Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój - Jorn Lier Horst - Страница 10
9
ОглавлениеW Oslo zatrzymywali się jeszcze trzy razy. Pierwszym przystankiem był Zakład Medycyny Sądowej Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie Mortensen zostawił materiał do badania DNA. Oprócz próbki śliny Waltera Kroma były tam również szczoteczki z materiałem pochodzącym z klucza, kartki z numerem telefonu i wtyczki radiowej.
Stamtąd udali się do Laboratorium Kripos w Bryn. Mortensen wyjaśnił, jakie badania mają zostać przeprowadzone. W pierwszej kolejności ekspertyzy daktyloskopijne.
– Nasze zlecenie ma priorytet – oznajmił Wisting.
Kobieta w białym fartuchu, która rejestrowała materiał do badania, uniosła okulary.
– Każdy prosi o priorytetowe potraktowanie sprawy. – Uśmiechnęła się. – Wszystkim się spieszy.
Wisting odwzajemnił uśmiech.
– Ta sprawa naprawdę ma pierwszeństwo – odparł i podał specjalny numer referencyjny.
Laborantka wzruszyła ramionami.
– Niektórzy mają wpływowych znajomych – skomentowała.
– Kiedy możemy spodziewać się wyników? – spytał Mortensen.
– Jeśli odłożymy wszystko inne na bok, dostaniecie telefon za dwadzieścia cztery godziny.
Podziękowali i pojechali dalej.
Kolejnym przystankiem było Kolbotn, położone na wschodnim brzegu Oslofjorden. Lisa i Bernhard Clausenowie osiedlili się na Holteveien tuż po narodzinach syna. Z miasta można było tam dojechać w niecały kwadrans.
Przy Holteveien stały małe domy z ogrodami i rosły stare drzewa. Mortensen wskazał właściwy numer posesji. Był to pomalowany na szaro piętrowy dom jednorodzinny z białymi ramiakami i spadzistym dachem. Gdy skręcili na podjazd, gruboziarnisty gruz zachrzęścił pod kołami.
Puste domy, pomyślał Wisting. Odwiedził wiele takich domów. Na tym polegała jego praca: wchodzić do mieszkań, które nagle opustoszały, ponieważ ci, którzy w nich mieszkali, zmarli nagłą, gwałtowną śmiercią albo byli sprawcami, których Wisting ścigał. W obu przypadkach chodziło o znalezienie śladów życia mieszkańców.
Gdy wysiedli z samochodu, gdzieś w pobliżu przejechał pociąg. Wisting podszedł do drzwi, przekręcił klucz w zamku i wyłączył alarm.
Powietrze było suche i pełne kurzu. Korytarz prowadził w głąb mieszkania. Na wprost znajdowała się kuchnia, po lewej stronie był salon, a po prawej biegł kolejny korytarz z drzwiami do łazienek, sypialni i gabinetu oraz schodami na piętro.
Najpierw sprawdzili pomieszczenia na piętrze. Były tam dwie sypialnie, niewielki salon i mała łazienka. Wszystko wskazywało na to, że od dawna nikt z nich nie korzystał. Jedna z sypialni prawdopodobnie należała do syna Clausenów. Stał tam sprzęt stereo, a na półce kolekcja płyt CD. Wszystkie inne osobiste przedmioty zostały usunięte. Szuflady biurka i półki w szafie były puste. Jedyne, co wisiało na ścianie, to jego zdjęcie.
Jedna z sypialni znajdujących się na parterze została przerobiona na gabinet. Pod oknem stało duże biurko z kanciastym monitorem i stosami gazet i magazynów. Stojące wzdłuż ścian regały były zapełnione zbiorami reportaży, książkami dokumentalnymi, biografiami polityków, rozprawami i książkami na temat historii Stanów Zjednoczonych. W rogu pokoju stała szafa archiwizacyjna. Wisting wyciągnął najwyższą szufladę i przejrzał zawieszane teczki. Były tam dokumenty rejestracyjne, oficjalne świadectwa, stare materiały egzaminacyjne, dokumentacja ubezpieczeniowa i podatkowa, faktury i paragony. Kolejna szuflada zawierała różne wycinki z gazet oraz osobistą korespondencję. Wszystko od kronik i listów do redakcji, które zostały opublikowane, po listy do lokalnej wspólnoty mieszkaniowej, kartki z życzeniami na Boże Narodzenie i z okazji urodzin. Osobna teczka została opatrzona imieniem „Lena”. Wisting domyślił się, że chodziło o wnuczkę Clausena. Teczka była niemal pusta. Znajdował się w niej wycinek z gazety z uroczystości w przedszkolu ze zdjęciem matki i córki, podobny wycinek z jakiejś imprezy szkolnej, informacja o narodzinach dziewczynki w rubryce „Witajcie na świecie!” oraz gazetka parafialna z Ljan i Nordstrand, gdzie nazwisko Leny Salvesen pojawiło się w nagłówku artykułu o nowo ochrzczonych parafianach.
W dolnej szufladzie wisiały dwie opasłe teczki. Większa zawierała korespondencję ze szpitalem w związku z chorobą i śmiercią żony. W drugiej Clausen zbierał wszystko, co miało związek z synem: od dzienniczków ucznia do aktu zgonu.
Z dokumentacji szkolnej wynikało, że chłopak był dobry z wielu przedmiotów, ale z czasem miał coraz więcej nieobecności i coraz słabsze oceny. W swoich uwagach nauczyciele wiele razy wskazywali, że uczeń ma wyraźne kłopoty z koncentracją. Były tam również pisma dotyczące diagnostyki pod kątem ADHD, ale wyglądało na to, że nie postawiono diagnozy.
Mortensen usiadł przy biurku i zaczął przeglądać szuflady.
– Dzienniki – powiedział i wyjął z dolnej szuflady stos małych czerwonych terminarzy.
Dzienniki były ułożone chronologicznie i obejmowały lata 1981–2005. Wisting wyjął kalendarz na rok 1998 i przewertował kartki. Na każdy tydzień przypadała jedna kartka. Dziewięć linii było przeznaczonych na dni powszednie, cztery na sobotę i niedzielę. Clausen notował różne spotkania. Niektóre w postaci skrótów, inne z podaniem imion i nazwisk. Część z nich była przekreślona, a część podkreślona. Żadnych osobistych uwag dotyczących poszczególnych spotkań, wyłącznie czas i miejsce.
Mortensen odłożył terminarze na bok, żeby nie zapomnieć ich zabrać.
Kolejne godziny poświęcili na systematyczne przeszukanie gabinetu. Bernhard Clausen wydawał się osobą, która nie miała nic do ukrycia. W pokoju nie było sejfu ani żadnej szuflady zamykanej na klucz. Żaden dokument, który do tej pory wpadł im w ręce, nie był w najmniejszym stopniu kompromitujący.
Mortensen znalazł hasło do komputera na kartce pod podkładką na biurko. Zalogował się i przejrzał pliki, ale również tam nie znalazł niczego interesującego.
Poza terminarzami zabrali jedynie książkę z imponującą listą adresów i telefonów.
Przed wyjazdem Wisting postanowił sprawdzić garaż. Były dwa – jeden połączony z domem, a drugi, wolno stojący, bliżej drogi. Klucz do obu pomieszczeń wisiał w szafce w przedpokoju. Garaż przy domu nie był zamknięty na klucz. Komisarz podniósł bramę i zajrzał do środka. Przy ścianie stał stół warsztatowy, a nad nim wisiała półka z narzędziami. O sąsiednią ścianę opierały się szufla do śniegu i miotła. Nic poza tym.
Zamknęli garaż na klucz i poszli sprawdzić drugie pomieszczenie. Gdy podnosili bramę, zaskrzypiały sprężyny. W środku panował okropny bałagan. Rozebrane na części motocykle, narzędzia, maszyny i inny sprzęt.
– Garaż syna – skomentował Mortensen i przeszedł nad oliwiarką.
Jego buty zostawiały ślady w kurzu i brudzie zalegających na betonowej podłodze.
– Wygląda na to, że nikt nie zaglądał tutaj od czasu jego śmierci – skomentował Wisting.
Został na zewnątrz, podczas gdy Mortensen zajrzał do kilku szafek i próbował otworzyć drzwi znajdujące się w głębi garażu.
– Obawiam się, że nic tu nie znajdziemy – powiedział, wychodząc.
Wisting opuścił bramę i przyznał mu rację. Rozwiązania zagadki należało szukać gdzie indziej.