Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój - Jorn Lier Horst - Страница 12

11

Оглавление

Wisting otworzył dwie puszki gulaszu, przelał ich zawartość do garnka i rozgrzał maksymalnie płytę.

Siedzieli w czwórkę przy kuchennym stole. Wisting odsunął papiery na środek blatu, postawił talerz na swoim zwykłym miejscu, a potem nakrył dla Mortensena, Line i Amalie.

– Wcale taki nie był – powiedziała Line i odłożyła na bok nekrolog Bernharda Clausena. – Partia wystawiła mu laurkę, a przecież Guttorm Hellevik opowiadał, że Clausen zmienił punkt widzenia na wiele spraw. Nie chcieli już, żeby przemawiał 1 maja.

Wisting pomyślał, że opinia Line jest sprzeczna z tym, co usłyszał tego dnia w siedzibie partii.

– Nikt nie chce mówić źle o zmarłym – skomentował Mortensen. Już miał sprzątnąć laptop ze stołu, gdy nagle znieruchomiał.

– Dwa ślady linii papilarnych zabezpieczonych na kartonach z pieniędzmi właśnie zostały zidentyfikowane – oznajmił, nie odrywając wzroku od ekranu.

Amalie chwyciła widelec i uderzyła nim o stół. Line wyjęła jej sztuciec z ręki.

– Czyje? – spytał Wisting, podchodząc do kuchenki.

– Bernharda Clausena i Waltera Kroma. Zidentyfikowano je na podstawie próbek referencyjnych. Odciski palców Clausena były na wszystkich pudłach, Waltera Kroma tylko na dwóch. Ale zabezpieczono również dwa inne, nieznane ślady. Właśnie szukają ich w bazie.

– Kiedy dostaniemy odpowiedź? – spytała Line.

– Jutro.

– Piszą coś o kartce z numerem telefonu? – spytał Wisting, mieszając gulasz.

Mortensen potrząsnął przecząco głową.

– To jest na razie nieformalne, wstępne zawiadomienie – odparł. – Ale gdyby coś ustalili, na pewno by o tym wspomnieli.

– W jego adresowniku jest czterech mężczyzn o imieniu Daniel – mówiła dalej Line. – Ale żaden z nich nie ma takiego numeru telefonu, jak ten zapisany na kartce.

– Przecież dostał nowy numer telefonu – przypomniał Wisting.

– Jeden to numer do Daniela Nyrupa, duńskiego polityka z MSZ-u. – Line uśmiechnęła się. – A drugi do Daniela Rabe, dziennikarza politycznego z „Aftenposten”.

Gulasz zaczął bulgotać. Wisting poczekał chwilę, żeby jedzenie zrobiło się wystarczająco ciepłe, po czym postawił garnek na stole.

Line zawiązała córce śliniak, nałożyła jej na talerz porcję gulaszu i największe kawałki rozgniotła widelcem.

– Myślisz, że firma telekomunikacyjna nie przechowuje informacji na temat tego, kto posiadał wcześniej dany numer? – spytała.

– Już to kiedyś przerabiałem – powiedział Mortensen, odsuwając laptop. – Tego typu danych nie przechowują aż tak długo, ale dla pewności mogę to sprawdzić.

Gdy Wisting częstował się gulaszem, zadzwonił telefon.

– Jonas Hildre, „Dagbladet” – przedstawił się dzwoniący. – Co może mi pan powiedzieć o Bernhardzie Clausenie?

Pytanie padło nagle i niespodziewanie.

– Co pan ma na myśli? – spytał Wisting, wkładając chochlę z powrotem do garnka.

– Trwa dochodzenie – stwierdził dziennikarz.

– W jego domku letniskowym wybuchł pożar – odparł komisarz.

To nie była żadna nowość. Wszystkie media o tym pisały, ale Wisting nie chciał stawiać samego siebie pod ścianą i tłumaczyć się z prowadzonych czynności.

– Za to dochodzenie odpowiedzialna jest Christine Thiis – dodał. – Może pan z nią porozmawiać.

– Na razie chciałem jedynie poznać tło sprawy.

Wisting miał ochotę zakończyć rozmowę. Nie chciał, żeby jego nazwisko pojawiło się w gazetach, ale gdyby odesłał dziennikarza, postawiłby Christine w niezręcznej sytuacji. Nie znała sprawy i nie mogła się o niej wypowiadać.

– W porządku, ale nie chcę, żeby mnie pan cytował ani się na mnie powoływał.

– Nie ma sprawy – odparł dziennikarz. – Jak już mówiłem, potrzebuję tylko kilku podstawowych faktów. Na przykład: czy znacie już przyczynę pożaru?

– Nie – odparł komisarz.

– Ale podejrzewacie, że doszło do podpalenia?

– Najpierw musimy ustalić przyczynę.

– Mam informację, że tuż przed wybuchem pożaru w domku letniskowym przebywały osoby trzecie.

Wisting pożałował, że zgodził się na rozmowę. Dziennikarz był dobrze poinformowany. Musiał dostać cynk od kogoś z firmy ochroniarskiej. Trudno było go zbyć.

– Badamy ten wątek – potwierdził. – Firma ochroniarska zgłaszała, że otrzymywali kilka różnych powiadomień.

Wstał i odszedł kilka kroków od stołu.

– Czekamy na raport techniczny – dodał, sugerując, że częste alarmy mogły być spowodowane błędem technicznym.

– Czy wiążecie śmierć Clausena z pożarem?

– Co pan ma na myśli? – spytał, próbując uniknąć odpowiedzi na to pytanie.

– Czy między jego śmiercią i pożarem może być jakiś związek?

Ściśle rzecz biorąc, odpowiedź była twierdząca. Zdaniem Wistinga jedno zdarzenie wywołało kolejne. Skoro Clausen nie mógł już dłużej strzec tajemnicy ukrytej w pokoju, ktoś inny zatroszczył się o to, podpalając domek letniskowy.

– Na czym miałby polegać ten związek?

– Nie wiem – rzekł dziennikarz. – Ale bierzecie pod uwagę taką możliwość?

Komisarz musiał starannie dobierać słowa, żeby nie wzbudzić zbytniego zainteresowania i nie trafić na nagłówki.

– Śmierć Clausena nastąpiła z przyczyn naturalnych. Historia jego choroby jest znana.

– Czy ktoś mógł się włamać, ponieważ wiedział, że Clausen nie żyje i jego domek letniskowy stoi pusty?

– To są tylko spekulacje. Nie ma sensu się nimi zajmować.

Dziennikarz szykował się do zakończenia rozmowy.

– Kiedy będziecie wiedzieć coś więcej na temat przyczyny pożaru?

– Domek doszczętnie spłonął – odparł Wisting. – Nie ma pewności, czy oględziny i przeprowadzone badania przyniosą konkretne odpowiedzi.

– Ale dowiecie się, czy wykryto ślady łatwopalnej cieczy?

– To rutynowa część badań – potwierdził komisarz.

– Czyli można powiedzieć, że okoliczności pożaru nie są do końca pewne? – podsumował dziennikarz.

Trudno było sądzić inaczej.

– Zniszczenia powstałe w wyniku pożaru znacznie utrudniają precyzyjne odtworzenie przebiegu zdarzeń – odparł, zamiast mu przytaknąć.

Dziennikarz nie otrzymał takich odpowiedzi, jakich oczekiwał, ale mimo to podziękował i zakończył rozmowę.

– Jonas Hildre z „Dagbladet” – powiedział Wisting i zerknął na Line.

– Dziennikarz polityczny – oznajmiła. – Prawdopodobnie badał tylko grunt. Łatwo nie odpuści.

Wisting zamierzał zapisać numer, ale przerwało mu nadejście wiadomości tekstowej. Musiał włożyć okulary, żeby ją odczytać. Chwilę trwało, zanim zrozumiał, że nadawcą esemesa jest ochroniarz, który przyjechał do płonącego domku letniskowego. Mężczyzna przesłał link do strony, na której był zamieszczony film z kamery samochodowej.

– Możesz to odtworzyć? – spytał, pokazując telefon Mortensenowi.

Technik odebrał od niego komórkę i przesłał esemesa do siebie, po czym ustawił laptop na środku stołu, tak aby wszyscy go widzieli. Po chwili na ekranie ukazał się obraz szoferki samochodu ochroniarskiego. Wisting rozpoznał trasę. Pojazd jechał przez centrum Stavern obok hotelu Wasilioff, a następnie skręcił w lewo obok portu głębokowodnego. Jakość nagrania była zaskakująco dobra. Pasek u dołu obrazu pokazywał godzinę: 5:14. Z radia samochodowego płynęła ściszona muzyka.

Wisting zjadł kilka łyżek gulaszu, który był niemal pozbawiony smaku. Na nagraniu nagle rozległ się dzwonek. Ochroniarz odebrał, podając nazwisko i numer patrolu.

Trudno było usłyszeć, co dokładnie mówiono, ale Wisting domyślił się, że gdzieś włączył się alarm i że dyspozytor podał adres.

Prędkość wzrosła. Samochód opuścił centrum miasta. Latarnie zniknęły. Reflektory oświetlały ciemną szosę z ciągnącymi się po obu stronach polami uprawnymi. Znak zniósł ograniczenie prędkości. Warkot silnika przybrał na sile i samochód znacznie przyspieszył.

Na końcu płaskiego odcinka drogi pojawiły się dwa światła nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu. Pojazdy szybko się do siebie zbliżyły i wyminęły. Przednie światła oślepiły kamerę, tak że nie można było odczytać numeru rejestracyjnego.

Ochroniarz jechał dalej. Po chwili wyminął go kolejny samochód. Również tym razem nie można było przyjrzeć się tablicy rejestracyjnej, ale pojazd miał na dachu szyld TAXI.

W samochodzie ochroniarza znowu zabrzęczał telefon. Mortensen podkręcił dźwięk. Dzwoniono z centrali z informacją, że w obiekcie, do którego ochroniarz właśnie się udawał, uruchomił się alarm przeciwpożarowy.

Mężczyzna zameldował, że będzie na miejscu za jakieś cztery minuty.

Zbliżał się do zjazdu do Hummerbakken. Na tle nocnego nieba dostrzegli łunę pożaru.

Amalie kręciła się na krześle. Line wzięła ją na ręce i postawiła na podłodze.

– Stop! – zawołał Wisting. – Cofnij!

– Widziałem to – przytaknął Mortensen i cofnął nagranie o piętnaście sekund.

Kiedy ochroniarz zwolnił, żeby zjechać z głównej drogi, w pobliskiej zatoczce włączyły się reflektory. Światła samochodu ochroniarza padły na pojazd, który właśnie ruszał. Szara furgonetka.

Mortensen chwycił długopis i zanotował godzinę.

Nie było widać numeru rejestracyjnego ani kierowcy, ale nagranie było na tyle czytelne, że każdy, kto znał się na samochodach, bez trudu mógł zidentyfikować markę i model pojazdu.

Ochroniarz jechał dalej wąską boczną drogą. Obraz zaczął się trząść, ponieważ nawierzchnia była w kiepskim stanie. Chwilę później pojawiły się płomienie.

– Najmocniej pali się tył domu – skomentował Mortensen, gdy samochód się zatrzymał. – Dawny pokój Lennarta.

Wisting wrócił do jedzenia. Nagranie leciało dalej. Kilkoro gapiów pojawiło się i zniknęło z kadru.

– Świetnie – powiedział i odłożył widelec. – Możesz ustalić, jaki samochód stał w zatoce postojowej?

– Wydaje mi się, że to było berlingo – odparł Mortensen i cofnął nagranie do godziny, którą wcześniej zanotował.

Na ekranie znowu pojawił się szary samochód dostawczy. Mortensen włączył pauzę.

– Citroën Berlingo albo Peugeot Partner – stwierdził. – Sprawdzę to.

Line zaczęła znosić ze stołu. Wisting wstał, wyjął z szuflady wykałaczkę i wsunął ją w zamyśleniu między siekacze.

Seria o komisarzu Williamie Wistingu.Ukryty pokój

Подняться наверх