Читать книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher - Страница 8

ROZDZIAŁ 6
LARA

Оглавление

To było klasyczne zagranie Anny – zrobić z Caitlin świętą, kiedy już nie było jej z nami i nie mogła z nią kruszyć kopii o wszystko, od sposobu prasowania koszul Nico po ilość soli w wodzie na makaron. Massimo pierwszy włączył się do tej farsy. Chociaż oczywiście nie omieszkał się zaasekurować.

– Po pierwsze, chciałbym wypić zdrowie Maggie i jej mamy i podziękować im za to, że dzisiaj przygotowały nam obiad. Był pyszny, dziękujemy. – Zerknął na Sandra. Dobrze, że Beryl udała się ta sztuczka z jego talerzem.

Rozpaczliwie chciałam wyjść za Maggie i Beryl do kuchni. Robiło mi się gorąco na samą myśl o wygrzebaniu z pamięci uroczego wspomnienia o Caitlin. Nie przychodziło mi do głowy nic, co by zadowoliło wszystkich, którzy zostali przy stole.

Massimo zdecydował się skoncentrować na jej witalności i energii, a całą swoją przemowę skierował do Franceski.

– Twoja matka była niesamowita. Codziennie rano, kiedy Lara i ja ledwie wstaliśmy z łóżka, widzieliśmy, jak wraca z biegania. Wyglądała tak młodzieńczo, gotowa na wyzwania nowego dnia.

Poluzowałam sobie bluzkę, która opinała się na brzuchu, czując, jak zalewa mnie świeża fala odrazy do siebie po każdym kawałku makaronu dojedzonym z talerza Sandra, po herbatniku wyciągniętym ukradkiem z paczki, po każdym paluszku rybnym po obiedzie, które pochłonęłam jak odkurzacz.

Massimo jeszcze nie skończył.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że osoba, która tak zdrowo się odżywiała, ćwiczyła i tak o siebie dbała, tak młodo umarła. – Pociągnął łyk wina. – Ale, kochana Francesco, zostawiła taką cudowną córkę. Wiem, że byłaby zachwycona tym, jaka jesteś piękna i wysportowana. Szkoda, że nie widziała, jak wygrywasz mistrzostwa hrabstwa w pływaniu.

Massimo oczywiście wybrał sport jako obiekt pochwał. Ach, ten wybitny gen Farinellich, dzięki któremu wszyscy parli przez życie ze swoim potężnym backhandem, cholernym motylkiem, umiejętnością wzięcia do ręki dowolnej rakiety, paletki czy kija i zadziwienia maluczkich.

Wszyscy z wyjątkiem Sandra.

Kiedy Massimo mówił, Francesca siedziała, skubiąc serwetkę. Pewnie nikt nie musiał jej przypominać o wszystkich zawodach i imprezach, które ominęły jej matkę. Słyszałam, jak głośno, w nierównym rytmie, wciąga nozdrzami powietrze. Na policzkach wykwitły jej drobne rumieńce, rozetki emocji, jakby z trudem powstrzymywała się przed posłaniem nas wszystkich do diabła. Ale w końcu miała prawo być zła, że tak wcześnie straciła matkę. W każde urodziny nadal czuję mieszankę smutku i wściekłości, że moja mama umarła, zanim skończyłam pięć lat. Można się nasłuchać, jaką to się jest „piękną” i „fantastyczną”, ale nic nie zrekompensuje poczucia bycia „zostawioną”. Przez całe dzieciństwo byłam „tą biedną dziewczynką, której mama umarła”. Tym dziwnym dzieciakiem z tatą znacznie starszym od innych rodziców, brodatym dziwakiem wciśniętym na szkolnych imprezach między torebki i wysokie obcasy.

Odsunęłam od siebie myśli o własnej stracie, bo Massimo poprosił nas o uwagę, domagając się toastu za „wspaniałą Caitlin, która odeszła, ale nie została zapomniana”.

Następna w kolejce była Anna. Widziałam krzątające się po kuchni Maggie i jej mamę. Musiały słyszeć, co mówimy w salonie. Nie dziwiłabym się Maggie, gdyby zastanawiała się, do jakiego domu wariatów weszła przez to małżeństwo. Ale jeśli wierzyć Annie, było to wyrachowane posunięcie: Maggie miała romans z Nico jeszcze przed śmiercią Caitlin.

Usłyszałam kiedyś przypadkiem, jak Anna przedrzeźnia Maggie: „«Nikt nam nie wierzy, ale zeszliśmy się dopiero dużo później». Kompletna bzdura! A ta jej matka jest równie okropna. «Biedna Caitlin, poprawię ci poduszki, złociutka». – Anna ciągnęła, ziejąc jadem i pogardą: – Beryl przez cały czas nie spuszczała oka z nadarzającej się okazji: załatwienia córeczce i wnusiowi źródła utrzymania. Wyszło całkiem nieźle, jak na kogoś, kto żyje z przyszywania guzików”.

Ciekawe, czy Beryl przejrzała Annę. Nie była głupia. Anna kiedyś niemalże musiała z jej powodu sięgać po sole trzeźwiące, bo Beryl nie znała różnicy między pennefusilli: „To makaron i to makaron, nie?”.

Ale w przeciwieństwie do mnie Beryl nie zamierzała się poprawić, więcej czytać, szybciej myśleć, nauczyć się kroków, by tańczyć, jak jej Farinelli zagrają. Ich osobliwości i krytyczne uwagi ją śmieszyły. Na pompatyczność Anny reagowała przebłyskami lekceważenia. Bóg raczy wiedzieć, jakie miny robiła teraz nad zlewozmywakiem, słysząc, jak Anna peroruje o tym, jakąż to wspaniałą gospodynią była Caitlin i wspomina „przecudowne” wiktoriańskie nożyczki do winogron, które jej świętej pamięci synowa wyszperała na targu staroci. Miałam nadzieję, że gdyby Anna uznała mnie za godną takich ponurych wspominek, zapisałabym się w jej pamięci czymś istotniejszym niż umiejętność wyszukania nożyczek do owoców w pojemniku z badziewiem.

Następnie Anna zwróciła się do Franceski.

– Twoja kolej, amore.

Chciałam wstać gwałtownie i zakończyć ten makabryczny spektakl. Desperacko pragnęłam powiedzieć Francesce, że nie musi w nim uczestniczyć. Powinna umieć pogodzić się ze swoimi uczuciami, czerpać pociechę ze wspomnień bez oceniania jej zdolności aktorskich przez resztę cholernej rodzinki. Ale Francesca popatrzyła uważnie na zebranych przy stole, a potem się podniosła, jakby to, co zaraz powie, miało służyć czemuś więcej niż przywołaniu przeszłości.

Na sekundę jej twarz się rozluźniła; miała teraz łagodne rysy dziecka, a nie drażliwej nastolatki, którą się stała. Po chwili jednak spojrzała gniewnie na Nico zaczerwienionymi oczami, ze ściągniętą, zaciętą miną, i powiedziała:

– Jeśli chodzi o moją mamę, to najlepiej pamiętam, że mogłam na nią liczyć w stu procentach, zawsze przy mnie była. Nikt nie był dla niej ważniejszy ode mnie. I tego mi brakuje. – Jej głos cichł stopniowo, aż się załamał.

Nico poruszył się niespokojnie. Wyciągnął do niej rękę.

– Jestem przy tobie, Cessie. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Usiłował przyciągnąć ją do siebie i przytulić, ale go odepchnęła.

– Teraz muszę się tobą dzielić z Maggie.

Nico zgarbił się i spuścił głowę. Chociaż miał dopiero czterdzieści lat, o pięć mniej niż Massimo, łatwo można go było wziąć za starszego z braci przez otaczającą go aurę znużenia i sterania życiem, pasemka siwizny w ciemnych włosach, poczucie, że jakaś siła witalna uszła z niego, wyssana przez bitwy z Francescą, których nie mógł wygrać.

Mogłam mu tylko współczuć; doskonale znałam to uczucie, że nigdy nic nie wychodzi ci tak, jak trzeba, choćbyś nie wiem jak się starał. Kiedyś myślałam, że wychowywanie dziecka to będzie pestka, zwłaszcza z Massimem przy boku. Jego entuzjazm dla założenia rodziny rozwiał moje wątpliwości, zrezygnowałam z kiełkującej kariery w księgowości i wybrałam macierzyństwo. No i wiedziałam przecież, że jego pierwsze małżeństwo się rozpadło, bo Dawn nie chciała mieć dzieci. Potem jakoś nigdy nie było „właściwego” momentu, żebym wróciła do pracy, tak uważał Massimo, a Anna nie kryła przerażenia, że mogłabym zostawić Sandra w żłobku z „głupiutkimi dziewczynami, które nawet nie mają własnych dzieci!”.

Zdusiłam ukłucie smutku, które poczułam na myśl o tym, jak optymistycznie rzuciłam się w wir macierzyństwa i jaką mordęgą się ono okazało.

Jakby na dany sygnał, Sandro szepnął, że źle się czuje, boli go brzuch. Nie chciałam przy stole wdawać się w dyskusję o tym, którego końca przewodu pokarmowego może dotyczyć problem – Farinelli przy całej swojej pogardzie dla słabości innych byli absurdalnie pruderyjni, gdy chodziło o fizjologię. Wstałam, żeby wyjść z Sandrem, ale Massimo przytrzymał mnie za rękę.

– Może chwilę zaczekać. Najpierw podziel się z nami swoim wspomnieniem o Caitlin. Przecież to ważne dla ciebie, Francesco – zwrócił się do bratanicy – żeby posłuchać, jak wiele twoja mama dla nas wszystkich znaczyła, prawda?

Francesca przejęła – i udoskonaliła – zdolność Caitlin do patrzenia na słuchaczy tak, jakby jej towarzystwo było dla nich zaszczytem, jakby współczuła drzewom, że wyprodukowały tlen, który zostanie zmarnowany na moje słowa.

Usiadłam i mruknęłam do Sandra, żeby poszedł do łazienki, a ja za minutkę do niego przyjdę. Ale on pokręcił głową i pociągnął mnie za rękę. Spięłam się, a mój mózg zaczął nerwowo pracować. Musiałam zdusić to w zarodku teraz, zaraz, zanim nastąpi eskalacja, zanim wkroczymy na dobrze znaną, wydeptaną ścieżkę: z jednej strony Massimo, z drugiej Sandro, a ja tańczę między nimi jak obłąkana kukiełka. Poczucie przytłaczającej nieuchronności walczyło we mnie z przeświadczeniem, że muszę szybko coś zrobić.

Massimo poklepał Sandra po ramieniu. Tylko ja zauważyłam, jak wbija mocno palce drugiej dłoni w ramię Sandra, żeby oderwać go ode mnie.

– Chodź, synu. Pozwól mamusi opowiedzieć o cioci Caitlin. – Mówił swobodnym tonem, ale wyćwiczone ucho Sandra mogło wychwycić w jego głosie cień groźby.

Sandro przywarł do mnie mocniej, wstrzymując oddech, z zapadniętym brzuchem. Modliłam się, żebyśmy zaraz nie zobaczyli obrazu abstrakcyjnego pod tytułem Zupa.

Popukałam Massima w ramię.

– Chyba Sandro nie czuje się zbyt dobrze. Może ty z nim pójdziesz?

Nozdrza Massima rozszerzyły się ze zniecierpliwienia, ale dalej grał pod publiczkę.

– Gdzie cię boli, synu? Podejdź do mnie, zobaczymy, co ci dolega.

Nie musiałam patrzeć na Annę, żeby wiedzieć, że przybrała ten wyraz twarzy, tę minę ogłaszającą światu: Biedna Lara, stara się jak może, ale Massimo musi ciągle interweniować. Ich chłopak jest taki chorowity, ona go chyba nie karmi odpowiednio.

Sandro jeszcze mocniej przylgnął do mnie, plecy miał sztywne, jego kościste ramiona wbijały mi się w żebra. Wsunęłam dłonie pod uda, żeby powstrzymać się przed podniesieniem go, posadzeniem sobie na kolanach, rozmasowaniem mu brzucha i przytuleniem, żeby nerwowe napięcie puściło.

Chciałam zerwać się i ucałować Beryl, kiedy pojawiła się w pokoju z lodem Cornetto w dłoni i powiedziała:

– Sandro, chodź do kuchni i zjedz loda, a dorośli niech sobie porozmawiają.

Zgarnęła go, zanim Massimo zdążył zareagować, zanim się uparł, żeby Sandro stanął przed nim i poddał się wnikliwym oględzinom, po których usłyszałby nieuchronny werdykt: Nic ci nie jest.

Przypływ lęku, który czułam, opadł, kiedy Sandro odbiegł, trzymając Beryl za rękę, kryjąc się bezpiecznie za jej obfitymi biodrami niczym za wiatrochronem podczas burzy.

Na twarzy Massima na chwilę pojawiła się irytacja, ale poprawił się na krześle, ze skrzyżowanymi ramionami i wyczekującą miną.

– No to słuchamy, Laro. Wiem, jak bardzo tęsknisz za Caitlin.

Rozpaczliwie szukałam czegoś w pamięci, czegokolwiek, byle innego od tej myśli, tak wyraźnej, że aż płonęła mi w głowie, przesłaniając wszystko inne. Stara blizna po ugryzieniu psa na grzbiecie mojej dłoni ściągnęła się i zaswędziała, jak zawsze, kiedy się denerwowałam. Rozejrzałam się desperacko, czując, jak Massimo porusza się niespokojnie. Dostrzegłam stojący z boku wazonik przebiśniegów.

– Ogrodnictwo – powiedziałam, jakbym właśnie znalazła odpowiedź na pytanie za milion funtów. – Była wspaniałą ogrodniczką. – Przygotowałam się do wymieniania nazw wiosennych roślin cebulkowych, do wygłoszenia peanu o jej żonkilach, hiacyntach i krokusach.

Byłam gotowa na wszystko, byle tylko nie powiedzieć: Jeśli chodzi o Caitlin, najbardziej pamiętam, jak bardzo nienawidziłam jej i jej idealnego życia.

Posłuszna żona

Подняться наверх