Читать книгу Time Out - Andreas Eschbach - Страница 10

Оглавление

6 | Kiedy Christopher przebudził się w niedzielny poranek, czuł się, jak gdyby cały był z ołowiu. Wciąż jeszcze czuł w kościach przygodę w Wells.

Było ciemno. Co prawda tutaj zawsze panowała ciemność, niezależnie od pory dnia. Słyszał równomierny oddech ojca, leżącego na łóżku pod przeciwległą ścianą. Choć Hideout zajmowało ogromny obszar, jednak niewiele miało pomieszczeń mieszkalnych. Większość przestrzeni zajmowały korytarze. Głęboko pod nimi znajdowały się sztolnie, w których stały piętrowe łóżka, całe setki – „na wszelki wypadek”, jak ktoś wyjaśnił. Swego czasu przewidywano, że w razie wybuchu trzeciej wojny światowej zjawią się tutaj uciekinierzy.

Jednak tego, że wojna światowa będzie wyglądała zupełnie inaczej, już nikt się nie spodziewał. A przecież działania Koherencji były właśnie czymś takim – prowadziła ona tajną wojnę, aby opanować świat.

I uda się jej. Tylko cud mógł to powstrzymać.

Christopher cicho jęknął. Teraz sobie przypomniał. Śnił o tym, co było kiedyś. O czasach, kiedy mieszkał we Frankfurcie, a dziadkowie jeszcze żyli. W tym śnie siedział w pracowni babci, z kubkiem kakao w ręku, i przyglądał się, jak maluje. Trudziła się nad wielkim obrazem, takim paskudnym malowidłem, które zdawało się przedstawiać jakąś niekończącą się siatkę. „No i jak?” zapytała. „Podoba ci się?” I wtedy Christopher ujrzał, że na każdym ze skrzyżowań linii widnieje mózg!

Obudził się. Serce wciąż łomotało mu jak szalone.

Wypuścił powietrze, które bezwiednie zatrzymywał dotąd w płucach.

Czy ojciec też się zbudził? A może już dawno leżał przytomny? W każdym razie chłopak usłyszał, że tata się wyprostowuje. Nad jego łóżkiem zapaliła się lampka.

– Christopher? Nie śpisz?

– Mhm.

– Nie mogę przestać o tym myśleć – powiedział tata – Udało się wydostać tamtego mężczyznę z Koherencji, prawda?

– Tym razem się udało – odpowiedział. Zagadkę stanowiło, to czy uda się po raz drugi. Przecież w ciągu owych sekund, kiedy wszystko się działo, Burns stanowił część Koherencji. Uzyskała więc informacje. Z pewnością obmyślała już jakieś środki zaradcze.

– Jak myślisz, czy dałoby się tak samo wydostać matkę?

Christopher na moment zamknął oczy. Takie pytanie musiało wreszcie paść. Jakoś uspokoiło go, że zadał je właśnie tata. Bo do tej pory wydawało się, że mimo usunięcia chipa, całkiem zapomniał o żonie.

A jednak najwyraźniej tata wciąż o niej myślał. W jego głosie kryło się tyle bólu, tyle tęsknoty, że Christopherowi aż trudno było odpowiedzieć. Zwłaszcza że sam obmyślił i odrzucił dziesiątki planów oswobodzenia matki.

– Tato – odezwał się – a jakby to miało wyglądać?

– No, tak samo. Zarzucić sieć, przetransportować, wyjąć ten cholerny chip.

– Ale mama jest w Londynie.

– Tak, w banku Silverstone.

– Właśnie. A Londyn leży dziesiątki tysięcy kilometrów stąd. – To dobry znak, że ojciec przypominał sobie szczegóły. Do tej pory pamiętał jedynie, że jego żona pracuje w jakimś banku w londyńskim City. – Nie zdołamy tam dotrzeć. Złapią nas, zanim wsiądziemy do samolotu.

Tata milczał. To milczenie było gorsze od wszelkich kontrargumentów.

– Brakuje mi jej, wiesz? – wyksztusił w końcu.

Christopher poczuł ucisk w gardle. Mnie też, pomyślał. Mnie też.

– Może zdołamy jakoś ją tutaj zwabić? – zaproponował ojciec. – Przynajmniej do Stanów?

– Wątpię. Koherencja nie zapomniała, że właśnie w ten sposób cię straciła. Na pewno nie pozwolą mamie zbliżyć się do nas.

− Ale możemy sprawić, żeby to wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, w Krzemowej Dolinie.

− Tato, jeśli będziemy grali z Koherencją w „Ona wie, że ja wiem, że ona wie, że ja wiem”, to przegramy. Nie mamy szans. Na tym polu jest nie do pobicia.

Tata przez chwilę wpatrywał się gdzieś w pustkę.

− Racja. Przypominam sobie. To było zawsze rozpatrywanie za i przeciw… Teraz często się zastanawiam, jak w ten sposób można w ogóle dojść do jakichkolwiek rozstrzygających wniosków.

Christopher wzdrygnął się. Upiorna była świadomość, że jeszcze nie tak dawno ojciec sam stanowił część Koherencji – i to w dodatku tę prawdziwą, nie jak on, który przez cały spędzony tam czas potajemnie zachowywał duchową odrębność. Mózg ojca pracował w jednym rytmie ze wszystkimi innymi.

Potem znowu przypomniał sobie tamten sen. Obraz malowany przez babcię. Mawia się „Sen mara, Bóg wiara”. Powtarza, że sny to śmieci mózgu, efekt czegoś w rodzaju conocnego oczyszczania i porządkowania dysku.

Ale Christophera nie opuszczało wrażenie, że sen krył w sobie jakiś przekaz dla niego.

Nie miał tylko zielonego pojęcia jaki.

Time Out

Подняться наверх