Читать книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher - Страница 11
ROZDZIAŁ 9
MAGGIE
ОглавлениеPo raz pierwszy, odkąd się wprowadziłam do Nica, miałam poczucie, że znalazłam swoje miejsce, na pełnych prawach, i w końcu nie chowam się przepraszająco po kątach. Będę miała własną pracownię, urządzę kawałek domu po swojemu, zamiast zajmować przestrzeń należącą do innej kobiety, jak dziki lokator. Miałam właśnie zejść na śniadanie, lekkim krokiem, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Przypominał mi skowyt lisa, którego kiedyś widziałam u nas na osiedlu, potrąconego przez chłopaków jadących kradzionym samochodem i wijącego się w agonii w rynsztoku.
Podbiegłam na koniec korytarza. Pokój Franceski. Zawahałam się w obawie, że nawrzeszczy na mnie, bym się wynosiła. Uznałam jednak, że może naprawdę za drzwiami stało się coś poważnego, więc wtargnęłam do środka, wołając jednocześnie Nico. Zasłony w pokoju były nadal zaciągnięte i chwilę potrwało, zanim dostrzegłam Francescę, skuloną w nogach łóżka, na wpół schowaną pod kołdrą. Płakała, jakby nastąpił koniec świata.
– Francesca! – Podbiegłam do niej i przyłożyłam dłoń do jej pleców. – Co się stało? – Próbowałam ją do siebie odwrócić, ale wtuliła się głębiej w pościel.
Wtedy zobaczyłam plamy krwi na prześcieradle.
– Biedactwo. To twój pierwszy okres?
Przytaknęła, z głową w kołdrze.
– Masz coś, jakieś podpaski?
Wyszlochała, że nie.
W drzwiach pojawił się Nico.
– Co się dzieje?
Położyłam palec na ustach i odprawiłam go gestem dłoni, bezgłośnie poruszając ustami: „Już dobrze”. Skłonność Nico do zielenienia na twarzy przy rozmowie o kobiecych sprawach nie była nam teraz potrzebna. Wyglądał na zdezorientowanego, ale wycofał się z pokoju. Kochałam go jeszcze bardziej za to, że mi zaufał.
Zdjęłam szlafrok z haczyka na wewnętrznej stronie drzwi i podałam go Francesce.
– No dobrze, kochanie. Idź pod prysznic, poczujesz się o niebo lepiej. A ja ci znajdę jakieś podpaski.
Ku mojemu zaskoczeniu objęła mnie rękami za szyję, przyciskając rozpaloną, wilgotną od łez twarz do mojego ramienia.
– Chcę do mamy. Naprawdę chcę do mamy. Chciałabym, żeby tu była.
Zmusiłam się, żeby nie myśleć o tym, jak Sam by sobie poradził, gdybym jutro padła trupem. Ja też nie mogłam sobie wyobrazić, że nie ma mojej mamy – jak strasznie samotna bym się czuła, krocząc przez salę ślubów, żeby wyjść za Nico, gdyby ona nie stała w pierwszym rzędzie, pachnąc kupioną na bazarze podróbką perfum Coco Chanel? Przez ponad trzy dekady mama powtarzała mi, jaka jestem wspaniała, podczas gdy tak naprawdę byłam zupełnie zwyczajna. Ale dla niej byłam niezwykła. Nawet teraz nazywała mnie czasem w żartach „córunią”. A ja uwielbiałam nią być, nawet w tym wieku. Mama stawiała barierę bezpieczeństwa między mną a światem zewnętrznym, była kimś, kto zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby życie było dla mnie dobre, bez żadnych kalkulacji czy oczekiwania odpłaty.
Francesca miała tak mało czasu, żeby chłonąć to poczucie, że ma w osobie Caitlin największą fankę na świecie. A teraz, proszę, na progu kobiecości, kiedy targały nią sprzeczne uczucia – tu jeszcze dziecko, tam już dorosła – a do tego szalało w niej morze hormonów, została bez tej jedynej osoby, która mogłaby pomóc jej to wszystko zrozumieć.
Samej chciało mi się płakać.
Nigdy nie czułam się tak bezradna, niezdolna zaspokoić potrzeb innego człowieka. Kiedy leciały jej łzy, a całą zwykłą złość i drażliwość zmył gwałtowny wybuch żalu, przytulałam ją, głaszcząc po plecach, odgarniając włosy z jej szyi i szepcząc: „No już, już”, tak jak robiła moja mama, kiedy chciała mnie uspokoić.
Powoli szlochanie Franceski przycichło. Wyprostowała się, nie patrząc mi w oczy. Próbowałam przedłużyć ten moment porozumienia, zawieszony między nami, delikatny jak bańka mydlana. Dotknęłam jej dłoni.
– Rozumiem. Naprawdę. Na twoim miejscu też chciałabym mieć tu mamę. A nie kogoś, z kim ożenił się mój tata.
Francesca przygryzła wargę. Nie poruszyła się, po prostu siedziała, a łzy zatrzymały się wzdłuż linii rzęs na dolnej powiece, gotowe z niej skapywać. Ciekawe, ile wieczorów przepłakała w poduszkę, podczas gdy Nico i ja siedzieliśmy na dole, popijając wino, po tym, jak wybiegała nadąsana. Czy kiedy rozmawialiśmy o tym, jak „poradzić sobie z jej zachowaniem”, przytulała twarz do matczynych bluzek, rozpaczliwie pragnąc poczuć znajomy zapach? Grzebała w jej szkatułce z biżuterią, rozplątywała naszyjniki, przymierzała pierścionki, próbując przywołać jej obraz. A ja przez cały ten czas myślałam o sobie, czułam się zagrożona przez trzynastolatkę i zastanawiałam się, jak poprosić Nico, żeby dorobił zamek w drzwiach do naszej sypialni.
Wreszcie zaczynałam rozumieć, co to znaczy być dorosłą.
I co to znaczy być macochą.
Jeśli miał nadejść jakiś odpowiedni moment na to, żeby przestać użalać się nad sobą tylko dlatego, że mój nowy wspaniały świat ma parę drobnych niedoskonałości, to nadszedł właśnie teraz.
– Pójdę po podpaski dla ciebie. Może skorzystasz z łazienki w gościnnym, będziesz miała trochę prywatności? Zmienię ci pościel. Wrzuć piżamę do kosza z rzeczami do prania, ja się już nią zajmę.
Francesca kiwnęła głową.
– Dziękuję. – I znów się do mnie przytuliła.
Tylko jej smutna twarzyczka powstrzymywała mnie przed skakaniem z radości po łóżku, mniejsza o poplamioną pościel.