Читать книгу Time Out - Andreas Eschbach - Страница 13

Оглавление

9 | Godzina 10.37. Selenity patrzyła za oddalającą się terenówką. Samochód ledwie było jeszcze widać między skałami i wyschniętymi krzakami. Ostatni błysk szyby albo wstecznego lusterka w jaskrawym blasku dnia, jak gdyby ktoś pomachał na do widzenia, a potem auto już zniknęło.

Gdyby ojcu rzeczywiście coś się teraz przytrafiło, byłby to również ostatni raz, kiedy go widziała. Podobna myśl bardzo bolała, chociaż jednocześnie Serenity wydawało się, że w ten sposób jakoś zaklina los. Jak gdyby to, czy tata wróci cały i zdrowy, zależało tylko od tego, czy ona zdoła swój ból utrzymać w sobie i jakoś go znieść.

− To niepotrzebne ryzyko − cicho powiedział stojący obok Christopher. − Nie sądzę, żeby cokolwiek znaleźli.

− Dlaczego nie? – zapytała Serenity.

W tym momencie zawróciło auto zacierające ślady, do tej pory towarzyszące tacie i pozostałym. Jechało z opuszczonymi drucianymi szczotkami, a za nim ciągnęła się jasnobrunatna chmura kurzu, przykrywająca wszystkie ślady.

− Jeśli Koherencja podjęła już jakieś środki zaradcze, to takie, na które nie możemy kompletnie nic poradzić.

Przyglądała mu się z boku. Znowu wróciła tamta rozpacz, ten brak nadziei. A jednak się nie poddawał, bo przecież inaczej nie byłoby go tutaj. Ale jak w ogóle jest w stanie prowadzić tę walkę, skoro od dawna uważa ją za przegraną? Serenity wydawało się, że Christopher ma taką odwagę prawdziwego bohatera potrzebną, by walczyć o jakąś sprawę nie dlatego, że istnieją szanse na zwycięstwo, ale dlatego, że jest słuszna.

Cichy, elektroniczny gong z głośnika. Ostatnia minuta ślepej fazy. Samochód ze szczotkami szybko wjechał do środka, wzbijając przy tym tyle kurzu, że Serenity odruchowo zasłoniła nos koszulką.

− Serenity! − to mama. Podeszła do niej, gdy metalowa brama zaczęła zamykać się z warkotem. − Myślałam, że masz dyżur w kuchni. Irene potrzebuje pomocy przy pieczeniu chleba.

Dyżur w kuchni. Tak, jasne. Jak mogła o tym zapomnieć?

− Już idę − powiedziała markotnie.

Mama odwróciła się w stronę Christophera.

− A ty powinieneś pomóc Matthew Ingelmanowi. Chodzi o dane z satelitów. Sądzi, że się na tym znasz.

Christopher pokiwał głową.

− Dobrze.

Dziwne, ale kiedy Serenity, ruszała do kuchni, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mamie chodziło przede wszystkim, by rozdzielić ją i Christophera.

Christopher zastał Matthew w pomieszczeniu obok dużego warsztatu, tam gdzie stały dwa komputery i serwer, sterujące urządzeniami Hideout.

− Dobrze, że przyszedłeś − oznajmił Matthew. − Musimy się pospieszyć.

Przed jednym z komputerów siedział ojciec Christophera. Monitor zapełniały liczby.

− Pięć nowych satelitów. Co najmniej.

Hideout borykało się z problemem ochrony kryjówki przed wykryciem z orbity. Bunkier otaczała półpustynia. Pojazdy zbliżające się do wjazdu prędzej czy później na pewno zostałyby dostrzeżone przez satelity obserwacyjne. A jeśli nawet nie same pojazdy, to pozostawione na piasku odciski opon.

Mieszkańcy Hideout znaleźli na to receptę. Tajnymi ścieżkami uzyskali dane torów lotów wszystkich satelitów wojskowych, a potem jeden ze stałych mieszkańców kryjówki napisał program, który co do minuty określał, kiedy z nieba widać okolice dawnej kopalni srebra. Okresy, w których nad horyzontem nie unosił się żaden satelita, nosiły nazwę ślepych faz i korzystano z nich, aby wyjechać z bunkra albo wjechać do niego. Obierano przy tym trasę prowadzącą po gołej skale, tak aby prawie nie zostawiać śladów opon. Oprócz tego, na wszelki wypadek, używano „auta-szczotki”, które dopiero co zamiotło odciski kół samochodu Jeremiaha Jonesa.

Naturalnie, ślepe fazy następowały szalenie nieregularnie. A najbliższy supermarket leżał w odległości ponad stu mil, w dodatku nie mogli w nim zwracać na siebie uwagi jakimiś ogromnymi zakupami. Od kiedy znaleźli tutaj schronienie, zaopatrywanie się w świeże produkty spożywcze stało się trudniejsze.

− Ale bez obaw, z pewnością nie umrzemy z głodu − zapewnił Clive Tucker, będący kimś w rodzaju rzecznika stałych mieszkańców Hideout. Rzucał się w oczy, bowiem stale chodził w kombinezonie roboczym, zazwyczaj w takim kolorze, jak cukierkowy róż albo ohydna zieleń. Nosił wielką brodę zaplecioną w dwa warkoczyki związane na szyi. Pokazał kiedyś magazyny żywnościowe Hideout: prawie niekończące się sztolnie pełne regałów, na których piętrzyły się puszki, worki i plastykowe pudełka, pełne jedzenia o długim terminie ważności, tak by w razie potrzeby przetrwać kilka lat bez kontaktu z światem zewnętrznym.

Teraz pojawiły się nowe dane odnośnie do satelitów. Jednak sam twórca programu do ustalania ślepych faz wrócił ostatecznie do swoich rodziców, bo jego ojciec, prowadzący małą firmę komputerową, doznał wylewu i nie mógł dłużej pracować. Mieszkańcy Hideout ucieszyli się więc z pomocy Christophera. Nie wystarczało bowiem samo wgranie danych pochodzących, jak przebąkiwano, od jakiejś wtyczki w Pentagonie. Należało jeszcze sprawdzić, czy program dokonuje prawidłowych obliczeń i czy nie zjawi się jakiś nowy satelita, zamykający dotychczasowe luki.

Było więc co robić. A Christopher ucieszył się, że w całym rozgardiaszu, jakim stało się jego życie, znowu może zajmować się tym, na czym zna się najlepiej: programowaniem.

Najprzyjemniejsze stało się to, że znowu współpracował z tatą. Prawie tak samo jak kiedyś, gdy siadali przy komputerach i rozmawiali o wywoływaniu podprogramów, przypisaniach oraz problemach z czasem trwania.

Kiedy dzień mijał jak szalony.

Samo pieczenie chleba nie stanowiło problemu. Serenity nauczyła się tego jeszcze jako dziecko dawno temu, kiedy razem z rodzicami i Kyle’em mieszkała w domu na skraju lasu, a cały świat wyglądał tak, jak powinien. Wciąż pamiętała słowa mamy o prawidłowym ugniataniu ciasta. „Tak długo, aż już nie będziesz dawała rady, a potem jeszcze trochę„.

Jednak pieczenie chleba dla tak wielu osób było już czymś zupełnie innym. Serenity miała wrażenie, że stoi w tej ogromnej, gorącej kuchni całą wieczność, wysypując pszenicę z gigantycznych worków do młyna, ugniatając ciasto oraz formując kolejne bochenki, które jakiś chudy facet o krótko ostrzyżonych włosach, Bernie albo Bunny, wkłada do rozgrzanego pieca. Czasu na zmartwienia pozostawało niewiele, co stanowiło zaletę takiej pracy. Poza tym na pełny regulator grało radio. Zawsze gdy zaczynała się jakaś nowa piosenka, Serenity miała nadzieję, że usłyszy śpiewającą Madonnę Two Eagles.

Jak dawno temu jej przyjaciółka wyjechała? Tydzień? Serenity wydawało się, że minął cały miesiąc. Płyta prawie na pewno nie była jeszcze gotowa. Niewątpliwie Madonnę bardzo jeszcze absorbowało odnajdywanie się w nowym życiu.

Serenity westchnęła. Tak bardzo chciałaby być przy Madonnie, gdy ta po raz pierwszy zaśpiewa swoje piosenki w prawdziwym studiu nagraniowym. Zamiast tego stała tutaj i użerała się z młynem. Irene tłumaczyła, że w Hideout nie przechowywano mąki dlatego, że szybko się psuła, z kolei samo ziarno można było magazynować prawie w nieskończoność. W grobowcach starożytnych faraonów odnajdowano pszenicę liczącą sobie cztery tysiące lat i wciąż nadającą się do spożycia.

Młyn zaczął okropnie hałasować, zagłuszając radio. Nie było to zresztą aż takie złe, bo Serenity właśnie zaczynała działać na nerwy reklama, nadawana prawie po każdej piosence: Internet to dzień wczorajszy. Zrób krok w przyszłość. Ósmy czerwca, godzina ósma. Sieć FriendWeb.

Kolejna porcja ziarna wsypana do młyna, kolejna porcja mąki w misce, czekająca teraz, by zagnieść z niej ciasto. A w radiu ten walnięty, podekscytowany głos, który oznajmiał po raz kolejny: „Internet to wczoraj”.

Co oni chcieli przez to osiągnąć? W klasie Serenity nikt już nie słuchał radia. Chyba że nie mógł sobie pozwolić na zamontowanie w aucie odtwarzacza płyt CD.

Jej stara szkoła. Czy jeszcze tam ktoś o niej pamięta?

Przypuszczalnie nikt. Pewnie wszyscy myślą już tylko o końcowych egzaminach, które…

O, rety! Już za dwa tygodnie!

Serenity aż zaparło dech w piersiach. Przez tyle lat gorączkowała się końcem szkoły, martwiła, co założy na bal maturalny…

Zerknęła na swoje uwalane ciastem dłonie, nagle czując się straszliwie samotna i opuszczona. Najlepsza przyjaciółka, jaką miała, pojechała do Nashville i wkrótce stanie się znaną na cały świat gwiazdą muzyki pop. Bal maturalny odbędzie się bez niej. A ona sama? Tkwiła teraz w jakiejś dziurze w Arizonie, od stóp do głów uwalana mąką, zabujana w jakimś dziwaku, który w głowie miał jedynie komputery.

I to jak dosłownie.

Time Out

Подняться наверх