Читать книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen - Страница 14
9
ОглавлениеWrzesień 2013
Wanda Phinn nie złożyła wypowiedzenia, po prostu sobie poszła. Rzuciła czapeczkę na ziemię, powiedziała „Cześć” do kobiety pracującej przy kontroli i wyślizgnęła się z budynku.
Było to prawdziwe wyzwolenie, które wydało jej się ostateczne i absolutne. Bez cienia żalu minęła mur otaczający Victoria Embankment Gardens; poczucie marnotrawienia czasu znikało, w miarę jak cichły dźwięki dobiegające z parku. Świat stał przed nią otworem; świat, całe życie i przyszłość, którą wiązała z kilkorgiem wybranych ludzi.
Bo Wanda miała plan. Odkąd Atu Abanshamash Dumuzi pogładził ją po policzku i nazwał swoim kwiatem, odkąd krew odpłynęła jej z głowy, aż Wanda poczuła się bezwolna, jakby postradała zmysły, odkąd ocknęła się i z fascynacją spojrzała w jego pełne obietnic oczy i poczuła jego wargi na ręce, odtąd wiedziała, że Atu Abanshamash Dumuzi jest przyszłością, o której marzyła.
Gdy powiadomiła o tym Shirley, ta z miejsca zasypała ją mnóstwem bezskutecznych ostrzeżeń.
– Wiem, że na ekranie wygląda to obiecująco. Piękne budynki, ekscytujące rytuały, morze dosłownie o krok. Ale jak tam przyjedziesz, przekonasz się, że to był tylko flirt, Wanda, i że wybrałaś się tam na próżno – ostrzegała. – Atu Abanshamash może mieć każdą kobietę, którą zechce. Pomyśl tylko, co potrafi i jak wygląda. – Przewróciła oczami. Również i na niej jego charyzma zrobiła niemałe wrażenie.
– Wiem, że już dawno nie miałaś faceta, ale jeśli jesteś seksualnie niezaspokojona i snujesz fantazje, albo jesteś sfrustrowana, to w Londynie masz mnóstwo mężczyzn, z którymi możesz iść do łóżka i którym nie pozwolisz się zranić.
Wanda pokręciła głową. W ustach Shirley brzmiało to tak prosto.
– Shirley, chyba nie rozumiesz. Chcę zostać wybranką Atu Abanshamasha. Chcę żyć zgodnie z jego przykazaniami i rodzić mu dzieci. Czuję, że właśnie do tego zostałam w życiu powołana.
– Jego wybranką, powiadasz? – Shirley już miała się roześmiać, ale powstrzymała się, widząc powagę w oczach Wandy. – Czy nie zwróciłaś uwagi, jak na ciebie patrzy ta kobieta, która mu pomagała? Gwarantuję ci, że jej się nie pozbędziesz.
– Ona była stara.
– Wielkie dzięki – prychnęła Shirley z urazą. – Wydaje mi się, że była mniej więcej w moim wieku.
Wanda odwróciła wzrok. Za oknem jej pokoju, do którego wchodziło się z zewnętrznego korytarza, świat wyglądał jak kolejny mur odgradzający ją od światła i wszystkich marzeń. Mur, za którym mieszkali inni ludzie z identycznymi, niespełnionymi nadziejami. Mur, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej szary. W tej dzielnicy przyszłość zbudowana była z mrzonek. Chłopcy chcieli zostać piłkarzami lub gwiazdami rocka, dziewczynki zaś ich rozrzutnymi żonami. W tej dzielnicy przez cały dzień oglądało się reality show lub kiepskie teleturnieje, żując śmieciowe jedzenie i oddalając się coraz bardziej od szans, które dawały porządne wykształcenie czy realistyczne ambicje. Statystyki mówiły, że ułamek promila mieszkańców tej dzielnicy czeka ziemia obiecana, sukces, bogactwo i wieczne szczęście. Przecież żyła z tą świadomością dzień w dzień.
– Przepraszam, Shirley – powiedziała, czując, że przyjaciółka się zżyma. – Nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że wciąż jestem młoda, jeszcze nie urodziłam dziecka, a moje ciało i dusza są na to gotowe. I powiem ci jeszcze, że ta pomocnica Atu nie chodzi z nim do łóżka. Takie rzeczy się czuje.
– Wanda, rozczarujesz się, na pewno będzie ci przykro i wydasz na ten beznadziejny plan wszystkie oszczędności. A z czego będziesz żyć, jak wrócisz? I gdzie zamieszkasz? W moim pokoju we dwie się nie pomieścimy, przecież wiesz.
– Będę cię odwiedzać, Shirley i na pewno zatrzymam się wtedy w hotelu. Ale wrócę jako inna kobieta, zobaczysz.
Przyjaciółka zacisnęła usta.
– Z kim się będę bawić? Z kim mam się dzielić plotkami, jak wrócę z tej swojej nudnej jak cholera pracy? – rozpłakała się. – Nie możesz mnie tak po prostu zostawić samej w tym parszywym miejscu.
Wanda nie odpowiedziała, tylko złapała Shirley za ramiona, przyciągnęła do siebie i mocno przytuliła.
– Możesz choć pisać do mnie mejle o tym, jak się miewasz. Napiszesz, prawda? – wychlipała.
– Oczywiście. Jeśli wszystko mi się uda, będę pisać codziennie.
– Tylko tak mówisz.
– Nie, Shirley, obiecuję. A ja dotrzymuję obietnic.
Napisała mejl do Akademii Absorpcji Natury na Olandii w Szwecji, że ustaliła już datę wyjazdu i byłaby bardzo wdzięczna, gdyby tego dnia ktoś odebrał ją ze stacji w Kalmarze. Napisała też, że chciałaby uczestniczyć w większej liczbie kursów niż ta, na którą początkowo się zapisała, i że potem chętnie zostanie u nich, by pracować dla Atu Abanshamasha Dumuziego, krzewiąc jego myśli i ideały bez pobierania wynagrodzenia.
Była przekonana, że dostanie to, czego pragnie. Tamtego dnia w Londynie Atu Abanshamash pokazał, że jej pożąda, i oboje mieli świadomość, że byłaby jego, gdyby nie musiał wracać do prowadzenia kursu. Wówczas się nie złożyło, ale teraz zamierzała nadrobić straty, tak by mogli kontynuować to, co zaczęli.
Nadszedł już czas.
Po paru dniach odpisano jej, że liczba chętnych do udziału w kursach jest większa niż liczba miejsc. Wanda zostanie powiadomiona, gdy zwolnią się kolejne miejsca, ale niech się nie nastawia, że stanie się to w ciągu najbliższego roku.
Wanda nie chciała w to uwierzyć. Gdyby tylko Atu Abanshamash Dumuzi ją zobaczył, sprawy potoczyłyby się inaczej. Gdyby tylko mogła lepiej się przygotować. Wtedy zauważyła, kto podpisał się pod mejlem: Pirjo Abanshamash Dumuzi.
Shirley miała rację. Nie ma wątpliwości, że dojdzie między nimi do walki. Krwawej walki i skakania sobie do oczu.
Przez kolejne dni i noce wczuwała się w alternatywną energię wszechświata, powtarzając sobie bez przerwy wypowiedzi Atu na temat Akademii Absorpcji Natury. Chciała, by jej wiedza i zaangażowanie były bez zarzutu, co nie wydawało się trudne, bo wszystko, co wiązało się z Atu Abanshamashem Dumuzim, wydawało się klarowne i logiczne. Właściwie czuła, że w myślach Atu zawierają się wszystkie wyznania świata i dobre strony człowieka, sformułowane w jasny i wyrafinowany zestaw reguł, i to ją bez reszty porwało. Im więcej czytała, im bardziej próbowała zrozumieć, tym silniej czuła, jak dzięki wskazówkom i nakazom dotyczącym czystszej egzystencji z jej życia ulatnia się wszystko, co złe, niemądre i doczesne.
W końcu usiadła wyprostowana, czując, jak jej duszę ogarnia błogi spokój. Żadnej coli na stole, migającego ekranu telewizora z operami mydlanymi, żadnego zamętu w głowie. Resztki wątpliwości dotyczących jej projektu wyparowały, a ona była spokojna i pewna swego celu.
Kiedy stanie przed Atu Abanshamashem, będzie gotowa. Jej zmysłowość i wiedza na temat jego nauczania zetną Atu z nóg i przekonają o tym, że oto spotkał kobietę, która pod wszystkimi względami jest go warta.
A ta druga, ta kobieta, która uważała się za niezwyciężoną i próbowała rzucać Wandzie kłody pod nogi, musi po prostu zniknąć.