Читать книгу Time Out - Andreas Eschbach - Страница 14

Оглавление

10 | Christopher odetchnął z ulgą, gdy w poniedziałkowy ranek Jeremiah Jones wrócił razem z pozostałymi. Chłopak nie spał tej nocy, zastanawiając się, co musieliby zrobić, gdyby ojciec Serenity wraz z pozostałymi dostał się w ręce Koherencji. Jednak potem, niedługo przed jedenastą, wszyscy wysiedli z zakurzonej terenówki. Najwyraźniej nic im się nie stało.

Jones natychmiast zwołał spotkanie w kuchni. Przyszli wszyscy, poza Burnsem, który został w izbie chorych. Tak jak wcześniej ojciec Christophera, po usunięciu chipa mężczyzna większość czasu przesypiał.

− Nie znaleźliśmy żadnych przesłanek, przemawiających za tym, że ktokolwiek próbował wywrzeć nacisk na ludzi z Independent Network − z powagą oznajmił Jeremiah. − Rozmawiałem przez telefon z Zackiem van Hornem oraz z niektórymi z tych wydawców, z którymi kontaktowaliśmy się osobiście. I nic. Żadnych gróźb, żadnych manewrów, żadnego nacisku, anulowanych nagle zleceń, niczego w tym rodzaju. A przecież dla Koherencji byłaby to dziecinna igraszka, w końcu nie stanowi żadnej tajemnicy, kto jest członkiem tej sieci. Istnieją strony internetowe, spis członków z podanymi adresami… Mówiąc krótko, cokolwiek przedsięwzięła Koherencja, to niczego w tym kierunku. Nie mam pojęcia, co o tym sądzić.

− A jeśli Burns najzwyczajniej w świecie się myli? − odezwał się Russell. − Jeśli tylko to sobie wymyślił? Kiedy leżał w samochodzie w drodze z Wells, my rozmawialiśmy. I chyba również o artykule. Co, jeśli do Burnsa coś z tego dotarło, chociaż był nieprzytomny, i naprowadziło go na złe tory?

− To możliwe − przyznał doktor Connery. − Stan po odcięciu od Koherencji to, jak dotąd, całkowicie niezbadany obszar działalności ludzkiego mózgu. Człowiek jest wtedy nieprzytomny, owszem, ale to nie oznacza, że możemy mówić o śpiączce albo o głębokim śnie. Właściwie nic nie wiemy o tym, jak człowiek będący w takim stanie odbiera bodźce.

Christopher spojrzał na Serenity, siedzącą przy stole obok swojej matki i wpatrującą się w ojca. Dzisiaj wyglądała jakoś lepiej. Może po prostu czuła ulgę, że Jeremiahowi nic się nie stało.

Odwróciła głowę, jak gdyby wyczuła, że ją obserwuje. Pospiesznie przeniósł wzrok na Jonesa.

− Wątpię, żeby to było takie proste − stwierdził Jeremiah. − Mam co do tego niedobre przeczucia. A te przeczucia tak po prostu same nie znikną.

− Ale jeżeli Koherencja chce przeszkodzić w ukazaniu się tego artykułu − odezwał się Russell − to czemu niczego nie przedsięwzięła?

− Może sądzi, że artykuł wcale jej nie zaszkodzi − stwierdził któryś ze stałych mieszkańców Hideout.

Teraz wtrącił się ojciec Christophera.

− Koherencja nie myśli w taki sposób − wyjaśnił. − Jest raczej zbyt ostrożna niż zbyt lekkomyślna.

Jeremiah Jones z przekonaniem pokiwał głową.

− Ja też uważam, że to mało prawdopodobne. Jak dotąd Koherencja przy wszystkim, czym się zajmowała, zachowywała ostrożność graniczącą z paranoją. Nie, jestem przekonany, że rzeczywiście coś przedsięwzięła, tylko jeszcze nie wiemy co.

− Dlaczego po prostu nie przyspieszymy publikacji tego artykułu? Nie wydrukujemy go już w przyszłym tygodniu?

Jeremiah potrząsnął głową.

− Wtedy stracilibyśmy większość czasopism. I tak już niektóre trochę nagięły swój cykl wydawniczy, odwlekając albo przyspieszając termin druku, tak aby ukazać się pierwszego lipca. Mielibyśmy tylko kilka lokalnych gazet. Wtedy akcja by nie wypaliła – przysunął sobie jeden z leżących na stole segregatorów. Na grzbiecie widniał tytuł Hideout: zabezpieczenia. – Obawiam się, że musimy pogodzić się z myślą, że Koherencja nie wystąpi przeciwko wydawcom, lecz bezpośrednio przeciwko nam.

− Co to oznacza? − zapytała matka Serenity.

− Obawiam się, że skoncentruje się na tym, aby nas wytropić − oznajmił Jeremiah. − Dlatego musimy raz jeszcze przeanalizować wszystkie środki bezpieczeństwa. Skontrolować urządzenia Hideout, sprawdzając, czy są w pełni sprawne. – Jeremiah otworzył segregator, położył dłoń na stronach. – Musimy to wszystko omówić na nowo. Tyle że teraz nie mamy do czynienia z możliwością wojny atomowej, tylko z Koherencją, która chce nas odnaleźć.

Zgromadzeni wymienili się sceptycznymi spojrzeniami. Christopher nie miał im tego za złe. Hideout istniało już przecież ponad czterdzieści lat i wciąż nie zostało odkryte. Insynuowanie jego stałym mieszkańcom, że podjęte środki bezpieczeństwa mogą okazać się niewystarczające, graniczyło więc ze zniewagą.

− A dla ciebie, Computer Kid − kontynuował Jeremiah, spoglądając na Christophera − mam specjalne zadanie. Takie, którego nie zdoła wykonać nikt poza tobą − uśmiechnął się, na poły ironicznie, na poły usprawiedliwiająco. − Przykro mi, ale jak ci mówiłem, będziemy potrzebowali twoich chipów.

− Mam wejść w Pole − stwierdził Christopher.

− Właśnie tak. Dowiedz się, co planuje Koherencja.

Time Out

Подняться наверх