Читать книгу Karaluchy - Jo Nesbo - Страница 13
12
ОглавлениеKomisarz Crumley nie było, kiedy Harry wrócił na komendę, ale Nho podniósł kciuk i powiedział „Tak jest”, gdy Harry uprzejmie poprosił go o skontaktowanie się ze spółką telekomunikacyjną i sprawdzenie wszystkich rozmów wychodzących i przychodzących na komórkę ambasadora w dniu zabójstwa.
Dochodziła już prawie piąta, kiedy udało mu się w końcu złapać Liz. Ponieważ było tak późno, zaproponowała, żeby spotkanie odbyło się na łodzi. Będą mogli obejrzeć kanały i, jak się wyraziła, „mieć z głowy zwiedzanie”.
W jednym z portów rzecznych zaproponowano im wynajęcie długiej łodzi za sześćset bahtów, ale gdy Crumley warknęła coś po tajsku, cena zaraz spadła do trzystu.
Popłynęli kawałek w dół Chao Phraya, zanim skręcili w jeden z wąskich kanałów. Drewniane chaty wyglądające tak, jakby mogły się rozpaść w każdej chwili, tkwiły wczepione w pale wbite w dno rzeki, zapachy jedzenia, kloaki i benzyny napływały falami. Harry miał wrażenie, że przepływa bezpośrednio przez salony mieszkających tam ludzi. Zajrzenie do wnętrza chat utrudniały jedynie rzędy roślin doniczkowych, ale nikt nie przejmował się intruzami, przeciwnie, machano im z uśmiechem.
Na jednym z pomostów siedziało trzech chłopców w krótkich spodenkach, jeszcze mokrych po wyjściu z mętnej brunatnej wody. Coś do nich wołali. Crumley dobrotliwie pogroziła im pięścią, a sternik się roześmiał.
– Co oni krzyczą? – zainteresował się Harry.
– Mâe chii. – Crumley pokazała na swoją głowę. – To znaczy matka kapłanka, czyli mniszka. Mniszki w Tajlandii golą głowy. Gdybym jeszcze miała białą szatę, z pewnością traktowaliby mnie z większym szacunkiem – roześmiała się.
– Ach tak? Wydawało mi się, że na brak szacunku nie możesz narzekać. Twoi ludzie…
– To dlatego, że i ja ich szanuję – przerwała mu. – I znam się na swojej robocie. – Odchrząknęła i splunęła za burtę. – Ale ciebie może to dziwi, ponieważ jestem kobietą.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Wielu obcokrajowców ogarnia zdumienie, kiedy widzą, że kobiecie udało się do czegoś dojść w tym kraju. Ale tu kultura macho nie rozpowszechniła się aż tak bardzo. Większym problemem jest dla mnie to, że jestem cudzoziemką.
Leciutki powiew wiatru odrobinę chłodził, poruszając wilgotne powietrze. Z kępy drzew dobiegała szeleszcząca piosenka cykad, a przed nimi na niebie wisiało takie samo krwawoczerwone słońce jak poprzedniego wieczoru.
– Co cię skłoniło, żebyś się tu przeniosła? – Harry domyślał się, że być może przekracza jakąś niewidzialną granicę, ale nie zamierzał się wycofywać.
– Moja matka jest Tajką – odpowiedziała Crumley po chwili. – Ojciec stacjonował w Sajgonie podczas wojny wietnamskiej i poznał ją w Bangkoku w sześćdziesiątym siódmym. – Roześmiała się i wsunęła sobie poduszkę pod plecy. – Matka twierdzi, że zaszła w ciążę już pierwszej nocy, którą spędzili razem.
– To byłaś ty?
Potwierdziła.
– Po kapitulacji ojciec zabrał nas do Stanów do Fort Lauderdale, gdzie służył w stopniu podpułkownika. Po przyjeździe do Ameryki matka odkryła, że kiedy się poznali, on był żonaty. Napisał do domu i załatwił rozwód, gdy się dowiedział, że matka jest w ciąży. – Pokręciła głową. – Miał nieskończenie wiele możliwości, żeby uciec od nas z Bangkoku, gdyby tylko zechciał. Może zresztą w głębi duszy chciał, kto wie?
– Nie pytałaś go?
– Na takie pytanie nie zawsze pragnie się szczerej odpowiedzi, prawda? Poza tym wiem, że nigdy by mi nie odpowiedział. Taki już po prostu był.
– Był?
– Tak. Nie żyje. – Popatrzyła na Harry’ego. – Przeszkadza ci to, że mówię o swojej rodzinie?
Harry przygryzł filtr papierosa.
– Ani trochę.
– W przekonaniu mojego ojca ucieczka nigdy nie wchodziła w grę, bo miał w sobie coś takiego, co się nazywa odpowiedzialność. Kiedy miałam jedenaście lat, rodzice pozwolili mi wziąć od sąsiadów w Fort Lauderdale małego kotka. Długo marudziłam, aż ojciec w końcu się zgodził, pod warunkiem że będę o niego dbała. Ale mnie po dwóch tygodniach kotek się znudził i spytałam, czy mogę go oddać z powrotem. Ojciec zabrał wtedy mnie i kociaka do garażu. „Od odpowiedzialności nie można uciekać – oświadczył – bo przez to giną cywilizacje”. Wyjął służbową broń i strzelił kociakowi w głowę dwunastomilimetrową kulą. Musiałam potem przynieść wodę z mydłem i wyszorować podłogę w garażu. Taki był. Właśnie dlatego… – Zdjęła ciemne okulary i zaczęła je czyścić rąbkiem koszuli, mrużąc oczy przed zachodzącym słońcem. – Dlatego nie mógł zaakceptować, że wycofali się z Wietnamu. Matka i ja wróciłyśmy tutaj, kiedy skończyłam osiemnaście lat.
Harry pokiwał głową.
– Wyobrażam sobie, że po wojnie w bazie wojskowej w Stanach twojej matce z azjatyckim wyglądem musiało być trudno.
– W bazie nie było jeszcze tak źle. Natomiast reszta Amerykanów – ci, którzy nie służyli w Wietnamie, ale stracili na tej wojnie syna czy narzeczonego – nas nienawidziła. Dla nich wszystko, co miało skośne oczy, było Charliem2.
Przed zniszczoną ogniem chatą siedział mężczyzna w garniturze i palił cygaro.
– A później poszłaś do szkoły policyjnej, zajęłaś się zabójstwami i ogoliłaś głowę?
– Nie w takiej kolejności. I nie zgoliłam włosów. Wypadły w ciągu tygodnia, kiedy miałam siedemnaście lat. Rzadka postać łysienia plackowatego. Ale w tym klimacie to całkiem praktyczne.
Pogładziła się ręką po głowie i uśmiechnęła zmęczonym uśmiechem. Harry dopiero teraz zauważył, że Crumley nie ma też brwi ani rzęs.
Podpłynęła do nich inna łódź, wyładowana aż po brzegi żółtymi słomkowymi kapeluszami, a siedząca w niej stara kobieta wskazała najpierw na ich głowy, a potem na kapelusze. Crumley uśmiechnęła się uprzejmie i rzuciła kilka słów, ale kobieta przed odpłynięciem nachyliła się jeszcze do Harry’ego i podała mu biały kwiat. Ze śmiechem pokazała na Crumley.
– Jak się mówi po tajsku „dziękuję”?
– Khàwp khun khráp – odparła Crumley.
– Aha. No to ty jej to powiedz.
Minęli świątynię, wat, stojącą tuż nad brzegiem kanału, z jej otwartych drzwi dochodziło monotonne mamrotanie mnichów. Na schodach siedzieli pogrążeni w modlitwie ludzie ze złożonymi rękami.
– O co oni się modlą? – spytał Harry.
– Nie wiem. O pokój. O miłość. O lepsze życie, to albo następne. O to samo, czego pragną ludzie na całym świecie.
– Wydaje mi się, że Atle Molnes nie czekał na dziwkę. Mam wrażenie, że był umówiony z kimś innym.
Płynęli dalej, głosy mnichów ucichły.
– Z kim?
– Nie mam pojęcia.
– Dlaczego tak myślisz?
– Pieniędzy wystarczyło mu jedynie na wynajęcie pokoju, więc gotów jestem się założyć, że nie zamierzał kupować usług prostytutki. W motelu nie miał nic do roboty, chyba że chciał się z kimś spotkać, prawda? Wang twierdzi, że kiedy go znaleźli, drzwi nie były zamknięte. Czy to nie trochę dziwne? Kiedy zamyka się bezmyślnie drzwi w hotelu, zatrzaskują się automatycznie. Musiał świadomie wcisnąć przycisk w klamce, żeby się nie zatrzasnęły. Nie było żadnego powodu, żeby zrobił to zabójca. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że odchodzi, zostawiając drzwi otwarte. Więc dlaczego Molnes zablokował zamek? Większość ludzi przebywających w tego rodzaju przybytku wolałaby mieć drzwi porządnie zamknięte, kiedy śpi, nie sądzisz?
Crumley zakołysała głową z boku na bok.
– Może chciał się przespać, ale bał się, że nie usłyszy pukania do drzwi, kiedy przyjdzie ta osoba, na którą czekał.
– No właśnie. A nie było powodu, by zostawiać otwarte drzwi dla Tonyi Harding, bo umówił się z recepcjonistą, że najpierw po nią zadzwoni. Zgadzasz się ze mną?
W zapale Harry przesunął się za bardzo na bok łodzi. Sternik krzyknął, wyjaśniając, że pasażer musi siedzieć na środku, bo inaczej się wywrócą.
– Wydaje mi się, że chciał ukryć, z kim się umówił. Prawdopodobnie liczyło się położenie motelu poza miastem. Dobre miejsce na potajemne spotkanie. W dodatku takie, w którym nie prowadzi się oficjalnej rejestracji gości.
– Hm. Myślisz o tych zdjęciach?
– Chyba nie da się o nich nie myśleć?
– W Bangkoku takie fotki można kupić w wielu miejscach.
– Może on posunął się o krok dalej. Może rozmawiamy o dziecięcej prostytucji?
– Może. Mów dalej.
– Komórka. Nie miał jej przy sobie, kiedy go znaleźliśmy, nie leży też u niego w gabinecie ani w domu.
– Zabójca mógł ją zabrać.
– No tak, ale po co? Jeśli to złodziej, to dlaczego nie ukradł również pieniędzy i samochodu?
Crumley podrapała się w ucho.
– Ślady – powiedział Harry. – Zabójca jest cholernie dokładny w zacieraniu śladów. Może zabrał telefon, bo znajdowała się tam ważna nitka prowadząca do kłębka.
– To znaczy?
– A co robi typowy użytkownik telefonu komórkowego, który siedzi w motelu i czeka na kogoś, kto być może również ma komórkę i usiłuje dojechać, pokonując nieprzewidywalny ruch uliczny w Bangkoku?
– Dzwoni i pyta, czy ta osoba jest daleko. – Crumley wciąż wyglądała tak, jakby nie wiedziała, do czego Harry zmierza.
– Molnes miał nokię, tak jak ja. – Harry wyjął swój telefon. – Jak większość nowoczesnych komórek ten telefon zapamiętuje od pięciu do dziesięciu ostatnich numerów, pod które się dzwoni. Może Molnes rozmawiał z zabójcą tuż przed jego przyjściem i zabójca wiedział, że może zostać zidentyfikowany, jeśli komórka wpadnie nam w ręce.
– Hm. – Najwyraźniej Harry niezbyt jej zaimponował. – Mógł po prostu skasować numery i zostawić telefon, a tak podsunął nam pośredni ślad, wskazujący, że to był ktoś, kogo Molnes znał.
– A jeśli telefon był wyłączony? Hilde Molnes próbowała dzwonić do męża, ale nie udało jej się z nim skontaktować. Nie znając PIN-u, zabójca nie mógł skasować numerów.
– No dobrze. Ale my możemy teraz po prostu zwrócić się do operatora i dowiedzieć się, pod jakie numery Molnes dzwonił tego wieczoru. Ci, którzy zwykle pomagają nam w takich sytuacjach, poszli już raczej do domu, ale jutro rano się z nimi skontaktuję.
Harry podrapał się w brodę.
– To nie będzie konieczne. Rozmawiałem z Nho, już nad tym pracuje.
– Ach tak? Jakiś szczególny powód, że nie załatwiłeś tego za moim pośrednictwem?
Nie wychwycił w jej głosie irytacji ani wyzwania. Pytała, ponieważ Nho był jej podwładnym, a Harry zadziałał wbrew określonej hierarchii. Nie chodziło tu jednak o to, kto jest szefem, a kto nim nie jest, tylko o skuteczne kierowanie śledztwem, a to należało do jej obowiązków.
– Nie było cię, Crumley. Przepraszam, jeśli zadziałałem trochę za szybko.
– Nie masz za co przepraszać, Harry. Sam mówisz, że mnie nie było. I możesz mi mówić po imieniu – Liz.
Przepłynęli już spory kawałek w górę rzeki. Crumley pokazała mu budynek stojący w wielkim ogrodzie.
– Tutaj mieszka twój rodak.
– Skąd wiesz?
– W gazetach podniósł się krzyk, kiedy facet stawiał ten dom. Jak widzisz, przypomina świątynię. Buddyści buntowali się przeciwko temu, że poganin ma tak mieszkać. Uważali to za bluźnierstwo. Poza tym wyszło na jaw, że dom zbudowano z materiałów pochodzących z birmańskiej świątyni położonej na spornych terenach na granicy z Tajlandią. Panowała wtedy bardzo napięta atmosfera, było sporo incydentów z użyciem broni, więc ludzie się stamtąd wyprowadzali. Norweg za nieduże pieniądze kupił świątynię, a ponieważ w północnej Birmie świątynie są zbudowane wyłącznie z drewna tekowego, to mógł zdemontować całość i przenieść do Bangkoku.
– Rzeczywiście dziwne – przyznał Harry. – Co to za człowiek?
– Ove Klipra. Jeden z największych przedsiębiorców budowlanych w Bangkoku. Przypuszczam, że dowiesz się o nim więcej, jeśli zostaniesz tu przez jakiś czas.
Poprosiła sternika, żeby zawrócił.
– Nho powinien już niedługo mieć tę listę. Lubisz jedzenie na wynos?
Lista rzeczywiście przyszła, ale skutecznie obaliła teorię Harry’ego.
– Ostatnią rozmowę zarejestrowano o godzinie siedemnastej pięćdziesiąt pięć – poinformował Nho. – Inaczej mówiąc, po przyjeździe do motelu do nikogo nie dzwonił.
Harry wpatrywał się w plastikową miskę z zupą, w której pływał makaron. Białe sznureczki wyglądały na bladą, wychudzoną wersję spaghetti, powierzchnia zupy poruszała się w nieoczekiwanych miejscach, kiedy ciągnął za kluski pałeczkami.
– Mimo wszystko zabójca może być na tej liście – zauważyła Liz z ustami pełnymi jedzenia. – Inaczej dlaczego zabierałby telefon?
Wszedł Rangsan i zameldował, że Tonya Harding zgłosiła się na pobranie odcisków palców.
– Jeśli chcecie, możecie z nią teraz porozmawiać. I jeszcze jedno: Supawadee powiedział, że sprawdzają teraz tę ampułkę. Wyniki powinny być gotowe na jutro. Dają nam priorytet na wszystko.
– Pozdrów ich i powiedz kop kon krap – rzucił Harry.
– Co mam powiedzieć?
– Dziękuję.
Harry uśmiechnął się głupio, a Liz w gwałtownym ataku kaszlu parsknęła ryżem na ścianę.
2
W alfabecie fonetycznym NATO skrót „VC” oznaczający Wietkong literowano jako „Victor Charlie” (przyp. tłum.).