Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 16

10

Оглавление

Pasuje tu, pomyślał Dime. Kaira naprawdę tu pasuje.

Siedziała na podłodze uniwersyteckiej auli otoczona wianuszkiem chłopców oraz dziewcząt i dyskutowała z zapałem. Błyszczały nie tylko jej oczy: cała postać Kairy promieniowała wewnętrznym blaskiem, na którego widok Dime odczuwał nieokreślony smutek.

Chłopak podciągnął nogi pod brodę. Nie miał dla siebie za dużo miejsca w tym kręgu – zajmował ciasną przestrzeń pomiędzy dziewczyną w brązowych ubłoconych spodniach i ciężkich buciorach a chłopakiem w podobnym stroju. Wszyscy zresztą, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, wyglądali tak samo, nawet fryzury mieli niemal identyczne – krótkie i praktyczne. W przeszłości brak ekstrawagancji był koniecznością i Dime sam szybko przyzwyczaił się do włosów, które w razie potrzeby mógł przeczesać palcami, oraz ciemnych ubrań, na których kurz i błoto mniej rzucały się w oczy. Jednak w przypadku dziewcząt taki wygląd wciąż był dla niego czymś nowym i zarazem pociągającym.

Zerknął ostrożnie w stronę sąsiadki.

Tasha, przypomniał sobie, miała na imię Tasha.

Uśmiechnął się, próbując schwytać jej wzrok, ale dziewczyna przez cały czas patrzyła na Kairę, która tłumaczyła właśnie plan Gurleena.

— Nie ma potrzeby umieszczać ładunków wybuchowych we wszystkich Archiwach. Odrzuconych światów jest kilkaset, więc i tak nie starczyłoby nam materiałów. Ale wystarczy, że wysadzimy co dziesiąte Archiwum…

— To i tak mnóstwo budynków — odezwał się chudy chłopak o pociągłej twarzy i z długim nosem. Ionne, Dime przywołał w pamięci kolejne imię, jedyny art-zbrodniarz wśród nich, niestety tylko złodziej o niezwykle zręcznych palcach i pajęczej zdolności wspinania się po ścianach. — A nas jest tylko czternaścioro. Jak, u licha, chcecie to zrobić?

— Musimy mieć więcej ludzi — odparła Kaira. — I znajdziemy ich, a Arikol będzie sprawdzać, czy możemy im ufać.

Okrągłolica dziewczyna o zabawnie sterczących włosach truskawkowego koloru pomachała wszystkim wesoło. Opaska przesłaniająca lewy, pusty oczodół dodawała jej zawadiackiego wdzięku. Dime wiedział już, że właśnie ona, na zmianę z czterorękim i karłowatym, ale barczystym chłopakiem o imieniu Tuir, najczęściej uzupełniała ich zapasy. Zdolności telepatyczne obniżyły jej inteligencję, pozostawiły jednak pewną dozę sprytu – metody Arikol były proste, lecz skuteczne, a jej niemądry uśmiech miał w sobie ujmującą naiwność, tak że bez trudu oszukiwała pracujących w Archiwum strażników. Przynosiła z górnego świata paski suszonego mięsa, ryż albo kaszę, kromki sprasowanego chleba, czasem też suszone owoce czy warzywa. Nigdy duże ilości, nigdy nic, co mogłoby się rzucać w oczy. Jednak gdyby nie ona, jedliby wyłącznie resztki żywności przywiezionej przez nieczynną już Kolejkę, które – zakonserwowane przez zerową temperaturę – leżały przymarznięte do stołów w wielkich lodowo-śnieżnych stosach.

Dime spojrzał na poocierane do krwi palce. Dziś rano, wściekle głodny, usiłował oderwać z takiego stosu dwa gołębie ciałka i udało się to, dopiero gdy Tuir pożyczył mu nóż. Dobrze, że jest tak zimno, myślał wtedy Dime, ale co będzie, jak przyjdzie odwilż? W górnym świecie Kolejka codziennie przywoziła świeże dostawy, do pustych zaś wagoników mechaniczni służący ładowali to, co zostało niewykorzystane. Jednak nawet tam system zaczynał się sypać, bo w Lunapolis było coraz mniej ludzi, a Kolejka wciąż przywoziła zapasy obliczone na o wiele większą populację. Mechaniczni nie nadążali z usuwaniem gigantycznych ilości gnijącego jedzenia – z kilku ostatnich wizyt w Halach Dime świetnie pamiętał coraz silniejszy, nieprzyjemny zapaszek. A tutaj, w przeszłości, będzie znacznie gorzej. Wystarczy dzień–dwa temperatury wyższej niż zero, żeby lód stopniał i wszystko zaczęło potwornie cuchnąć. Co wtedy?

Były także inne problemy, na przykład ogrzewanie. Powoli kończyły im się szafki, które mogli porąbać, i niedługo będą musieli szukać opału poza uniwersytetem, a tam, wiadomo, zawsze istniało ryzyko natknięcia się na kogoś, kto został z tyłu. Trzeba by pewnie chodzić w dużych grupach, jak po jedzenie… Albo – niech Przedksiężycowi nie pozwolą – jeśli ktoś zachoruje? W szpitalu na pewno nie obyłoby się bez pytań, nie wspominając już o tym, że strażnik przy windach mógłby wreszcie zwrócić na nich uwagę, gdyby pojawili się w Archiwum z kimś bladym jak płótno i lecącym przez ręce. No i kłopot największy – zbliżał się Skok, a pierwsza i podstawowa zasada Przedksiężycowych głosiła, że podczas Skoku wszyscy muszą przebywać w górnym świecie. Kto w tym czasie będzie w przeszłości, już tam zostanie. Trzeba więc zorganizować przejście całej grupy przez Archiwum tak, aby strażnik niczego nie zauważył…

Jednak Dime pocieszył się myślą, że Esh Gurleen z pewnością wziął wszystkie te problemy pod uwagę. Chłopak coraz bardziej ufał siwowłosemu mężczyźnie.

Tymczasem Tuir upierał się, że Kaira powinna nauczyć ich wszystkich walczyć.

— Potrafisz posługiwać się darakką, prawda? Tak mówił Finnen. No więc co za problem? Skoro mam narażać życie, to wolałbym umieć się bronić.

— Nie wiem, czy dam radę. — Dziewczyna potrząsnęła głową z powątpiewaniem. — Nie jestem w tym najlepsza, a poza tym nigdy nikogo nie uczyłam.

— Nie chodzi przecież o nic skomplikowanego. Nawet jeśli nauczysz nas kilku najprostszych ciosów, to już będzie dobrze.

— A skąd weźmiemy noże? — zapytał drobny blondynek, którego imienia Dime nie pamiętał.

Dyskusja rozgorzała na nowo. Ionne chwalił się, że mógłby je ukraść, Arikol z kolei upierała się, żeby kupić kilkanaście sztuk tańszych, mniej wytrzymałych ostrzy, na jakie było ich stać. Jedna z dziewczyn uważała, że powinni zdobyć broń palną, co rzeczywiście byłoby najlepszym rozwiązaniem, gdyby tylko ktoś wiedział, gdzie jej szukać. Tuir wciąż nalegał, aby Kaira uczyła ich walczyć, a dziewczyna nie dała się długo prosić. Dime zauważył, że propozycja sprawiła jej przyjemność, i znów poczuł przypływ smutku, który psuł całą radość. Bo chłopakowi coraz bardziej się tu podobało.

Plan Gurleena, czekające ich niebezpieczeństwo, nawet problemy z ogrzewaniem czy wydrapywanie gołębiego mięsa ze zlodowaciałych stosów – wszystko to było nowe i na swój sposób ekscytujące. Trochę przerażające, ale jednocześnie pociągające. Jednak za każdym razem, gdy Dime patrzył na rozjaśnioną twarz Kairy (tak bardzo tu pasuje, przypomniał sobie), gnębiło go nieokreślone uczucie, że coś zdecydowanie jest nie tak, jak być powinno.

— Kiedy Finnen wróci? — zapytał Dime późnym wieczorem, gdy grzał ręce przy pękatym piecyku w kształcie żaby, a Kaira usiłowała umyć się w misce wody. Ponieważ byli sami, zdjęła bluzkę i gąbką omywała piersi. Czerwony odblask płomieni podkreślał głęboką czerń jej skóry, sutki koloru kawy sterczały z zimna.

— Prawdopodobnie w dzień–dwa po Skoku — mruknęła Kaira, pochylając się, by umyć kark. Zwisające włosy zasłoniły jej twarz.

— Aha.

W gruncie rzeczy nie był pewien, czy chce wiedzieć.

Dime brakowało Finnena. W Lunapolis miał całe mnóstwo znajomych, ale nikogo takiego jak Finnen, kto znałby go od dziecka i rozumiał tak dobrze. Dlatego Dime odczuwał ów brak za każdym razem, gdy przychodziło mu do głowy jakieś ich wspólne wspomnienie, dowcip, który tylko przyjaciel mógł zrozumieć, albo gdy łapał się na myśli, że chętnie zapytałby Finnena, co on sądzi o tym czy o tamtym. Zwłaszcza teraz przydałby mu się ktoś dobrze znany, z kim mógłby pogadać i uporządkować chaos nowych wrażeń.

A mimo to Dime nie był pewien, czy chce wiedzieć, kiedy Finnen wróci. Więcej, nie był pewien… (Nie myśl o tym, nakazał sam sobie, ale nie potrafił przestać. Kaira zdjęła spódnicę i kucnęła nad miską)… czy w ogóle chce, żeby Finnen wrócił. Bo wtedy znów zacznie się kręcić wokół Kairy i będą szeptem omawiać jakieś sobie tylko znane sprawy, a poza tym…

Poza tym nie wiadomo, czy Finnen, który wróci, wciąż będzie tym samym Finnenem, z którym Dime się przyjaźnił.

Chłopak poczuł, że robi mu się zimno, jakby połknął bryłkę lodu. Przycisnął dłonie do żołądka. Wciąż wydawały się chłodne, mimo że grzał je przy piecyku.

Nie zapytał Kairy, dlaczego to właśnie Finnena poprosiła o przejście genozmiany, nie jego. Miał przeczucie, że odpowiedź mogłaby mu się nie spodobać.

Fantastyka z plusem

Подняться наверх