Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 8

2

Оглавление

Okrągła sala zabiegowa miała wyłożone srebrem ściany, na których wytłoczono rzędy cyfr, oraz szyby w oknach tak ciemne, że przepuszczały ledwo odrobinę burgundowego światła. Pośrodku podłogi z szarych płyt antypoślizgowych znajdował się okrągły basen, wypełniony wodą w kolorze płatków róż, przykryty szybą, na której stało metalowe łóżko zaopatrzone w pokrętła do regulowania wysokości oraz pasy – pięć zazwyczaj używanych plus dwie pary dodatkowych, na wypadek gdyby pacjentem był odmieniec. Nad wezgłowiem na ruchomym i fantazyjnie rzeźbionym pałąku zwisała nietypowa lampa: szklana kula z uwięzionymi wewnątrz świetlikami. W rogu pomieszczenia znajdował się na wpół przezroczysty parawan, za którym ktoś siedział.

Finnen przeniósł wzrok z lampy na parawan, a potem znów na lampę.

— Nie macie pozwolenia na używanie oświetlenia gazowego w pomieszczeniach?

— Oczywiście, że mamy — odparła jedna z pielęgniarek. Druga i trzecia w tym czasie sprawdziły, czy pasy przy łóżku się nie poprzecierały. — Podobnie jak uniwersytet oraz kilka wyższych urzędów. Proszę się położyć.

Człowiek za parawanem poruszył się i Finnen dostrzegł, że sylwetka, którą z początku wziął za całkowicie normalną, jest zdeformowana.

Duszoinżynier, pomyślał. Dziwoląg.

Położył się na łóżku, oparł stopy na specjalnej podpórce i pozwolił się przymocować pasami. Nie był pewien, czy krzątające się wokół niego pielęgniarki są tymi samymi, które pozowały mu na tarasie. Wszystkie wyglądały identycznie, a tamte stracił z oczu, gdy poszedł wypróżnić pęcherz oraz zmoczyć włosy przed goleniem.

Myśl o goleniu sprawiła, że natychmiast zaswędziała go naga skóra na czaszce, ale było za późno, by się podrapać – obie ręce miał już przypięte pasami, tak samo zresztą jak i nogi. Wolna pozostała tylko głowa.

— Odrosną. — Jedna z pielęgniarek jakby odgadła jego myśli. — Po zabiegu zaaplikujemy panu środek na porost włosów i znów będzie pan miał piękną, bujną czuprynę.

Skadranki nie tylko wyglądały identycznie, ale także mówiły podobnymi do siebie, pozbawionymi emocji głosami, wszystkie też miały skłonność do używania pełnych zdań, jakby czytały z książki. Jednak ta jedna w ledwo uchwytny sposób wydawała się inna od reszty, jakby bardziej… współczująca, a jednocześnie odrobinę ironiczna, choć możliwe, że Finnen po prostu widział to, co chciał zobaczyć.

Bardzo potrzebował współczucia i jednocześnie rozsądnie cieszył się, że go nie otrzymał. Zbyt łatwo przyszłoby mu zrobić z tego wydarzenia tragedię – on w roli ofiary, jego poświęcenie i strata, osamotnienie i to, co odczuł jako zdradę Kairy.

Jednak mimo pokusy, by widzieć to właśnie w ten sposób, Finnen wiedział, że rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana.

Niech więc będzie tak, jak jest. Chłodny profesjonalizm Skadranek zapewniał przynajmniej, że nie rozpłacze się w kluczowym momencie.

— Podać panu środki uspokajające?

— Nie… Tak. Może lepiej tak.

Ból wbijanej w ramię igły i krótki, gwałtowny przypływ seksualnego podniecenia, gdy strach zmienia się w odrętwienie. Jedna z pielęgniarek znalazła się akurat tak blisko, że mógł ją chwycić za rękę, co też zrobił, po czym przesunął kciukiem wzdłuż jej linii życia. Wyszarpnęła dłoń; na trzech twarzach zobaczył trzy identyczne wyrazy zaskoczenia i zmieszania.

Skadranki nie tylko wyglądały identycznie, mówiły podobnymi do siebie, pozbawionymi emocji głosami, ale także czuły to samo, w istocie były bowiem jedną osobowością w kilku (kilkunastu?) ciałach. Gdyby kochał się z jedną, pozostałe byłyby świadome każdej sekundy tego aktu.

Finnen wyobraził to sobie, a potem zamknął oczy i spróbował się odprężyć. Wszystko wokół oddalało się od niego, obojętniało. Nawet Kaira, nawet ten moment, gdy poprosiła, by przeszedł genozmianę – zgodził się, a ona przyjęła to prostym skinieniem głowy, jak coś oczywistego, jak coś, co jej się należało.

Oczywiście powiedziałby „tak” niezależnie od okoliczności – wiedział o tym doskonale – ale nie powinno to wyglądać w ten sposób. Zabolała go jej pewność, że on się zgodzi, czuł się w pewien sposób pomniejszony, nieważny, jak pionek, którego we właściwej chwili można przesunąć z miejsca na miejsce. Odkąd wszedł do wieży art-zbrodniarzy, bezustannie towarzyszyło mu piekące poczucie żalu i goryczy. Z drugiej strony, gdyby wówczas odmówił, z nadzieją, że Kaira będzie zmuszona go prosić, mógłby się tego po prostu nie doczekać.

Mam do niej żal, bo nie pozwoliła mi odegrać dramatycznej sceny, pomyślał w dziwnym przypływie dobrego humoru, jakby obserwował samego siebie z boku.

Uniósł powieki, gdy usłyszał szmer płóz przesuwających się po podłodze. Odwrócił głowę. Parawan podjeżdżał w stronę łóżka, a razem z nim ukryty z tyłu dziwoląg.

— Jak się pan czuje? — głos był cichy, oddech mówiącego poświstywał lekko.

— Dobrze — odparł Finnen.

Świeżo wygolona czaszka wciąż swędziała, ale nawet to uczucie stało się mniej dokuczliwe. Ręce i nogi drętwiały. Jedna z pielęgniarek poruszała pokrętłami i łóżko się przechyliło – teraz stopy Finnena niemal dotykały podłogi, a jego głowa znalazła się na wysokości pasa Skadranek.

— Nazywam się Jez Liander, jestem lekarzem i będę nadzorował pana zabieg. W istocie można nawet powiedzieć, że sam go przeprowadzę, kierując dłońmi Skadranek. Wejdę w ich umysły i użyję ciał tak, jak animatorzy używają mechanicznych konstrukcji, rozumie pan?

— Rozumiem. Nie jestem dzieckiem. Po co pan mi to mówi?

— Mam obowiązek poinformować każdego pacjenta o przebiegu genozmiany. Mam również…

Duszoinżynierowi przerwał gwałtowny atak kaszlu. Jedna z pielęgniarek weszła za parawan i przyłożyła mu do ust niewielki przedmiot, którego cień zniekształcił się na zasłonie, tak że Finnen nie potrafił rozpoznać, co to jest. Doktor Liander wziął kilka głębokich wdechów. Chłopak przeniósł wzrok na twarze pozostałych dwóch pielęgniarek – obie, nim powrócił na nie wyraz profesjonalnego chłodu, pełne były niepokoju.

— Mój stan zdrowia… — wychrypiał dziwoląg, gdy już mógł mówić. — Proszę się nim nie kłopotać. Ciało czasem odmawia mi posłuszeństwa, lecz moje zalety rekompensują wszelkie dolegliwości. Powiem panu teraz, jak przebiegać będzie procedura. Otóż zabieg przeprowadzimy pod wodą, która ma tę właściwość, że wzmacnia zdolności nie tylko telepatyczne, ale i telekinetyczne, tak że łatwiej będzie mi sterować ruchami Skadranek. Pan, znieczulony, ale przytomny, będzie oddychał przez maskę tlenową, a my w tym czasie zablokujemy ośrodki w mózgu odpowiedzialne za pana obecne talenty. Nie możemy ich zlikwidować, tego nie da się zrobić, ale poniekąd odetniemy panu do nich dostęp. Dopiero potem stopniowo przystąpimy do właściwej terapii genowej, by mógł pan pozyskać nowe zdolności, które, żywię nadzieję, przyniosą panu satysfakcję. Proszę zauważyć, że taka kolejność zapobiega niebezpieczeństwu przejściowej multiplikacji talentów. Jak wiadomo, Przedksiężycowi nie lubią osób wszechstronnie uzdolnionych, gdyby więc Skok zaskoczył pana w takim momencie, mógłby pan zostać z tyłu, a tego przecież byśmy nie chcieli, prawda?

— Ja z pewnością bym nie chciał — burknął Finnen. — Co do pana, to nie mam pojęcia.

— Jeśli więc wyraża pan zgodę…

— Wyrażam.

Gdy cień za parawanem wykonał nieokreślony gest, jedna z pielęgniarek uniosła prawą rękę. Z przegubu wysunął się dozownik. Kobieta nabrała na lewą dłoń odrobinę przezroczystego płynu i wmasowała go w łysinę Finnena. Chłopak poczuł, jak lodowaty chłód obejmuje mu głowę i spełza na drętwiejące błyskawicznie policzki.

— To miejscowy środek znieczulający — kontynuował duszoinżynier. — Nie ma powodu, żeby pozbawiać pana przytomności. Gwarantuję, że nie poczuje pan bólu, choć jeśli pan sobie życzy, mogę…

— … eee… rzeba… — wymamrotał Finnen. Wargi też już mu zdrętwiały.

— Może pan doznać pewnych przejściowych sensacji, czuć dziwne zapachy albo mieć osobliwy smak w ustach, mogą też do pana powrócić na chwilę zagubione wspomnienia. To wszystko jest najzupełniej normalne, spowodowane przypadkowym podrażnieniem poszczególnych ośrodków w mózgu i nie należy się tym przejmować.

Chłopakowi przypomniał się Niraj przywiązany pasami do łóżka. Wbite w czaszkę igły i Issa dotykający ich z twarzą pełną czułości. Przerażenie czaiło się tuż obok, gotowe wcisnąć się Finnenowi do gardła, gdy tylko minie działanie środka uspokajającego. Pod pewnymi względami to było gorsze niż sam strach, jakby w nieskończoność rozciągnął się trwający ułamek sekundy moment pomiędzy przeczuciem, że stało się coś potwornego, a wiedzą: owa ulotna chwila pustki, gdy spokój już znikł, a panika jeszcze nie zajęła jego miejsca.

Jedna ze Skadranek przelotnym gestem położyła mu dłoń na czole – raczej domyślił się tego z widzianego kątem oka ruchu, niż poczuł – a potem założyła Finnenowi maskę.

— Proszę zagryźć.

Zacisnął zęby na ustniku. Świat widziany przez wizjer wydawał się dziwnie nierealny. Coś ściskało mu nos, nie pozwalając odetchnąć, ale nim strach przedarł się do zamroczonego umysłu, rozległ się syk odkręcanej butli i chłopak z ulgą wciągnął w płuca powietrze, które smakowało gumą i suchością nagrzanej piwnicy. Skadranka umocowała maskę, przeciągając paski za uszami Finnena, a potem za pomocą kolejnego pasa unieruchomiła mu głowę.

— Najlepiej będzie, jeśli pomyśli pan o czymś przyjemnym — dobiegł go głos Liandera. — Zaczynamy.

Zgrzyt, w którym Finnen odgadł dźwięk rozsuwanej szyby. Łóżko przechyliło się, przez chwilę utrzymywało chwiejną równowagę, a potem wpadło do wody. Nie była zimna, jak się spodziewał, raczej przyjemnie chłodna. Zagarnęła go i otuliła niczym świeżo wyprane prześcieradło. Szarpnął się w więzach, ale bez szczególnego przekonania. Poprzez szybkę wizjera widział srebrzyste bańki ulatujące od krawędzi ustnika w głąb strugi świetlikowego blasku. Jak głęboki jest ten basen?, zastanowił się przelotnie. Nie mógł ruszyć głową, by sprawdzić, przypuszczał jednak, że ma co najmniej dwa metry.

Zimny prąd obmył go i wydął koszulę, gdy Skadranki wskoczyły do wody. Najpierw na poziomie oczu dostrzegł ich nagie łydki, pogrubione i nieco zniekształcone, ale wciąż niewątpliwie zgrabne, a potem resztę sylwetek. Wymykające się spod pielęgniarskich czepków włosy falowały wokół twarzy jak rozpostarte macki meduz, a białe stroje wybrzuszyły się wokół ciał, lecz mimo to kobiety wyglądały równie elegancko i profesjonalnie jak w sali zabiegowej. Skrzela za ich uszami wydymały się w rytm oddechów, światło załamywało się na sterczących z przegubów ostrzach oraz dozownikach. Woda zmiękczyła chłodne uśmiechy Skadranek, tak że teraz sprawiały wrażenie nieco smutnych.

Jedna z nich uniosła prawą, nieludzką dłoń i czubkiem noża dotknęła jego ogolonej głowy. I znów chłopak bardziej domyślił się tego, widząc kątem oka ruch, niż poczuł. Naprawdę nie bolało. W stronę lampy wraz z bańkami powietrza odpłynęła smuga czerwieni. Finnen śledził ją wzrokiem, dopóki mógł, zafascynowany zmieniającym się kształtem i kolorem: od zwartej chmury w barwie szkarłatu po różową mgłę, niewiele ciemniejszą niż woda. Czasem na kilka sekund zapominał o czyhającym tuż obok przerażeniu, ale pamięć zawsze wracała. Jak teraz, gdy pod wodą rozległ się głuchy dźwięk pilnika tnącego kość.

„Pomyśl o czymś przyjemnym”.

Myślał o Kairze. Nie dlatego, że dziewczyna jakoś szczególnie kojarzyła mu się z przyjemnością, lecz dlatego, że kojarzyła się ze wszystkim. Z radością i cierpieniem, niechęcią i sympatią. O czymkolwiek by myślał, i tak prędzej czy później wróci do niej, więc równie dobrze mógł zacząć już teraz.

A więc Kaira.

Fantastyka z plusem

Подняться наверх