Читать книгу Rak to nie choroba a mechanizm uzdrawiania - Andreas Moritz - Страница 8
Rozdział pierwszy
Rak to nie choroba
Poszukiwanie odpowiedzi
ОглавлениеKażdy rodzaj nowotworu został przez kogoś przetrwany, niezależnie jak był zaawansowany. Dlatego, jeśli chociaż jednej osobie udało się wyleczyć z raka, musi istnieć pozwalający na to mechanizm, tak samo jak istnieje mechanizm powstawania nowotworu. Każda osoba na planecie ma zdolność do obu rzeczy.
Jeśli został u ciebie zdiagnozowany nowotwór, możesz nie być zdolny do zmiany tej diagnozy, ale z pewnością w twojej mocy jest poradzenie sobie z destruktywnymi konsekwencjami, które ta diagnoza ma dla ciebie, tak jak zrobił to George. Sposób, jak odbierasz raka, i kroki, którymi zdecydujesz się podążyć po diagnozie, są jednymi z najbardziej potężnych czynników determinujących twoje przyszłe zdrowie lub jego brak (zobacz: rozdział trzeci, podrozdział Rak zdemistyfikowany).
Nieprzemyślane odnoszenie się do nowotworu jako do morderczej choroby zarówno przez profesjonalistów, jak i laików zmieniło raka w zaburzenie o tragicznych konsekwencjach dla większości pacjentów z nowotworem i ich rodzin. Rak stał się synonimem niezwykłego strachu, cierpienia i śmierci. Ten sposób odbioru jest kontynuowany niezależnie od faktu, że nawet 90-95 procent wszystkich nowotworów może pojawić się i zniknąć samoistnie.
Nie ma dnia, żeby ciało nie wytworzyło milionów komórek nowotworowych. Niektórzy ludzie podlegający ostremu okresowemu stresowi wytwarzają więcej komórek nowotworowych niż zwykle. Te komórki nowotworowe tworzą razem grupy składające się na guz, który znika, gdy wpływ stresu zmaleje i kiedy nastąpi odpowiedź lecznicza (wyrażająca się w symptomach choroby). W rozdziale trzecim omówię dokładne, przewidywalne sposoby, w jakie się to objawia.
Chciałbym wspomnieć w tym miejscu, że zgodnie z badaniami medycznymi wydzielanie potężnego antynowotworowego hormonu z DNA, interleukiny 2, spada pod fizycznym i mentalnym naciskiem i rośnie znowu, gdy człowiek staje się zrelaksowany i radosny. Słabe wydzielanie interleukiny 2 zwiększa częstotliwość powstawania nowotworów w ciele, a normalne wydzielanie tego hormonu trzyma procesy nowotworowe w ryzach.
Jednakże ludzie generalnie nie są pod wpływem poważnego stresu przez cały czas. Podczas gdy częstotliwość występowania raka rośnie lub spada pod wpływem doświadczania ostrego stresu, większość nowotworów znika baz żadnego rodzaju medycznych interwencji i bez powodowania żadnych zmartwień. Zgodnie z tym, właśnie w tej chwili miliony ludzi chodzą sobie z nowotworami w swoim ciele, nie mając o nich pojęcia. Tak samo miliony ludzi leczą swoje nowotwory, nawet o tym nie wiedząc. Ogólnie rzecz biorąc, jest o wiele więcej spontanicznych remisji nowotworów niż zdiagnozowanych i leczonych przypadków.
The New York Times w październiku 2009 roku opublikował artykuł, który z pewnością wywołał kilka pytań otwierających oczy. Ujawnił fakty, które były niezwykle niewygodne dla instytucji zajmujących się rakiem i ich przedstawicieli. Artykuł napisany przez Ginę Kolata nosi tytuł Cancers Can Vanish Without Treatment, but How? („Rak może zniknąć bez leczenia, ale jak?”).
W artykule Kolata wykazuje, że uważa się, że trajektoria nowotworu jest skierowana tylko w jednym kierunku, jak oś czasu, na wzrost i pogarszanie się. Ponadto w październiku 2009 w pracy opublikowanej w czasopiśmie Journal of the American Medical Association (JAMA) odnotowano, że „dane zebrane w ciągu ponad dwóch dekad z prześwietleń nowotworów piersi i prostaty każą kwestionować spojrzenie na te choroby”.
Bardziej wyrafinowane technologie prześwietlania pozwalają na znajdowanie wielu małych guzów, które nie powodowałyby problemów, jeśli zostałyby pozostawione same sobie. Te guzy są nieaktywne i nieszkodliwe jak drobne blizny na skórze. W artykule przyznano, że przeznaczeniem tych guzów jest samoistnie przestać rosnąć czy zmniejszyć się albo nawet zniknąć, przynajmniej w przypadku niektórych nowotworów piersi.
„Stare spojrzenie na nowotwór jest takie, że jest on procesem linearnym”, mówi dr Barnett Kramer, dyrektor Wydziału Profilaktyki Nowotworowej Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH). „Komórka mutuje się i po trochu mutuje się coraz bardziej. Mutacje nie powinny odwracać się spontanicznie”.
Do niedawna badacze raka i lekarze błędnie zakładali (i promowali swoje przypuszczenia jako fakty naukowe), że nowotwory wynikają z mutacji komórek (zmiany genetycznego składu komórki), która zaczyna żyć własnym życiem. Jednakże najnowsze badania nad rakiem wskazują na odkrycie, że niekontrolowane i bezsensowne podziały komórek nowotworowych w ogóle nie mają miejsca.
Jak twierdzi dr Kramer, staje się coraz bardziej jasne, że nowotwory potrzebują czegoś więcej niż mutacji, żeby się rozwijać. Potrzebują współpracy otaczających je komórek, a nawet, jak mówi, „całego organizmu, osoby”, której układ immunologiczny lub na przykład poziom hormonów może tłumić lub napędzać nowotwór.
To, mówi dr Kramer, sprawia, że nowotwór jest „dynamicznym procesem”. Jego stwierdzenie oczywiście wywołuje bardzo ważne kwestie. Jeśli rak wynika jedynie z fatalnego dziedziczenia mutacji komórek, dlaczego całe ciało, włącznie z mózgiem, układem nerwowym, układem immunologicznym i układem hormonalnym, a także osobowość i wszystkie komórki otaczające nowotwór wspierają jego wzrost? Odpowiedź na to ważne pytanie jest zarówno fascynująca, jak i zachęcająca.
Jak zakłada tytuł tej książki, rak w ogóle nie jest chorobą. Przeciwnie, jest mechanizmem leczniczym. Cały organizm wspiera wzrost nowotworu tak długo jak leży to w jego najlepszym interesie. Kiedy uzdrawianie przyczyn leżących u źródeł zostanie ukończone, ciało i umysł zostają przywrócone do swojego odpowiedniego i zrównoważonego stanu, rak nie służy już temu celowi i albo przechodzi do swojego początkowego i nieaktywnego stanu, albo całkowicie znika.
Nowy punkt widzenia, że rak nie obiera przewidywalnej jednowymiarowej ścieżki od mutacji do choroby, był trudny do zaakceptowania dla niektórych onkologów i badaczy. Jednak najwyraźniej coraz więcej sceptyków zaczyna zmieniać zdanie i uznawać coś przeciwnego do wszystkiego, w co wcześniej wierzyli, czyli że nowotwór faktycznie może zniknąć sam z siebie.
Jednym z tych nawróconych jest dr Robert M. Kaplan, przewodniczący Departamentu Służby Zdrowia w Szkole Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Stanu Kalifornia w Los Angeles. „Na koniec dnia nie wiem, w jakim stopniu jestem tego pewien, ale wierzę, że tak jest”, mówi dr Kaplan. Dodaje: „Waga dowodów sugeruje, że jest powód, żeby wierzyć”.
Inny specjalista w dziedzinie onkologii, dr Jonathan Epstein z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, mówi, że samoistnie znikające guzy są dobrze znane w przypadku raka jąder. Zgodnie z tym, co twierdzi dr Epstein, potwierdzono, że zdarza się, że w czasie operacji jąder chirurg znajduje tylko zabliźnione tkanki w miejscu, gdzie zdiagnozowano duży guz.
Rosnąca liczba dowodów, że nowotwór może zatrzymać się albo nawet odwrócić, nie pozwala tego zaprzeczyć i badacze nie mają lepszego wyboru niż zrewidować swoje pojęcie, czym naprawdę jest rak i jak się rozwija. Jednak uważam, że jeśli nie przekonają się, że rak jest leczniczym mechanizmem kierowanym przez cały organizm, by skorygować istniejący brak równowagi, będą kontynuować poszukiwanie dróg zwalczania raka, zamiast wspierać proces uzdrawiania. To wymaga jednakże zaufania w mądrość ciała i jego naturalne zdolności lecznicze, a nie zakładania z góry, że ciało jest wadliwe czy zepsute.
To odkrycie, że same mutacje komórek nie muszą powodować raka, ale muszą być wspierane przez otaczające je komórki i cały organizm, mówi samo za siebie. Zawsze widziałem w nowotworach przyjaciół ciała asystujących mu w burzliwych czasach. Z pewnością ciało wydaje się traktować raka jako przyjaciela, a nie jak wroga. Jestem przekonany, że powinniśmy robić to samo.
W swoim artykule Kolata pisze o fascynującym stwierdzeniu Thei Tlsty, profesor patologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco i jednej z najwybitniejszych badaczek raka. Profesor Tlsty mówi, że komórki nowotworowe i przednowotworowe są tak powszechne, że prawie każdy w średnim lub późniejszym wieku jest nimi obciążony. Zostało to odkryte w trakcie autopsji ludzi, którzy umarli z powodu innych niezwiązanych przyczyn, nie mając pojęcia, że mieli komórki nowotworowe lub przednowotworowe. Nie mieli dużych guzów czy objawów raka. „Naprawdę interesującym pytaniem”, twierdzi dr Tlsty, „nie jest to, dlaczego zapadamy na nowotwór, ale dlaczego nie mamy nowotworu”.
W tym samym kontekście chciałbym zadać to bardzo intrygujące pytanie: Dlaczego niektórzy ludzie czują się chorzy, gdy mają nowotwór, podczas gdy inni, którzy również mają nowotwór, żyją zupełnie normalnym, zdrowym życiem? Później wyjaśnię to kluczowe zagadnienie, w toku tej książki.
Kolata podnosi inny interesujący temat: „Na im wcześniejszym etapie jest komórka na drodze do rozwoju w agresywny nowotwór, jak twierdzą badacze, tym bardziej prawdopodobne jest, że zmieni kurs. Zatem na przykład komórki, które są wczesnymi prekursorami nowotworu szyjki macicy, są skłonne cofnąć się do pierwotnego stanu. W pewnych badaniach odkryto, że 60 procent przednowotworowych komórek szyjki macicy znalezionych w trakcie badań cytologicznych wraca do normalności w ciągu roku, a 90 procent w ciągu trzech lat”. Czy to nie pokazuje innego trendu niż proponowany wcześniej przez teoretyków onkologii?
Oczywiście to napędza pytania, czy faktycznie najlepiej jest pozostawiać większość nowotworów nieleczonymi, żeby mogły albo stać się nieaktywne i nieszkodliwe, albo zniknąć same z siebie. Przez wiele dziesięcioleci lekarze i agencje zdrowia promowali wczesne wykrywanie w całej populacji, ponieważ uważali, że to niezwykle ważne, by wychwycić i leczyć nowotwory na wczesnym etapie. Argumentowali to tym, że to pozwala na lepsze i bardziej skuteczne leczenie. Jednakże, znowu, ich przypuszczenia były błędne.
Kolata tłumaczy dalej, że „dynamika procesu rozwoju nowotworu wydaje się być przyczyną, że badania profilaktyczne raka piersi czy prostaty wykazują dużą liczbę wczesnych nowotworów bez jednego spadku liczby przypadków późniejszych stadiów nowotworu”. Innymi słowy, odkrycie tak wielu nowych nowotworów dzięki nowym i lepszym metodom badań kontrolnych nie zredukowało częstotliwości występowania zaawansowanych nowotworów. To jest oczywiście sprzeczne z przypuszczeniem zakładającym, że wczesne wykrywanie, które zazwyczaj prowadzi do wczesnego leczenia, nie daje żadnych korzyści prewencyjnych czy redukujących częstotliwość występowania długoterminowych nowotworów. To również wskazuje na to, że wiele nowotworów najlepiej pozostawić samym sobie. W przypadku raka piersi istnieją poszlaki, że niektóre rzeczywiście znikają. Badania przesiewowe w kierunku raka piersi i prostaty najwyraźniej zawiodły, jeśli chodzi o redukowanie ich występowania.
Z dobrych powodów szpital Johnsa Hopkinsa oferuje mężczyznom z małymi guzami prostaty opcję aktywnego obserwowania, zamiast usuwania czy niszczenia prostaty. W rzadkich przypadkach, gdy nowotwór rośnie, ciągle można go usunąć. Jednak przerażająca diagnoza raka prostaty zniechęca wielu mężczyzn do obrania strategii czekania i zobaczenia, co się zdarzy. „Większość mężczyzn chce to wyciąć”, mówi dr Epstein z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Przypisuję winę za tę niefortunną sytuację dziesięcioleciom podsycania strachu przez lekarzy i obsesji szybkiego naprawiania wśród pacjentów.
Dodam tylko, że wysokie dawki promieniowania jonizującego emitowane przez urządzenia do badań, takie jak tomograf komputerowy (CT) czy mammograf itd. rzeczywiście przyczyniły się do zwiększenia częstotliwości występowania różnych rodzajów nowotworów. Nowotwory związane z ekspozycją na takie promieniowanie obejmują białaczkę, szpiczaka mnogiego, raka piersi, raka płuc i raka skóry (patrz: rozdział piąty, podrozdział Promieniowanie jonizujące).
W kanadyjskich badaniach badacze przyjrzeli się zachowaniu małych nowotworów nerek (rak nerkowokomórkowy), które należą do nowotworów, które, jak pokazują raporty badań, czasami się cofają, nawet gdy są bardzo zaawansowane. W trakcie badań prowadzonych w podwójnie ślepej próbie pod przewodnictwem dr. Martina Gleave’a z Departamentu Nauk Urologicznych Szpitala Generalnego w Vancouver (New England Journal of Medicine; 338:1265-1271, 30 kwietnia 1998 r.) porównano leczenie lekiem immunomodulacyjnym interferon gamma 1b z placebo u pacjentów z rakiem nerek, który rozprzestrzenił się po ich ciele.
Niezależnie od braku badań, które kontrolowałyby efekt placebo, interleukina 2 i interferon stały się głównym komponentem większości strategii immunoterapeutycznych w przypadku dającego przerzuty nowotworu nerkowokomórkowego. Badania miały pokazać, że te immunomodulatory mogą kontrolować lub odwracać te nowotwory nerek, które są bardzo oporne na chemioterapię. Sześć procent osób w obu grupach miało guzy, które zmniejszyły się lub pozostały stabilne, co doprowadziło naukowców do konkluzji, że leczenie nie prowadzi do poprawy. Sześć procent uczestników, którzy jakoś skorzystali z próby, udowodniło, że to, czy byli leczeni środkami farmaceutycznymi czy nie, nie robiło różnicy oprócz tego, że osoby należące do grupy otrzymującej placebo żyły średnio 3,5 miesiąca dłużej niż te, które brały leki.
Dr Gleave stwierdził, że u coraz większej liczby pacjentów poddawanych badaniom USG czy tomografii komputerowej niezwiązanym z rakiem wykrywa się małe guzki na jednej z nerek. Akceptowalną metodą jest usuwanie ich, ale opierając się na swoich odkryciach, dr Gleave zastanawia się, czy to jest rzeczywiście koniecznie.
Zgodnie z artykułem zamieszczonym w The New York Times, uniwersytet, na którym pracuje dr Gleave, uczestniczy w ogólnokrajowych badaniach ludzi z małymi guzami nerek, których celem było odkrycie, co się dzieje, gdy te nowotwory są rutynowo badane, by sprawdzić, czy rosną. Najwyraźniej około 80 procent nie zmienia się lub rzeczywiście zmniejsza w ciągu kolejnych trzech lat.
Wniosek, jaki wyciągnąłem z tych ważnych badań, jest taki, że bardzo się mylimy, jeśli wierzymy, że możemy wywieść w pole swoje ciało. Ciało cofa lub zatrzymuje wzrost guza, jeśli uznaje to za konieczne, nie inaczej. Jeśli zatrujemy, wypalimy albo wytniemy guz, ciało może mieć potrzebę wyhodowania kolejnego, by dokończyć swoją aktywność leczniczą.
Głównym mankamentem w medycznej teorii nowotworów jest założenie, że rak musi zostać ujarzmiony, by móc ocalić życie pacjenta. Do niedawna prawie wszyscy naukowcy podzielali opinię, że jeśli rak nie będzie leczony i powstrzymany, jego przeznaczeniem będzie rosnąć, rozsiewać się, a w końcu zabić. Ewidentnie tak nie jest. Miliony ludzi żyją z wszelkimi rodzajami nowotworów bez problemu, a nawet nie wiedząc o nich, jak pokazują prace dr Tlsty i wielu innych czołowych naukowców.
Prawda jest taka, że relatywnie niewiele nowotworów rzeczywiście staje się nieuleczalnymi. Ogromna liczba nowotworów bez wątpienia pozostaje niezdiagnozowana i nie jest wykrywana przed autopsją. Często ci ludzie nie umierają z powodu nowotworu, ale z jakiegoś zupełnie innego. Mogą nawet nie mieć objawów, które skłoniłyby lekarza do przeprowadzenia standardowych badań w celu wykrycia nowotworu. Czy nie dziwi cię, że 30-40 razy częściej znajduje się nowotwory tarczycy, trzustki czy prostaty w czasie autopsji niż jest wykrywanych przez lekarzy, gdy pacjent jeszcze żyje? Czy zatem rak jest rzeczywiście tak niebezpieczną chorobą, jak nam się mówi?
W 1993 roku brytyjskie czasopismo medyczne The Lancet opublikowało badania, które pokazały, że wczesne wykrywanie często prowadzi do niepotrzebnego leczenia. To może być dobre dla koncernów farmaceutycznych, ale z pewnością robi niewiele dobrego dla pacjentów z nowotworem.
Na przykład, chociaż 33 procent autopsji na mężczyznach ujawnia raka prostaty, tylko 1 procent mężczyzn umiera z jego powodu. Po 75. roku życia połowa mężczyzn może mieć raka prostaty, ale umieralność na niego wynosi 0,1-2,4 procenta. Dokładniej mówiąc, ogólna przeżywalność raka prostaty w ciągu 5 lat w okresie od 1995 do 2002 roku wynosiła 99,9 procenta dla białych mężczyzn i 97,6 procenta dla czarnoskórych mężczyzn, niezależnie od tego czy mieli kilka, czy żadnych objawów raka prostaty, byli uznani za wolnych od choroby, czy też byli poddawani leczeniu. Rządowe zalecenia (z sierpnia 2008 roku) skierowane do onkologów dotyczą tego, by nie leczyć mężczyzn po 75. roku życia na raka prostaty, ponieważ terapia wyrządza więcej szkody niż pożytku i nie ma przewagi nad zaniechaniem leczenia.
Należy zauważyć, że tak niska śmiertelność odnosi się szczególnie do tych, którzy ani nie zostali zdiagnozowani z rakiem, ani nie byli na niego leczeni. Jak przyznają rządowe źródła, umieralność rośnie, gdy nowotwory są leczone. To oczywiście sugeruje, co w rzeczywistości zabija.
Ogromna większość zdiagnozowanych i leczonych przypadków nowotworów nigdy nie ma szans samodzielnie zniknąć. Niezwłocznie uderza się w nie całym arsenałem śmiertelnych broni takich jak chemioterapia, promieniowanie jonizujące czy operacje chirurgiczne. Nieaktywne guzy, które nigdy nie wyrządziłyby żadnej szkody ciału, mogą zostać pobudzone do potężnej reakcji obronnej i stać się agresywne, jak relatywnie nieszkodliwa bakteria, która staje się oporna na antybiotyki, gdy jest nimi atakowana. Zupełnie nie ma sensu, że w czasie, gdy musisz wzmacniać najważniejszy system leczniczy ciała (układ immunologiczny), poddajesz się radykalnemu leczeniu, które w rzeczywistości osłabia lub niszczy układ immunologiczny.
Dziś problem z pacjentami z nowotworem jest taki, że przerażeni diagnozą poddają swoje ciało tym cięciom oraz wypalającym i/lub trującym terapiom: procedurom, które prawdopodobnie doprowadzą ich szybciej do śmierci, aż w końcu pozostają całkowicie pozbawieni opcji.
Odpowiedzi na wszystkie pytania leżą w osobie, która ma nowotwór, nie są zaś zależne od stopnia złośliwości raka czy stadium zaawansowania. Czy wierzysz, że rak jest chorobą? Prawdopodobnie odpowiesz „tak”, zgodnie z opinią, którą przemysł medyczny i media karmiły masy przez dziesięciolecia.
Jednak ważniejszym, ale rzadziej zadawanym pytaniem jest: Dlaczego myślisz, że rak jest chorobą?. Możesz odpowiedzieć: Ponieważ wiem, że rak zabija ludzi każdego dnia. Zadam więc kolejne pytanie: Skąd wiesz, że to rak zabija ludzi? Będziesz prawdopodobnie argumentować, że wielu ludzi mających nowotwór umiera, więc to rak musi ich zabijać. Tak mówią wszyscy medyczni eksperci.
Pozwól mi zadać jeszcze jedno, raczej dziwne pytanie: Skąd masz pewność, że jesteś córką/synem swojego ojca, a nie innego mężczyzny? Dlatego, że twoja matka tak ci powiedziała? Co sprawia, że jesteś całkowicie pewny, że twoja matka mówi ci prawdę? Czy jest tak, że wierzysz jej po prostu dlatego, że nie masz nieodpartego powodu, by jej nie wierzyć? Jednak o ile twój ojciec nie zrobi testu na ojcostwo, nigdy nie będziesz wiedział z absolutną pewnością, że osoba, która, jak wierzysz, jest twoim ojcem, rzeczywiście nim jest. Jednak twoje emocjonalne przywiązanie i brak głębszego dochodzenia zamieniły twoje subiektywne przekonanie w coś, co wiesz, że jest niepowtarzalną prawdą.
Taka metafora może wydawać się dziwna, ale podobne przypuszczenia są niezwykle rozpowszechnione i kształtują naszą postawę w stosunku do raka. Chociaż nie ma naukowego dowodu, że rak jest chorobą, a nie procesem leczniczym, większość ludzi będzie twierdzić, że jest chorobą, ponieważ mówi się im, żeby w to wierzyli. Mimo że to przekonanie jest jedynie pogłoską opartą na opiniach innych ludzi. Ostatecznie niepowtarzalną doktrynę, że rak jest chorobą, można prześledzić aż do lekarzy, którzy wyrazili swoje subiektywne odczucia czy przekonania na temat tego, co zaobserwowali, i opublikowali je w artykułach sprawozdawczych czy raportach medycznych. Inni lekarze zgodzili się z ich opinią i wkrótce stało się powszechnie uznanym faktem, że rak jest niebezpieczną chorobą, która w jakiś sposób atakuje ludzi, żeby ich zabić. Jednak prawda może być w rzeczywistości całkiem inna, bardziej racjonalna i naukowa niż to.