Читать книгу Przedsmak zła - Alex Kava - Страница 21

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Оглавление

Waszyngton, Dystrykt Kolumbii


Obcasy doktor Gwen Patterson stukały na posadzce szpitalnego korytarza. Właśnie wybierała się do Kennedy Center, kiedy zadzwonił Kyle Cunningham. Miała randkę z wykładowcą z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa – wysokim, śniadym i przystojnym, z tytułem doktora nauk przed nazwiskiem. Zaprosił ją na Carmen w Washington National Opera, a później na drinka w Columbia Room. Nie spędziła tak eleganckiego wieczoru chyba… nigdy. A jednak gdy tylko usłyszała głos Kyle’a Cunninghama, poczuła te cholerne motyle w brzuchu. Dłonie miała natychmiast wilgotne od potu, a pod koniec rozmowy złożyła mu obietnicę, która kompletnie zepsuła jej wieczór.

Niech to szlag!

Była zła, że tak na nią działał. Miał żonę, czyli znajdował się poza zasięgiem, ale chemia między nimi była tak namacalna, że mogłaby przysiąc, że inni ją zauważali, niezależnie od tego, jak bardzo starała się zachowywać ostrożność.

Pracowali razem tylko parę razy, a dokładnie mówiąc, trzy. Gwen była psychiatrą i prowadziła renomowaną praktykę w Waszyngtonie. Do jej klientów – nazywała ich klientami, rzadko pacjentami, chyba że wymagali hospitalizacji – należeli senatorowie i kongresmeni, a nawet pięciogwiazdkowy generał, ale specjalizowała się w zachowaniach przestępczych. Czasami się zastanawiała, co, do diabła, myślała, wybierając ten temat, ale ją fascynował.

Napisała książkę, opublikowała dziesiątki artykułów i nagle stała się ekspertem, do którego media uwielbiały zwracać się o komentarz. Rok wcześniej jej gościnny występ w ogólnokrajowym talk-show przyciągnął uwagę zastępcy dyrektora Wydziału Badań Behawioralnych FBI. Chciał ją zatrudnić jako konsultantkę w sprawie pewnego morderstwa. Potem pojawiła się następna sprawa i jeszcze następna. Nie minęło wiele czasu i Gwen zapragnęła, żeby Kyle Cunningham pomyślał o niej nie tylko w związku z jakąś ofiarą morderstwa.

Miała nadzieję, że może to jest ten moment, jednak po odebraniu telefonu usłyszała:

– Gwen, potrzebuję cię.

Tak, właśnie te słowa i napięcie w jego głosie sprawiły, że teraz miękły jej kolana, choć składała to na karb nierównego chodnika i dziesięciocentymetrowych obcasów. Złapał ją na ulicy, nim wsiadła do czekającej taksówki.

Nawet gdy prosił ją o przysługę i chodziło wyłącznie o pracę, ani razu nie brała pod uwagę odmownej odpowiedzi.

Co z nią nie tak, na Boga?

Czemu mu nie powiedziała, że ma gorącą randkę i bilety do opery? Że jest ubrana w małą czarną z rozcięciem na udzie – kompletnie nieodpowiedni strój na wizytę w szpitalu. Nie wspominając o tym, że dziesięciocentymetrowe obcasy już maltretowały jej stopy.

Prosił ją o przysługę, a ona, nim się zorientowała, instruowała go, który szpital wybrać, i obiecała:

– Będę tam najszybciej, jak to możliwe.

Potem wsiadła do taksówki, podała kierowcy nowy adres i zadzwoniła, żeby odwołać elegancki wieczór. Właśnie tak zachowują się przyjaciele, jeśli jeden z nich potrzebuje pomocy, powiedziała sobie, świetnie wiedząc, że ona i Cunningham nie byli przyjaciółmi. Ale tak właśnie wytłumaczyła to przystojniakowi z tytułami.

Zatrzymała się obok pokoju pielęgniarek. Siostra dyżurna podniosła na nią wzrok, a Gwen bez mrugnięcia zniosła jej lustrujące spojrzenie, choć nie było w nim cienia osądu. Jak każdy pracownik szpitala, w ciągu kilku ostatnich godzin najpewniej widziała dużo dziwniejsze rzeczy. Zdawało jej się, że pielęgniarka wygląda znajomo, mimo to na wszelki wypadek przedstawiła się:

– Jestem doktor Gwen Patterson. Mam się spotkać z dziewczynką, którą przywiezie tu FBI.

– Już tu jest. – Pielęgniarka wskazała w dół korytarza. – Umieścili ją w pokoju trzysta trzydzieści trzy. Wreszcie udało się ją uspokoić.

– Miałam nadzieję, że poczekają, aż z nią porozmawiam, zanim to zrobią.

– Gdyby czekali, mogłaby pani potrzebować kasku.

– Tak źle?

– Przede wszystkim była przerażona. Powiedzieli, że jej ojciec jest jedną z ofiar. – Wstała zza biurka, wyjęła coś z szuflady i podała Gwen ze słowami: – Szkoda niszczyć taką piękną sukienkę.

Gwen rozwinęła pakunek. Biały fartuch laboratoryjny był na nią za duży, ale z uśmiechem odparła:

– Dziękuję.

Włożyła fartuch i zaczęła podwijać za długie rękawy, ruszając do sali szpitalnej numer trzysta trzydzieści trzy.

Zanim dotarła do drzwi, z pokoju wyszedł jakiś mężczyzna. Włosy miał zmierzwione, krawat poluzowany, garnitur pognieciony. Wyglądał na wykończonego. Ledwie go rozpoznała.

– Agencie Delaney! – zawołała.

Na jego twarzy pojawiła się ulga. Potarł brodę lewą ręką i podał jej prawą.

– Dziękuję, że pani przyjechała, doktor Patterson. – Zauważył jej sukienkę i szpilki. – Zdaje się, że zepsuliśmy pani wieczór.

– Drobiazg. – Wzruszyła ramionami, jakby nie miało to żadnego znaczenia. – Już parę razy widziałam Carmen i wiem, jak się kończy. – W końcu to nie wina Delaneya. No i mogła im odmówić.

Skinął głową z uśmiechem, a potem poprowadził ją w głąb korytarza, żeby dziewczynka ich nie słyszała.

– Na imię ma Katie. Musieli podać jej środki uspokajające, więc nie jestem pewien, czy dowie się pani od niej czegoś więcej. Zastępca dyrektora Cunningham miał nadzieję, że Katie poda pani swoje nazwisko albo powie, czy ma jeszcze jakąś rodzinę. Jeśli to, co nam dotąd powiedziała, jest prawdą, straciła ciotkę, wuja i ojca.

– Widziała, co się stało?

– Jesteśmy niemal pewni, że gdyby widziała sprawcę, to też by nie żyła. Ale na dywanie są ślady bosych stóp, a ona była boso, kiedy ją znaleźliśmy, i miała zakrwawione stopy. Nie poranione, tylko brudne od krwi, można więc założyć, że weszła tam po fakcie i zobaczyła, co się stało.

– Było bardzo źle?

– Bardzo. – Delaney przeniósł wzrok, upewniając się, że nikt ich nie słyszy. – Wujek Lou wisiał z sufitu głową w dół, potem ktoś podciął mu gardło.

– Mój Boże… – Gwen na moment przymknęła oczy. Żadna dziewczynka nie powinna czegoś takiego oglądać.

– Niewykluczone, że spędziła w schronie całą noc, może nawet dłużej. Lekarz powiedział, że jest odwodniona i w szoku.

– A jej tata?

– Powiedziała nam, że wpadł do rzeki. Wydobywali jego ciało, kiedy stamtąd odjeżdżaliśmy.

– Czy ona wie, że on nie żyje?

– Hm… – Delaney znów potarł brodę. – Pytała mnie o niego w karetce. Chciała wiedzieć, czy przywiozą go do tego samego szpitala. – Spojrzał jej w oczy, a ona widziała w nich ból, kiedy dodał: – Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

– Świetnie się pan spisał, agencie Delaney. Miała szczęście, że pan z nią był. Ile ma lat?

– Jedenaście, może dwanaście. Sądzę, że jest mniej więcej w wieku mojej najstarszej córki.

Glen zrozumiała, dlaczego dla doświadczonego agenta było to szczególnie trudne zadanie. Porównywał nie tylko wiek dziewczynek.

– Porozmawiam z nią. Proszę jechać do domu, agencie Delaney.

– Na pewno nie chce pani, żebym został z panią?

– Obiecuję, że będę się z nią obchodzić delikatnie. Prawdę mówiąc, wolę pobyć z nią sama. Gdyby pan tu był, traktowałaby pana jako mediatora. Proszę wracać do domu i uściskać córki.

Odprowadziła go wzrokiem do drzwi, a potem wróciła do drzwi pokoju dziewczynki. Środki uspokajające zaczęły działać. Katie spała. W szpitalnym łóżku z podłączoną kroplówką wyglądała na drobną i kruchą.

Przedsmak zła

Подняться наверх