Читать книгу Karaluchy - Jo Nesbo - Страница 14

13

Оглавление

Harry nie miał pojęcia, naprzeciwko ilu dziwek siedział w pokoju przesłuchań, ale wiedział, że na pewno było ich wiele. Ich obecność w sprawach zabójstw to taka sama oczywistość, jak fakt, że muchy przylatują do krowich placków. Dziwki niekoniecznie musiały być zamieszane w przestępstwo, ale prawie zawsze miały coś do powiedzenia.

Słuchał, jak śmieją się, płaczą i przeklinają. Zaprzyjaźniał się z nimi, robił sobie z nich wrogów, wchodził w układy, łamał obietnice, znosił opluwanie i bicie. Mimo to w losach tych kobiet, w okolicznościach, które je ukształtowały, było coś, co – jak mu się wydawało – rozpoznawał i potrafił zrozumieć. Nie mieścił mu się natomiast w głowie ich niewzruszony optymizm, to, że chociaż zaglądały w najgłębsze ludzkie otchłanie, przynajmniej pozornie nie traciły wiary w istnienie gdzieś dobrych ludzi. Znał dostatecznie wielu policjantów, którym się to nie udawało.

Dlatego zanim zaczęli, Harry poklepał Dim po ramieniu i poczęstował ją papierosem. Nie sądził, by dzięki temu osiągnął coś więcej, po prostu wydawało mu się, że ona tego potrzebuje.

Dziewczyna miała bystre oczy i rysunek ust mówiący, że nie da się łatwo przestraszyć. Ale w tej chwili siedziała na krześle przy niedużym stoliku ze sztucznego tworzywa, nerwowo splatała palce na kolanach i wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała się rozpłakać.

– Pen yangai? – spytał. – Jak leci? – Liz nauczyła go tych dwóch słów po tajsku, zanim wszedł do pokoju przesłuchań.

Nho przetłumaczył odpowiedź. Dim miała kłopoty ze snem i nie chciała więcej pracować w tym motelu.

Harry usiadł naprzeciwko niej, położył ręce na stole i próbował pochwycić jej spojrzenie. Lekko opuściła ramiona, ale nadal nie patrzyła mu w oczy. Ręce skrzyżowała na piersi.

Punkt po punkcie omawiali zdarzenie, lecz Dim nie miała nic nowego do dodania. Potwierdziła, że drzwi do pokoju w motelu były zamknięte, ale nie na klucz. Żadnego telefonu komórkowego nie zauważyła. Nie widziała też nikogo spoza obsługi motelu, ani kiedy przyszła, ani kiedy wychodziła.

Kiedy Harry wspomniał o mercedesie i spytał, czy zauważyła tablice korpusu dyplomatycznego, pokręciła tylko głową. Nie widziała żadnego samochodu. Do niczego więcej nie doszli. W końcu Harry zapalił papierosa i prawie od niechcenia spytał, kto jej zdaniem mógł to zrobić. Nho przetłumaczył i wtedy Harry po wyrazie twarzy Dim poznał, że w coś utrafił.

– Co ona mówi?

– Że ten nóż wskazuje na Khun Sa.

– Co to znaczy?

– Nie słyszałeś o Khun Sa? – Nho przyglądał mu się z niedowierzaniem.

Harry pokręcił głową.

– Khun Sa to największy w historii dostawca heroiny. Wraz z rządami państw w Indochinach i z CIA od lat pięćdziesiątych steruje przemytem opium w Złotym Trójkącie. To stąd Amerykanie czerpali pieniądze na swoje operacje w tym regionie. Facet miał w dżungli własną armię.

Harry’emu zaczęło się przypominać, że słyszał coś o azjatyckim Escobarze.

– Dwa lata temu Khun Sa oddał się w ręce władz birmańskich i został internowany, podobno w raczej luksusowych warunkach. Mówi się, że to on finansuje nowe hotele w Birmie, a niektórzy uważają, że wciąż kieruje mafią opiumową na północy. Khun Sa oznacza, że jej zdaniem to mafia, dlatego tak się boi.

Harry popatrzył na dziewczynę w zamyśleniu, w końcu skinął głową Nho.

– Puścimy ją. Niech idzie.

Kiedy Nho przetłumaczył, Dim wydawała się zaskoczona. Odwróciła się i spojrzała na Harry’ego, po czym ukłoniła się, złożywszy dłonie na wysokości twarzy. Dziewczyna najwyraźniej była przekonana, że zatrzymają ją za prostytucję.

Odpowiedział jej uśmiechem. Dim nachyliła się wtedy przez stół.

– You like ice-skating, sir?


– Khun Sa? CIA?

Na linii telefonicznej z Oslo dominowały trzaski, a echo sprawiało, że Harry cały czas słyszał własne słowa, jakby mówił równocześnie z Torhusem.

– Przepraszam, sierżancie Hole, ale czyżbyś miał udar cieplny? Ambasadora znajdują z wbitym w plecy nożem, który mógł zostać kupiony w każdym miejscu na północy Tajlandii, prosimy cię o dyskrecję, a ty mi mówisz, że zamierzasz rzucić się na przestępczość zorganizowaną w południowo-wschodniej Azji?

– Nie. – Harry położył nogi na stole. – Nie zamierzam nic z tym zrobić, Torhus. Chciałem ci po prostu powiedzieć tyle: specjalista z jakiegoś muzeum twierdzi, że to rzadki nóż, prawdopodobnie wytwór rzemiosła ludu Szan, a takich antyków nie kupi się w zwykłym sklepie. Tutejsza policja uważa, że to może być wiadomość od mafii opiumowej, sugestia, żebyśmy trzymali się z daleka, ale ja w to nie wierzę. Gdyby mafia chciała nam coś przekazać, istnieją łatwiejsze sposoby niż poświęcanie antycznego noża.

– Wobec tego o co ci chodzi?

– Mówię ci tylko, że w tej chwili ślady wskazują taki kierunek. Ale tutejszy komendant policji prawie zwariował, kiedy wspomniałem o opium. Okazuje się, że akurat teraz w tej dziedzinie panuje tu kompletny chaos. Rząd do niedawna zachowywał jako taką kontrolę. Wdrożono programy motywacyjne dla najuboższych chłopów uprawiających opium, żeby nie stracili za dużo po przejściu na inne uprawy, a jednocześnie zezwolono im na uprawę określonej ilości opium na własny użytek.

– Na własny użytek?

– Owszem. Górskim plemionom się na to pozwala. Przecież palą opium od pokoleń i wszelkie próby, by ich od tego odwieść, raczej na nic się nie zdają. Problem w tym, że import opium z Laosu i Birmy gwałtownie zmalał, więc ceny poszybowały w górę i aby zaspokoić popyt, produkcja w Tajlandii wzrosła niemal dwukrotnie. W obiegu jest mnóstwo pieniędzy, mnóstwo nowych aktorów, którzy chcą się w to zaangażować, więc sytuacja akurat w tej chwili jest cholernie nieprzejrzysta. Komendant, jeśli można tak powiedzieć, nie miał zbyt wielkiej ochoty wkładać ręki do gniazda os. Dlatego postanowiłem zacząć od wyeliminowania przynajmniej niektórych możliwości. Na przykład tej, że sam ambasador był zamieszany w przestępczą działalność. Chociażby w pornografię dziecięcą.

Karaluchy

Подняться наверх