Читать книгу Filozofia religii - Группа авторов - Страница 16
POJĘCIE BOGA
Jacek Hołówka
NIEISTOTNOŚĆ NIEISTNIENIA
Komentarz
Marcin Tkaczyk
ОглавлениеTekst Pana Profesora Jacka Hołówki jest tak bogaty i wielowątkowy, że domaga się komentarza w postaci serii artykułów i to pióra autorów znacznie lepszych niż ja. Tymczasem muszą wystarczyć moje uproszczone uwagi. Z natury rzeczy koncentruję się na kontrowersjach, a więc tych punktach, które jawią mi się w wywodzie Profesora jako słabsze lub z innych powodów wystawione na krytykę. Nie znaczy to, żebym lekceważył liczne celne uwagi mojego Polemisty.
Czym są teizm i ateizm? Okazuje się, że mamy różne poglądy nawet na to, czym są teizm i ateizm. Z tekstu Profesora Hołówki można wnioskować, z jednej strony, że teizm „jest to teoretyczne stanowisko wspierające wiarę religijną” oraz „wchodzi w bliskie związki z nauką, religią, teologią i filozofią” (s. 36). Byłby to jakiś twór poznawczy równoległy do nauki, religii, teologii i filozofii, mający w dodatku cel praktyczny: wesprzeć wiarę religijną. Z drugiej strony Profesor Hołówka porównuje relację między religią a teizmem do relacji między etyką a metaetyką (przyznam, że nie dostrzegam tej analogii, może raczej chodzi o relację między religią a filozofią religii?).
Moim zdaniem należy odróżniać cele i naturę teizmu od celów i natury poszczególnych teistów. Według mnie nazwa „teizm” normalnie oznacza pewną teorię lub grupę teorii (typ teorii). Teoria jest tutaj pojmowana w najbardziej podstawowy sposób jako zbiór twierdzeń domknięty na wynikanie, ale bez założenia, że twierdzenia tej teorii muszą być uzasadniane dedukcyjnie. Teista jest to osoba, która akceptuje pewną teorię zwaną teizmem. Niektórym teistom przyświecają cele praktyczne, w szczególności egzystencjalne, apologetyczne lub misyjne. O celu egzystencjalnym powiedziałbym wtedy, gdy motywacją akceptacji teizmu jest nadanie sensu własnemu życiu wobec doświadczenia śmierci kogoś bliskiego, w perspektywie własnej śmierci, w zderzeniu ze światem pełnym niezrozumiałego cierpienia i wszelkiego zła, ze strachu przed piorunami itd. Cel apologetyczny, powiedziałbym, przyświeca temu, kto stara się przedstawić wiarę religijną jako racjonalną lub odpowiedzieć na zarzut jej nieracjonalności, a cel misyjny przyświeca temu, kto stara się pozyskać nowych wyznawców. Wielu teistom przyświecają takie lub podobne cele praktyczne. Są jednak teiści, którzy uprawiają filozofię z ciekawości, i pewna wersja teizmu wydaje im się po prostu najlepszą dostępną teorią, wydaje im się najbliższa prawdy lub po prostu prawdziwa. Jedni z nich wyznają jakąś religię, inni żadnej. Przykładami teistów, którzy nie wspierali religii ani nawet nie dawali oznak religijności, są Arystoteles i późny Anthony Flew. Nie ma powodów, żeby odmawiać teizmowi statusu teorii podobnej do innych teorii, autonomii, przynależności do filozofii itd. i zamykać go w kręgu aktywności lub apologetyki religijnej.
Twierdzę, że teizm jest tworem analogicznym lub równoległym do ateizmu. Gdyby przyjęło się perspektywę Profesora Hołówki, należałoby powiedzieć analogicznie, że ateizm jest to stanowisko teoretyczne wspierające bezbożnictwo, walkę z religią lub może antyklerykalizm. Byłoby to przecież stwierdzenie równie niesprawiedliwe. Czym innym jest bowiem ateizm, a czym innym ateista. Moim zdaniem ateizm jest to teoria – lub grupa teorii – konkurencyjna względem teizmu w tym sensie, że ma wyjaśniać te same dane (odpowiada na te same pytania), ale za pomocą z gruntu przeciwnych hipotez. Ateistą nazywam osobę, która z jakichkolwiek racji akceptuje pewną wersję ateizmu. Moim zdaniem niektórym ateistom przyświecają przy tym cele nie mniej praktyczne od tych, które można przypisać teistom: egzystencjalne, apologetyczne i misyjne. Jestem skłonny podejrzewać wielu najpopularniejszych współczesnych ateistów – wśród nich takich, którzy zajmują stanowiska akademickie – o bardzo mocne, a nie zawsze należycie ujawniane, cele misyjne. Mimo to jest dla mnie jasne, że ateizm może być akceptowany jako poważna teoria filozoficzna, to znaczy jako rozwiązanie prawidłowo postawionego problemu naukowego, zmierzające wyłącznie do zaspokojenia ciekawości, jak naprawdę jest, i wybrane ze względu na rzetelną ocenę dostępnego uzasadnienia. Wybitnym przykładem takiego ateisty jest dla mnie Tadeusz Kotarbiński.
Właśnie Kotarbiński napisał: „Ateizm jest […] przeświadczeniem z rubryki sądów egzystencjalnych. Ateista, jako taki, sądzi po prostu, że nie istnieje Bóg. […] Bezbożnik – to w moim rozumieniu arogant w odniesieniu do czcigodnych elementów religii. […] Nie ma żadnego powodu, by ateista musiał być bezbożnikiem” (Kotarbiński, Infeld, Russell 1962). Zgadzając się z tym stwierdzeniem, oczekuję analogicznego zaklasyfikowania teizmu jako twierdzenia „z rubryki sądów egzystencjalnych” bez definicyjnego przypisywania mu celów praktycznych. Możliwe są w pełni naukowe prace zawierające tezę teizmu lub tezę ateizmu. Nawet jeżeli wyniki zawarte w tych pracach są później wykorzystywane do propagowania lub do zwalczania religii, nie zmienia to statusu tych prac ani nie odbiera im prawa obywatelstwa w nauce. Spróbuję uzasadnić tę tezę.
Uważam, że jedną z głównych form postępu w naukowej filozofii (oraz w wielu innych dyscyplinach nauki) jest odkrywanie nowych wnioskowań i doskonalenie wnioskowań znanych. Istnieje wiele wnioskowań kończących się tezą teizmu lub tezą ateizmu. Jedne z nich są na pewno dobre, inne na pewno złe, status niektórych wymaga dalszych badań. Według mnie można rzetelnie oceniać te wnioskowania bez względu na to, czy jest się ateistą, teistą, wyznawcą jakiejś religii, antyklerykałem itd. Do tego trzeba być tylko dobrze przygotowanym i uczciwym badaczem. Wiadomo, że Tomasz z Akwinu, będąc teistą, krytykował wnioskowanie Anzelma z Canterbury, kończące się tezą teizmu. Gdyby teizm był „teoretycznym stanowiskiem wspierającym wiarę religijną”, postępowanie Tomasza byłoby niezrozumiałe.
Trudność z ateizmem i teizmem jako teoriami naukowymi bierze się stąd, że nie widać sposobu na nieodparte rozstrzygnięcie między nimi. W niektórych fragmentach wiedzy możemy się cieszyć algorytmami rozstrzygania wszelkich problemów. Tak jest na przykład z dodawaniem pisemnym lub sprawdzaniem tautologiczności wyrażeń klasycznego rachunku zdań. Wiemy, że każdy, komu się zdaje, że prawo Claviusa nie jest tautologią, błądzi. Z ateizmem i teizmem tak nie jest i nie widać, żeby wkrótce tak miało być. Nie wynika stąd wszakże, żeby wybór między ateizmem a teizmem leżał poza dziedziną racjonalności i był tylko kwestią wiary. Między w pełni sformalizowanym dowodem o skończenie wielu rozstrzygalnych krokach i oczywistej, obliczalnej aksjomatyce a ślepą wiarą (lub ślepą niewiarą) rozciąga się przestrzeń różnych sposobów, wariantów i stopni uzasadnienia.
Znaczenie twierdzeń religijnych. Profesor Hołówka twierdzi, że zdania języka religijnego nie powinny być rozumiane jako opis stanu rzeczy, ale jako wyraz emocji wyznawców: „W religii każda dosłowność to hipokryzja i przesada. Prawda empiryczna jest dla religii nieistotna” (s. 63). Konsekwentnie: „Zatem religia nas napomina, inspiruje i wciąga głębiej do świata naszej własnej wyobraźni, w którym zasadnicze znaczenie mają intencje i postanowienia. W tej wizji świat nadprzyrodzony nie jest ani częścią empirycznej rzeczywistości, ani nawet jakiejkolwiek rzeczywistości zasadniczo podobnej do świata realnego. Niemal nikt nie twierdzi, że Bóg pojęty jako stwórca jest przedmiotem fizycznym” (s. 63). W związku z tym – i jest to chyba główna teza artykułu – „Bóg istnieje [co najwyżej] w sferze pojęciowej” (s. 64).
Moim zdaniem co najmniej niektórzy wybitni teiści, tworząc swoje teorie, pojmowali je dosłownie i bez żadnej hipokryzji przypisywali im istotną funkcję eksplanacyjną w odniesieniu do rzeczywistości empirycznej. Zgodnie z intencjami twórców i z prawidłami sztuki teorie te mogą i powinny być oceniane jako dosłownie prawdziwe lub dosłownie fałszywe. Wykluczając z góry teorie teistów z dziedziny dosłownej prawdy i dosłownego fałszu, przyjęlibyśmy dość dziwną koncepcję i praktykę komunikacji, w której to odbiorca komunikatu wyznacza intencje nadawcy. W normalnych warunkach nadawca stara się przekazać swoje myśli, a odbiorca wczuwa się w myśli nadawcy. Sytuację, w której odbiorca rozumie komunikat w odmienny sposób niż nadawca, nazywamy nieporozumieniem. Tymczasem w odniesieniu do języka religijnego odbiorcy często przyznają sobie uprawnienia nadawców. Na twierdzenie teisty, że Pan Bóg istnieje, można prawidłowo zareagować na kilka sposobów: (a) można to twierdzenie zaakceptować, (b) można je odrzucić, (c) można zakwestionować dostarczone uzasadnienie, względnie zażądać lepszego uzasadnienia, (d) można zgłosić nieskuteczność komunikacji (niezrozumienie) i zażądać dodatkowych objaśnień. Natomiast całkiem częsta sytuacja, w której odbiorca komunikatu decyduje, co nadawca chciał przekazać, wykracza w moim odczuciu poza ramy normalnej komunikacji.
Wedle mojego rozeznania dyskurs religijny, oprócz napomnień, zawiera dosłowne tezy faktyczne, a prawda empiryczna odgrywa w teizmie istotną rolę, w szczególności taką, że teizm stanowi próbę wyjaśnienia całości doświadczenia. Czy ta próba kończy się sukcesem, czy porażką, jest to osobne zagadnienie. Rzecz jasna, istnieją osoby, które sądzą, że Pan Bóg „istnieje co najwyżej w sferze pojęciowej”. Takie osoby nazywamy ateistami. Natomiast teista jest to ktoś, kto sądzi m.in., że Pan Bóg istnieje tout court.
Czy istnienie Boga jest możliwe? Istnienie Boga jest więc problemem faktycznym, rzeczowym, chociaż przez swą specyfikę i stopień skomplikowania mocno uwikłanym w problemy pojęciowe. W związku z tym niektórzy badacze sugerują, że teizm jest tak paradoksalny lub nawet absurdalny, że w świetle całości wiedzy istnienie Boga jest niepodobieństwem. Profesor Hołówka powołuje i celnie zestawia szereg paradoksów związanych z pojęciem Boga: jak bezcielesny duch może istnieć? Jakie mogą być kryteria jego tożsamości? Jak może poznawać? Jak może być obecny? Jak może działać w materialnym świecie? itp. Nie mam tu miejsca, żeby, choćby krótko, ustosunkować się do tych rozważań indywidualnie. Uważam, że są to zagadnienia ciekawe, a niektóre z nich stanowią autentyczne wyzwania dla każdego twórcy teorii teistycznej. Moim zdaniem nie świadczą one jednak o tym, że teza teizmu jest niespójna lub że istnienie Boga nie jest możliwe. Przywołane przez Profesora Hołówkę paradoksy świadczą, jak mniemam, co najwyżej o tym, że nie jest możliwe istnienie Boga podlegającego znanym prawom przyrody. Teiści jednak nie twierdzą, że Bóg podlega prawom fizyki, przeciwnie, sądzą, że Bóg jest kimś bardzo mocno różniącym się od obiektów znanego świata. Oczywiście, trudno jest wyobrazić sobie Pana Boga, ale stąd nie wynika, że pojęcie Boga nie jest rzetelne. Istoty, do których odnosi się większość przywoływanych przez Profesora Hołówkę paradoksów, występują w niektórych religiach, ale nie w teizmie. Teiści często nazywali takie istoty bożkami i – jednomyślnie z Profesorem Hołówką – wykluczali ich istnienie.
Mam wrażenie, że prawie wszyscy – w tym również prawie wszyscy uczeni i nie tylko na gruncie filozofii religii – bardzo często błędnie używamy pojęć modalnych, w tym związanych z wiedzą. Na przykład notorycznie i bezprawnie przeskakujemy od przesłanki typu „nie wiem, jak to jest możliwe” do wniosku typu „wiem, że to nie jest możliwe”. Witold A. Pogorzelski słusznie konstatował, że dekady rozwoju logiki modalnej nie nauczyły nas posługiwania się pojęciami modalnymi.
Z niektórych tekstów filozoficznych można wywnioskować, że jest niemożliwe, żeby Bóg wiedział, co może wiedzieć ateista, ale jest już całkiem możliwe, żeby ateista wiedział, co może wiedzieć Bóg. Czy zatem jest możliwe, że Bóg poznaje świat materialny, skutecznie działa w tym świecie, stwarza wolne istoty, wysłuchuje modlitw, kieruje biegiem wypadków itd.? Na te oraz podobne wątpliwości mogę zareagować pytaniem: czy jest możliwe, żeby prędkość promienia świetlnego i prędkość źródła światła nie dodawały się do siebie?
Czy istnienie Boga wyjaśnia znany świat? W punkcie wyjścia teizmu występuje twierdzenie, że dostępny świat pod istotnymi względami bardziej przypomina artefakt, wytwór umyślnego działania niż przypadkowego zbiegu okoliczności. W mocniejszej wersji teiści sugerują ponadto, że dostępny świat przypomina zakodowaną informację. Powiedziałbym, że dostępny świat jest pod istotnymi względami bardziej podobny do listu niż do kleksa. Widząc przedmiot, który robi na mnie wrażenie artefaktu, na przykład listu, pytam, kto jest autorem, jaki miał cel, intencje, co chciał przekazać itd. Widząc obiekt, który przypomina kleks, nie stawiam takich pytań. Pytam co najwyżej, skąd wypłynął atrament. Teizm stanowi w gruncie rzeczy próbę ekstrapolacji tego sposobu myślenia na całość dostępnego świata, na całość doświadczenia, ewentualnie na osobiste doświadczenie egzystencjalne. Jest to próba ambitna, zapewne ryzykowna, ale nie jest absurdalna.
Profesor Hołówka podnosi w zasadzie jeden – za to bardzo ważny – kontrargument wobec tego sposobu myślenia, mianowicie istnienie zła, w szczególności trudnego do wytłumaczenia zła fizycznego: „Przed wiarą w Boga na podstawie takich argumentów może nas jednak powstrzymać wzgląd, że gdyby niektóre z tych zjawisk miały sugerować istnienie Boga, to inne – w szczególności mszyce, szarańcze, częstość zachorowań na raka, częstość występowania upośledzenia umysłowego, trzęsienia ziemi i tsunami – jeszcze mocniej sugerowałyby jego nieistnienie” (s. 56). Jest to, zapewne, najczęściej podnoszony (niekoniecznie najmocniejszy) kontrargument przeciwko teizmowi. Mimo że podnosi go wielu wybitnych uczonych, uważam, że to wnioskowanie jest logicznie wadliwe. Istnienie zła nie stanowi argumentu przeciwko tezie o istnieniu Boga, ale wyłącznie przeciwko tezie, że Pan Bóg jest zarazem wszechmocny i dobry. Jest to więc poważne wyzwanie dla niektórych wersji teizmu, szczególnie dla takich jak judaizm i chrześcijaństwo, w których wszechmocnemu Bogu przypisywana jest miłość jako ostateczna motywacja jego działania, ale nie dla teizmu jako takiego. Można, będąc teistą, uważać, że sprawy ludzi są Panu Bogu obojętne (deizm), że Pan Bóg wystawia nas na próbę, sprawdza nas (islam), że Pan Bóg ma obiektywnie ograniczone możliwości działania (Platon, Leibniz), że Pan Bóg ma złośliwego wroga, z którym musi walczyć (Zoroaster), że sam Pan Bóg jest zły, może nawet złośliwy (gnoza, kataryzm, satanizm) itd. Również zwolennicy tezy, że Pan Bóg jest dobry i wszechmocny, podają niebanalne wyjaśnienia istnienia zła, na przykład takie, że świat został na początku moralnie uszkodzony przez ludzi (augustynizm). Dlatego główny bohater powieści Dzieje Tewji Mleczarza Szolema Alejchema, chociaż był dotknięty wieloma cierpieniami, nie wnioskował stąd, że Pana Boga nie ma: „Mamy wielkiego Boga, potężnego Boga, a jednak oby tyle błogosławieństw Stwórca raczył mi zesłać, ile razy tenże Pan Wszechświata spłata człowiekowi takiego figla, że…”. Tewje nie popełnił tutaj żadnego oczywistego błędu w rozumowaniu. Istnienie zła może wywołać np. żal do Pana Boga, a niekoniecznie przekonanie, że Pana Boga nie ma. Nie jest więc tak, że istnienie zła „jeszcze mocniej sugeruje nieistnienie Boga”, aczkolwiek stanowi ono bez wątpienia poważne wyzwanie dla niektórych wersji teizmu.
Religia a nauki przyrodnicze. W końcowej części tekstu Profesor Jacek Hołówka wprowadza wątek stosunku religii do nauk przyrodniczych, w szczególności do teorii ewolucji. To obszerne i złożone zagadnienie jest tutaj potraktowane bardzo skrótowo, epizodycznie. Profesor Hołówka przytacza fragmenty nieznanej mi książki Michała Chaberka. Nie zamierzam ani bronić tej książki, ani jej recenzować, ponieważ, jak wspomniałem, nie znam jej, a z nazwiskiem Autora spotkałem się dzięki tekstowi Profesora Hołówki po raz pierwszy. Nie sugeruję, żadną miarą, że Profesor Hołówka dobrał cytaty tak, by stworzyć chłopca do bicia, ale żeby się w tej materii wypowiedzieć, musiałbym po prostu przeczytać przynajmniej dużą część przywołanej pracy. Kontekst wskazuje wszakże wyraźnie, że chodzi o jakiegoś katolickiego teologa lub filozofa (tytulatura wskazuje na to, że o duchownego) oraz że w zamierzeniu Profesora Hołówki przytoczone teksty egzemplifikują domniemany konflikt religii, ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła Rzymskiego, z naukami przyrodniczymi, reprezentowanymi, rzecz jasna, przez teorię ewolucji. Profesor otwiera w ten sposób kolejne bardzo ciekawe i obszerne pole debaty, a nie ma możliwości, żebym do tej debaty stanął na tych kilku stronicach. Ponieważ sugestia konfliktu religii katolickiej z naukami przyrodniczymi jest tu jednak dość wyraźna, czuję się zobowiązany do wygłoszenia jakiegoś komentarza. Mój komentarz z konieczności będzie skandalicznie krótki i niedopuszczalnie uproszczony.
Mogę przypomnieć, że należy odróżniać teorię (a właściwie teorie) ewolucji, która należy do nauk przyrodniczych, od mocno światopoglądowo zabarwionych ekstrapolacji tej teorii (ewolucjonizm w odniesieniu do moralności, metafizyki ewolucjonistyczne, ewolucjonizm społeczny itd.). Powinno być jasne, że takie światopoglądowe ekstrapolacje nie dziedziczą uzasadnienia po swojej ściśle biologicznej kuzynce. Mogę też przypomnieć, że stanowisko teologii katolickiej w odniesieniu do tej naukowej, biologicznej teorii ewolucji zostało ustalone już za rządów papieża Piusa XII i że wcale nie jest to stanowisko wrogie. Przede wszystkim wszakże chcę poczynić uwagę bardziej ogólną, która zakończy mój komentarz do tekstu Profesora Hołówki.
Uznaję nauki matematyczne i przyrodnicze za skarb i jeden z nieodzownych filarów cywilizacji. Sądzę, że jestem pod tym względem reprezentantem przytłaczającej większości dawnego i współczesnego świata katolickiego. Rozwój nauk pokazuje, że nasza wiedza jest zawodna i ograniczona, a raczej że jest dramatycznie mała, i że liczba pytań rośnie szybciej niż liczba odpowiedzi. Pokazuje wszakże również, że dzięki sile rozumu, pokorze i uporowi możemy czegoś się nauczyć, możemy wydrzeć światu pewne tajemnice, a nawet możemy nad pewnymi fragmentami świata zapanować. Obawiam się, że skarb wiedzy ludzkiej jest dzisiaj bardzo mocno zagrożony. Wszakże, moim zdaniem, to nie religia katolicka powinna tutaj zasiadać na ławie oskarżonych. Największym zagrożeniem dla rozwoju nauk przyrodniczych i panowania związanego z nimi typu racjonalności jest nowa postać irracjonalizmu: rozpowszechniona w świecie akademickim – a czerpiąca swe inspiracje raczej z ateizmu niż z wiary katolickiej – tendencja do wyzwolenia się spod tyranii obiektywnej, absolutnej prawdy, logiki i rozumowania. Teologia katolicka nie okazuje się tutaj wrogiem nauk ścisłych, ale jednym z ich ostatnich obrońców. Jeżeli zaś, obok ateistycznego postmodernizmu, jest jakaś wielka i rosnąca w siłę religia teistyczna, która stanowi poważne zagrożenie dla nauk, to nie jest to religia katolicka, ale zupełnie inna.