Читать книгу Zapomniani - Ellen Sandberg - Страница 7
1
ОглавлениеW Monachium był ciepły czerwcowy dzień. Manolis Lefteris chwycił kluczyki od astona martina i przekazał odpowiedzialność za salon samochodowy kierownikowi, bo miał się spotkać ze swoją siostrą na cmentarzu przy grobie rodziców. Minęło już dziesięć lat, ale on wciąż nie wiedział, czy kiedykolwiek uda mu się pogodzić z babás.
Życie wyposażone jest we wsteczne lusterko, w którym zawsze widzi się swoich rodziców. Zdanie to, które kiedyś gdzieś przeczytał, przyszło mu na myśl, gdy wsiadał do auta. Jakże prawdziwe! Miał czterdzieści parę lat, ale nadal tkwiła w nim dziura, niewypełniona nisza, coś, co czekało na słowo uznania, na stwierdzenie: „Dobrze się spisałeś!”.
Gdy jechał w gęstym śródmiejskim korku, z zachodu nadciągnęły chmury. Rozproszyły lśniące południowe światło, które od rana oblewało miasto niczym obietnica. Jeszcze godzina czy dwie i zacznie padać. Tak jak przed dziesięciu laty, gdy dwaj policjanci stali pod drzwiami jego mieszkania, a on w pierwszej chwili nie usłyszał dzwonka, bo było oberwanie chmury i deszcz dudnił o dach i szyby, jakby dobijała się do niego sama natura.
Manolis zaparkował pod kwiaciarnią przy cmentarzu i zamarł, gdy zobaczył nowy szyld. „Florysteria” zmieniła się w „Anna Blume”. Uśmiechnął się mimowolnie. Anna Kwiatek. Czyżby ta z wiersza Kurta Schwittersa1, którego nauczył się w liceum na pamięć, bo był tak cudownie absurdalny? A może kwiaciarka naprawdę się tak nazywa?
Zabrzmiał dzwonek, gdy wszedł. W powietrzu unosił się ciężki zapach kwiatów, które tkwiły w wiadrach, w donicach i w wazonach poumieszczanych na popękanych stołach i stojakach. Skądś dobiegł głos:
– Już idę.
Zaraz potem otwarły się drzwi sąsiedniego pomieszczenia i do środka weszła kobieta trzymająca w ramionach kosz pełen dalii w kolorze burgunda. Pomimo szczupłej figury wydawała się krzepka i silna. Zieleń jej oczu była wyjątkowa, a poza tym miała na sobie czerwoną sukienkę, jak w tamtym wierszu. Przez moment bawił się myślą, by ją o niego zagadnąć, ale zrezygnował.
Jak co roku kupił bukiet słoneczników, pamiętając, by ozdobiono go też lwimi paszczami, które tak lubiła matka.
Zapłacił, przeszedł na drugą stronę ulicy i wszedł na cmentarz. Hałas miasta został za murami. Sączące się z nieba szare światło niczym całun spoczywało na żywopłotach, ścieżkach i grobach, a w nim znów obudziło się pytanie, dlaczego jego ojciec to zrobił. Nigdy tego nie zrozumie, choć znał powody. Jak babás mógł liczyć na sprawiedliwość? Ona jest przecież zaledwie iluzją, rzadko osiąganym ideałem.
Przekonał się o tym już jako chłopak, tuż po pójściu do liceum, gdy wszyscy mu dokuczali, bo miał ojca gastarbeitera i matkę hipiskę, gdy czuł się upokorzony i zawstydzony, bo wszystko w nim zdawało się nie takie, jak trzeba, gdy ranili go słowami, a on bronił się pięściami. Wcale nie był bezradny. Nie był ofiarą!
Już mając dwanaście czy trzynaście lat, wiedział, że nie chce stać się taki jak jego ojciec. Taki schylony, pokorny, milczący. Przy czym milczenie było tak naprawdę zaporą, za którą zbierało się niewypowiedziane, aż ciśnienie robiło się nie do wytrzymania i następował wybuch, co zdarzało się często, gdy babás coś wypił i wylewała się wtedy z niego gwałtowna powódź słów.
Manolis głęboko odetchnął. Dawne dzieje.
Smutek po dziesięciu latach minął, lecz pozostała resztka wściekłości i ogromny żal. Tyle utraconych możliwości. Tak wiele nigdy się nie wydarzy. Tyle niewypowiedzianych słów. Dlaczego?
Ostatecznie to było tylko przypuszczenie, podejrzenie. To naprawdę mógł być wypadek. Jednak w głębi duszy Manolis obawiał się, że ojciec celowo uderzył starym oplem w drzewo. Przecież zawsze jeździł tak ostrożnie, był typowym powolnym użytkownikiem środkowego pasa.
Manolis minął jakąś starszą kobietę z dwiema konewkami, które ledwo niosła. Przy każdym chwiejnym kroku rozchlapywała wodę. Głowę miała wsuniętą głęboko między ramiona, więc musiała mocno ją przekrzywić, by spojrzeć na niego, gdy zaproponował, że jej pomoże.
– To bardzo uprzejme z pana strony. – Głos miała dźwięczny, zupełnie niepasujący do jej wieku. – Ale musi pan wziąć obie. Utrzymują mnie w równowadze. Z jedną bym się przewróciła.
Z westchnieniem odstawiła konewki. Podał jej swój bukiet i ruszył za nią w stronę grobu, na którym widniał napis „Miejsce ostatniego spoczynku rodziny Baumeister”. Wyryto tam już ponad tuzin imion. Kobieta wskazała na nie.
– Wkrótce i ja dołączę. Do Ernsta, mojego męża, i jego przodków.
Nagle uświadomił sobie, że musi istnieć podobny grób, w którym leżą całe pokolenia Lefterisów. Rodzina o wielu konarach i rozgałęzieniach, powalona przez potężną burzę. Pozostał tylko uschnięty pień. Po nim nikt już nie będzie nosić tego nazwiska. Ta myśl naszła go zupełnie nieoczekiwanie. Manolis odpędził ją, potrząsając głową. Rocznice wprawiają jednak człowieka w dziwny nastrój.
– Na razie powinna się pani cieszyć życiem – powiedział, odbierając swój bukiet.
– Ach, wie pan, bez mojego Ernsta to już nie to samo. Mam osiemdziesiąt pięć lat i życie trochę mnie już męczy. – Jej pierś uniosła się, gdy wzdychała. – Dziękuję panu za pomoc, niech Bóg wynagrodzi.
Nie wierzył w Boga, a gdyby ten jednak istniał, raczej nie byłby skłonny go nagradzać. Manolis pożegnał się i ruszył dalej do grobu swoich rodziców.
Na granitowym nagrobku widniał skromny napis. „Yannis Lefteris i Karin Lefteris, z domu Brändle”. Przeczytał imiona swoich rodziców, których łączyła wielka miłość, i znów poczuł głęboki żal, a wraz z nim bliźniacze uczucie, gniew, który oprócz miłości do babás niósł w sobie, niczym owoc nasienie, także pogardę i rozczarowanie.
Manolis przyniósł wodę ze studni, napełnił stojące na grobie wazony i do jednego z nich wstawił bukiet. Zdążył to wszystko zrobić, zanim usłyszał za sobą kroki. To była jego siostra Christina i jak zawsze na jej widok poczuł radość. Kochał tę mieszaninę energii i chaosu, ale jednocześnie ufności i niezawodności. Miała na sobie niebieską sukienkę w afrykańskie wzory. Opinała biust oraz zaokrąglenia brzucha i bioder, podkreślając przypominającą rzeźby Botera2 figurę. Nie wolno mu było tak mówić, bo uważała je za komicznie przerysowane, choć jemu podobały się takie radosne krągłości. Miedziane loki odziedziczyła po matce, wiły się teraz wokół jej twarzy od parnego powietrza. Pomachała bukietem róż i nie wypuszczając go z dłoni, objęła Manolisa i przycisnęła do siebie. Wypadła jej przy tym z torby gazeta.
– Cześć, braciszku. Miło cię znowu widzieć.
– Witaj, matko Tereso. Czy to był lekki przytyk?
Schylił się po gazetę, a jego spojrzenie padło na nagłówek. Morderca Mileny Veen zastrzelony! Od wczoraj donosiły o tym wszystkie media. Można się było tego spodziewać.
Christina wzięła gazetę i wsunęła ją do torby.
– Dzięki. Przytyk był bardzo wyraźny. Widujemy się o wiele za rzadko. Wpadnij do nas kiedyś coś zjeść.
– Owszem, chętnie. Co u dzieci?
– Stres – odpowiedziała ze śmiechem. – Elena zakochała się nieszczęśliwie w chłopcu z równoległej klasy. W każdym razie tak mi się wydaje, bo ze mną nie chce o tym rozmawiać. I jak ja mam jej pomóc?
– Wcale. Miłosnych rozterek nie omawia się z rodzicami, wypłakać to się można najlepszej przyjaciółce. Ty też tak robiłaś. Da sobie radę, w końcu to twoja córka.
Manolis lubił swoją siostrzenicę. Elena była dzielną dziewczyną, nieskomplikowaną, bezpośrednią i obdarzoną poczuciem prawdy i sprawiedliwości Lefterisów. Ich rodzina nosiła w godle takie właśnie iluzje.
– Chyba masz rację – powiedziała Christina. – Poza tym chce się uczyć jeździć konno. Jakby nas było na to stać. A Yannis zmienia się w wielkiego milczka. Ma to po tobie. Ale to Benno mnie martwi. Za dużo pracuje. To go zniszczy. I co ja bym zrobiła bez tych moich upierdliwców?
– Bez tej trójki wkładałabyś całą swoją energię w stowarzyszenie.
Christina była prawniczką i założycielką organizacji Zero Tolerancji, która walczyła z przemocą domową. Angażowała się w jej zapobieganie oraz surowsze karanie, a dotkniętym przemocą kobietom oferowała szybką, nieraz niekonwencjonalną pomoc.
– Pewnie masz rację – odpowiedziała i wstawiła róże do wazonu obok słoneczników.
Manolis poczuł przez moment znajome ukłucie zazdrości. Jego siostra była centralnym punktem ich rodziny i nawet w pracy otaczała się ludźmi, dla których stanowiła oparcie, a wszystko, co robiła, uzasadniało zaufanie, jakim była darzona.
Christina podniosła się, wycelowała zwiniętym w kulkę papierem po kwiatach w kosz na śmieci, który stał kilka metrów dalej, i trafiła.
– O nieba! Wciąż jestem wściekła na babás! Dlaczego nie potrafił pogodzić się z wyrokiem i cieszyć się życiem? Podarowano mu je dwa razy. Takiego daru się nie odrzuca.
Choć Manolis w wielu sprawach się z nią nie zgadzał, podziwiał niezłomną wolę Christiny, by ratować jeśli nie świat, to przynajmniej źle traktowane kobiety, nawet jeśli większość z nich wracała do agresywnych partnerów. Ona też wierzyła w dobro w człowieku, w prawdę i sprawiedliwość, tak samo jak babás. Była donkiszotem w spódnicy i nie miała pojęcia, jakie duchy nękały ich ojca.
– Był strasznie rozczarowany wyrokiem. A poza tym miał skłonności do depresji. Nic dziwnego, co? Po tym jak sprawiedliwość tak dobitnie pokazała, że jest ślepa.
– Jest bezstronna, a nie ślepa. Sądzi bez względu na pozory. To oznacza opaska na jej oczach.
– Ale jakoś uwzględnia wpływy potężnych.
Ile już razy prowadzili tę rozmowę?
Christina wpatrywała się w grób. Manolis wiedział, co myśli, jakie nieme pytanie kieruje do babás. On też je sobie nieskończenie wiele razy zadawał. Jego rodzice się kochali. Możliwe, że mama postanowiła z nim pojechać, nawet jeśli Manolis nie do końca był w stanie w to uwierzyć. Przypuszczał, że chciała go powstrzymać i dlatego żeby mieć go na oku, wsiadła z nim do auta.
Christina wyrwała go z zamyślenia.
– Nie powinien był zabierać mamy.
– Mówisz tak, jakby wiedział, co się stanie. Policyjny raport stwierdził wypadek. – Zagadką pozostawało dla niego, dlaczego zawsze broni ojca przed siostrą, choć oboje myślą to samo.
Zwróciła się ku niemu, a jej zwieszone ręce, ramiona i dłonie wyrażały jedną wielką rezygnację.
– Ach, Mani, oboje wiemy, że to nieprawda. W ekspertyzie stwierdzono, że przyczyny nie udało się wyjaśnić. Tylko przypuszczają, że babás jechał za szybko i dlatego auto wpadło w poślizg na mokrej jezdni.
Dlaczego babás nigdy nie zrobił nic, by przywrócić równowagę na szali sprawiedliwości? Przez długi czas można było jeszcze coś zrobić. Po cichu. Niepostrzeżenie.
Manolis znał odpowiedź. Tylko się nie wychylać. Nie reagować. Pozostać niewidocznym. Płynąć z prądem. Odwieczna mantra ojca. Jego strategia przetrwania.
– Wszystko u ciebie w porządku? – Christina przyglądała mu się z troską.
– Oczywiście.
– Przynajmniej oszczędzony mu został wyrok Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Przewróciłby się w grobie, gdyby się o nim dowiedział.
– Nie myśl o tym. Nie da się tego zmienić. – Zniecierpliwienie w jego głosie było wyraźniejsze, niż zamierzał. – Przepraszam.
Pogładziła go po ramieniu.
– Nie szkodzi.
Przez chwilę stali jeszcze przy grobie rodziców, każde zatopione w myślach, a potem Christina wzięła go pod rękę.
– Pójdziemy coś zjeść, czy musisz od razu wracać do salonu?
– Dobry pomysł. Poza tym ja tam jestem szefem i daję sobie wolne.
– Mam nadzieję, że twój salon prosperuje na tyle dobrze, że możesz zafundować pizzę swojej siostrze, której zawsze doskwiera brak kasy?
Ucieszył się, że zmieniła temat, i z ulgą podchwycił żartobliwy ton.
– Jak wygrzebię ostatnie grosze, to powinno wystarczyć – stwierdził ze śmiechem.
– Czy najbogatsze dziesięć tysięcy obywateli nie kupuje już luksusowych samochodów?
– Ależ jak najbardziej. Nie mogę narzekać. Aż mi się w głowie kręci, jak pomyślę, ile będę musiał w tym roku zapłacić podatku.
Christina gwizdnęła z uznaniem.
– Skoro tak dobrze ci się wiedzie, to pewnie przekażesz darowiznę na moje cierpiące nędzę stowarzyszenie? Mamy pustki w kasie.
– A ile potrzebujesz?
Odpowiedziała mu śmiechem.
– Lepiej nie pytaj.
– Pięć tysięcy by ci pomogło?
Na moment przyłożyła głowę do jego ramienia.
– Nawet bardzo. Dziękuję, Mani. Dobry z ciebie człowiek.
Dlaczego wszyscy tak uważali? Mimowolnie parsknął.
– Co takiego? To prawda.
– Jeszcze dziś przeleję ci pieniądze. Masz ochotę spróbować tego nowego Włocha przy Wittelbacher Platz? Ponoć jest tam bardzo smacznie.
Zanim Christina odpowiedziała, w kieszeni marynarki rozdzwoniła się jedna z jego komórek. Ta niezarejestrowana.
===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=