Читать книгу Karaluchy - Jo Nesbo - Страница 10

9

Оглавление

Nho wszedł do komendy policji głównym wejściem, ale zatrzymał się na widok wysokiego jasnowłosego policjanta, usiłującego dogadać się z uśmiechniętym strażnikiem.

– Dzień dobry, mister Hole, mogę w czymś pomóc?

Harry się odwrócił. Oczy miał zapuchnięte i przekrwione.

– Owszem, możesz mi pomóc wyminąć tego uparciucha.

Nho skinął głową strażnikowi, który odsunął się na bok i przepuścił obu mężczyzn.

– Twierdził, że mnie nie poznaje – mruknął Harry, kiedy czekali na windę. – Cholera, potrafi chyba zapamiętać człowieka z dnia na dzień?

– Nie wiem. Jesteś pewien, że to on stał tam wczoraj?

– W każdym razie ktoś podobny.

Nho wzruszył ramionami.

– Pewnie uważasz, że wszystkie tajskie twarze są identyczne?

Harry już miał odpowiedzieć, ale w porę dostrzegł kwaśny uśmieszek na wargach Nho.

– Rozumiem. Próbujesz mi powiedzieć, że my, białasy, wszyscy wydajemy się wam tacy sami.

– No nie. Potrafimy odróżnić Arnolda Schwarzeneggera od Pameli Anderson.

Harry wyszczerzył zęby. Polubił młodego policjanta.

– Jasne. Rozumiem. Jeden zero dla ciebie, Nho.

– Nho.

– No tak, Nho. Nie tak powiedziałem?

Taj z uśmiechem pokręcił głową.

Winda była przepełniona i cuchnąca. Wsiadanie do niej przypominało wciskanie się do worka z używanym strojem treningowym. Harry górował o dwie głowy nad innymi. Niektórzy przyglądali się wysokiemu Norwegowi, śmiejąc się z podziwem. Jeden z mężczyzn spytał o coś Nho i zaraz zawołał:

– Ah, Norway… that’s… that’s… I can’t remember his name… please help me.

Harry uśmiechnął się i próbował przepraszającym gestem rozłożyć ręce, ale było za ciasno.

– Yes, yes. Very famous! – upierał się mężczyzna.

– Ibsen? – spróbował Harry. – Nansen?

– No, no. More famous.

– Hamsun? Grieg?

– No, no.

Kiedy wysiadali na piątym piętrze, mężczyzna patrzył na nich ponuro.


– To jest twoje biuro – pokazała Crumley.

– Przecież tam ktoś siedzi – zdziwił się Harry.

– Nie tam. Tam.

– Tam? – Dostrzegł krzesło przyciśnięte do czegoś w rodzaju długiego stołu, przy którym ludzie siedzieli jeden obok drugiego. Na stole przy wolnym krześle mieścił się akurat notatnik i telefon.

– Zobaczę, może uda mi się załatwić coś innego, gdyby twój pobyt miał się przedłużyć.

– Mam nadzieję, że nie – mruknął Harry.

Komisarz Crumley zebrała swoje wojsko na poranną odprawę u siebie w pokoju. Oddział składał się z Nho i Sunthorna, dwóch policjantów, których Harry miał już okazję poznać poprzedniego wieczoru, oraz Rangsana, najstarszego śledczego w wydziale.

Rangsan siedział pozornie zatopiony w lekturze gazety. Od czasu do czasu rzucał po tajsku jakiś komentarz, który Crumley pilnie zapisywała w swoim czarnym notesie.

– Okej – stwierdziła w końcu, zatrzaskując notes. – Nasza piątka ma rozwiązać tę sprawę. Ponieważ jest wśród nas kolega z Norwegii, od tej pory cała komunikacja będzie się odbywać po angielsku. Zaczniemy od omówienia śladów kryminalistycznych. To Rangsan utrzymuje kontakt z chłopakami z Wydziału Technicznego. Słuchamy.

Rangsan starannie złożył gazetę i chrząknął. Miał przerzedzone włosy, okulary na łańcuszku ledwie trzymały się na czubku nosa. Przypominał Harry’emu mającego już dość szkoły nauczyciela, bo przyglądał się światu lekko pogardliwym, sarkastycznym spojrzeniem.

– Rozmawiałem z Supawadee z technicznego. W pokoju znaleźli całe mnóstwo odcisków palców, co oczywiście nie było niespodzianką, ale żaden nie należał do ofiary. Pozostałych odcisków nie zidentyfikowano. To zresztą nie będzie łatwe – powiedział Rangsan. – Wprawdzie do Olympussy nie ciągną tłumy, ale i tak w tym pokoju są odciski co najmniej stu osób.

– Znaleźliście coś na klamce? – spytał Harry.

– Niestety aż za dużo, i żadnego w całości.

Crumley oparła stopy w wielkich butach Nike na stole.

– Molnes pewnie zaraz po wejściu się położył. Nie miał powodów, żeby tańczyć po pokoju i wszystkiego dotykać. A po zabójcy co najmniej dwie osoby chwytały za klamkę: Dim i Wang. – Skinęła głową Rangsanowi, który znów sięgnął po gazetę.

– Sekcja wykazuje to, co przypuszczaliśmy, a mianowicie, że ambasador zginął od ciosu nożem. Ostrze przebiło lewe płuco, a potem skaleczyło serce i osierdzie wypełniło się krwią.

– Tamponada – stwierdził Harry.

– Słucham?

– Tak to się nazywa. To trochę tak, jakby napchać waty do dzwonka. Serce nie ma siły bić. Dławi się własną krwią.

Crumley się skrzywiła.

– Okej. Zostawmy na razie te techniczne drobiazgi i wróćmy do całościowego obrazu. Nasz norweski kolega już zdążył odrzucić teorię, w której motywem mógłby być rabunek. Może więc zechcesz nam powiedzieć, Harry, co myślisz o tym zabójstwie?

Wszyscy odwrócili się do niego. Harry pokręcił głową.

– Nic jeszcze nie myślę. Ale parę rzeczy mnie dziwi.

– Słuchamy.

– No cóż. HIV jest dość rozpowszechniony w Tajlandii, prawda?

Zapadła cisza. Rangsan zerknął znad gazety i mruknął:

– Oficjalne statystyki mówią o pół miliona zarażonych. Są obawy, że w ciągu najbliższych pięciu lat liczba nosicieli zwiększy się o dwa do trzech milionów.

– Dziękuję. Molnes nie miał przy sobie kondomów. Komu przyszłoby do głowy uprawiać seks z prostytutką w Bangkoku bez zabezpieczenia?

Nikt nie odpowiedział. Rangsan wymamrotał coś po tajsku, pozostali wybuchnęli głośnym śmiechem.

– Jest takich więcej, niż ci się wydaje – przetłumaczyła Crumley.

– Zaledwie dwa lata temu mało która prostytutka w Bangkoku w ogóle słyszała o HIV – wyjaśnił Nho. – Ale teraz większość zaczęła nosić przy sobie prezerwatywy.

– No dobrze. Ale gdybym był ojcem rodziny jak Molnes, to chyba miałbym dla pewności własne.

Sunthorn parsknął.

– Gdybym ja był ojcem rodziny, nie chodziłbym do sõphenii.

– Do prostytutki – przetłumaczyła Crumley.

– Oczywiście. – Harry w roztargnieniu stukał ołówkiem w podłokietnik krzesła.

– Coś jeszcze cię zdziwiło, Hole?

– Owszem. Pieniądze.

– Pieniądze?

– Miał przy sobie tylko pięćset bahtów, czyli około dziesięciu dolarów amerykańskich, a kobieta, którą sobie wybrał, kosztowała tysiąc pięćset.

Na chwilę zapadła cisza.

– Słuszna uwaga – zauważyła w końcu Crumley. – Ale może wzięła sobie honorarium, zanim podniosła alarm, że znalazła trupa?

– Chcesz powiedzieć, że go obrabowała?

– No cóż, czy to był rabunek? Ze swojej strony dotrzymała umowy.

Harry pokiwał głową.

– Może i tak. Kiedy możemy z nią porozmawiać?

– Dziś po południu. – Crumley odchyliła się na krześle. – Jeżeli nikt nie ma nic więcej do powiedzenia, to muszę was prosić, żebyście wyszli.

Nikt się nie odezwał.


Za radą Nho Harry zostawił sobie na dotarcie do ambasady trzy kwadranse. W ciasnocie, która panowała w wiozącej go na dół windzie, usłyszał nagle znajomy głos:

– I know now, I know now! Solskjaer! Solskjaer!

Harry odwrócił głowę i uśmiechnął się potakująco.

A więc to jest najsłynniejszy Norweg na świecie. Piłkarz, który był rezerwowym napastnikiem w drużynie z przemysłowego miasta w Anglii, pokonał wszystkich podróżników, malarzy i pisarzy. Po dłuższym zastanowieniu Harry doszedł jednak do wniosku, że mężczyzna w windzie najprawdopodobniej miał rację.

Karaluchy

Подняться наверх