Читать книгу Zapomniani - Ellen Sandberg - Страница 12

6

Оглавление

Vera wyjeżdżała właśnie ruchomymi schodami ze stacji metra Schwanthalerhöhe, gdy zadzwoniła Anita, żeby zapytać, jak poszła rozmowa z Viktorem Brachtem.

– Nie za dobrze. Nie widzi mnie w waszej gazecie. Jego zdaniem zbyt długo zajmowałam się tematyką kobiecą.

– Szkoda. Wpadniesz na drinka i słowa pociechy?

Anita mieszkała parę domów od Very. Rzut beretem, ale w tym momencie Vera wolała być sama.

Gdy po chwili weszła do swojego mieszkania, wciąż była wściekła. Na Brachta, ale też na samą siebie. Śpiew pod prysznicem. Jak mogła mu podać taką piłkę? Z kuchni dobiegały na korytarz muzyka i zapach jedzenia. Tom był w domu i gotował. Vera pomyślała, że może lepiej było nie dawać mu klucza. Nie zawsze przestrzegał zasady, by informować ją, że zamierza wpaść. Była szczęśliwą rozwódką, która ceni sobie wolność, a w tak złym humorze jak w tej chwili tym bardziej wolałaby być sama.

W korytarzu stał stary skórzany fotel, który kupiła na pchlim targu na pierwszym roku szkoły dziennikarskiej w Hamburgu i który towarzyszył jej od tamtej pory. Opadła na niego i zsunęła czółenka.

Tom wyszedł z kuchni, przynosząc ze sobą zapach pieczonego kurczaka i dźwięki trąbki Milesa Davisa.

– Cześć. Tak mi się wydawało, że przyszłaś. – Nachylił się ku niej i ją pocałował. – Jak spotkanie z Brachtem?

– Nic z tego.

– Och, przykro mi. Choć można się było tego spodziewać.

Oczywiście tego ostatniego komentarza nie mógł sobie darować. Przełknęła odpowiedź, że zapewne wiedział to od samego początku i właściwie ucieszył się, że miał rację.

Tom był szefem kadr w dużej firmie ubezpieczeniowej i doskonale znał się na obsadzaniu stanowisk. Wyjaśnił jej, że jej profil nie odpowiada zwalnianemu stanowisku. Mimo to nie mogła przepuścić takiej okazji i sparzyła się tak, jak to przewidział. Jeden zero dla niego. Jednak nie lubiła rozpatrywać łączącej ich relacji w kategoriach konkurencji.

– Mimo wszystko spróbowałam.

Wsunęła baleriny i poszła za nim do małej kuchni z kuchenką z dwoma zepsutymi palnikami i lodówką, która była niemal tak stara jak skórzany fotel, a zużywała tyle prądu, że Vera powinna jak najszybciej wymienić ją na nową, tylko że brakowało jej na to pieniędzy. Ledwo jej starczało. Najwyższa pora rozważyć propozycję Margot. Jako redaktor naczelna wreszcie zarabiałaby więcej, a z kąta „tematyka kobieca” i tak się już nie wydostanie. Trzeba być pragmatycznym. Nawet jeśli to boli.

– Mm… Ładnie pachnie.

– Pierś kurczaka pod musztardowo-cebulową skorupką. Potrzebuje jeszcze dwudziestu minut. Może najpierw sałatka z bagietką i kieliszek prosecco?

Prosecco nie mogła odmówić. Po jednym kieliszku złość na Brachta wyparowała, a po drugim ulotniła się także złość na samą siebie. Na scenę za kiepsko. Najwyżej pod prysznicem. Miała ochotę samej sobie wymierzyć policzek.

Tom podał aperitif i szykował sałatkę. Vera jadła bagietkę i powoli opróżniała kieliszek, przyglądając się mu. Był bardzo wysportowany. Atletyczna figura, gęste włosy, wśród których pojawiły się pierwsze siwe pasma. Szerokie ramiona, wąskie biodra. Wyglądał teraz – tuż przed pięćdziesiątką – lepiej niż na zdjęciach, na których miał trzydzieści lat. Był ambitny, dowcipny, hojny i lubił relaksować się po stresującym dniu pracy, gotując.

Wsunął właśnie naczynie do zapiekanek do piekarnika i odwrócił się do niej.

– Opowiadałem ci już, że Gunnara przenoszą do Lipska? Ma odpowiadać za produkcję w nowej fabryce.

Gunnar był najlepszym przyjacielem Toma i pracował jako inżynier dla producenta części samochodowych.

– Tak daleko od Monachium? A co na to Katja?

– Nie widzi w tym żadnego problemu, ma już nawet na oku nową posadę. Znaleźli też szkołę dla dzieci. Brakuje im jeszcze tylko mieszkania.

– W Lipsku na pewno jest o nie łatwiej niż tutaj.

– Zwalniają swoje. – Tom postawił miskę z sałatką na stole i usiadł. – Pytał, czy my go nie chcemy.

Vera spojrzała na niego zaskoczona. Czy Tom powiedział właśnie „my”?

Pięciopokojowe mieszkanie Gunnara i Katji znajdowało się w dzielnicy Haidhausen, miało balkon, parkiet i sztukaterie na sufitach. Ale uzgodnili kiedyś, że nigdy nie zbliżą się do siebie na tyle, by zacząć działać sobie na nerwy, a to wymagało osobnych mieszkań. Oboje mieli za sobą nieudane małżeństwa – Tom nawet dwa – i przypisywali to między innymi zbyt dużej bliskości. Vera czuła się w takim układzie bardzo dobrze i nie chciała nic zmieniać.

Tom patrzył na nią wyczekująco.

– I co ty na to?

– Sto dwadzieścia metrów. Czy to nie byłoby dla nas dwojga zbyt wiele? Pomijając już fakt, że mnie nie stać.

– Mógłbym wziąć na siebie większą część czynszu. Ty po prostu dołożysz tyle, ile płacisz tutaj.

Tom był przeciwieństwem eksmęża Very, Larsa, który żył na jej koszt. Tom był hojnym człowiekiem, który chętnie wydawał swoją wysoką pensję i często ją gdzieś zapraszał. Do restauracji, do kina, teatru czy nawet na urlop. Zwykle to on płacił i zwykle Vera czuła się z tym niekomfortowo. Jednak zawsze gdy wyrażała swoje wątpliwości, zbywał je ze wspaniałomyślnością mecenasa, a ona znów czuła, że nie traktuje jej do końca poważnie. Nie chciała być zależna. Nie odpowiadała jej taka nierównowaga, a pomysł, że miałby jeszcze ponosić za nią część kosztów czynszu, zupełnie jej się nie podobał. Poza tym nawet gdyby ją było stać na wynajmowanie mieszkania Gunnara, to i tak wolałaby zostać w swoim.

– To naprawdę bardzo szczodra propozycja, Tom. Ale nie mogę jej przyjąć. Poza tym ustaliliśmy, że nie będziemy mieszkać razem.

– To było rok temu i nie musi obowiązywać zawsze.

Dla niej tak właśnie miało być.

– To trochę zaskakująca propozycja.

Wziął ją za rękę.

– Wiem. Nie musisz się przecież od razu decydować. Przemyśl to sobie na spokojnie.

Gdy jedli, opowiedziała mu o rozmowie z Margot i propozycji objęcia stanowiska redaktor naczelnej „Amélie”.

– Oczywiście to jeszcze nic oficjalnego. Ale chce mnie zaproponować na swoją następczynię.

– Przyjmiesz tę posadę? – Zamiast się ucieszyć, że oferują jej kierownicze stanowisko, zmarszczył brwi.

– A czemu nie? Byłabym głupia, gdybym przepuściła taką okazję.

– Ale wiesz przecież, że w ten sposób pogrzebałabyś ostatecznie swoje marzenie, by kiedyś znowu wrócić do swojej ulubionej tematyki?

Ten ton wyższości to już było dla niej w tym momencie zbyt wiele. Tom brzmiał dokładnie jak Bracht! Nagromadzona frustracja przerwała tamę.

– Oczywiście, że wiem! Ale co w takim razie powinnam zrobić? Tkwię w pułapce. Prawdopodobnie byłoby lepiej, gdybym wtedy dołączyła do rzeszy bezrobotnych dziennikarzy i zgłosiła się po zasiłek.

Prasa od lat nie radziła sobie z kryzysem. Redakcje łączono, teksty kupowano za groszowe stawki od freelancerów, likwidowano kolejne stanowiska albo obsadzano je praktykantami i wolontariuszami. W końcu dotknęło to też i Verę, która bardzo się ucieszyła, gdy po półrocznym poszukiwaniu pracy znalazła miejsce w „Amélie”. Tylko na przeczekanie, postanowiła, aż znajdzie się coś z jej działki. Ale posad nie było. Tymczasem minęły cztery lata, a jej profil nie pasował już do jej ambicji.

– Każdy z moich dawnych kolegów ucałowałby podłogę wydawnictwa z wdzięczności za taką ofertę. Gdy pomyślę, co się z nimi stało, mam ochotę wyć. Dorabiają na taksówkach albo całkiem zmienili zawód. Najczęściej są nauczycielami. Jedna koleżanka prowadzi własne studio taneczne, a kolega ustawia towar na półkach w supermarkecie.

– Mnie nie musisz przekonywać – wyjaśnił Tom. – To twoja decyzja. Tylko ja jej nie rozumiem. Jeśli obejmiesz stanowisko redaktor naczelnej, ostatecznie ulokujesz się w tematyce kobiecej.

– Już i tak mam etykietkę specjalistki od „babskich tematów”.

– Będziesz ją miała, tylko jeśli dołączysz do tego kierownicze doświadczenie. Wtedy drzwi się ostatecznie zatrzasną.

– Nie znajdę innej posady, bo po prostu ich nie ma, i powinnam się cieszyć, że w ogóle mogę pracować w zawodzie. Brakuje mi niestety talentu, żeby zostać instruktorką tańca.

– Posłuchaj samej siebie. Tak naprawdę nie chcesz tej posady. Brakuje ci tylko odwagi, żeby zawalczyć o swoje marzenia…

– Jesteś niesprawiedliwy.

– A ty zadowalasz się wróblem w garści.

– I co w tym dziwnego?

Vera ucieszyła się, gdy jej komórka zaczęła wibrować, przerywając rozmowę. Lecz gdy zobaczyła nazwisko na wyświetlaczu, najchętniej cisnęłaby nią o ścianę. Chris! Nie znowu! On nigdy nie odpuszcza.

– Halo, Chris. Powiedziałam nie. Nie dostaniesz ode mnie ani grosza. Zapisz to sobie, żebyś nie zapomniał.

– Nie chcę twojej kasy. Nie po to dzwonię. Ciocia Kathrin jest w szpitalu.

Jej złość natychmiast się ulotniła.

– Co? Dlaczego?

– Powiedziałbym ci dzisiaj po południu, ale ty kazałaś powiedzieć, że cię nie ma. Miała udar. Już przedwczoraj. Lekarze pytali, kto ma niezbędne pełnomocnictwa. Z tego, co wiem, to ty.

===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=

Zapomniani

Подняться наверх