Читать книгу Zapomniani - Ellen Sandberg - Страница 17
11
ОглавлениеTuż przed zamknięciem numeru w redakcji zawsze wiele się działo. Dopiero koło południa Vera mogła wymknąć się na dwie godziny. W zamieszaniu po przyjeździe karetki Chrisowi nie udało się znaleźć dokumentów ubezpieczeniowych ciotki, więc Vera obiecała, że dowiezie je jeszcze dzisiaj, bo w przeciwnym razie szpital potraktuje ją jak pacjentkę prywatną i obciąży kosztami.
Schowała komórkę i przypomniała sobie rozmowę z Chrisem. Naprawdę się przestraszyła i pomyślała, że ciocia Kathrin umarła, ale on dzwonił tylko po to, by podjąć kolejną próbę wydębienia od niej pieniędzy. Przyszło jej do głowy, że musi być u niego bardzo źle.
– Gotowa? – zapytała Jessica.
– Tak, w tej chwili tak. A od poniedziałku od nowa to samo. A u ciebie?
Jessica się skrzywiła.
– Jeszcze parę newsów o modzie.
W drodze do windy Vera spotkała Margot i skorzystała z okazji, żeby opowiedzieć jej o sytuacji z ciocią Kathrin.
– Możliwe, że nie będzie mnie ze dwie godziny. Swoje artykuły przesłałam już dalej. Nie powinno być żadnych problemów. Gdyby coś, jestem pod komórką.
– Nie stresuj się tak. Stresów niedługo będziesz miała powyżej uszu. – Margot mrugnęła do niej. – Może pomyśl już o nowej wizji dla „Amélie”. Wiesz przecież, że finansowo nie jest najlepiej, a wydawca oczekuje propozycji.
– Oczywiście. – A gdzie w ich branży było dobrze finansowo? Nigdzie.
Pół godziny później Vera stała przed domem przy Treffauerstrasse, w którym ciocia Kathrin w połowie lat siedemdziesiątych kupiła mieszkanie. Annemie i Uschi nie darowały sobie wtedy oczywiście uszczypliwych komentarzy. Uschi przypuszczała, że dołożył się do tego kochanek Kathrin. W końcu Erich był zamożnym przedsiębiorcą, ale żonatym. Annemie też uważała, że tak musiało być, bo na taki luksus nie można sobie pozwolić z pensji pielęgniarki. Nawet wtedy, gdy nie ma się żadnych zobowiązań, choćby dzieci na utrzymaniu, jak ona i Uschi. Wyjątkowo zgodnie krytykowały we dwie fakt, że Kathrin była bezdzietna i niezamężna. A przecież same mężów nie miały.
Vera wyjęła pocztę ze skrzynki, weszła do mieszkania i natknęła się na podłodze korytarza na jednorazowe rękawiczki, strzykawki i inne plastikowe śmieci, które zostawili po sobie ratownicy medyczni. Czy Chris nie mógł tego posprzątać? Wrzuciła śmieci do kosza w kuchni i zauważyła, że niektóre szuflady zostały wyciągnięte, a potem przeraziła się, gdy weszła do salonu. Co tu się stało?
Papiery, teczki, książki i rupiecie, które Kathrin przechowywała w pudełkach i puszkach, zostały porozrzucane, szuflady powyciągane, drzwi do szafy stały otworem. Włamanie! Trzeba zadzwonić na policję. Vera wyjęła komórkę. Ale po chwili wahania schowała ją. Drzwi były zamknięte, gdy przyszła, i zamek nie był uszkodzony. Czy ten cały bałagan to dzieło Chrisa?
Utwierdziła się w tym podejrzeniu, gdy przyjrzała się oknom. Wszystkie były zamknięte i nie widać było żadnych śladów włamania. Kathrin zawsze trzymała swoją książeczkę oszczędnościową w sekretarzyku, którego zawartość leżała teraz rozrzucona dokoła. Vera przejrzała ten bałagan i nie znalazła książeczki. Natknęła się za to na kartę ubezpieczeniową i zeszyt z wyciągami z banku. Przejrzała go. Przed tygodniem ciotka wypłaciła trzy tysiące euro. Gdzie te pieniądze? Tu ich nie było.
W ramach pełnomocnictwa Vera miała także uprawnienia do korzystania z konta ciotki. Zadzwoniła do banku i porozmawiała z wieloletnią doradczynią Kathrin. Po pięciu minutach opadła na sofę. To, że Chris wyciągnął od ciotki trzy tysiące euro, wydawało się niczym w obliczu faktu, że zwinął jej książeczkę oszczędnościową. Jak dobrze, że była zabezpieczona hasłem, którego Chris nie znał. Ten drań naprawdę próbował okraść śmiertelnie chorą ciotkę!
Ale jak się dostał do mieszkania? Vera miała pewne podejrzenie i zadzwoniła do drzwi Helene Assmann, która przechowywała zapasowe klucze. Nie zdążyła zdjąć palca z dzwonka, gdy drzwi już się otwarły i stanęła przed nią sąsiadka ciotki. Niebieski spodnium, sznur pereł, papieros w ręku.
– Ach, Vero! Dopiero wczoraj się dowiedziałam, jak wróciłam z podróży. Jak się czuje Kathrin?
– Niezbyt dobrze. Wpuściła pani Chrisa do jej mieszkania?
– Musiał wziąć dla niej kilka rzeczy i nie miał klucza. Więc dałam mu mój.
– Nadal go ma?
– Och, faktycznie. Miał go oddać. Jak go pani zobaczy, proszę mu o tym przypomnieć.
Vera nie miała najmniejszego zamiaru spotykać się z Chrisem, a tym bardziej o cokolwiek go prosić. I tak nie oddałby klucza, a jeśli już, to z pewnością zdążył sobie dorobić drugi. Nie pozostało jej nic innego, jak wymienić zamek, jeśli nie chciała dopuścić do tego, żeby zabrał też biżuterię cioci albo sprzedał jej meble.
– Akurat udar. – Helene potrząsnęła głową. – Coś strasznego. A przecież pilnowała swojego nadciśnienia. Pewnie znowu zdenerwowała się przez Chrisa.
Vera nadstawiła uszu.
– Jak to „znowu”?
Helene wydmuchnęła dym papierosowy na korytarz.
– Ostatnio często do niej zaglądał i niedawno się pokłócili. Kathrin mówi tak głośno, że człowiek mimo woli wszystko słyszy. Naprawdę powinna kupić sobie aparat słuchowy. Ja mam doskonały słuch, ale ona… Człowiek nie powinien ignorować starczych dolegliwości i utrudniać sobie życia.
– Czyli ciocia pokłóciła się z Chrisem?
Helene ściszyła głos niczym spiskowiec.
– Chodziło o kogoś, kto ma nieczyste sumienie.
– Nieczyste sumienie? To znaczy?
– Skąd mam wiedzieć? Nawet Kathrin nie wiedziała, o co chodzi Chrisowi. Powiedział, że kiedyś rzuciła taką uwagę. Ale ona nie potrafiła sobie tego przypomnieć. Błagał ją też, żeby pożyczyła mu pieniądze. Moim zdaniem to on powinien dać sobie spokój z tym pokerem.
Helene najwyraźniej była doskonale poinformowana.
Zadzwoniła komórka Very. Była w torebce, która została w korytarzu u Kathrin.
– Przepraszam. – Uniosła dłoń na pożegnanie i pośpieszyła z powrotem do mieszkania.
Nie znała numeru, który pojawił się na wyświetlaczu. To była siostra oddziałowa ze szpitala. Zapytała o kartę ubezpieczeniową, a Vera obiecała, że przywiezie ją jeszcze tego samego dnia.
Ale najpierw musiała wymienić zamek, więc zamówiła ślusarza. Przyjechał po półgodzinie, a kolejne trzydzieści minut minęło, zanim wstawił nowy zamek. Na widok rachunku Verze zrobiło się słabo. Żegnaj, nowa lodówko. Wyciągnęła kartę debetową, którą ślusarz przeciągnął przez czytnik, podpisała rachunek, a on życzył jej miłego dnia.
Nie miała czasu, by posprzątać bałagan. I tak już bardzo wydłużyła sobie przerwę na lunch, a musiała jeszcze pojechać do szpitala.
Była druga, gdy dotarła na oddział udarowy i przekazała siostrze oddziałowej kartę ubezpieczeniową ciotki.
– Czy od wczoraj zaszła jakaś zmiana?
– Niestety nie. Ale u pani cioci jest właśnie jej siostra. Takie wizyty dobrze jej robią, nawet jeśli nie jest ich świadoma.
Vera zaczęła się zastanawiać, czy to jej matka, czy Uschi. Wątpiła, by którakolwiek z nich mogła jakoś Kathrin pomóc w tej sytuacji. Jej matka, Annemie, która nie bez powodu nosiła przydomek „Madame Neige”, pewnie doradziłaby jej, żeby zaakceptowała to, co nieuniknione, czyli śmierć, i po prostu odpuściła. A z kolei Uschi, która zawsze starała się udowodnić, że jest lepsza, podkreślałaby, że ona w życiu wszystko robi dobrze i że na przykład takiego udaru to na pewno nigdy by nie dostała.
Vera zapukała i weszła do sali. Przy łóżku Kathrin siedziała Annemie i trzymała siostrę za rękę.
– Cześć, mamo.
– Hej, Vero.
– Jak się czujesz?
– Lepiej spytaj o to Kathrin.
– Chodzi mi o to, jak ty sobie z tym radzisz? – Vera wskazała na ciotkę, która leżała na łóżku i wyglądała, jakby spała, choć tak nie było. Tkwiła zawieszona między życiem a śmiercią.
– Ostatecznie musimy godzić się z tym, co niesie nam los.
Zadzwoniła komórka Very. To była asystentka wydawcy, która powiadomiła, że ten zaprasza ją na rozmowę. Dziś o piętnastej. Czyli za niecałą godzinę.
Vera pożegnała się pośpiesznie. W drodze powrotnej do redakcji przypomniała sobie uwagę Helene. Kto niby miał nieczyste sumienie? Na pewno coś źle zrozumiała.
===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=