Читать книгу Dziennik - Jerzy Pilch - Страница 27

7 lutego 2010

Оглавление

Ojciec, gdyby żył, obchodziłby osiemdziesiąte siódme urodziny. Wynik mało prawdopodobny, ale możliwy. Zwłaszcza w jego pokoleniu. Choć i tu nie obywa się bez sprzeczności. Z jednej strony niezbite fakty dowodzą, że ludzie żyją coraz dłużej, z drugiej panuje równie powszechne, co niepodważalne przekonanie, że prawdziwie długowieczne były tylko dawne pokolenia. Dziś urodzone cherlaki sił ani odporności – zwłaszcza w porównaniu z dawnymi olbrzymami – nie mają prawie żadnych, ale to im przypadnie w dziesiątkach lat liczona premia. Nauka, a zwłaszcza medycyna tak idą do przodu, że – jak gdzieś niedawno przeczytałem – już teraz chodzą po ziemi ludzie, którzy spokojnie dojadą do sto pięćdziesiątego czy sto sześćdziesiątego roku życia. Na oko wygląda nieźle, jak się zastanowić: upiornie. Wydłużenie życia czy wydłużenie starości? Dożyć stu pięćdziesięciu lat w kondycji nawet sprawnego dziewięćdziesięciolatka, toż to dosyć, delikatnie mówiąc, kłopotliwy tryumf. Nie żebym się targował, skąd! Występuję w imieniu paromiesięcznych gnojków, co jeśli faktycznie chodzą już po ziemi, to na razie w śpiochach. Ich formacja zdaje się najprędzej objęta będzie radykalnym wydłużeniem pobytu na planecie. Co w istocie mamy tym potomnym do zaoferowania? Dodatkowe kilkadziesiąt lat życia czy ekstra pół wieku dalszego odlewania się w pampersy, co niestety bywa na lekkomyślnie kontynuowaną starość?

Słowem, jak we wszystkim: musi być proporcja, ergo nie chodzi o wydłużenie życia, chodzi o stare marzenie o wiecznej młodości, a nawet – niech będzie – średniości. Wydłużenie sędziwości? – toż to przykra psota i nieprzyzwoitość gruba.

Dziennik

Подняться наверх