Читать книгу Zapomniani - Ellen Sandberg - Страница 16

10

Оглавление

Następnego dnia Manolis obudził się o siódmej i sięgnął po komórkę. Żadnych SMS-ów, które przyszłyby automatycznie, gdyby Wiesinger opuścił swoje mieszkanie. Niebieska kropka lokalizacji nadal tkwiła przy Weissenseestrasse.

W nocy wiatr rozpędził wszystkie chmury. Na tarasie parowały kałuże. Manolis poczuł ochotę na Cztery pory roku, włączył od razu Lato, które zaczyna się od muzycznej ulewy, i wszedł pod prysznic. Potem przygotował sobie czajniczek senchy. Opakowanie herbaty było niemal puste, więc zapisał jej nazwę na karteczce z zakupami dla Ireny, która codziennie przychodziła na dwie godziny, żeby utrzymać porządek w jego mieszkaniu.

Właśnie się zastanawiał, czy zrobić sobie na śniadanie jajecznicę, gdy na WhatsAppie odezwała się do niego jego siostrzenica Elena.

Hej, wujku Mani. Nie mam dziś pierwszej lekcji i chciałabym z Tobą coś omówić. Mogę wpaść?

Wahał się przez moment. Wiesinger na pewno wkrótce wyruszy do banku z książeczką oszczędnościową swojej ciotki. Zegar tykał. O dwunastej miał dać Ivowi trzydzieści tysięcy euro. Do tej pory raczej nie będzie kontynuował poszukiwania dokumentów. Manolis odpowiedział więc Elenie, że ma czas. A potem napisał maila do Rebekki i poprosił ją, żeby przejęła na chwilę pilnowanie Wiesingera.

Manolis przygotował na barku w kuchni dwa nakrycia. Wciąż leżało tam zdjęcie ślubne jego rodziców. Nie odwiesił go wczoraj. Mama wyglądała na nim na taką szczęśliwą. Nawet po dziesięciu latach potrafił przywołać jej obraz. Głośny śmiech i zdecydowany sposób, w jaki prowadziła rodzinę, trzymając za rękę także babás. Bez niej by się zagubił. Nie mogli się bardziej od siebie różnić. On – syn greckiego chłopa, który pomimo matury stał przy taśmie montażowej i ciągle poszukiwał czegoś, co utrzymałoby jego życie w kupie. Ona – córka właściciela zakładu włókienniczego w Szwabii, która studiowała w Monachium sztukę i fotografię, zamiast ekonomii, jak życzyli sobie rodzice.

Rozbrzmiał dzwonek. Elena już była na górze. Odłożył zdjęcie, żeby otworzyć siostrzenicy. Była wysoką i chudą piętnastolatką, bardzo podobną do swojej babci. Nawet te buntownicze iskierki w jej ciemnych oczach przypominały Manolisowi matkę. Choć był koniec czerwca, Elena miała na sobie dzierganą czapkę, spod której wysypywały się włosy, a do tego standardowy mundurek złożony z dżinsów, converse’ów i T-shirta. Z ramienia zwisał jej plecak z podręcznikami, a w ręku trzymała papierową torebkę z logo piekarni naprzeciwko.

– Przyniosłam czekoladowe croissanty. Chyba że już jadłeś śniadanie?

– Czekałem z tym na ciebie. Dzień dobry. – Objęli się i przeszli do kuchni. – Kawy czy herbaty?

– Poproszę kawę z mlekiem. Nic się nie bój, nie wydam cię. Bo wiesz, kofeina nie jest dla dzieci.

– Przecież nie jesteś już dzieckiem.

– Ty tak uważasz. Ale powiedz to osobom upoważnionym do sprawowania nade mną opieki rodzicielskiej. – Elena usiadła i wyjęła sobie croissanta. – A to jest tak właściwie próba przekupstwa. Wolę, żeby to było jasne.

Manolis się roześmiał.

– Próba przekupstwa? No to jestem bardzo ciekaw.

Gdy kawa była gotowa, podał Elenie kubek i dosiadł się do niej przy barku. Niebieska kropka na iPadzie nadal tkwiła przy Weissenseestrasse.

– To o co chodzi?

Zebrała długie włosy do tyłu i zwinęła je na kształt warkocza.

– Chciałabym się uczyć jazdy konnej. Ale mama mówi, że nas na to nie stać. I dlatego chciałabym zarobić na to w trakcie wakacji.

– Bardzo dobry pomysł.

– Ale piętnaście lat skończę dopiero we wrześniu. Wcześniej nie wolno mi pracować, takie są przepisy. A zanim będę mogła, wakacje się skończą. To niesprawiedliwe.

Manolis domyślał się, czego Elena od niego oczekuje.

– Chyba nie starasz się o wakacyjną pracę w moim salonie, licząc na to, że przymknę oko na przepisy?

Elena spuściła głowę.

– Skąd wiesz?

Pogłaskał ją po ramieniu.

– Natychmiast zamknę oboje oczu i cię zatrudnię, ale wiesz, że nie mogę tego zrobić bez zgody twoich rodziców.

– A oni na pewno ci jej nie dadzą. Mama jest adwokatem, nie łamie przepisów.

– Wydaje mi się, że ten problem da się rozwiązać. Dostaniesz tę pracę. Ale dopiero wtedy, gdy skończysz piętnaście lat. A na razie dam ci zaliczkę. Ale to też będziemy musieli omówić z twoimi rodzicami.

Twarz Eleny rozpromienił uśmiech.

– Świetny plan. Na to nie mogą się nie zgodzić. Tylko musimy im to odpowiednio przedstawić. – Elena ugryzła croissanta i popiła kawą. Przy okazji spostrzegła ślubną fotografię dziadków. Miała zaledwie pięć lat, gdy oboje zginęli i właściwie ich nie pamiętała.

– Wow! Wyglądają cool. To babcia i dziadek?

Manolis przytaknął.

– Jak się poznali?

– Christina nie opowiadała ci tej historii? – To była intrygująca opowieść i matka często to wspominała.

Elena potrząsnęła głową.

– Nie sądzę. W każdym razie nic nie kojarzę.

Nagle przypomniało mu się pewne popołudnie sprzed wielu lat i się uśmiechnął.

– Usłyszałem ją po raz pierwszy, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Moosach, w małym domku z wielkim ogrodem. Pewnego dnia w wakacje zbudowaliśmy sobie w nim z Christiną indiański wigwam. Z tyczek do fasolki i wszystkich obrusów i prześcieradeł, jakie zdołaliśmy znaleźć.

– Prześcieradeł? Babcia na to pozwoliła? Mama by się wściekła.

– Twoja babcia była wyjątkową kobietą. To chyba też kwestia czasów. Była dzieckiem kwiatem.

– To znaczy hipiską?

– Tak. I tego dnia Christina zapytała, jak mama zakochała się w babás, i wigwam przestał być ważny. Wszystko rzuciła i jak zaczarowana słuchała mamy, bo ta naprawdę umiała opowiadać.

Doskonale pamiętał tamten upalny dzień. Białe baranki chmur, zapach porzeczek, motyle na krzewach budlei. Ale przede wszystkim pamiętał wzrok mamy, gdy mówiła, że zakochała się w Yannisie od pierwszego wejrzenia. Wspomnienie było tak wyraźne, że Manolis miał wrażenie, jakby to się działo wczoraj.

– Od razu się w nim zakochałam. W końcu uratował mi życie – powiedziała mama. – Jest bohaterem, księciem, zaklinaczem smoków.

– Naprawdę? – zapytała Christina. – Takim na koniu i w zbroi? Opowiadaj!

– Był raczej smutnym rycerzem, ale dzielnym i uzbrojonym w ostre słowa aż po zęby. A słowa to najlepsza broń. – Rzuciła Manolisowi znaczące spojrzenie.

Od razu wiedział, co chciała przez to powiedzieć, choć nigdy nie zabraniała mu zabawy plastikowymi pistoletami i mieczami. Chłopcom nie da się tego zakazać – powtarzała zawsze. Oni to po prostu robią, muszą to mieć w genach. Ale powinieneś mieć świadomość, ile cierpienia powoduje broń i że przemoc nigdy nie rozwiązuje problemów. Od tamtej pory miewał czasami wyrzuty sumienia, gdy za pomocą zabawki niszczył wyimaginowanych wrogów. Ale nigdy, jeśli widział w nich tamtych pięciu, przez których babás wpadał w słowotok, i wyobrażał sobie, jak ratuje tamtego Manolisa, jak ratuje ich wszystkich. Już wtedy musiał wyczuwać, że przemoc jest doskonałym sposobem na rozwiązywanie problemów.

Manolis zwrócił się do Eleny.

– Latem sześćdziesiątego dziewiątego roku twoja babcia studiowała sztukę, a jednocześnie pracowała, żeby spełnić swoje marzenie i wyruszyć w podróż po Europie. Gdy zebrała dość pieniędzy, kupiła volkswagena busa i pomalowała go w kwiaty, motyle i ptaki. I dopiero wtedy wyruszyła z chłopakiem i przyjaciółką. Ale sielanka nie trwała długo. W jakiejś zabitej dechami dziurze na wybrzeżu Atlantyku wyrzuciła przyjaciółkę. Wtedy modna była wolna miłość, nie bez kozery mówiło się, że jeśli ktoś spał dwa razy z tą samą osobą, to już należy do establishmentu, lecz nasza matka nigdy nie dawała się wcisnąć w jakieś ramy. Dla niej to było zbyt wiele, że jej chłopak sypiał z jej przyjaciółką.

– Kto dwa razy spał z tą samą osobą, już należy do establishmentu? – Elena powtórzyła to zdanie, szeroko się uśmiechając. – Naprawdę? Jak opowiem w klasie, to się załamią. A ten chłopak babci? Z nim też już potem długo nie była, tak? W końcu miałeś opowiedzieć o tym, jak się w sobie z dziadkiem zakochali.

– Zgadza się. Z chłopakiem rozstała się na Krecie. Dla niego mama była zbyt drobnomieszczańska i konserwatywna, bo nie odniosła się entuzjastycznie do tego, że zaczął się migdalić z Amerykanką, którą wzięli na stopa. Lato się kończyło, gdy mama jechała sama tym busem u podnóża gór Parnas. Było gorąco, nie miała już ani wody, ani jedzenia i zatrzymała się w jakiejś wiosce, żeby zrobić zakupy. Za ladą w sklepie stała starsza kobieta, która zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów i zapytała, czy mama jest Amerykanką. Gdy odpowiedziała, że Niemką, kobieta splunęła jej pod nogi i wygoniła ją ze sklepu, obsypując stekiem wyzwisk. Mama nie rozumiała, co się dzieje. Przecież chciała tylko kupić wodę. Potok słów przeszedł w histeryczny pisk, na który zbiegło się kilku mężczyzn. Powoli zaczęła się domyślać, że jako Niemka nie jest w tej wiosce mile widziana.

– Ale dlaczego?

– Dlaczego? Chyba nie doszliście na historii do drugiej wojny światowej.

– Nie, jest dopiero w dziewiątej czy dziesiątej klasie.

– Niemiecki Wehrmacht dokonywał podczas wojny straszliwych zbrodni w Grecji, a to było zaledwie dwadzieścia cztery lata po jej zakończeniu. Tobie to się może wydawać długo, ale tak nie jest. W każdym razie nagle poleciał kamień, który zrobił wgniecenie w busie, a mamę ogarnął lęk, że następny trafi w nią. Powiedziała mi, że w tamtym momencie poczuła okropne wyrzuty sumienia, choć urodziła się dopiero po wojnie. I wtedy pojawił się Yannis. Kazał tamtym ludziom przestać. Choć nie rozumiała ani słowa z całej dyskusji, wiedziała, co mówił. Że mają zostawić ją w spokoju. Nie można na niesprawiedliwość odpowiadać niesprawiedliwością.

Elena owinęła sobie kosmyk włosów wokół palca.

– Wow! Prawdziwy zaklinacz smoków. Dziadek był spoko. A nie bał się, że zwrócą się przeciwko niemu?

– Myślę, że było mu to obojętne. Wtedy wszystko mu było obojętne. Nic mu nie zrobili, tylko splunęli pod nogi i w ten sposób pokazali, co o nim myślą. Że stanął po stronie wroga. Ale dla nich obojga to była miłość od pierwszego wejrzenia, a na koniec lata babás wyjechał z mamą do Monachium.

– Piękna historia i megaromantyczna.

Z iPada dobiegł sygnał dźwiękowy. Niebieski punkt na mapie zaczął się przemieszczać.

Elena zerknęła na urządzenie.

– Co to? Wygląda jak nawigacja. Ale nie w aucie… – Rzuciła mu pytające spojrzenie. Manolis wzruszył ramionami. – Śledzisz kogoś?

Była dzieckiem internetu i natychmiast zorientowała się w sytuacji.

– Praktykanta. Ma podstawić klientowi jaguara. Wolę mieć na niego oko.

Wiesinger jechał na zachód w kierunku obwodnicy śródmieścia Mittlere Ring.

– Ostro. Chyba nie myślisz, że zwinie tę brykę?

– Wolę mieć pewność, że nie zrobi sobie żadnej wycieczki i bezpiecznie dotrze na miejsce. – Manolis spojrzał na zegarek. – Nie powinnaś zbierać się do szkoły?

– Ups, ale późno. Już spadam. Dziękuję, wujku Mani, że mi pomagasz. Mam nadzieję, że uda nam się przekonać mamę.

Gdy tylko zamknął za Eleną drzwi, zadzwonił Köster.

– Są jakieś wieści od naszego przyjaciela?

– Nie jestem pewien, czy on w ogóle szuka tych dokumentów. Ma problem z długami, najwyraźniej u ludzi, u których lepiej ich nie mieć.

– I dlatego będzie dalej szukał tego dossier. Po prostu go pilnuj – odpowiedział Köster i się pożegnał.

Jego słowa potwierdziły podejrzenie, które Manolis powziął wczoraj. Tu chodzi o szantaż. Ale wyglądało na to, że Wiesinger szantażuje klienta Köstera dokumentami, których jeszcze nie posiada. Ten facet naprawdę ma tupet.

Wiesinger dotarł tymczasem na Partnachplatz. Manolis otworzył laptopa, żeby spotkać się z Rebeccą na samotnych wyspach na kanale La Manche.

Dzień dobry, Rebecco,

co Wiesinger robi na Partnachplatz?

Próbuje wypłacić środki z książeczki ciotki. Poczekaj. Coś się dzieje.

Odezwała się dopiero po minucie.

Nie zna hasła i właśnie w pośpiechu opuszcza bank.

To będzie miał problem z Ivem. Przejmuję go z powrotem. Co u Ciebie?

Od godziny robotnicy kręcą się po rusztowaniu i zaglądają mi przez okno, jakbym była małpą w zoo. Opuszczam właśnie rolety.

Na następnych kilka miesięcy?

Aż skończą pracę. Zamówiłam już sobie lampy imitujące świat­ło dzienne. A także trzy kamerki i monitor. Mogę Ci jeszcze jakoś pomóc?

Mogłabyś włączyć kamerkę w jego komputerze albo laptopie?

Nie ma sprawy. Wyślę mu maila z linkiem do samoinstalującego się oprogramowania, które umożliwia zdalne sterowanie. Dzięki temu będę miała dostęp do jego kamery. Musimy tylko skłonić go do kliknięcia. Masz jakiś pomysł?

Wyślij mu maila z tematem „Powiadomienie o wygranej” albo „Natychmiastowe kredyty”. Na pewno kliknie.

Ha, dobry pomysł! Odezwę się.

Potem Manolis zadzwonił do Maksa, by mu przekazać, że nie będzie go przez kilka najbliższych dni. Zdarzało mu się to od czasu do czasu, a kierownik salonu nigdy nie pytał o powody.

Tuż po dziesiątej podjechał na Weissenseestrasse jednocześnie z Wiesingerem, który wrócił do mieszkania. Manolis ustawił głośniej dźwięk w iPadzie i przysłuchiwał się telefonicznej rozmowie Wiesingera z kuzynką.

– Musisz mi pomóc, Vero. Przecież jesteśmy rodziną. Tylko pięć tysięcy, na tydzień.

– Nie wierzę własnym uszom! – Rozłączyła się.

Nic od niej nie wydębił, a czasu miał coraz mniej.

Z głośnika dobiegł odgłos przesuwanego krzesła, a potem dźwięk otwieranego laptopa. Oby Wiesinger zajrzał do poczty.

Zaraz potem Manolis dostał na swoją niezarejestrowaną komórkę SMS-a od Rebekki. Udało się. Tu masz link.

Manolis wszedł do internetu, aktywował przez program do zdalnej kontroli kamerę w laptopie Wiesingera i zaraz potem miał go na swoim ekranie.

Wiesinger przeczesał sobie dłonią włosy, sięgnął po komórkę, ale odłożył ją z powrotem. W końcu usiadł na sofie z listami, które poprzedniego dnia zabrał z mieszkania ciotki. Czas mijał, a on czytał. Nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wiesinger leciutko potrząsnął głową. Potem spojrzał na komórkę, zerwał się i zniknął z pola widzenia kamery. Manolis usłyszał dźwięki, których nie potrafił zidentyfikować. Minęło kilka minut, aż Wiesinger pojawił się w salonie z torbą podróżną i zatrzasnął laptopa. Ekran iPada zrobił się czarny.

Było wpół do dwunastej. Wiesinger nie wymknie się Ivowi. Dla Manolisa było to oczywiste, gdy tylko zobaczył skręcającego w Wei­ssenseestrasse czarnego hummera H3.

===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=

Zapomniani

Подняться наверх