazywał się David Robards, lat dwadzieścia jeden, sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, sześćdziesiąt osiem kilogramów wagi.

W raporcie z autopsji przyczynę śmierci określono jako „nierozstrzygniętą”. Ale Maggie już wiedziała, że pierwsze raporty policyjne mówiły o „utonięciu związanym z alkoholem”. Tylko tyle informacji zgodziła się przyjąć od detektywa Michaela Hogana. Nie krył zdumienia, kiedy go powstrzymała przed przekazaniem większej liczby szczegółów.

– Najpierw muszę obejrzeć zdjęcia – wyjaśniła. – Kiedy będziemy rozmawiać następnym razem, poproszę, żeby mi pan w taki sposób opowiedział o miejscu zbrodni, jakbym tam była obok pana.

Hogan zgodził się bez słowa sprzeciwu. Wszyscy tak robili. Gdy o tym myślała, dziwiła się, że tak niewielu z nich kwestionuje metody jej pracy, zupełnie jakby była jasnowidząca, a oni nie śmieli zakłócać magii, której nie rozumieli, ale którą szanowali.

Była pod wrażeniem, może nawet zbyt podekscytowana tym, że Hogan przesłał jej wyjątkowo bogatą dokumentację sprawy, sporo zdjęć, a nawet kilka plastikowym woreczków z dowodami. Zazwyczaj dostawała znacznie mniej.

Zanim jednak na dobre zajęła się przesyłką, raz jeszcze wróciła pamięcią do znanych już jej szczegółów. David Robards był jedną z trzech ofiar, które znaleziono w ciągu dziewięciu miesięcy. Wszystkimi ofiarami byli młodzi biali mężczyźni, studenci college’u, choć z różnych uniwersytetów. Każdy z nich przed zaginięciem bawił się i pił z przyjaciółmi. Ich ciała znaleziono w rzece wiele dni, a czasami tygodni później.

Zerknęła na wybór zdjęć. Słowa „związane z alkoholem” nie wyjaśniały otarć po sznurze na karku Robardsa ani tego, co wyglądało na ślad po ugryzieniu na wewnętrznej stronie ramienia.

Na dźwięk stukania do drzwi wzdrygnęła się.

– Proszę – powiedziała, choć tak naprawdę miała ochotę powiedzieć „odejdź”.

Preston Turner uchylił drzwi na tyle, by wsadzić do środka dużą głowę i prawe ramię. Kojarzył się Maggie z futbolistą grającym na obronie, który zabójczą szarżą może zmiażdżyć napastników drużyny przeciwnej. Była pewna, że gdyby tylko miał taką fantazję, mógłby do niej wejść bez pukania, po prostu wyłamując drzwi.

– O’Dell, rety, cieszę się, że jesteś – powiedział z uśmiechem. – Delaney ma jakąś rodzinną sprawę. Chciałabyś pojechać ze mną na autopsję?

Zawahała się nie dlatego, że jej przeszkodził, ale z powodu niespodziewanego zaproszenia. Żaden z agentów nigdy jej nie prosił, żeby mu towarzyszyła.

– Jasne – odparła nonszalanckim tonem, bo tak mówili koledzy, więc i ona powinna. Z tego samego powodu spytała: – Może po drodze zatrzymamy się i coś kupimy na lunch? – Podczas tej rozmowy chowała materiały od Hogana z powrotem do dużej koperty, stojąc do Turnera tyłem.

– Bardzo zabawne, O’Dell. Więc Delaney już dał ci cynk.

– Jaki cynk?

– Powiedział, że nie znoszę autopsji.

Odwróciła się i spojrzała na niego, i dopiero teraz zobaczyła jego zaciśnięte zęby i prawą dłoń kurczowo trzymająca klamkę. Agenci Turner i Delaney traktowali ją jak młodszą siostrę, odkąd pomogła im rozwikłać ciągnącą się od trzech lat sprawę seryjnego podpalacza. W minionym tygodniu zaprosili ją nawet w bufecie do tak bardzo pożądanego „męskiego stolika”, gdzie jedli lunch z trzema innymi kolegami. Delaney wpadł do niej parę razy, żeby spytać, nad czym pracuje.

Nie miała nic przeciw. Obaj byli szanowanymi agentami, poza tym Maggie było miło, że w zdominowanym przez mężczyzn wydziale są i tacy koledzy, których bardziej interesuje jej talent profilera niż to, jak wygląda w granatowym kostiumie ze spodniami. A jednak nigdy by nie zgadła, że Preston Turner, czarujący twardziel, źle znosi autopsje.

– Delaney nic mi nie mówił.

– Nie? Uhm. – Turner udawał, że to nic takiego, i zerknął na zegarek, jakby nagle czas stał się bardzo ważny.

– Nie jadłam lunchu – wyjaśniła.

– Okej, w takim razie gdzieś się zatrzymamy i kupimy ci coś do jedzenia. – Przytrzymał dla niej drzwi. – Prawdę mówiąc, jakoś się nie zmartwię, jeśli trochę się spóźnimy.

Przedsmak zła

Подняться наверх