Читать книгу Karaluchy - Jo Nesbo - Страница 5

4

Оглавление

Mróz zaatakował tak gwałtownie, że Harry’emu zabrakło tchu w piersiach, gdy wyszedł na ulicę. Spojrzał na niebo czerwieniejące między kamienicami i otworzył usta, żeby wywietrzyć smak żółci i pasty Colgate.

Na Holbergs plass zdążył akurat na tramwaj tłukący się z Welhavens gate. Znalazł wolne miejsce i rozłożył „Aftenposten”. Jeszcze jedna sprawa pedofilii. W ostatnich miesiącach były już trzy, we wszystkich chodziło o Norwegów przyłapanych na gorącym uczynku w Tajlandii.

W głównym materiale przypominano o wyborczych obietnicach premiera, który deklarował zintensyfikowanie śledztw w sprawach przestępstw na tle seksualnym – również za granicą – i zastanawiano się, kiedy wreszcie zapowiedzi zostaną zrealizowane.

W jednym z komentarzy sekretarz stanu Bjørn Askildsen z Kancelarii Premiera mówił, że wciąż trwają prace nad umową z Tajlandią o ściganiu na miejscu norweskich pedofilów i że gdy tylko umowa wejdzie w życie, ważne będą jej szybkie efekty.

„Sprawa jest pilna!” – konkludował dziennikarz z „Aftenposten”. „Opinia publiczna oczekuje, by wreszcie coś z tym zrobić. Chrześcijański premier nie może słynąć z tolerowania takich bezeceństw”.


– Proszę!

Harry otworzył drzwi i spojrzał wprost w otwarte usta ziewającego Bjarnego Møllera, który wyciągał się na krześle, wystawiając długie nogi spod biurka.

– Wreszcie. Czekałem na ciebie wczoraj, Harry.

– Przekazano mi wiadomość. – Harry usiadł. – Nie przychodzę do pracy, kiedy jestem pijany. I odwrotnie. To taka przyjęta przeze mnie zasada. – Chciał, żeby zabrzmiało to ironicznie.

– Policjant pozostaje policjantem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, Harry. Wszystko jedno, trzeźwy czy pijany. Musiałem przekonywać Waalera, żeby nie pisał na ciebie skargi, rozumiesz?

Harry wzruszył ramionami, by zasygnalizować, że powiedział już wszystko w tej sprawie.

– No dobrze, Harry. Nie będziemy robić więcej hałasu z tego powodu. Mam dla ciebie robotę. Uważam, że na nią nie zasługujesz, ale mimo wszystko zamierzam ci ją zlecić.

– Ucieszy cię, jeśli powiem, że jej nie chcę?

– Zostaw te numery Marlowe’a, Harry, to do ciebie nie pasuje – oświadczył Møller surowo.

Harry się uśmiechnął. Wiedział, że szef go lubi.

– Przecież nawet nie powiedziałem, o co chodzi.

– Skoro wysyłasz radiowóz, żeby mnie ściągnął poza godzinami pracy, to rozumiem, że nie chodzi o kierowanie ruchem.

– No właśnie. Wobec tego dlaczego nie pozwalasz mi wyjaśnić, w czym rzecz?

Harry parsknął krótkim suchym śmiechem i pochylił się na krześle.

– Będziemy rozmawiać szczerze o tym, co nam leży na wątrobie, szefie?

Na jakiej wątrobie? – miał już na końcu języka Møller, ale tylko skinął głową.

– Akurat w tej chwili nie jestem odpowiednim człowiekiem do zadań specjalnych, szefie. Zakładam, że sam zauważyłeś, jak to ostatnio działa. To znaczy nie działa. Albo ledwie działa. Wykonuję swoją pracę, rutynowe czynności. Staram się nie zawadzać innym, przychodzę i wychodzę trzeźwy. Na twoim miejscu dałbym tę robotę komuś innemu.

Møller westchnął, z wysiłkiem zgiął nogi w kolanach i wstał.

– Szczerze, Harry? Gdyby to zależało ode mnie, rzeczywiście tę robotę dostałby ktoś inny. Ale oni zażyczyli sobie ciebie. Dlatego bardzo byś mi pomógł…

Harry czujnie podniósł głowę. Bjarne Møller w ciągu ostatniego roku ratował go z opresji tyle razy, że jasne stawało się jedno: przyjdzie w końcu czas, kiedy trzeba będzie mu się odwdzięczyć.

– Chwileczkę. Jacy oni?

– Ludzie na stanowiskach. Ludzie, którzy urządzą mi piekło, jeśli nie dostaną tego, czego chcą.

– A co ja będę miał z tego, że się stawię?

Møller zmarszczył brwi najbardziej, jak umiał, ale zawsze miewał problemy z nadaniem swojej chłopięcej twarzy wyrazu surowości.

– Co ty będziesz z tego miał? Swoją pensję. Przynajmniej dopóki sprawa będzie w toku. Co ty będziesz z tego miał, niech cię cholera!

– Zaczynam już dostrzegać wzór, szefie. Ktoś z tych ludzi, o których mówisz, uważa, że ten Hole, co w zeszłym roku zrobił porządek w Sydney, musi być naprawdę niezłym facetem, a do ciebie należy jedynie nakłonienie go, żeby się zgodził.

– Harry, bardzo cię proszę, nie przeciągaj struny.

– Nie mylę się. Nie pomyliłem się i wczoraj, kiedy patrzyłem na gębę Waalera. Zdążyłem już nawet się z tym przespać i moja propozycja jest następująca: będę grzeczny, stawię się na starcie, a kiedy skończę, dasz mi dwóch śledczych na cały etat i dwa miesiące z pełnym dostępem do baz danych.

– O czym ty mówisz?

– Dobrze wiesz o czym, szefie.

– Jeśli ciągle chodzi ci o gwałt na twojej siostrze, to mogę ci tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro, Harry. Nie muszę ci przypominać, że ta sprawa została definitywnie umorzona.

– Pamiętam, szefie. Pamiętam tamten raport, w którym napisano, że ona ma zespół Downa, więc nie można wykluczyć, że wymyśliła ten gwałt, chcąc zakamuflować zajście w ciążę z jakimś przygodnym znajomym. Owszem, dziękuję, pamiętam to świetnie.

– Nie było żadnych kryminalistycznych…

– Przecież ona próbowała to ukryć. Człowieku, na miłość boską, byłem w jej mieszkaniu na Sogn i przypadkiem znalazłem w koszu z brudną bielizną biustonosz nasiąknięty krwią. Zmusiłem ją, żeby mi pokazała pierś. Odciął jej brodawkę sutkową, krwawiła ponad tydzień. Jej się wydaje, że wszyscy są tacy jak ona, więc kiedy ten łajdak w garniturze najpierw postawił jej obiad, a potem zaproponował wspólne oglądanie filmu w jego pokoju w hotelu, pomyślała po prostu, że jest bardzo miły. A gdyby nawet zapamiętała numer tego pokoju, to i tak od czasu, kiedy to się stało, wszystko odkurzono i wyszorowano, a pościel zmieniono ponad dwadzieścia razy. W takiej sytuacji trudno mówić o śladach kryminalistycznych.

– Nie pamiętam, żeby ktoś wspominał o zakrwawionych prześcieradłach…

– Pracowałem w hotelu, Møller. Zdziwiłbyś się, ile razy w ciągu dwóch tygodni trzeba zmieniać zakrwawioną pościel. Jakby ludzie nie robili nic innego, tylko krwawili.

Møller energicznie pokręcił głową.

– Sorry. Dostałeś już szansę, żeby to udowodnić, Harry.

– Za małą, szefie. Niewystarczającą.

– Zawsze będzie za mała. W którymś miejscu trzeba postawić kropkę. Przy takich zasobach, jakie mamy…

– No to daj mi przynajmniej wolną rękę. Przez miesiąc.

Møller gwałtownie uniósł głowę, mrużąc jedno oko. Harry wiedział, że szef go przejrzał.

– Ty przebiegły draniu, przez cały czas miałeś chęć na tę robotę, prawda? Tylko najpierw musiałeś trochę ponegocjować.

Harry wysunął dolną wargę i lekko kiwnął głową. Møller spojrzał w okno. W końcu westchnął.

– Okej, Harry. Zobaczę, co się da zrobić. Ale jeśli zawalisz, będę musiał podjąć parę decyzji, które w opinii kilku osób z szefostwa powinienem był podjąć już dawno temu. Wiesz, co to oznacza?

– Wywalisz mnie na zbity pysk, szefie – uśmiechnął się Harry. – Co to za robota?

– Mam nadzieję, że zdążyłeś już odebrać z pralni letni garnitur. I pamiętasz, gdzie schowałeś paszport. Twój samolot odlatuje za dwanaście godzin. Lecisz daleko.

– Im dalej, tym lepiej, szefie.


Harry siedział na krześle w ciasnym mieszkaniu socjalnym na Sogn. Jego siostra obserwowała przez okno płatki śniegu wirujące w świetle latarni. Kilka razy pociągnęła nosem. Ponieważ siedziała do niego tyłem, nie wiedział, czy to przeziębienie, czy pożegnanie. Sio mieszkała tu już od dwóch lat i zważywszy na możliwości, radziła sobie dobrze. Wkrótce po gwałcie i aborcji Harry spakował trochę ubrań, przyborów toaletowych i przeniósł się do niej, ale już po kilku dniach siostra oświadczyła, że wystarczy. Że jest już dużą dziewczynką.

– Niedługo wrócę, Sio.

– Kiedy?

Siedziała tak blisko szyby, że za każdym razem, gdy się odzywała, para z jej oddechu malowała na szkle różę.

Harry przysunął się do niej i położył rękę na jej plecach. Po ich lekkim drżeniu poznał, że Sio zaraz się rozpłacze.

– Kiedy złapię tych złych ludzi. Wtedy od razu wrócę do domu.

– Czy to…

– Nie, to nie on. Za niego wezmę się później. Rozmawiałaś dzisiaj z tatą?

Pokręciła głową. Harry westchnął.

– Jeśli do ciebie nie zadzwoni, to chciałbym, żebyś ty zadzwoniła do niego. Możesz to dla mnie zrobić, Sio?

– Tata nigdy nic nie mówi.

– Tacie jest przykro, bo mama nie żyje, Sio.

– Ale to już tak dawno.

– Dlatego najwyższa pora namówić go, żeby znów zaczął się odzywać. Musisz mi w tym pomóc. Dobrze, Sio? Zgadzasz się?

Odwróciła się bez słowa, zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła głowę w jego pierś.

Gładząc ją po włosach, czuł, że koszulę ma coraz bardziej wilgotną.


Walizka była spakowana. Harry zadzwonił do Aunego i poinformował go, że wyjeżdża służbowo do Bangkoku. Psycholog niewiele miał na ten temat do powiedzenia i Harry właściwie nie bardzo wiedział, dlaczego do niego zatelefonował. Czyżby przyjemnie było dzwonić do kogoś, kto może zacząłby się zastanawiać, gdzie Harry się podział? Do obsługi U Schrødera raczej nie wypadało dzwonić.

– Weź ze sobą te zastrzyki z witaminą B, które ci dałem – poradził Aune.

– Po co?

– Trochę ci pomogą, jeśli zechcesz wytrzeźwieć. Nowe otoczenie, Harry, to może być niezła okazja.

– Zastanowię się.

– Zastanawianie się nie wystarczy, Harry.

– Wiem. Dlatego nie muszę zabierać tych zastrzyków.

Aune zaburczał. To była jego wersja śmiechu.

– Powinieneś być komikiem, Harry.

– Jestem już na dobrej drodze.


Jeden z chłopaków ze schroniska znajdującego się kawałek dalej na tej samej ulicy trząsł się pod ścianą domu w obcisłej dżinsowej kurtce, gorączkowo zaciągając się dymem z papierosa, kiedy Harry ładował walizkę do bagażnika taksówki.

– Wyjeżdżasz gdzieś? – spytał.

– No właśnie.

– Na południe czy gdzie indziej?

– Do Bangkoku.

– Sam?

– No.

– Say no more

Podniósł do góry kciuk i puścił do Harry’ego oko.


Harry odebrał bilet od kobiety na stanowisku odprawy i odwrócił się.

– Harry Hole? – Mężczyzna nosił okulary w stalowych oprawkach i przyglądał mu się ze smutnym uśmiechem.

– A pan to…

– Dagfinn Torhus z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Chcieliśmy tylko życzyć panu powodzenia. No i upewnić się, że rozumie pan… delikatną naturę tego zlecenia. Wszystko przecież potoczyło się tak szybko.

– Dziękuję za troskę. Zrozumiałem, że moja praca polega na wyłowieniu zabójcy bez zbędnego głośnego pluskania w wodzie. Møller mnie poinstruował.

– To dobrze. Dyskrecja jest ważna. Proszę nikomu nie ufać. Nawet ludziom, którzy podają się za przedstawicieli MSZ-etu. Może się okazać, że są na przykład z… hm… „Dagbladet”.

Torhus otworzył usta jak do śmiechu, a Harry zrozumiał, że ten człowiek mówi poważnie.

– Dziennikarze z „Dagbladet” nie chodzą ze znaczkiem MSZ-etu w klapie marynarki, panie Torhus. Ani nie noszą prochowca w styczniu. W dokumentach sprawy przeczytałem zresztą, że to pan jest tą osobą w ministerstwie, z którą mam się kontaktować.

Torhus kiwnął głową, głównie do siebie. Potem wysunął brodę i ściszył głos o pół tonu.

– Twój samolot odlatuje niedługo, więc nie będę cię zatrzymywał, ale wysłuchaj tych kilku słów, które mam ci do przekazania. – Wyjął ręce z kieszeni i złożył je przed sobą. – Ile masz lat, Hole? Trzydzieści trzy, trzydzieści cztery? Ciągle masz szansę na zrobienie kariery. Trochę o ciebie wypytałem. Nie jesteś pozbawiony talentu i najwyraźniej na górze są osoby, które cię lubią. I chronią. To może tak trwać, dopóki wszystko będzie się układało, jak należy. Ale nie trzeba wielkiego błędu, żebyś zjechał z lodowiska na dupie, a upadając, pociągniesz za sobą swojego partnera. Wtedy się zorientujesz, że wszyscy tak zwani przyjaciele zniknęli gdzieś daleko za górami, za lasami. Więc nawet jeśli nie będziesz się ślizgał dostatecznie szybko, to przynajmniej staraj się utrzymać na nogach. Dla dobra wszystkich. Radzę ci to ze szczerego serca jako stary łyżwiarz.

Uśmiechał się ustami, ale oczy badawczo wpatrywały się w Harry’ego.

– Wiesz co, Hole? Tu, na Fornebu, zawsze ogarnia mnie takie deprymujące poczucie końca. Zamknięcia czegoś i zerwania.

– Doprawdy? – spytał Harry, zastanawiając się, czy zdąży jeszcze wypić piwo w barze, zanim zamkną bramkę. – No cóż, czasami z końca może wyniknąć coś dobrego. Mam na myśli nowy początek.

– Miejmy nadzieję, że tak będzie – powiedział Torhus. – Miejmy taką nadzieję.

Karaluchy

Подняться наверх