Читать книгу Zapomniani - Ellen Sandberg - Страница 19
13
ОглавлениеNastępnego ranka w drodze do redakcji Vera postanowiła, że podczas przerwy na lunch ogarnie bałagan w mieszkaniu cioci Kathrin. Właściwie nie powinna była tego odkładać, tylko posprzątać tam jeszcze wczoraj po pracy. Jednak rozmowa z wydawcą trwała blisko dwie godziny. Gdy potem wróciła do swojego biurka, niektóre koleżanki już wychodziły, a jej zeszło aż do wpół do dziesiątej, zanim wygrzebała się z obowiązków i mogła pojechać do domu.
Ale i dziś nic nie wyszło z akcji sprzątania. Zanim Vera się obejrzała, całe przedpołudnie minęło jej na spotkaniach i nie napisała ani linijki. Był piątek. Jeśli chciała wyjść punktualnie, żeby spotkać się z Tomem, nie było mowy o przerwie na lunch. Zjadła więc batonika müsli przy biurku, przyniosła sobie kawę z automatu i pracowała dalej.
Ciągle przypominała jej się rozmowa z wydawcą. Dobrze jej poszła. Lubił jej styl i pytał, jakie zmiany sobie wyobraża. Miała już parę pomysłów, jak dodać rozpędu „Amélie”. Uważnie jej słuchał, a potem pożegnał ją z poleceniem, by w ciągu czterech tygodni opracowała projekt nowej wizji czasopisma, nie zaniedbując swoich codziennych obowiązków. Czekało ją mnóstwo pracy.
Popołudnie minęło jej błyskawicznie, wypełnione pisaniem, telefonami i poszukiwaniem informacji. Gdy zamykała ostatni plik, było wpół do szóstej. Tom spędził ten dzień w Hamburgu. Jego samolot lądował o wpół do siódmej, przed ósmą nie dotrze do miasta. Mieli się spotkać na kolacji w Alfredo, a potem pójść do kina pod gołym niebem w budynku dawnej rzeźni. Seans zaczynał się po zmierzchu. A na koniec wpadną na drinka do Schumanna albo Havanna-Bar i pozostanie już tylko pytanie, czy pójdą do niej czy do niego.
Dla niej wciąż miało ono ekscytujący posmak. Chociaż raczej jak frizzante niż spumante. Mimo to nadal chroniło jej życie uczuciowe przed rutyną. Mieszkać razem i razem spać. Dla większości par to oczywistość. Ale nie dla nich. Dla nich to nadal było coś wyjątkowego i trochę jak pierwszy raz.
Zastanowiła się, czy jednak nie zajrzeć do mieszkania Kathrin, żeby trochę posprzątać. Miała do dyspozycji dobre dwie godziny. Ale cztery tygodnie to bardzo mało, by opracować koncepcję nowej wizji czasopisma. Postanowiła więc temu poświęcić czas, który pozostał jej do spotkania z Tomem.
Wydrukowała pomniejszone PDF-y ostatnich numerów, przypięła je do tablicy i przyjrzała się nagłówkom oraz zasadniczym wątkom. Doszła przy tym do wniosku, że wystarczyłoby zmienić perspektywę, z jakiej się je naświetla. Zamierzała pomyśleć nad tym na spokojnie w weekend. Zanotowała swoje pomysły, przejrzała w internecie strony konkurencji i przyjrzała się bliżej brytyjskim i amerykańskim magazynom w sieci. Zadzwoniła jej komórka. To był Tom.
Siedział już w kolejce miejskiej, w dobrym humorze. Właśnie miała zaproponować, żeby spotkali się w Alfredo, ale Tom powiedział, że dostali zaproszenie na sobotni wieczór.
– Gunnar i Katja czekają na nas jutro z kolacją. On zrobi risotto z ziołami i jagnięciną, a na deser swoje słynne parfait z marzanki. Ja mam się zająć przystawkami i pomyślałem o tatarze z łososia albo carpaccio z tuńczyka. Co byś wolała?
– Jest mi wszystko jedno. Bylebym tylko nie musiała gotować.
Gunnar był takim samym zapalonym kucharzem jak Tom. Co ci mężczyźni widzą w gotowaniu? Ona sama starała się angażować jak najmniej.
– Chyba zrobię carpaccio – stwierdził Tom. – Jest bardziej wyrafinowane. Poza tym, jak już tam będziemy, przyjrzymy się ich mieszkaniu.
Wrócił do tego wątku szybciej, niż się spodziewała.
– Jako przyszli najemcy – dodał.
– Mam wrażenie, że dla ciebie to już postanowione.
– To tylko możliwość. A że chciałbym z tobą zamieszkać, to żadna tajemnica. Powiedziałem ci to zaledwie przedwczoraj. Czyżbyś już zapomniała?
– Owszem, to właśnie pierwsze objawy demencji. – Nie zabrzmiało to tak żartobliwie, jak chciała.
Tom nie dopuścił do zmiany tematu.
– Od dwóch lat jesteśmy ze sobą i dobrze nam się układa. Logiczną konsekwencją byłoby zamieszkać razem.
W tle usłyszała zapowiedź kolejnego przystanku. Naprawdę chciał to omawiać przy pasażerach podmiejskiego pociągu?
– Może i tak, Tom. Ale nie mówmy o tym teraz.
– Jasne. Widzimy się wieczorem? Zarezerwowałem już stolik w Alfredo.
To naprawdę było niesamowite, jakby czytał jej w myślach. Jednocześnie uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty go dzisiaj widzieć. Dalej będzie nalegał, a ona będzie się dalej wymigiwać, choć miała gotową odpowiedź. Nie chciała ani zamieszkać razem, ani kłócić się o to i szukać wymówek.
– Właśnie wybieram się do mieszkania cioci Kathrin, żeby tam posprzątać. Chris narobił okropnego bałaganu. Zobaczymy się jutro u Gunnara i Katji.
Wydawał się nieco rozczarowany, gdy się żegnali.
Tuż przed dziewiątą Vera kończyła jeszcze prace nad nową koncepcją i właśnie wyłączała komputer, gdy zadzwoniła do niej ciotka Uschi. Czy to Chris nasłał na nią swoją matkę, żeby ją zmiękczyła?
– Dobry wieczór, ciociu Uschi.
– Cześć, Vero. – Głos jak u Toma Waitsa, efekt palenia gauloises’ów przez ponad czterdzieści lat.
Vera niemal zobaczyła ciotkę przed sobą. Obowiązkowy czarny golf, obcisłe dżinsy i baleriny, które nosiła teraz z ortopedycznymi wkładkami. Żółte od nikotyny opuszki palców, od zawsze ta sama fryzura na pazia, która w trakcie dekad doznała tylko jednej zmiany, a mianowicie posiwiała, i czarne kreski na powiekach, które były znakiem rozpoznawczym ciotki.
– Powiedz no mi… – W tych trzech słowach przebijała jakaś niepewność, zupełnie nietypowa dla Uschi. – Czy Chris kontaktował się jakoś z tobą wczoraj albo dzisiaj?
– Dzwonił do mnie wczoraj. Coś się stało?
– Nie mogę się do niego dodzwonić. Komórkę ma wyłączoną, choć nigdy tego nie robi, i pomału zaczyna mnie to martwić.
– Pewnie mu się rozładowała.
– Powinien się już dawno zorientować.
Vera chciała wyjść.
– Może gdzieś mu się zapodziała. Nie martw się. On zawsze spada na cztery łapy.
– Mówisz to takim tonem… Nigdy go nie lubiłaś. Naprawdę jestem rozczarowana, że w takiej trudnej sytuacji nie chcesz mu pomóc.
Vera policzyła w duchu do trzech. Nie da się sprowokować ciotce Uschi. Nie będzie się też usprawiedliwiać ani nie powie, że jej niewydarzony synalek zwinął książeczkę oszczędnościową cioci Kathrin. Nie miała ochoty wysłuchiwać, jak ciotka Uschi i dla tego wyczynu znajduje słuszne powody, i przygryzła wargę, by nie podsycać tej rozmowy.
– Tak się boję, Vero. Obawiam się, że coś mu zrobili.
– Jego kolesie od pokera? Jak go zabiją, to nigdy nie odzyskają od niego pieniędzy. Tak długo będą na niego naciskać, aż obrabuje bank albo…
– Przestań. Dość! Zawsze się go czepiasz.
Vera z trudem nad sobą zapanowała.
– Skoro martwisz się o Chrisa, to zajrzyj do jego mieszkania, a jeśli tam go nie będzie i nie odezwie się do jutra, idź na policję i zgłoś zaginięcie.
– Jesteś tak samo pozbawiona serca jak twoja matka.
– Pa, ciociu Uschi.
Vera się rozłączyła i obiema dłońmi przesunęła po twarzy. Co za rodzina! Gdyby kiedyś przestała zarabiać na życie jako dziennikarka, mogłaby napisać sagę rodzinną. Materiału by jej nie zabrakło.
Wyświetlacz na komórce pokazywał dziewiątą. Najwyższa pora wybrać się do mieszkania Kathrin.
===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=