Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój - Jorn Lier Horst - Страница 8
7
ОглавлениеPrzez kuchenne okno wpadały ukośnie promienie słońca. Wisting postawił przed Mortensenem filiżankę kawy i wyjął z zamrażarki kilka kromek chleba.
– Jadłeś coś? – spytał, wkładając pieczywo do tostera.
– Tak, dzięki.
Wisting wyjął z lodówki masło i marmoladę z pomarańczy. Przez okno zobaczył, jak córka parkuje przed jego domem.
– Line też przyjdzie – powiedział, dając technikowi do zrozumienia, że wtajemniczył córkę w sprawę.
Mortensen wydawał się sceptyczny, ale tego nie skomentował.
Line wyjęła z szafki filiżankę i włożyła do ekspresu kapsułkę z kawą.
– Gdzie jest Amalie? – spytał Wisting.
– Sofie się nią zajmuje – wyjaśniła.
Toster zadzwonił i wyrzucił dwa tosty. Smarując je grubo masłem i marmoladą, Wisting opowiedział o pożarze przypominającym eksplozję.
– Z domku letniskowego została kupa popiołu – zakończył. – Umówiłem się z Hammerem, że wyślę tam kogoś, żeby pilnował pogorzeliska do czasu, aż będzie można przeprowadzić oględziny.
Mortensen napił się kawy.
– Pożar ułatwia nam sytuację – zauważył. – Możemy zadawać pytania pod pretekstem prowadzenia czynności związanych z pożarem.
Wisting ugryzł tosta.
– Mortensen i ja jesteśmy umówieni z patologiem na dziesiątą – mówił dalej, spoglądając w stronę Line. – Potem w siedzibie partii na jedenastą. Później zahaczymy o Kripos i wpadniemy do domu Clausena. Proponuję, żebyśmy trzymali się tego planu. A wieczorem pojedziemy obejrzeć pogorzelisko.
– Od czego mam zacząć? – spytała Line.
Wisting przejrzał notes, wyjął z niego żółtą karteczkę samoprzylepną i napisał na niej numer telefonu.
– Ten numer znajdował się na kartce, którą znaleźliśmy w jednym z kartonów z pieniędzmi – wyjaśnił.
– Gine Jonasen z Oslo – wtrącił Mortensen.
– Dowiedz się, kim jest ta kobieta – poprosił Wisting i dopisał na kartce numer PESEL i adres. – W bazie danych nic na nią nie mamy – dodał. – Sprawdź, czy cokolwiek łączy ją z Bernhardem Clausenem albo czy wie coś, co mogłoby nam pomóc.
– W porządku – przytaknęła. – Co jeszcze?
– Guttorm Hellevik i Edel Holt – powiedział i zapisał jej oba nazwiska i dane kontaktowe.
– Wiem, kim jest Guttorm Hellevik – rzuciła.
– Był kolegą partyjnym Clausena i jego świadkiem na ślubie – rzekł Wisting. – A Edel Holt była kimś w rodzaju jego osobistej asystentki.
Zanotował w punktach to, czego chciałby się dowiedzieć z rozmów z Hellevikiem i Holt. Line miała kilka pytań dotyczących tego, co może, a czego nie może powiedzieć. Przedyskutowali sprawę bardzo dokładnie, aż w końcu Wisting zebrał filiżanki po kawie i włożył je do zmywarki.
– W takim razie widzimy się wieczorem – powiedział na zakończenie.
Line pojechała swoim samochodem. Mortensen prowadził nieoznakowany radiowóz. Ani on, ani Wisting nie byli zbyt rozmowni. Minęli Sandefjord i Tønsberg, wymieniając zaledwie kilka zdań.
– Myślę o pożarze i otworach w ścianie – powiedział Mortensen, spoglądając w lusterko. – Tam się coś wydarzyło. Coś, co ktoś za wszelką cenę chciał ukryć i zatrzeć po tym wszystkie ślady. Coś, co niekoniecznie miało związek z pieniędzmi.
Wisting myślał podobnie. Zgodził się z Mortensenem, ale żaden z nich nie miał pomysłu, o co mogło chodzić.
Godzinę później skręcili w stronę budynków szpitala uniwersyteckiego Ullevål i skierowali się do laboratorium. W recepcji przedstawili się i pokazali dokumenty wystawione przez prokuraturę generalną, które bez większego uzasadnienia dawały policji prawo do pobrania odcisków palców i próbki DNA od zmarłego polityka. Wezwano sanitariusza, który miał im udzielić pomocy. Zaprowadzono ich długimi korytarzami do wykafelkowanej sali, w której unosił się lekki zapach środka dezynfekującego. Na końcu pomieszczenia znajdowała się chłodnia z nierdzewnej, kwasoodpornej stali, służąca do przechowywania zwłok. Lekarz przysunął wózek, otworzył jedną z chłodni, sprawdził identyfikator, po czym wysunął martwe ciało na wózek do przewozu zwłok.
Mortensen przygotował sprzęt do badań daktyloskopijnych, natomiast lekarz przyciągnął wózek do lampy roboczej i odsunął białe prześcieradło.
Wisting stał w drzwiach i czytał protokół posekcyjny, a technik zdejmował ślady linii papilarnych ze sztywnych palców Bernharda Clausena.
W protokole przedstawiono jego historię choroby. Do pierwszego zawału doszło dwa lata wcześniej. Przyczyną był skrzep w jednej z tętnic wieńcowych. Tętnicę udrożniono i przepisano leki rozrzedzające krew. Niecały rok później doszło do drugiego zawału, który zakończył się założeniem stentu. Drugi zawał był masywny i uszkodził znaczną część mięśnia sercowego. Natomiast trzeci, ostatni zawał doprowadził do zatrzymania akcji serca.
Mortensen szybko uwinął się z pracą. Lekarz odwiózł zwłoki, zamknął je w chłodni i wyprowadził policjantów z prosektorium. Z Ullevål pojechali prosto do siedziby partii na Youngstorget.
Odszukali właściwe wejście i wjechali windą na czwarte piętro. Ściany recepcji były pokryte plakatami wyborczymi i portretami kandydatów na premiera. Na ladzie stało zdjęcie Clausena w grubej czarnej ramce, a przed nim paliła się świeca. Wisting wyjaśnił, że byli umówieni z Walterem Kromem, i recepcjonistka zaprowadziła ich do dużego narożnego gabinetu.
Na ich widok Krom podniósł się z fotela. Był niższy, niż Wisting sobie wyobrażał, oglądając go w telewizji.
– Georg Himle dołączy do nas za pół godziny – powiedział Krom i wskazał dłonią stół konferencyjny, na którym stały kawa i ciastka.
– Dziękujemy, że zgodzili się panowie przyjąć nas tak szybko – rzekł Wisting, siadając w skórzanym fotelu.
Krom zajął miejsce naprzeciwko niego i napełnił filiżanki.
– Dowiedzieliście się już czegoś? – spytał.
– Policzyliśmy pieniądze – odparł komisarz i wyjaśnił, jak cała kwota rozkładała się na poszczególne waluty.
– Możecie je jakoś zidentyfikować?
– Przeszukujemy wiele kanałów na podstawie numerów seryjnych, żeby sprawdzić, czy banknoty nie są oflagowane – wyjaśnił Mortensen.
– Oflagowane? – powtórzył Krom.
– Czy nie pochodzą z partii pieniędzy, o których wiadomo, że zaginęły, na przykład w wyniku kradzieży.
Sekretarz partii powoli skinął głową, jakby potrzebował czasu, żeby uświadomić sobie wszystkie możliwości, jakie dawało im odnalezienie pieniędzy.
– Musimy pobrać od pana odciski palców – powiedział Mortensen.
Otworzył walizkę, którą przyniósł ze sobą, i położył na stole poduszkę daktyloskopijną i kartę rejestracyjną.
– Żeby wyeliminować pańskie ślady z kartonów z pieniędzmi – dodał.
– Oczywiście – przytaknął Krom.
Wstał, zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Mortensen poinstruował go, co ma robić. Po kolei wszystkie palce zostały przyciśnięte do poduszki nasączonej czarnym tuszem, a następnie przetoczone po odpowiednich polach na karcie daktyloskopijnej.
Wisting poprosił Kroma, żeby opowiedział ze szczegółami o tym, jak wszedł do domku letniskowego Clausena i znalazł pieniądze. I jak rozciął taśmę na trzech kartonach, żeby sprawdzić ich zawartość.
– Jaka jest pańska teoria? – spytał komisarz.
Krom potrząsnął przecząco głową.
– Dla mnie jest to zupełnie niezrozumiałe – powiedział. – Nie potrafię sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć.
– Jak długo znał pan Bernharda Clausena?
– Długo – odparł Krom i wziął od technika mokrą chusteczkę, żeby wytrzeć palce. – Od dobrych trzydziestu lat.
– I w ciągu tych trzydziestu lat nie wydarzyło się nic, co mógłby pan powiązać ze znalezionymi pieniędzmi? Ani w jego życiu politycznym, ani osobistym?
Sekretarz partii zaprzeczył ruchem głowy i sięgnął po filiżankę.
– Proszę zaczekać z kawą – zwrócił się do niego Mortensen. – Muszę jeszcze pobrać od pana próbkę czystej śliny.
Spakował sprzęt daktyloskopijny i wyjął zestaw do pobierania materiału genetycznego.
Krom odchylił się w fotelu i otworzył szeroko usta, a Mortensen wziął do ręki plastikową pałeczkę owiniętą na końcu wyjałowioną bawełną i pobrał wymaz.
– Kto może coś wiedzieć? – spytał Wisting, gdy skończyli.
– Georg Himle może wiedzieć o sprawach z czasów rządów, o których ja nie mam pojęcia, ale nie takich jak ta – odparł Krom. – Jak już mówiłem, Himle dołączy do nas później.
– Często pan tam bywał? – spytał komisarz. – W jego letnim domku?
– Jeździłem tam każdego lata, w każdym razie po tym, jak Bernhard został sam.
– Nocował pan u niego?
– Nie zawsze, ale zazwyczaj tak.
– Pamięta pan, kiedy Clausen zaczął zamykać ostatni pokój?
– To była sypialnia jego syna – wyjaśnił Krom. – Znajdowała się na samym końcu korytarza, najdalej od salonu. Bywało, że siedzieliśmy do późna i zachowywaliśmy się dość głośno, kiedy wpadaliśmy z wizytą. Nie wiem, kiedy zaczął zamykać ten pokój, ale po śmierci Lennarta nikt z nas tam nie nocował. To by było niewłaściwe. Nienaturalne.
– Proszę opowiedzieć o jego synu – poprosił Wisting.
– Niewiele mogę o nim powiedzieć – zaczął. – Wydawał mi się niedojrzały i niesforny, ale nie był zły. Bernhardowi było ciężko, kiedy został z nim sam.
– Co to znaczy niesforny?
– Łatwo było nim manipulować, chyba tak powinienem to ująć. Poza tym ciągle się buntował przeciwko wszystkiemu, co ojciec sobą reprezentował.
– Jak się to przejawiało?
Krom napił się kawy, jakby potrzebował czasu do namysłu.
– Gdy zmarła Lisa, Lennart miał dwadzieścia cztery lata. Zna pan całą historię? Wie pan, że zmarła na rzadką odmianę raka?
Wisting przytaknął.
– Lennartowi trudno było zrozumieć, że matka nie otrzymała leków, które mogłyby przedłużyć jej życie. Miał o to do ojca ogromny żal. Wydaje mi się, że wszystko, co później robił, robił po to, żeby go zranić.
– Na przykład co?
– Rzucił studia i włóczył się z ludźmi, którzy nie byli dla niego odpowiednim towarzystwem.
– Z jakimi ludźmi?
– Takimi, którzy w środku nocy rozbijają się na motocyklach, nie zważając na ograniczenia prędkości – odparł Krom, nawiązując do nocy, w której zginął Lennart Clausen.
– Koledzy z półświatka?
– Na pewno mieli kontakt z narkotykami, ale nie znam żadnych szczegółów. Wydaje mi się, że nigdy nie posunęli się aż tak daleko, żeby policja musiała się nimi interesować.
Krom podniósł filiżankę, ale zaraz ją opuścił. Wyglądał tak, jakby coś sobie przypomniał.
– Jest spadkobierca ustawowy – powiedział po chwili. – Wiecie o tym?
Wisting uniósł brwi na znak, że nigdy o tym nie słyszał.
– Jeszcze jedno dziecko? – spytał.
– Wnuczka. Lennart miał dziewczynę. Przyjaciółkę, to słowo jest chyba bardziej adekwatne. Zanim zginął, okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Siedem miesięcy po wypadku Lennarta urodziła córkę.
Wisting sięgnął po notes. To zadanie zamierzał powierzyć Line.
– Odszukam jej imię i nazwisko. I dane kontaktowe – zaofiarował się Krom i zerknął na biurko. – Wnuczka Clausena to teraz nastolatka.
– Utrzymywali ze sobą kontakt?
Krom potrząsnął głową.
– Nie, w ogóle – odparł. – To była decyzja matki. Myślę, że Lennart powiedział jej tyle złych rzeczy o swoim ojcu, że bała się pozwolić mu kontaktować się z wnuczką.
– Co mógł jej powiedzieć?
– Że ojciec pozwolił matce umrzeć. Bo Lennart właśnie tak na to patrzył.
Krom skierował rozmowę na temat innych cech Bernharda Clausena. Opowiadał anegdoty z jego życia politycznego, aż w końcu rozległo się pukanie do drzwi i zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, do gabinetu wszedł Georg Himle. Otaczała go ta sama aura władzy, jak wówczas, gdy był premierem.
Wisting i Mortensen wstali. Były premier uścisnął im dłonie na powitanie, a potem wszyscy czterej usiedli wokół stołu. Głos zabrał Himle:
– W tej sprawie zależy mi na trzech rzeczach: uczciwości, sumienności i dyskrecji.
Nie czekając na komentarz, mówił dalej:
– Nie ma co ukrywać: śmierć Bernharda Clausena to dla nas niepowetowana strata. Jesteśmy w opozycji i Clausen byłby dla nas bardzo cenny w kampanii wyborczej. To był polityk z krwi i kości, twardo stąpający po ziemi, lubiany i popularny, który reprezentował prawdziwą socjaldemokrację. Gdy usłyszałem, co się stało, w pierwszej chwili nie wiedziałem, co o tym sądzić, ale chcę, żeby prawda wyszła na jaw. Zależy mi jednak na tym, żeby uniknąć plotek, które nikomu nie służą.
– Mieliśmy nadzieję, że rzuci pan nowe światło na tę sprawę – zaczął Wisting.
Himle potrząsnął głową.
– Gdyby chodziło o informacje uważane za poufne, otrzymalibyście wyjaśnienia, obawiam się jednak, że w tej sprawie nic nie wiem.
Wisting opowiedział, w jakich latach zostały wyemitowane poszczególne serie zabezpieczonych banknotów.
– To oznacza, że pochodzą z okresu, kiedy Clausen zasiadał w pana rządzie – podsumował.
W odpowiedzi Himle skinął lekko głową.
– Czy istnieją fundusze państwowe w postaci rezerw gotówkowych przeznaczone na sytuacje kryzysowe? – spytał komisarz.
Były premier zamyślił się.
– Owszem, ale podlegają ścisłej kontroli – rzekł.
– Czy inne państwa mogłyby zdeponować u nas takie środki?
Himle przechylił się do przodu.
– Rozumiem, że musiał pan zadać to pytanie. Moja odpowiedź brzmi: taka sytuacja jest nie do pomyślenia.
– Kilka dni temu byłoby nie do pomyślenia, że Bernhard Clausen może przechowywać w swoim domku letniskowym ponad osiemdziesiąt milionów w gotówce – skomentował komisarz.
– Ale nie istnieje żadne racjonalne wytłumaczenie, skąd i dlaczego miałby otrzymać tyle pieniędzy – odparł Himle. – I dlatego odrzucam taką opcję.
Wisting przytaknął.
– Potrzebujemy wykazu osób, z którymi Clausen utrzymywał bliskie kontakty. Chodzi o doradców i osobiste sekretarki.
Himle ruchem dłoni scedował to zadanie na Kroma.
– Z kim spoza partii moglibyśmy porozmawiać? – spytał Wisting. – Kto może nam opowiedzieć o jego życiu prywatnym?
Politycy wymienili spojrzenia.
– Oczywiście Edel Holt – rzekł Krom. – Obawiam się, że oprócz niej nie ma nikogo takiego. W każdym razie odkąd Lisa i Lennart nie żyją.
– Tak, musicie koniecznie porozmawiać z Edel – potwierdził Himle.
Wstał, dając do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca.
– Edel ściśle współpracowała z Bernhardem – wyjaśnił Krom. – Zarówno tutaj, w siedzibie partii, jak i w rządzie. Nikt nie znał go lepiej niż ona.