Читать книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher - Страница 6

ROZDZIAŁ 4
LARA

Оглавление

Po prawie miesiącu poszukiwania naszej kotki wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że może po prostu znalazła sobie inny dom, obficiej zaopatrzony w makrelę, albo leży martwa w jakimś żywopłocie. Usiłowałam być dzielna ze względu na Sandra, ale musiałam schować miski Misty do kredensu, żeby nie wybuchać płaczem za każdym razem, kiedy koło nich przechodziłam.

Odziedziczyłam Misty trzy lata temu, kiedy mój tata poszedł do domu opieki. Zawsze, patrząc na nią, widziałam jego i przypominałam sobie czasy, kiedy mieszkaliśmy razem. Obraz taty głaszczącego kotkę po grzbiecie podczas oglądania Question Time albo słuchania radiowego tasiemca The Archers, a nie zdezorientowanego staruszka z trudem zapinającego guziki ze skoncentrowanym wyrazem twarzy, która radośnie rozpromienia się dopiero wtedy, gdy wchodziłam do świetlicy pensjonariuszy.

Odkąd Misty z nami zamieszkała, całkowicie ignorowała starania Massima, który próbował ją zwabić kawałkami tuńczyka, głaskaniem po łebku czy potrząsaniem pluszowymi myszkami na patyku. Tuliła się natomiast do Sandra, jakby jego kolana były stworzone na legowisko dla jej burego zadka. Z początku Massimo obracał to w żart. „Ta kocica nie zdaje sobie sprawy, jak dobrze jej się powodzi. Niewdzięczne kocisko. Kto niby ją zaopatruje w kurzą wątróbkę? Dobrze, że chociaż moja żona mnie docenia”.

Śmiałam się i droczyłam z nim, że Misty to jedyna kobieta, która nie uważa go za ósmy cud świata. A on rzucał mi rękawicę, zapowiadając, że kotka pokocha go bardziej ode mnie, kiedy tylko podziała na nią jego nieodparty urok.

Co kilka miesięcy podejmował wyzwanie, nie mogąc uwierzyć, że istnieje jakieś stworzenie obojętne na jego wdzięki. Ale Misty wszystkie próby przekupstwa frykasami, odwijaną z kłębka włóczką czy kuszącym „kici, kici, kici” zbywała wzgardliwym spojrzeniem, po czym oddalała się, żeby wskoczyć Sandrowi na kolana.

Sandro nawet próbował przekonać Misty do Massima, kusząc ją kawałeczkami kurczaka. Siadała wtedy na kolanie Massima na jakieś pięć sekund, pożerając smakołyk, po czym zeskakiwała z lekceważącym machnięciem ogonem. Massimo trochę się śmiał, trochę klął, a Sandro po cichu cieszył się, że w tej jednej rzeczy jest lepszy od swojego ojca.

Teraz, cztery tygodnie po zniknięciu Misty, kiedy leżałam w nocy w łóżku, ciągle wydawało mi się, że słyszę dźwięk dzwoneczka, który rozbrzmiewał, gdy przechodziła przez kocią klapkę w drzwiach, albo jej żałosny płacz na dachu garażu. Schodziłam na palcach na dół, żeby to sprawdzić, ale nie było po niej śladu. Wsuwałam się z powrotem do łóżka, a Massimo wyciągał rękę, żeby ścisnąć moją dłoń, i przyciągał mnie do siebie, a ja szlochałam. Jakoś nie mogłam dać sobie spokoju z poszukiwaniami. Dzisiaj znów obeszliśmy z Sandrem okolicę, rozwieszając zdjęcia Misty patrzącej w obiektyw pięknymi bursztynowymi oczami, z apelem do sąsiadów, by przeszukali swoje szopy i garaże.

Nie wiem dlaczego, ale jej zniknięcie sprawiło, że moja rozpacz z powodu powoli tracącego pamięć taty wezbrała i zamieniła się w kłębowisko uczuć, nad którym z trudem panowałam. Przy każdej wbijanej w słupek ogrodzenia pinezce, każdym przyklejanym w oknie wystawowym plakacie czułam się tak, jakbym usiłowała odnaleźć nie tylko kotkę, lecz siebie. Jakbym oferowała nagrodę za tę kobietę, którą byłam dziesięć lat temu, zanim Massimo uwiódł mnie swoim wiktoriańskim domem, wysoką pozycją w pracy, pragnieniem posiadania dzieci. Miałam wtedy dwadzieścia pięć lat i mieszkałam z tatą w połówce bliźniaka z lat trzydziestych, więc propozycje Massima oznaczały dla mnie wizję przynależności do „nowego plemienia”. Do rodziny, która robi wspólne, spontaniczne imprezy przy grillu, przy najskromniejszej okazji otwiera szampana i zawsze ma w garnku dość, by nakarmić jeszcze jedną gębę. Nie to co nasz dom z firankami w oknach, nożem do masła i plastikowymi pojemnikami na żywność, w którym wszystkie moje próby zmian kończyły się wygłaszaną, zawsze w dobrej wierze, radą taty: „Nie bierz na siebie za dużo”.

Częścią uroku Massima było też to, że uparcie powtarzał: „Jesteś jedyną kobietą na świecie, z którą chcę mieć dzieci”.

Jak pochlebnie i prosto to wszystko brzmiało.

Nie zdawałam sobie sprawy, że Massimo oczekuje określonego typu potomka: krzepkiego, żywego, lubiącego sport i pewnego siebie, będącego lustrzanym odbiciem jego gustów, zdolności, intelektu. A nie, najwidoczniej, syna takiego jak Sandro – wiecznie zamyślonego, o artystycznej duszy – którego sama obecność zdawała się raczej irytować Massima niż go oczarowywać.

Teraz jednak zniknięcie Misty spowodowało, że Massimo stał się znacznie życzliwszy dla Sandra, jakby wreszcie zaczął poznawać naszego wrażliwego chłopczyka. Już od kilku tygodni nie podniósł głosu, żeby zbesztać go za porzucony na kanapie papierek po cukierku albo bezpańską skarpetkę na schodach. Nieśmiało kiełkowała we mnie nadzieja; może rozpacz Sandra przypomniała Massimowi, jak bardzo kocha syna.

Z drugiej strony, musiałam walczyć ze sobą, żeby nie czuć się pominięta, kiedy siadali razem do budowania z klocków Lego, wyskakiwali do kina albo na lody, „żeby oderwać Sandra od tego tematu”. Massimo nigdy mnie nie zapraszał na te wyprawy. Mrugał tylko i mówił: „Sandro powinien spędzić trochę czasu z tatą”.

Patrzyłam za nimi, jak szli ulicą, drobna sylwetka Sandra obok muskularnej Massima, tak różni od siebie, o innym sposobie chodzenia, innej karnacji i różnym kolorze włosów. Tyle że Sandro wreszcie szedł wyprostowany, jakby to niespodziewane zainteresowanie ze strony Massima dodawało mu pewności siebie – mnie się to nie udawało. Zamiast kryć się po kątach, kiedy Massimo wracał do domu, Sandro przychodził do niego z propozycjami filmów, które chciał obejrzeć, czy informacjami o tym, że dobrze mu poszło w szkole. Już nie patrzył na mnie prosząco: „Ty powiedz tacie”.

Tylko Massimo potrafił rozmawiać z Sandrem o Misty tak, żeby nie wywoływać u niego histerii. Ja starałam się unikać tego tematu, bo bałam się, że sama się rozpłaczę. Kiedy ostatnio syn wspomniał o kotce, Massimo odgarnął mu włosy z czoła i powiedział:

– Posłuchaj, koty to dziwne stworzenia. Zdarza się, że uciekają na jakiś czas, a potem wracają. A nieraz, chociaż rodzina naprawdę je kocha, znajdują sobie inną, z którą wolą zamieszkać. Musisz też pamiętać, że Misty ma jedenaście lat. Miała cudowne życie. Możliwe, że gdzieś zasnęła i już się nie obudziła.

Sandrowi zadrżały wargi.

– Misty wróci. Nie poszłaby zamieszkać z inną rodziną. Nawet gdyby ktoś zaczął ją karmić, za bardzo by za nami tęskniła. A jedenaście lat to naprawdę nie tak dużo. Przecież była zdrowa.

Massimo podniósł go i przytulił do piersi, poklepując po plecach.

– Nie martw się. To normalne, że jest ci źle, kiedy ktoś albo coś, co kochasz, umiera. Jeśli Misty nie wróci, kupimy ci nowe zwierzątko.

Sandro zdobył się na nieśmiały uśmiech, wdzięczny za okazaną mu przez Massima dobroć. Nawet mnie, w mojej rozpaczy, zrobiło się cieplej na sercu, że mąż nie warknął na Sandra, żeby przestał płakać i był mężczyzną, tylko pozwolił mu wyrazić swoje uczucia. Jedno słówko zrozumienia ze strony Massima, najdrobniejszy komplement, najmniejsza oznaka ojcowskiej aprobaty przewyższały wszystkie moje pochwały mające wzmocnić ego Sandra. Przyjęłam z zadowoleniem, że osiągnęliśmy punkt zwrotny, w którym Sandro dojrzał na tyle, by stać się dla swojego taty kimś interesującym, a nie tylko wymagającym dzieckiem, odwracającym moją uwagę od Massima.

Nie pierwszy raz wykazałam się zdumiewającą naiwnością.

Posłuszna żona

Подняться наверх