Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 9
3
ОглавлениеKaira siedziała na uniwersyteckiej ławce obok Dime. Naprzeciw nich kołysał się na krześle Esh Gurleen, mówiąc i jednocześnie ilustrując swój wykład rekwizytami: plikiem złożonych kartek oraz dwiema długimi szpilkami. Finnen obserwował ich z parapetu – trzy zanurzone w mroku sylwetki, trzy profile miękko otulone światłem świec. Teorię Gurleena słyszał już wcześniej, dlatego mógł skupić się na dziewczynie, która wpatrywała się w byłego nauczyciela z wyraźną fascynacją, większą nawet niż ta na twarzy Dime, choć dla chłopaka słowa starszego mężczyzny były nowością, a dla Kairy nie.
— Światy Lunapolis przypominają stos kartek ułożonych jedna na drugiej — oznajmił Gurleen. — Najniżej pierwsza z odrzuconych rzeczywistości, najwyżej nasza, ta, której mieszkańcy wciąż jeszcze mają szansę na Przebudzenie. Trzymają się razem dzięki dwóm osiom. — Kolejno nabijał kartki na szpilki. — Jedna z nich to Archiwum, czy raczej wszystkie Archiwa, a druga to Studnie. Ta pierwsza oś jest grubsza i solidniejsza, wystarczy więc wyciągnąć tylko ją, żeby wszystko się posypało…
Nagłym ruchem usunął jedną ze szpilek i kartki opadły na podłogę jak białe pióra.
— Moja demonstracja oczywiście jest bardzo kulawa — powiedział z odrobiną poczucia winy. — Gdybym miał tu moje pomoce naukowe… Kairo, pamiętasz mój przybornik matematyczno-fizyczny?
Potaknęła, uśmiechając się. Pomiędzy nią a Gurleenem przeskoczyła iskra porozumienia, która wygładziła zmarszczki mężczyzny, a z Kairy na krótką chwilę znów uczyniła małą, ufną dziewczynkę.
— No ale nie mam przybornika, więc muszę radzić sobie z tym, co jest. — Gurleen rozejrzał się z roztargnieniem, a Finnen w przypływie dziecinnej złośliwości odsunął głębiej w mrok na wpół opróżnioną butelkę wina, która stała na parapecie. — I oczywiście tu nie chodzi o rozsypanie wszystkich rzeczywistości, ale o to, żeby połączyć je w jedną, niestarzejącą się. I to się uda, jeśli tylko zrobimy, co musimy zrobić. Wtedy wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek zostali z tyłu, a którzy jeszcze żyją, znajdą się na powrót w naszym świecie. Będziemy ich mogli nakarmić i wyleczyć…
— Mamy na to wystarczające środki? — wtrącił się Dime.
Gurleen wzruszył ramionami.
— W Halach codziennie marnuje się mnóstwo jedzenia, bo Kolejkę projektowano w czasach, kiedy Lunapolis liczyło znacznie więcej mieszkańców. Z lekami będzie gorzej, przyznaję, ale wielu nieszczęśników z przeszłości wystarczy porządnie nakarmić i ubrać ciepło, żeby doszli do siebie. Poza tym tutaj ich rany nawet bez środków przeciwbólowych czy maści będą się goić normalnie, a to już coś.
— Skąd pan to wszystko wie? — w głosie Dime zabrzmiało niedowierzanie.
Kaira rzuciła mu krótkie, ostrzegawcze spojrzenie, ale Finnen w duchu przyklasnął koledze. Sam wcześniej zapytał o to samo.
— Dotarłem do nigdy nieopublikowanych prac Aylena — wyjaśnił Gurleen. — Zachowały się co prawda tylko fragmenty, ale na szczęście wystarczająco obszerne, żebym mógł być cholernie pewny.
— I wciąż ma pan te prace?
— Zabrano mi je przy aresztowaniu. — Odruchowo dotknął blizn z tyłu czaszki, które odznaczały się wyraźnie pomiędzy białą jak twarożek szczeciną. — Omal nie straciłem wtedy swoich zdolności, więc nie przejąłem się zbytnio. Zwłaszcza że pamiętam, co tam było napisane. Nie wierzysz mi?
— Nie, ja… — Zapytany bezpośrednio Dime zmieszał się jak panienka. — Po prostu… to wydaje się tak nierzeczywiste…
— Bo to wbrew wszystkiemu, co kładziono ci do głowy, odkąd wyrosłeś z niemowlęctwa — odparł Gurleen. — Wybrani, którzy dostąpią Przebudzenia, złoty wiek dla garstki najlepszych kosztem tego, że cała reszta zgnije w przeszłości. Wszyscy kiedyś w to wierzyliśmy, i co więcej, wszyscy mieliśmy nadzieję, że sami znajdziemy się wśród zwycięzców. Tyle że to bzdura.
— Po co Przedksiężycowi mieliby nas zwodzić?
— Może mają w tym jakiś ukryty cel. A może zwyczajnie sprawia im to frajdę. Skąd mam wiedzieć? Przedksiężycowi nie są ludźmi, spodziewanie się po nich ludzkich motywacji to nonsens. Zastanów się lepiej, młody człowieku, po co ja miałbym was oszukiwać? Narażać siebie i dziecko, które kocham jak własne? — Skinął w stronę Kairy, która rozkwitła zadowoleniem.
— Mam uwierzyć, że oszustwo Przedksiężycowych przejrzał jeden człowiek?
— Nie jakiś tam człowiek — zaprotestowała dziewczyna. — Aylen.
Finnen patrzył na twarz Dime i niemal widział, jak to nazwisko wgryza się coraz głębiej w świadomość chłopaka.
Aylen. Ten sam, który żył przed kilkudziesięcioma Skokami, w czasach, gdy gęsto zaludnione Lunapolis osiągnęło szczyt świetności. Ostatni naprawdę wielki i wszechstronnie utalentowany przedstawiciel zbliżającej się do kresu cywilizacji – potem nie było już nikogo takiego, Przedksiężycowi bowiem uznali, że ludzie nazbyt doskonali będą zostawać z tyłu, co ostatecznie doprowadziło do upadku Wieży Perfecti. Filozof i zarazem polityk, autor kilku traktatów o mocno kontrowersyjnych treściach i znakomity mówca. Wynalazca, dzięki któremu ich świat w kilkunastu Skokach pokonał niemal trzy wieki. Duszoinżynier równie dobrze radzący sobie z projektowaniem przyszłych morderców, jak i lirycznych poetów.
Okres jego największej twórczej aktywności był dość dobrze znany, lecz brakowało wiarygodnych źródeł opisujących lata wcześniejsze i późniejsze. Zwłaszcza śmierć Aylena była mocno tajemnicza. Oficjalnie jako przyczynę podawano wypadek, gdy uczony, wracając o świcie z kawiarni, w której lubił pisać, został stratowany przez pędzącego po schodach mechanoida. Jednak żaden animator nie przyznał się do winy, a przy tym – podobno – rany na ciele Aylena niezupełnie pasowały do takiej wersji wydarzeń. Przekazywane z pokolenia na pokolenie półprawdy, plotki i zwyczajne fantazje z czasem zmieniły się w jedną z najbardziej intrygujących legend Lunapolis.
Śmierć Aylena była tematem niezliczonych sztuk teatralnych i jeszcze większej liczby książek oraz artykułów prasowych, raz na jakiś czas pojawiały się też cudownie odnalezione dokumenty, które jakoby miały rozwikłać zagadkę – i które nieodmiennie zostawały dyskredytowane przez poważniejszych naukowców. Rosła liczba teorii spiskowych, i owszem – jedna z nich głosiła, iż największy umysł Lunapolis został zamordowany tuż po tym, jak odkrył coś, co władze miasta uznały za tak niebezpieczne, że informacja o tym nigdy nie miała zostać podana do publicznej wiadomości.
To ostatnie można by uznać za potwierdzenie słów Gurleena, podobnie zresztą jak i inną legendę. Zgodnie z nią Aylen był twórcą zaginionego później czy też zniszczonego urządzenia, które służyło do zaglądania w umysły Przedksiężycowych. Jednak krążących o Aylenie plotek było tyle, że dałoby się na nich zbudować każdą, nawet najbardziej szaloną teorię, i Dime najpewniej zdawał sobie z tego sprawę.
Rudowłosy chłopak spojrzał na Finnena.
— Ty mu wierzysz? — zapytał niepewnie.
— Chcę wierzyć.
— To nie to samo.
— Nie, niezupełnie to samo. — Finnen odwrócił się w stronę okna. — Ja ci nie pomogę, sam zdecyduj.
— O czym tu decydować? — zniecierpliwiła się Kaira. — Dime, niech to Skok pochłonie, naprawdę nie chcę ci robić przykrości, ale nie jesteś przecież dzieckiem i wiesz, jakie masz szanse dotrwać do Przebudzenia. Tak realnie, ile sobie dajesz? Pięć procent? Więcej? Mniej?
Chłopak spuścił głowę i powiedział coś, ledwo poruszając ustami. Nawet światło świec nie zdołało ocieplić marmurowej bieli jego twarzy. Finnen miał wrażenie, że rudzielec zaraz się rozpłacze.
— Ja jestem w takiej samej sytuacji, Finnen też. — Kaira zeskoczyła z ławki, oczy jej płonęły. — A nawet gdyby zdarzył się pieprzony cud i wszyscy byśmy przeżyli, to będziemy, kurwa, świętować na stosie zwłok tych, którym nie wyszło. Uważasz, że to jest tego warte? Bo ja nie. Nawet jeśli istnieje możliwość, że Aylen się pomylił albo że Esh źle zinterpretował jego słowa, nawet jeśli jest niebezpieczeństwo, że Esh nas wszystkich okłamał – chociaż dla mnie to zupełna bzdura – to ja zamierzam zaryzykować, bo jest też szansa, choćby minimalna, że to prawda i że nam się uda. A wtedy przerwiemy całe to szaleństwo i ocalimy tysiące osób, które bez naszej pomocy zginą.
Finnen pomyślał, że Kairze do twarzy jest ze złością, a potem, że na miejscu Dime zapytałby teraz, co z nim zrobią, jeśli jednak odmówi współpracy. Problem polegał na tym, że nikt jak dotąd nie rozważał takiej opcji. Nie mogli zatrzymać Dime siłą, ale niebezpiecznie też byłoby pozwolić mu po prostu odejść.
Rudowłosy jednak nie zapytał.
— Tak, masz rację — powiedział wreszcie, unosząc głowę. A potem powtórzył, tym razem z większą pewnością siebie — oczywiście, że masz rację. Sam bym o tym pomyślał, gdybyś tylko nie zaczęła krzyczeć. Nie musiałaś tego robić, wiesz? Naprawdę chcę wam pomóc. Jeśli tylko będę się mógł na coś przydać… — Spojrzał na Finnena, znów z wahaniem, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi, przez jego twarz przemknął skurcz strachu, zastąpiony zaraz wymuszonym uśmiechem. — Kto by pomyślał, że skończymy w ten sposób, co, Finnen? Wszystkie nasze szaleństwa z dzieciństwa nie mogą się z tym równać.
Finnen patrzył, jak uśmiech rudzielca staje się naturalniejszy, jak chłopak coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że to nic wielkiego, tylko kolejna przygoda. To był pomysł Kairy, żeby przyprowadzić tu Dime, a Finnen zastanowił się przelotnie, czy jeśli Dime zginie, dziewczyna choć przez chwilę będzie się czuła winna.
— Niech pan mu wyjaśni — zwrócił się do Esha Gurleena — co konkretnie mamy zamiar zrobić.
— Chcemy wysadzić wszystkie Archiwa — odparł mężczyzna, a Finnen nie potrafił nie okazać choćby odrobiny podziwu, staremu nauczycielowi udało się bowiem to powiedzieć z absolutnym spokojem.