Читать книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher - Страница 9
ROZDZIAŁ 7
MAGGIE
ОглавлениеDawniej, kiedy spędzałam poranki w mojej pracowni na obliczaniu, ile sukienek muszę przerobić, żeby zapłacić za nowe buty piłkarskie dla Sama, traciłam miłość do szycia. Ale w połowie marca, kiedy Francesca nasiliła swoje wrogie działania – wybiegała z pokoju, gdy tylko do niego wchodziłam, przepychała się przede mnie, żeby usiąść obok Nico na kanapie, podjudzała Sama do bezczelnych odzywek – pracownia stała się moim azylem. Uwielbiałam otwierać drzwi do swojego prywatnego sanktuarium, gdzie nie musiałam być stale w pozycji obronnej i usprawiedliwiać się, że jeszcze oddycham. W pracy ludzie zwracali się do mnie o pomoc i nie wychodzili z siebie, żeby się ze mną nie zgadzać, kiedy proponowałam różne rozwiązania. Przez długie godziny, które spędzałam pochylona nad guzikami, rąbkami i haftkami, dręczące poczucie bycia niewystarczająco dobrą słabło, chociaż pojawiało się znowu, kiedy powracałam do miejsca, którego wciąż nie uważałam za swój dom.
Dlatego pewnego marcowego wieczoru – kiedy właściciel lokalu, w którym miałam pracownię, przestępując z nogi na nogę, w końcu wydusił, że jest mu bardzo przykro, ale sprzedał cały budynek i daje mi cztery tygodnie na wyprowadzkę – łzy jak grochy poleciały mi na jedwabną koszulę, którą właśnie zszywałam. Wynajmowałam to miejsce za grosze od dawna i nie było mowy, żebym znalazła inną pracownię, na którą byłoby mnie stać. A jeśli nie będę szyć, nie będę mogła zarabiać i rzeczywiście spełnię powszechne oczekiwanie, że wychodząc za Nico, poleciałam na kasę. Szydercze uwagi w rodzaju: „Szybko się z niej zrobiła próżniacza pani na włościach”, będą odbijać się od ścian w pewnych domach na Siena Avenue, zanim spakuję poduszeczki do szpilek.
Kusiło mnie, żeby zadzwonić do dziewczyn z osiedla, zniknąć Pod Kapeluszem z Piórkiem i pić wódkę, dopóki nie zobaczę śmiesznej strony całej sytuacji. Albo pominąć alkohol i pójść do mamy, u której Sam zostawał w każdą środę po treningu. Przez chwilę wyobrażałam sobie, jak by mnie to podniosło na duchu, gdybym wmaszerowała do mamy i padła na sfatygowaną kanapę, a ona zakrzątnęłaby się wokół mnie z herbatą i racuszkami. Wszystkie fotele i kanapy w domu Nico były zaprojektowane tak, jakby miały zachęcać, żeby z nich wstać. A poza tym chciałam chociaż raz zjeść curry na wynos prosto z aluminiowego pojemnika, wybierając sos kawałkiem chlebka naan, i nie musieć się paprać z czosnkiem, ziołami i odpowiednim bulionem z kurczaka.
Ale teraz byłam żoną, więc musiałam iść do domu. Kiedy weszłam, Nico już był, zdążył wrócić z centrum ogrodniczego. Podniósł głowę znad risotta, które mieszał, i od razu do mnie podbiegł.
– Maggie! Dobrze się czujesz? Co się stało?
I chociaż czułam, że skoro Francesca ciągle jest taka nieszczęśliwa, to ja powinnam podtrzymywać wiarę, że wszystko się w końcu jakoś ułoży, moja dobra mina do złej gry nagle zmieniła się w płaczliwy grymas. Nico wyciągnął do mnie ramiona. Francesca, która odrabiała lekcje przy kuchennym stole, wybiegła, trzaskając drzwiami.
A kiedy już zaczęłam, Nico pewnie żałował, że nie kupił chusteczek i papierowych ręczników hurtem. Wylały się ze mnie wszystkie tłumione emocje, trysnęły niczym gejzer. Utrata mojej pracowni krawieckiej to jedno. Były jeszcze ubrania Caitlin w szafie w pokoju gościnnym, beżowe, czarne i granatowe, wiszące tam jak jakiś wyrzut pod moim adresem. No i wojna, którą prowadziła – i wygrywała – ze mną Francesca, co oznaczało, że nigdy nie spędzaliśmy z Nico czasu tylko we dwoje. Chciałabym jej pomóc, sprawić, by przestała cierpieć i nosić w sobie tyle gniewu.
Ale nie potrafiłam.
W efekcie nigdy nie mogliśmy się zrelaksować, bo przecież Francesca mogła potrzebować Nico. Nawet kiedy położyliśmy się już do łóżka, często rozgrywał się wieczorny dramat: „Tato, mam w pokoju skorka. Słyszę jakiś hałas na dole. Nie mogę zasnąć. Boli mnie głowa”. Chociaż dorastałam na osiedlu, gdzie ściany były tak cienkie, że słyszało się, jak sąsiedzi puszczają bąki i kopulują, strach przed krokami Franceski na podeście był najskuteczniejszym antidotum na moje libido.
Nico popatrzył na mnie niemal z ulgą.
– Myślałem, że przestałem ci się podobać. – Pogłaskał mnie po włosach. – Przepraszam, że małżeństwo ze mną nie jest idealne.
– No co ty. Uwielbiam być twoją żoną. Tylko czuję, że cały czas cię zawodzę. Wiedziałam, że nie zastąpię Caitlin, ale nikt mnie nigdy nie nienawidził tak jak Francesca.
– Nie nienawidzi cię. Jak mogłaby? Przecież jesteś cudowna. Jej chodzi o to, co straciła i co ty symbolizujesz. No dobra, pani Farinelli, mam dla pani propozycję – mówiąc to, podsunął mi krzesło.
Chociaż jego głos brzmiał pogodnie, w moich oczach Nico musiał wyczytać strach. Dwa miesiące po ślubie bałam się momentu, w którym uświadomi sobie, że popełnił straszny błąd.
Pochylił się i mnie pocałował.
– Zrobimy ci pracownię na strychu. Tam jest całkiem przyjemnie. Zanim Caitlin zachorowała, chciała tam urządzić studio jogi, więc już zrobiliśmy elektrykę i pobieliliśmy ściany. Jest tam duże okno dachowe, więc będziesz miała światło, i możemy zamówić jakieś wbudowane w ścianę blaty, półki i szafki, co tylko będzie ci potrzebne, żeby jak najlepiej wykorzystać tę przestrzeń.
„Zamówić”. Boże, słowo, którego nigdy dotąd nie używałam. Skombinować. Wymienić z kimś za coś. Sklecić. Wokół serca owinęła mi się cienka nitka nadziei. Moje własne miejsce, specjalnie dla mnie. Może będę mogła zaoferować usługi krawieckie z prawdziwego zdarzenia, nie tylko poprawki i reperacje.
– A duży plus jest taki, że nie trzeba będzie płacić dodatkowego czynszu.
– Jesteś pewny? Nie będziesz czuł się wykorzystywany?
– Nie mów głupstw! Jestem twoim mężem, a nie właścicielem lokalu. To właśnie robią pary: dzielą się ze sobą swoimi problemami i znajdują rozwiązania.
Słysząc to, znów się pobeczałam. Po tylu latach radzenia sobie samej – próby wybrnięcia z kłopotów bez pieniędzy mamy i żeby Sam nie był poszkodowany – słowa Nico były jak sypnięcie magicznym proszkiem, który zamigocze i rozwiąże każdy problem.
– Tylko że będziemy musieli posprzątać strych. – Skrzywił się. – Chyba poprosimy Francescę, żeby nam pomogła. Zostało tam mnóstwo rzeczy Caitlin. Sam nie wiem, co. Jej książki ze studiów, sprzęt do trekkingu, nurkowania i do jazdy konnej, pamiątkowe albumy… Zbierała wszystkie programy z koncertów, bilety lotnicze i tak dalej. Może coś z tego Francesca będzie chciała zatrzymać.
Postanowiłam nie myśleć o tym, ile wspomnień obudzi w Nico porządkowanie rzeczy Caitlin. Sądząc z tego, jaka była wysportowana, to dziwne, że skończył z takim pączusiem jak ja. Nigdy w życiu nie siedziałam na koniu. Nie podobał mi się pomysł jeżdżenia na czymkolwiek, co nie miało porządnego hamulca. Nie byłam pewna, czy chcę być przy tym, jak Nico będzie opowiadał Francesce o miejscach, które odwiedzili z Caitlin, koncertach, na których byli, plażach, gdzie oglądali zachody słońca. Nie chciałam psuć sobie tego, co będziemy razem robić, zastanawianiem się, czy z Caitlin było mu lepiej. Albo dowiedzieć się, że jest cała lista miejsc na świecie, w których uprawiał seks ze swoją pierwszą żoną.
Zależało mi, żeby w moim głosie zabrzmiała stosowna wdzięczność, więc spróbowałam podejścia dyplomatycznego:
– Chętnie pomogę, ale może wolisz, żebyście zrobili to tylko we dwójkę? Nie powinnam mieć nic do gadania w kwestii tego, co zostawić, a co wyrzucić. Skoro jest dużo miejsca, można część tych rzeczy zostawić gdzieś z boku, a ja będę korzystać z reszty strychu.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chyba byłoby lepiej, gdybyś wzięła się do tego razem z nami, bo inaczej będziemy to odkładać w nieskończoność. Poza tym nie mogę od ciebie wymagać, żebyś koegzystowała z upchniętymi w kącie rzeczami Caitlin. Ja bym nie chciał trzymać gratów twojego byłego pod biurkiem. Czas się z tym uporać. Francesca może wziąć sobie to, co chce, do swojego pokoju.
Przytuliłam go. Teraz musieliśmy tylko przekonać do tego pomysłu Francescę.