Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój - Jorn Lier Horst - Страница 7

6

Оглавление

Jakiś dźwięk dobiegający z oddali wyrwał go ze snu. Wisting, leżąc, starał się go zlokalizować. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Zegar w radiu na nocnym stoliku pokazywał 5:13.

Odsunął kołdrę i postawił stopy na podłodze. Nasłuchiwał, ale dźwięk ucichł.

Wstał, poszedł do łazienki, żeby się załatwić. Wracając do sypialni, znowu go usłyszał. Dochodził z głębi domu, a dokładniej z piwnicy.

Nowy system alarmowy, przypomniał sobie.

Przez chwilę szukał kluczy. W końcu udało mu się otworzyć drzwi do salonu w piwnicy. Słyszał wyraźnie, że dźwięk dobiega właśnie stamtąd.

Włączył światło i wszedł do środka. Panel alarmowy zaczął migać, żądając wprowadzenia kodu dostępu. Wstukał cztery cyfry. Dźwięk, który go obudził, miał swoje źródło w innej części pokoju. Wisting ruszył za dźwiękiem. Nagle zrozumiał, że to był dzwonek telefonu komórkowego Bernharda Clausena. Komórka leżała na stole razem z jego portfelem i złotym zegarkiem. Poprzedniego dnia Mortensen podłączył ją do ładowarki.

Wisting podniósł telefon, chcąc wyłączyć dźwięk. Na wyświetlaczu błyskał napis „Firma ochroniarska”. Komisarz zawahał się na sekundę, po czym odebrał.

– Tak, słucham?

– Czy rozmawiam z panem Bernhardem Clausenem? – spytał młody kobiecy głos.

– Mówię w jego imieniu – odparł komisarz. – Chodzi o alarm?

Kobieta wyjaśniła, że dzwoni z centrali firmy ochroniarskiej Guardco.

– Otrzymaliśmy fałszywe zgłoszenie z Hummerbakken 102 – oznajmiła. – Czy obecnie znajduje się pan pod tym adresem?

– Jakie fałszywe zgłoszenie? – zainteresował się Wisting.

– Trzy razy wprowadzono błędny kod – odparła. – Nasz ochroniarz już tam jedzie. Potrzebuję hasła, by móc wyłączyć alarm.

– Nie ma mnie tam teraz.

– Dziwne – skomentowała, ale wyraźnie nie była to reakcja na słowa Wistinga, lecz na coś, co kobieta zobaczyła na ekranie swojego komputera.

– Co takiego?

– Właśnie włączył się alarm przeciwpożarowy – wyjaśniła. – W tym samym miejscu.

Wisting zaklął i kazał jej wezwać straż pożarną, a sam błyskawicznie wrzucił na siebie ubranie i wybiegł do samochodu.

Już z daleka widać było żółtą łunę na tle nocnego nieba. Im bardziej się zbliżał, tym łuna stawała się intensywniejsza.

Na miejscu nie zastał ani policji, ani straży pożarnej, tylko samochód firmy ochroniarskiej z włączonymi światłami awaryjnymi. Wisting wyminął pojazd i zjechał na trawiastą polanę nad wodą, żeby nie zawadzać, gdy zjawią się wozy straży pożarnej. Wysiadł z samochodu i natychmiast poczuł żar. Pomarańczowe, żółte i czerwone języki ognia otaczały cały domek letniskowy.

Nagle eksplodowało okno. Kilkoro sąsiadów z okolicznych domków, którzy stali zbici w ciasną gromadę, cofnęło się instynktownie. Płomienie buchnęły w górę, zajęły ściany i podchodziły pod dach.

Wisting biernie się temu przyglądał, tak jak pozostali gapie. Suche drewno trzeszczało i pękało z hukiem. Pod wpływem żaru skóra twarzy i rąk wydawała się sztywna.

Niebieskie płomienie wystrzeliły przez dach. Palące się drewniane elementy i wielkie czerwone iskry poszybowały w górę. Ochroniarz poprosił ludzi, żeby wycofali się na bezpieczną odległość.

Po kilku minutach usłyszeli pierwsze syreny alarmowe. Za dwoma wozami straży pożarnej jechał policyjny radiowóz.

Strażacy zaczęli gasić pożar wodą, którą mieli w zbiornikach, a równocześnie rozwijali węże pożarnicze w kierunku jeziora.

Wisting przedstawił się funkcjonariuszom z patrolu. Nie wdając się w szczegóły, poinformował ich o alarmach i o tym, że domek letniskowy stał pusty.

Ochroniarz podszedł do swojego samochodu. Wisting ruszył za nim i dał mu znać, żeby na niego poczekał. Wylegitymował się i spytał, czy mężczyzna niczego nie zauważył.

– Jak to wyglądało, kiedy zjawił się pan na miejscu? Czy któraś część domu paliła się mocniej od pozostałych?

– Płomienie były największe z tyłu domu – wyjaśnił mężczyzna. – Zdaje się, że właśnie tam wybuchł pożar.

– Spotkał pan kogoś po drodze?

Ochroniarz potrząsnął przecząco głową.

– Ludzie z okolicznych domków dotarli tu przede mną.

– A jacyś inni kierowcy?

– Minąłem jakieś samochody, ale nie zwróciłem na nie uwagi. – Otworzył drzwi auta i usiadł za kierownicą. – Dlaczego pan pyta? Myśli pan, że doszło do podpalenia?

– Rozmawiałem z pracownicą pańskiej centrali – odparł Wisting. – Ktoś trzykrotnie wpisał błędny kod dostępu, zanim włączył się alarm przeciwpożarowy. Trzeba to będzie dokładnie sprawdzić.

– Mam wideorejestrator – wyjaśnił ochroniarz, wskazując kamerę pod lusterkiem. – Cały mój dyżur jest filmowany. Nie mogę teraz dać panu nagrania, ale dopilnuję, żeby jutro przesłano panu kopię.

– Byłoby świetnie – podziękował Wisting.

Podszedł do samochodu i zauważył małą dyskretną kamerę.

– Teraz też pan filmuje? – spytał.

– Cały czas – potwierdził ochroniarz.

Komisarz spojrzał na zegarek i zapisał w notesie, że jest minuta po szóstej. Potem wyjął wizytówkę i podał ją ochroniarzowi. Nagle usłyszeli trzask i skierowali wzrok na płonący budynek. Właśnie runął dach. Przednia ściana zakołysała się, by chwilę później pęknąć. Połowa ściany zsunęła się do tyłu na zawalony dach. Trysnęły iskry, a gorące powietrze wyrzuciło je wysoko w górę. Strażacy lali na nie wodę z jeziora, ale nie chodziło już o to, żeby cokolwiek uratować, lecz kontrolować i ugasić pożar.

Zaczęło świtać. Wisting wrócił do swojego samochodu, wsiadł i wyjął telefon. Wysłał krótką wiadomość Mortensenowi, informując go o tym, co się stało, i prosząc, żeby spotkał się z nim w jego domu. Esemesa o podobnej treści wysłał również prokuratorowi generalnemu. Dodał, że wszystkie wartościowe przedmioty zostały zabezpieczone, a postępowanie w sprawie pożaru będzie prowadzone w kierunku podpalenia.

Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój

Подняться наверх