Читать книгу Filozofia prawa - Группа авторов - Страница 7

PORZĄDEK PRAWNY
RZĄDY PRAWA

Оглавление

Jakub Stelina

Słowa kluczowe: demokracja, państwo prawa, państwo prawne, rządy prawa

1. Od „stanu bez prawa” do „rządów z prawem”

Idea rządów prawa (ang. rule of law), wraz ze zbliżoną do niej ideą państwa prawnego (niem. Rechtsstaat)21, są współcześnie zaliczane do kanonu fundamentalnych zasad, według których powinno być zorganizowane nowoczesne państwo. W najogólniejszym znaczeniu pojęcie „rządy prawa” oznacza stan, w którym władza i obywatele są związani i ograniczeni prawem, a więc systemem uprzednio znanych, ogólnych i stosowanych równo wobec wszystkich reguł. Nie chodzi tu więc o antropomorfizację prawa, ale jedynie o stwierdzenie, że władza jest (ujęcie deskryptywne) lub powinna być (ujęcie postulatywne) sprawowana zgodnie z tak pojmowanym prawem. W tym sensie rządy prawa można zestawić z takimi określeniami, jak „rządy dobra” i „rządy sprawiedliwości” (mające pozytywne konotacje) czy „rządy pieniądza” (niosące za sobą raczej negatywny ładunek emocji). Żadne z tych określeń nie oznacza przecież, że władzę sprawują jakieś spersonifikowane abstrakty w postaci „dobra”, „sprawiedliwości” czy ożywione „pieniądze”; chodzi jedynie o sprawozdawczą lub życzeniową charakterystykę konkretnego sposobu sprawowania rządów, w którym ważną rolę odgrywają określone wartości.

W obecnej postaci idea rządów prawa została zbudowana jako pewien konstrukt myślowy stosunkowo niedawno, bo w XIX wieku (samo określenie zostało użyte po raz pierwszy przez Alberta Venna Diceya w 1885 roku w książce Introduction to the Study of Law of the Constitution [Dicey 1982, s. 107 i n.]), choć jej bezpośrednie źródła odnaleźć możemy w myśli prawnej i politycznej rodzącego się już w końcu wieku XVII liberalizmu. Jednak wbrew obiegowej opinii odpowiedników współczesnej idei rządów prawa można poszukiwać w czasach dużo wcześniejszych. Zazwyczaj przyjmuje się, że idea zbliżona do tej, którą obecnie określa się mianem „rządów prawa”, narodziła się w antycznej Grecji (Tamanaha 2004, s. 7). Filozofia grecka, której zadaniem było opisywanie i wyjaśnianie wszelkich zjawisk fizycznych i społecznych, pełniła także funkcję teorii prawa i teorii państwa (w ówczesnej Grecji nie istniała rozwinięta doktryna prawnicza). Grecy oczywiście nie wymyślili koncepcji prawa jako takiego. Prawo, będące elementem porządkowania rzeczywistości, towarzyszy ludzkości od najdawniejszych czasów, a pewne reguły dotyczące relacji międzyludzkich występowały także, w mniej lub bardziej rozwiniętej formie, w społecznościach przedpaństwowych (Kurczewski 1973, s. 9). Przyjmowane wówczas normy postępowania, często wywodzone z obserwowanych zjawisk natury lub od nich zależne, określały sposób życia wspólnot pierwotnych. Reguł tych nikt nie ustanawiał, a ich przestrzeganie wiązało się wprost z instynktem przetrwania. Natomiast zalążki prawa w dzisiejszym znaczeniu tego pojęcia, a więc system ustanowionych czy uznanych i sankcjonowanych nakazów i zakazów, to zjawisko, które mogło zaistnieć wraz z powstaniem pierwszych form organizacji społecznej (Ubi societas, ibi ius) (Kurczewski 1973, s. 19). Z kolei prawo jako abstrakt, podlegający opisowi i analizie, mogło pojawić się dopiero wraz z rozwojem myśli. Nie musiało się to wiązać z rozwojem myśli stricte prawniczej, dlatego początkowo prawo rozwijało się w ramach filozofii; teoria prawa to wytwór późniejszy. Nic więc dziwnego, że krokiem milowym dla rozwoju myśli prawniczej był rozwój filozofii greckiej.

W klasycznych traktatach filozoficznych można odnaleźć – oprócz wielu uniwersalnych zasad dotyczących organizacji życia społecznego i publicznego – pewną myśl, która nie jest wprawdzie wypowiedziana wprost, ale daje się z łatwością odtworzyć z wypowiedzi uczonych mężów. Jest to myśl, że państwo, którego władze działają zgodnie z istniejącymi i znanymi uprzednio prawami, jest stanem pożądanym, bo przeciwstawnym państwu rządzonemu arbitralnie lub wbrew tym prawom (Kelly 2006, s. 44). W greckich miastach-państwach (polis), zwłaszcza tych o ustroju demokratycznym, wymagano więc, by reguły rządzące relacjami międzyludzkimi, a zwłaszcza relacjami między ludźmi i władzą, były uprzednio znane, tak aby obywatele wiedzieli, jak mają postępować i co ich czeka, jeśli naruszą ustalone reguły. Ważne było też, by prawo wiązało rządzących w równym stopniu co rządzonych; urzędnicy państwowi mieli być więc „sługami” praw. Natomiast mniej uwagi poświęcano kwestii treści samego prawa, uznając, że jeśli zostało ono prawidłowo ustanowione, to powinno wiązać bezwzględnie22. Podobne podejście cechowało rzymską myśl prawniczą, zwłaszcza za czasów republiki. Za jej najbardziej miarodajny wyraz może posłużyć słynny cytat z Cycerona: Omnes legum servi sumus ut liberi esse possimus („Praw niewolnikami jesteśmy, abyśmy wolnymi być mogli”). Natomiast w okresie kształtowania się absolutyzmu cesarskiego sformułowano zasadę Princeps legibus solutus est („Cesarz jest wolny od praw”) (Kelly 2006, s. 91), która statuowała nadrzędną pozycję władcy wobec prawa. Zasada ta stała się następnie głównym punktem odniesienia dla rozważań nad istotą władzy i prawa w późniejszych wiekach, tym bardziej że musiała się ona zmierzyć z rozpowszechnioną w prawie zwyczajowym plemion germańskich zasadą związania króla prawem (Tamanaha 2004, s. 23). Gdy cesarstwo zachodnie upadło, a na jego gruzach wyrósł nowy ład polityczny w Europie, to właśnie kwestie legitymacji i zakresu związania władców świeckich obowiązującym prawem – także tym, które sami ustanawiali – były przedmiotem żywego zainteresowania uczonych jurystów i filozofów chrześcijańskich. Dlatego chociaż początkowo respektowano zasadę Princeps legibus solutus est, czemu sprzyjało przypisywanie władzy natury boskiej (władza pochodzi od Boga), potem zaczęto jednak ograniczać swobodę władców, przez odwoływanie się do nakazów o charakterze moralnym. Niektórzy uważali, że dobry władca to taki, który przestrzega prawa, dając tym samym dobry przykład swoim poddanym (św. Ambroży), inni wręcz, że władca może wymagać od poddanych przestrzegania prawa, pod warunkiem że sam je przestrzega (św. Izydor). O obowiązku przestrzegania prawa jako powinności moralnej władcy pisał także św. Tomasz z Akwinu, dopuszczając wszakże możliwość zwolnienia z tego obowiązku w przypadkach szczególnych, a więc gdy wymaga tego zapewnienie sprawiedliwości (Kelly 2006, s. 120 i n. oraz 153).

Ważne zmiany dla postrzegania istoty omawianej idei miały wydarzenia polityczne w Anglii z początków XIII wieku. Przegrana przez Anglików rywalizacja o tron francuski pozbawiła króla Jana bez Ziemi większości jego francuskich posiadłości, osłabiając tym samym pozycję monarchy względem baronów angielskich, którzy zmusili go do wydania przywileju Magna Charta Libertatum w roku 1215 (Sczaniecki 1985, s. 196). Karta przewidywała szereg gwarancji prawnych dla poddanych króla, w tym zakaz pozbawienia wolności lub banicji bez wyroku sądowego. Ponadto, w przypadku niedochowania postanowień Karty, przeciwko królowi mógł być wszczęty proces. Tym samym przestrzeganie prawa przez króla z powinności moralnej przekształciło się w obowiązek prawny (Kelly 2006, s. 154). Nie oznaczało to jednak ostatecznego zwycięstwa szlachetnej idei prymatu prawa nad władzą świecką. W kolejnych wiekach, zwłaszcza w niespokojnych czasach późnego średniowiecza oraz wojen religijnych i pierwszych zrywów społecznych w XVI wieku, ożywiła się dyskusja nad istotą władzy i prawa, torując drogę rodzącej się idei absolutyzmu. Przyjmowano co prawda, że dobry władca powinien przestrzegać prawa, nie oznaczało to jednak, by był nim związany na zawsze. Mógł je bowiem zmienić „dla dobra królestwa”. Nawet Jean Bodin, szesnastowieczny francuski myśliciel i zwolennik absolutyzmu, uważał, że król powinien rządzić tak dalece, jak to możliwe, za pomocą prawa, a nie arbitralnej woli (Kelly 2006, s. 201); sprowadza się to do koncepcji „rządzenia za pomocą prawa”.

Jak widać, przez kilkadziesiąt wieków historii myśli polityczno-prawnej chodziło przede wszystkim o utrwalenie zasady, że najważniejsze aspekty życia publicznego powinny być ustalone i jako takie przestrzegane przez osoby sprawujące rządy. Związanie władców prawem było więc antytezą dowolności i swobody, oznaczało wymóg istnienia wcześniej ustalonych i znanych przez poddanych reguł, które winni oni byli przestrzegać. Początkowo na straży tak rozumianych „rządów prawa” stał porządek naturalny i normy religijne; z czasem zaczęły być tworzone także gwarancje instytucjonalne, na przykład w postaci niezależnego od władców sądownictwa. Przyjmowano też, że prawo powinno służyć dobru ogólnemu i nie powinno naruszać naturalnego porządku.

Można więc przyjąć, że aż do XVIII wieku „rządy prawa” pojmowano w kategorii formalnych ograniczeń władzy; chodziło więc raczej o „rządy z prawem”, czyli o to, że prawo tak samo wiąże rządzących, jak i rządzonych, jednak winno ono być przestrzegane bez względu na to, jaka jest jego treść. W tym znaczeniu idea rządów prawa to w istocie potwierdzenie uniwersalnej cechy każdego prawa, a więc tego, że ma ono moc wiążącą (jeśli „prawo” nie obowiązuje, to nie jest prawem) i jest sankcjonowane; samo w sobie należy to oceniać pozytywnie, przynajmniej jako punkt odniesienia dla – cechującego tyranię – stanu samowoli, gdzie poddani zależą od zmiennych kaprysów tyrana. Rodzące się nurty wolnościowe kazały jednak na nowo spojrzeć na istotę prawa jako regulatora życia społecznego i państwa jako formy organizacji społeczeństwa. W 1688 roku zalegalizowano w Anglii możliwość pozbawienia króla władzy (bill of rights) ze względu na łamanie przez niego „praw i wolności Królestwa”. Przełomowe znaczenie miały prace Johna Locke’a (Drugi Traktat o Rządzie, 1690), Monteskiusza (O duchu praw, 1748) oraz Jamesa Madisona, Alexandra Hamiltona i Johna Jaya (Eseje polityczne federalistów, 1787–1788). Określono w nich prawne uwarunkowania liberalizmu, takie jak spisana konstytucja, demokratyczne wybory, wyraźnie wyartykułowane prawa obywateli, podział władz i sądowa kontrola ustaw (Tamanaha 2004, s. 55), a tym samym stworzono podwaliny współczesnego konstytucjonalizmu. Ważną rolę odegrała teoria umowy społecznej, zgodnie z którą państwo powstało w wyniku konsensusu społecznego. Chodziło przy tym nie o przedstawienie rzeczywistej genezy organizmów państwowych, ale o podkreślenie podmiotowości i wrodzonej godności każdej osoby ludzkiej. Źródłem władzy mogła być więc jedynie wola ludu, co oznaczało, że rządzących powinny obowiązywać naturalne ograniczenia w sprawowaniu władzy, spisane w postaci konstytucji. Nieprzypadkowo więc to właśnie w XVIII wieku pojawiły się pierwsze ustawy zasadnicze (Stany Zjednoczone – 1789, Francja i Polska – 1791), odzwierciedlające w mniejszym lub większym stopniu wyrażone wyżej zasady.

2. Od „rządów z prawem” do „rządów prawa” i „państwa prawa”

Dla zyskujących na znaczeniu w XVIII wieku liberałów idea zorganizowania porządku publicznego wedle jawnych, jednakowych dla wszystkich i z góry znanych zasad była oczywiście dalece niewystarczająca. Hasłem nowo powstających prądów filozoficznych i politycznych stała się wolność, rozumiana zarówno w sensie politycznym (władza pochodzi od ludu, a więc także do niego należy), jak i mentalnym (środkiem poznawania i zrozumienia rzeczywistości może być jedynie rozum). Idee te nie tylko przyczyniły się do obalenia dotychczasowego porządku politycznego (co miało miejsce na przykład w koloniach angielskich w Ameryce Północnej czy we Francji), lecz także stały się elementem porządku prawnego. W przyjętej w 1789 roku francuskiej Deklaracji praw człowieka i obywatela wyraźnie wyartykułowano zasady suwerenności narodu, trójpodziału władzy, równości wobec prawa czy nietykalności osobistej. Wiele podobnych rozwiązań zawierała również pierwsza w świecie spisana ustawa zasadnicza (Konstytucja Stanów Zjednoczonych z 1789 roku). Ta zmiana obowiązującego dotąd paradygmatu aksjologicznego tchnęła w – intuicyjnie dotąd pojmowaną – ideę „rządów z prawem” nowe treści i dała podstawę do wykształcenia się nowego pojęcia: „państwa prawnego” („państwa prawa”), które przeciwstawiano „państwu policyjnemu”. Koncepcję tę rozwijano początkowo w Niemczech (Rechtsstaat)23, gdzie miała ona licznych propagatorów24. W ówczesnej doktrynie niemieckiej można było wyróżnić dwa podstawowe modele państwa prawnego. W ramach pierwszego przyjmowano, że jest to konstrukcja formalnego porządku prawnego, w którym swoboda państwa jest ograniczana przez wymóg przestrzegania podstawowych wartości (wolność, własność, dostęp do urzędów państwowych). Państwo w ramach określonego porządku realizuje swoje cele za pomocą ustaw (Friedrich Julius von Stahl). Na tym podłożu wyrósł później pozytywizm prawniczy, którego najbardziej skrajną odmianą był normatywizm prawniczy Hansa Kelsena (Jamróz 2014, s. 74 i n.). Szerzej istotę państwa prawnego postrzegał z kolei – w ramach wspomnianego drugiego modelu państwa prawnego – Robert von Mohl. Myśliciel ten postulował, aby pewne zasady i idee znajdowały odzwierciedlenie w treści prawa. Jego zdaniem koncepcja „państwa prawnego” musi zakładać: równość wobec prawa, wolność jednostek w dążeniu do osiągania dozwolonych celów (a czasami także uzyskanie poparcia dla tych dążeń), jednakowe prawo wszystkich uzdolnionych do udziału w sprawach publicznych, wolność osobistą, swobodę wyrażania myśli, swobodę wyznań religijnych, swobodę przemieszczania się i wolność zrzeszania się w dobrowolnych stowarzyszeniach (Zmierczak 2011, s. 18). W późniejszym okresie teoria „państwa prawnego” rozwinęła się także we Francji (l’état de droit), gdzie przede wszystkim odwoływano się do dorobku Wielkiej Rewolucji (Jamróz 2014, s. 77).

Jak widać, istotę nowej idei państwa prawnego należało wiązać zarówno z demokratyczną legitymacją prawa, jak i z zagwarantowaniem praw i wolności jednostek. W państwie, rozumianym jako wspólnota wolnych obywateli, nie może więc chodzić tylko o to, by obowiązywało „jakieś” prawo (nawet jeśli okaże się ono dobre); najważniejsze jest to, by członkowie tej wspólnoty mieli wpływ na tworzenie prawa, a prawa jednostek były zabezpieczone przez system gwarancji prawnych i przez różne instytucje ochrony, będące częścią obowiązującego i uznawanego przez władzę porządku. A zatem powołana demokratycznie władza, realizowana w imieniu suwerena (narodu), musi podlegać ograniczeniom (Kmieciak 2016, s. 22). Do kanonu wspomnianych gwarancji zaliczano: istnienie spisanej konstytucji, określającej podstawowe zasady ustroju państwa, wprowadzenie trójpodziału władzy, niezależność sędziów, katalog gwarantowanych praw i wolności obywatelskich, związanie administracji prawem i obowiązywanie procedur dochodzenia przez obywateli ochrony prawnej (Niesiołowski 2013, s. 277). W szerszym ujęciu do kanonu zasad państwa prawnego zaliczano także równość szans, rozumianą jako wspieranie słabszych w dążeniu do zaspakajania ich uzasadnionych potrzeb. Wydaje się więc, że sam rdzeń idei państwa prawnego i rządów prawa nie budził sporów; różnice zdań dotyczyły fundamentu, na którym idea ta ma się zasadzać. Dla niektórych wystarczające było stworzenie mechanizmów demokratycznych oraz systemu gwarancji praw i wolności obywatelskich, innym to jednak nie wystarczało. Potrzebę szerszej perspektywy wyrażali zwłaszcza zwolennicy podejścia konserwatywnego; dodatkowo podkreślali oni, że należy uwzględnić podstawy aksjologiczne, z których wyrasta idea państwa prawnego i które tę ideę zabezpieczają (Szlachta 2011, s. 29 i n.). Trafnie ujął istotę tego sporu Friedrich August von Hayek, stwierdzając, że:

rządy prawa zakładają […] ścisłą praworządność, ale to nie wystarcza, bo wymagają one, aby wszystkie prawa odpowiadały określonym zasadom […]. Mogą one być urzeczywistnione tylko w tej mierze, w jakiej prawodawca czuje się nimi związany. W warunkach demokracji nie zwyciężą one, o ile nie będą częścią moralnej tradycji społeczeństwa, wspólnym ideałem wyznawanym i bezwarunkowo akceptowanym przez większość (von Hayek 1989, s. 193–194).

Z pewnością jednym z takich postulatów moralnych jest dążenie do faktycznego zapewnienia równości szans dla wszystkich obywateli, realizowane przez objęcie szczególną ochroną osób znajdujących się w najgorszej sytuacji ekonomicznej i upośledzonych społecznie. W drugiej połowie XIX wieku takie podejście uzyskało silne wsparcie zarówno w społecznej nauce Kościoła katolickiego (encyklika Rerum novarum papieża Leona XIII), jak i w nurtach lewicowych. Tak rozumianą ideę państwa prawnego dzielił już bowiem tylko krok od innej ważnej dwudziestowiecznej idei – koncepcji państwa socjalnego (socjalnego państwa prawnego), odwołującej się do zasady sprawiedliwości społecznej.

Wydawało się, że w XX wieku nie ma alternatywy dla rządów prawa, a w kręgu kultury europejskiej taka forma sprawowania władzy stanie się niekwestionowanym – przynajmniej jeśli chodzi o podstawowe założenia – fundamentem ustrojowym współczesnych państw i społeczeństw. Tymczasem poważny cios zadały tej idei dwie totalitarne i zbrodnicze ideologie lewicowe: niemiecki nazizm i sowiecki komunizm. Ten drugi, co prawda, zrodził się w kraju dalekim od jakichkolwiek standardów rządów prawa, niemniej od lat czterdziestych objął swoim zasięgiem także niemałą część Europy Środkowej. Z kolei nazizm (narodowy socjalizm) triumfował w państwie o ugruntowanych tradycjach demokratycznych (Niemcy), kolebce idei państwa prawa. Trudno się temu dziwić, gdyż zarówno naziści, jak i komuniści odrzucali demokrację i wprowadzali rządy autorytarne (choć z zachowaniem fasadowych instytucji demokratycznych, takich jak parlament czy wybory). Warto jednak zauważyć, że już wcześniej chłodny stosunek do koncepcji rządów prawa mieli przedstawiciele nurtów radykalnej lewicy; to z kolei wynikało z ich sprzeciwu wobec liberalizmu oraz negatywnych skutków zasady rządów prawa – zwłaszcza tych, które wiązano ze sprawiedliwością dystrybutywną i formalną równością (Tamanaha 2004, s. 73). Upadek reżimów totalitarnych w Europie z nową siłą wskrzesił ideę rządów prawa wszędzie tam, gdzie była ona dotychczas odrzucana. Jednocześnie doświadczenie nazizmu, a później komunizmu, zmuszało do zweryfikowania dotychczasowych zapatrywań na ideę rządów prawa; w rezultacie doszło do jej wzmocnienia i próby instytucjonalizacji. Służyć temu miało odświeżenie doktryny „ustawowego bezprawia” (Lex iniusta non lex est), choćby w postaci tak zwanej „formuły Radbrucha” (Zajadło 2011, s. 105)25, negującej założenia pozytywizmu prawniczego, a także konstytucjonalizacja zasady państwa prawa. W konstytucjach kolejnych państw, które wyzwalały się z mroków dyktatury, uwzględniano – pośrednie lub bezpośrednie – odwołania do zasad państwa prawnego. Po raz pierwszy zasadę państwa prawnego wyrażono wprost w konstytucji niemieckiej z 1949 roku, odwołującej się do „republikańskiego, demokratycznego i socjalnego państwa prawnego” (Banaszak 2015, s. 178). W podobnym kierunku podążały kolejne państwa (na przykład Hiszpania, Portugalia, Polska, Węgry, Rumunia czy Bułgaria). W ten sposób koncepcja „demokratycznego państwa prawnego” (dopełniana niekiedy określeniem „socjalne”), przejęta ze sfery myśli polityczno-prawnej, została inkorporowana do języka prawnego, a więc języka, w którym formułuje się przepisy i normy prawne (jurydyzacja), i dzięki temu stała się także przedmiotem interpretacji sądowej26. W wielu państwach koncepcja ta jest zatem komponentem ustroju społeczno-politycznego, a nie tylko – jak bywało wcześniej – elementem zaplecza aksjologicznego systemu demokratycznego.

Widzimy, że „rządy prawa”, jak i w istocie zbliżona do tej formy koncepcja „państwa prawnego” („państwa prawa”), to pewien konstrukt myślowy – a obecnie bardzo często także zasada prawna – na który składają się pewne wymogi dotyczące zarówno sposobu urządzenia i funkcjonowania władzy publicznej, jak i uznania określonych praw i wolności człowieka. W swojej monografii na temat rządów prawa Brian Tamanaha wyróżnia dwie grupy teorii związanych z „rządami prawa” – formalne i materialne:

Podstawowe rozróżnienie można podsumować w ten sposób: teorie formalne skupiają się na właściwych źródłach i formie legalności, a teorie materialne zawierają również wymagania dotyczące treści prawa (zazwyczaj chodzi o sprawiedliwość lub zasady moralne). Różnice te mają jednak charakter informacyjny, nie powinno się ich traktować nazbyt ściśle – teorie formalne mają swoje implikacje materialne, a teorie materialne zawierają także wymogi formalne (Tamanaha 2004, s. 92).

W polskiej literaturze odpowiednikiem tych teorii są zazwyczaj koncepcje praworządności formalnej i materialnej (Nowacki 1995, s. 33), choć nie brakuje także krytyków takiego ujęcia. Na przykład Lech Morawski stwierdza, że koncepcja państwa prawa jest „w immanentny sposób powiązana z określonym zespołem wartości i poza nim nie ma żadnego sensu” (Morawski 1999, s. 247).

Wśród teorii formalnych Tamanaha wymienia: rządy za pomocą prawa (rule-by-law), formalną legalność (formal legality) oraz demokrację i legalność (democracy + legality) (Tamanaha 2004, s. 91). Natomiast do teorii materialnych zalicza: prawa indywidualne (individual rights), prawo do godności i/lub sprawiedliwości (right to dignity and/or justice) i społeczny dobrobyt (social welfare). Ich kolejność nie jest przypadkowa. Autor uszeregował je, uwzględniając zasób treści, którą niesie każda z nich. Najwęższą pod tym względem jest teoria „rządów za pomocą prawa”, najbardziej zbliżona do wyróżnionej na wstępie niniejszego opracowania koncepcji „rządów z prawem”. Sprowadza się ona do prostego stwierdzenia, że „prawo jest środkiem, za pomocą którego państwo prowadzi swoje sprawy”. Dużą popularnością w Stanach Zjednoczonych cieszy się teoria legalności formalnej, która zakłada występowanie szeregu reguł proceduralnych związanych z tworzeniem prawa. Dla zachowania rządów prawa wystarczy, by ustawodawca kierował się w swoich decyzjach prawodawczych owymi regułami. W praktyce oznacza to, że także systemy autorytarne, w których gwałcone są prawa człowieka, mogą uchodzić za zgodne z rządami prawa. Tylko w pewnym stopniu niedostatki te usuwa ostatnia z wymienionych teorii formalnych, która zakłada konieczność uwzględniania w danym systemie ustrojowym wymogu demokratycznej legitymacji władzy prawodawczej.

Każda z teorii formalnych koncentruje się w mniejszym lub większym stopniu na zasadach tworzenia prawa, żadna natomiast nie formułuje wymogów dotyczących tego, jakie powinno być prawo. Trudno zatem uznać je za w pełni satysfakcjonujące. Jak słusznie wskazuje Joseph Raz: „prawo może […] wprowadzić niewolnictwo bez pogwałcenia rządów prawa” (Raz 1979, s. 214), jeśli tylko zachowane zostaną odpowiednie procedury prawodawcze i taka będzie wola większości. Dlatego konieczne jest poszukiwanie jakichś standardów i gwarancji, odnoszących się także do treści obowiązującego prawa oraz do jego aksjologii. W przeszłości taką rolę odgrywało odwoływanie się do koncepcji prawa natury jako odwiecznego i niezmiennego porządku normatywnego, którego powinny przestrzegać prawa tworzone przez człowieka. Obecnie swoistej „kotwicy aksjologicznej” poszukuje się na gruncie tak zwanych materialnych teorii rządów prawa. Teorie te zawierają w sobie wszystkie elementy teorii formalnych, a dodatkowo są poszerzone o wymogi dotyczące treści prawa. Nie chodzi oczywiście o formułowanie konkretnych dyrektyw związanych z tym, jaka powinna być konkretna treść obowiązującego prawa, lecz o stworzenie swoistych bezpieczników, które będą stać na straży tego, by prawa tworzone przez prawodawcę były słuszne. Może to być system uznawanych powszechnie gwarancji indywidualnych, zapewniających jednostkom określone prawa podstawowe. I dlatego najwięcej zwolenników zyskuje teoria praw indywidualnych (Tamanaha 2004, s. 102). Zdaniem Ronalda Dworkina prawa indywidualne nie są jednak przyznawane przez prawo pozytywne, ale wynikają z jego podstaw aksjologicznych i stają się integralną częścią systemu prawnego (Tamanaha 2004, s. 102). Z kolei najszerszą wersją teorii rządów prawa jest teoria socjalna (teoria dobrobytu społecznego), zgodnie z którą państwo ma obowiązek zapewnienia pomocy jednostkom w realizacji ich potrzeb. W najpełniejszej postaci teorię tę realizuje koncepcja państwa socjalnego.

Współcześnie istnieje wiele różnych ujęć omawianej idei – od „rządów za pomocą prawa” aż do demokratycznego, a nawet socjalnego, „państwa prawa”. Nie brakuje też prób zespolenia różnych teorii, wyrastających z odmiennych kultur i tradycji prawnych. W ślad za poglądami takich wielkich myślicieli, jak Lon Luvois Fuller, Joseph Raz czy Lawrence Solum, rządy prawa można określić jako

zespół reguł i praw obowiązujących w zorganizowanej uczciwie i prosperującej społeczności, którego rdzeniem są następujące zasady: a) rząd i jego urzędnicy oraz przedstawiciele, jak też osoby prywatne i jednostki w całości podlegają prawu; b) ustawy są jasne, podane do publicznej wiadomości i ścisłe. Chronią one prawa podstawowe, włączając w to bezpieczeństwo osób i własności, a ponadto stosowane są równo wobec wszystkich; c) procesy tworzenia i wykonywania prawa oraz sprawowania administracji spełniają wymagania dostępności, odpowiedniości i skuteczności; d) sprawiedliwość wymierzana jest bez zwłoki przez kompetentnych, niezależnych i zachowujących właściwą postawę etyczną funkcjonariuszy, powołanych w wystarczającej liczbie oraz dysponujących adekwatnymi środkami, będących odbiciem charakteru zbiorowości (Kmieciak 2016, s. 25).

Idea „rządów prawa” zawiera więc szereg postulatów dotyczących tego, jakie powinno być prawo, oraz – zwłaszcza gdy odwołujemy się do koncepcji „państwa prawa” – w jaki sposób powinien być urządzony system władzy. Chodzi więc o zwrócenie uwagi na uwarunkowania ustrojowe oraz sposób tworzenia i formułowania prawa. Prawo powinno być wyrażone w sposób jasny i zrozumiały, uprzednio znane i podane do wiadomości jego adresatów, a także stabilne; powinno też wiązać wszystkich, bez względu na zajmowaną pozycję społeczną i pełnioną funkcję w strukturach władzy. Z drugiej strony wymagamy także, aby obowiązujące prawo realizowało postulaty dotyczące tego, co ono samo powinno wyrażać. Najogólniej: prawo powinno być słuszne i sprawiedliwe, by dobrze służyło wspólnocie i jej członkom. Oczywiście, prawo nie jest zjawiskiem, które może samo z siebie spełniać podane cechy. Dlatego konieczne jest stworzenie różnych zabezpieczeń, które będą stać na straży tych ogólnych postulatów i w ten sposób gwarantować, a co najmniej przybliżać, panowanie „rządów prawa”, a nie „rządów ludzi” czy „rządów przez prawo”. Katalog tych zabezpieczeń jest oczywiście przedmiotem dyskusji, ale wydaje się, że może on – lub nawet powinien – obejmować: demokratyczny mandat dla prawodawcy (i innych władz), tak by obywatele mieli wpływ na to, jakie będzie prawo, oraz niezależne, sprawne i obiektywne sądownictwo, które będzie rozstrzygać sytuacje sporne, zagwarantowanie w aktach podstawowych praw indywidualnych. Według zwolenników szerszego katalogu – w jego skład powinna też wchodzić równość szans wszystkich osób, które są adresatami działań państwa, a więc pozostają pod jego zwierzchnictwem. Często wskazuje się tu także inne elementy ustrojowe, na przykład podział władzy.

3. „Rządy prawa” czy „rządy prawników”?

Według dość powszechnej opinii rządy prawa wiążą się z ograniczaniem władzy, co prowadzi do lepszej ochrony praw jednostek wobec instytucji państwa. Pogląd ten może być uznany za prawdziwy tylko częściowo, gdyż pasuje jedynie do opisu relacji obywateli z tak zwaną władzą polityczną, a więc prawodawczą i wykonawczą (których odróżnienie ma obecnie najczęściej charakter czysto formalny – w demokracjach o stabilnej większości pełnia władzy wykonawczej i prawodawczej pozostaje przecież w tych samych rękach). Ograniczanie władzy politycznej przez prawo wiąże się z kolei z rozszerzaniem uprawnień i kompetencji trzeciej władzy, którą sprawują sądy27. Oznacza to, że w przedstawionej opozycji władza–społeczeństwo sądy są lokowane po stronie obywateli, ponieważ pełnią funkcję strażników praworządności i stanowią instrument ograniczania wszechwładzy państwa. Czy jednak taki sposób myślenia o sądach jest prawidłowy? Sądy są przecież organami państwa, a więc władzą, która może (przynajmniej potencjalnie) ingerować w prawa i wolności jednostek. Poza tym przypisywanie władzy sądowniczej hipotetycznej roli obrońcy tylko jednej ze stron potencjalnego sporu może godzić w najważniejsze cechy wymiaru sprawiedliwości: obiektywność i bezstronność. Dlatego wzrastającą rolę niezależnych sądów należy wiązać po prostu z pożądanym w naszym kręgu cywilizacyjnym sposobem urządzenia spraw państwowych. W tym sensie sądy jako organy władzy są elementem ustroju politycznego, opartego na Monteskiuszowskiej zasadzie podziału i równoważenia władzy.

Rola sądów wzrasta, gdyż wynika to po prostu z logiki idei rządów prawa, i to bez względu na to, jaką jej wersję przyjmujemy. Na gruncie teorii formalnych ktoś musi stać na straży prawa, na gruncie teorii materialnych – ktoś musi ponadto odkodowywać ogólne reguły (klauzule generalne) wynikające z systemu wartości lokowanych poza prawem. Dlatego sądy nie są już tylko organami rozstrzygającymi indywidualne spory w ramach obowiązującego porządku prawnego, ale zaczynają też korygować ten porządek, w imię zasad sprawiedliwości. Konflikt między rządami większości a rządami sędziów – a w ogólniejszym sensie: między demokracją a rządami prawa – wydaje się więc nieunikniony. Aby nie godzić w zasady rządów prawa i państwa prawa, w konflikcie tym niejako intuicyjnie opowiadamy się po stronie sądów. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat ukształtował się nawet paradygmat wyższości sądów nad władzą polityczną i konieczności zajmowania przez sądy stanowiska w sprawach kluczowych dla społeczeństwa (postulat większego aktywizmu sędziów). Z kolei krytykując tak zwany pasywizm sędziowski, Dworkin wprost stwierdzał, że: „niektóre prawa konstytucyjne zostały stworzone po to, by większości nie mogły postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami dotyczącymi wymogów sprawiedliwości” (Dworkin 2006, s. 378). Towarzyszy temu już nie tylko afirmacja aktywizmu sędziowskiego, lecz także swoista sakralizacja sądów – a właściwie sędziów, traktowanych jako kapłanów sprawiedliwości, „mułłów Zachodu” (takiego określenia używał na przykład Antonin Scalia).

Kluczowa funkcja, którą pełnią sądy w systemie polityczno-społecznym opartym na zasadzie rządów prawa, wymaga spełnienia pewnych warunków, ze strony zarówno państwa, jak i samych sędziów. Sędziowie muszą mieć zagwarantowaną niezależność i niezawisłość, ale muszą być także sprawiedliwi, uczciwi, obiektywni, bezstronni i apolityczni. Nie chodzi przy tym o same deklaracje, których nie brakuje we współczesnych konstytucjach, ale o to, by wymienione wartości były wypełnione rzeczywistą treścią. Zależny i zawisły od innych władz sąd tak samo podważa zasadę rządów prawa, jak sąd nieuczciwy, stronniczy i zaangażowany politycznie. Sędziowie to przecież zwykli ludzie, którym powierza się nie tylko ogromną władzę sądzenia innych, lecz także – w myśl materialnych wersji teorii rządów prawa – kształtowania naszego życia, na podstawie uznawanych przez nich samych zasad sprawiedliwości. Sędziowie mogą więc hamować szaleństwo ustawodawców28, ale mogą też szalonym ideom ulegać i je wdrażać29.

Wiąże się to z problemem relacji rządów prawa do demokracji. Najczęściej przyjmuje się, że demokracja jest jednym z warunków zasady rządów prawa, choć – jak wynika z wcześniejszych wywodów – teza taka jest uznawana jedynie na gruncie niektórych (głównie materialnych) teorii rządów prawa. Skoro decyzje demokratycznej większości mogą zostać podważone przez sąd, to w istocie oznacza to ograniczenie praw suwerena, jakim we współczesnych demokracjach jest naród, wyrażający swoją wolą w wyborach przedstawicieli do władz państwowych. Można oczywiście skwitować problem stwierdzeniem, że jest to cena za rządy prawa, dla których nie ma przecież alternatywy. Czy jednak można na tym poprzestać? Jak zauważają José María Maravall i Adam Przeworski:

Czy żąda się od nas, byśmy uwierzyli, że sędziowie nie mają innych interesów oprócz egzekwowania „prawa”, że ich władza decyzyjna jest niedyskrecjonalna, że niezależność stanowi gwarancję bezstronności decyzji? Ponieważ prawomocność (legitimacy) niewybieralnych władz opiera się na ich bezstronności, sądy są instytucjonalnie zainteresowane tym, by być postrzegane jako bezstronne, a przynajmniej niestronnicze. Nie ma jednak podstaw, by sądzić […] że niezależni sędziowie zawsze działają w niedyskrecjonalny, bezstronny sposób. Rządy sędziów nie muszą być rządami prawa. […] Relacja między demokracją, rozumianą w tym kontekście jako rządy większości, a rządami prawa jest zawsze i wszędzie konkretną relacją między dwiema instytucjami wypełnionymi konkretnymi ludźmi: zgromadzeniami ustawodawczymi i sądami (Maravall, Przeworski 2010, s. 21).

Trudności zaczynają się wtedy, gdy zostanie przekroczona granica pomiędzy „władzą sądzenia” a politycznym zaangażowaniem sądów. Jak wielkie wiąże się z tym niebezpieczeństwo – nie trzeba nikogo przekonywać. Należy natomiast zauważyć, że czasami sądy są wplątywane w politykę nie ze swojej winy. I znów przytoczmy słowa Maravalla i Przeworskiego:

Sądy mogą być wykorzystywane przez polityków jako narzędzia walki między grupami zwolenników. Nawet gdy sądy są niezależne, mogą nie być bezstronne. Gdy wrogo nastawiona opozycja nie widzi możliwości wygrania wyborów, może dążyć do osłabienia rządu przez prowokowanie działań sądów przeciw urzędującym politykom. Po to, by wzmocnić pozycję swoich zwolenników rząd może z kolei wykorzystać życzliwych mu sędziów do nękania oponentów. Sądy są jedynie narzędziami w takim konflikcie (Maravall, Przeworski 2010, s. 23).

Może to wynikać po pierwsze z tego, że sędziowie sami są obywatelami, którzy mają swoje sympatie polityczne i nie potrafią zachować bezstronności; po drugie, sędziowie mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że są narzędziem w rękach polityków. Tymczasem rządy prawa muszą być dla wszystkich. Stronnicze sądy oznaczają co najwyżej – jeśli w ogóle – rządy prawa jedynie dla części społeczeństwa.

Tak zwana judycjalizacja polityki – czyli zwiększanie władzy sądów nad władzą polityczną – napotyka jeszcze jedną trudność. Pomijając kwestię przygotowania sędziów do roli prawodawców, sędziowie, gdy już zaczną pełnić tę funkcję, właściwie nie ponoszą odpowiedzialności za swoje decyzje; korzystają z autorytetu, który zwykle mają eksperci. Tymczasem w systemie demokratycznym władza polityczna ponosi – przynajmniej teoretycznie – odpowiedzialność przed wyborcami za swoje działania. Jeśli władza dobrze odgaduje wolę suwerena, to tworzy akceptowane społecznie prawo. Nadrzędnym celem demokracji jest zapewnienie pokoju społecznego, gdyż władza polityczna – przynajmniej teoretycznie – działa zgodnie z wolą ludu. Sądy, wchodząc w rolę prawodawców, nie kierują się wolą ludu, a jako organy niezależne i nieodwoływalne nie ponoszą odpowiedzialności politycznej. Nie znaczy to jednak, że ich decyzje nie podlegają weryfikacji społecznej i nie są narażone na reakcję niezadowolonego ludu.

Wiąże się z tym jeszcze jeden problem. Przesuwanie władzy z organów politycznych na sądy nie jest często wyłącznie decyzją tych organów – sądy, przez system precedensów, mają skłonność do samodzielnego rozszerzania swoich kompetencji, także wówczas, gdy nie ma ku temu podstaw formalnych. W ten sposób pojawia się niebezpieczeństwo przekształcenia się „rządów prawa”, a więc idei, która ma pozytywne konotacje, w ideę „rządów prawników”, która jest już tych dodatnich odczuć pozbawiona.

Czy można temu jakoś zaradzić? Jak połączyć wymóg niezależnego sądownictwa z zapobieganiem wskazanym niebezpieczeństwom? Na pewno kluczem do rozwiązania tego problemu są najwyższe walory, etyczne i merytoryczne, sędziów; ważne jest też jednak, aby w procesie powoływania sędziów odzwierciedlony był, w pewnym stopniu, mechanizm demokratyczny (czyli w istocie polityczny). We współczesnych systemach ustrojowych, w wielu państwach czy nawet organizacjach międzypaństwowych, takie rozwiązania działają – niekiedy w skrajnej postaci (desygnacja sędziów przez polityków do trybunałów międzynarodowych), niekiedy przy zastosowaniu mechanizmu wyboru demokratycznego przez obywateli (wybór sędziów stanowych w Stanach Zjednoczonych) lub przez parlament (wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego w Polsce), niekiedy w jeszcze bardziej ostrożnej formie (kształtowanie składu rad sądowniczych)30. Nie chodzi tu oczywiście o to, by poddać sędziów kontroli politycznej – to godziłoby w istotę władzy sądowniczej; motywem takich rozwiązań jest to, by nie monopolizować dostępu do zawodu sędziowskiego. Jak swego czasu powiedział Scalia: „Nie cieszy mnie upolitycznienie procesu nominacji sędziowskich w moim kraju. Jednak szczerze wolę je od alternatywy, jaką są rządy sędziowskiej arystokracji” (Scalia 2009, s. 37).

4. Koniec historii?

Dla wielu prawników współczesne rozumienie idei rule of law wydaje się szczytowym osiągnięciem europejskiej – czy szerzej: zachodniej – myśli prawnoustrojowej. Nawet jeśli uwzględnimy oczywistą prawdę, że nie ma jednej, powszechnie akceptowanej koncepcji rządów prawa, to przynajmniej najbardziej podstawowe cechy składające się na jej treść wyznaczają współcześnie standard dobrze zorganizowanego państwa, które chroni prawa jednostek. W państwie prawa organy władzy i obywatele postępują zgodnie z ustalonym, ogólnie i uprzednio, porządkiem (praworządność formalna), który nie tylko odzwierciedla wolę samych zainteresowanych, lecz także przestrzega zasad słuszności i sprawiedliwości (praworządność materialna). Od takiej oceny dzieli już nas tylko krok do konstatacji, że jesteśmy świadkami ostatniego etapu rozwoju prawa (jeśli nie prawa w ogóle, to przynajmniej myśli prawno-politycznej). Często takie przekonanie przebija się – pośrednio lub bezpośrednio – w publicystyce i dyskursie politycznym tak zwanego głównego nurtu. Analogia do słynnego „końca historii”, którego zwieńczeniem miała jakoby być demokracja liberalna, jest tu aż nadto wyraźna. Analogia ta powinna zresztą uczyć nas pokory. Czy można bowiem odpowiedzialnie zakładać, że już nic innego – a zgodnie z logiką postępu: lepszego – nie może się ludzkości przytrafić? Możliwy jest zresztą także pesymistyczny scenariusz, co pokazuje nam doświadczenie europejskie XX wieku. Obecne niespokojne czasy również są wyzwaniem dla wysoko rozwiniętych społeczeństw świata zachodniego. Dlatego pytanie, czy idea rządów prawa i jej normatywno-instytucjonalny entourage są w stanie skutecznie chronić współczesne demokracje przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami, jest jak najbardziej uzasadnione.

Przede wszystkim należy wspomnieć o nieuchronnej konfrontacji różnych modeli społecznych i politycznych. Idee rządów prawa i państwa prawa nie mają przecież powszechnego charakteru. W wielu państwach świata, także tych najbardziej ekspansywnych politycznie i gospodarczo, nie ma mowy o demokracji czy ochronie jednostek, nie mówiąc już o rządach prawa. Można byłoby te różnice skwitować stwierdzeniem, że tak po prostu jest i że istnieją różne systemy społeczne i polityczne, które odrzucają wywodzące się z kultury judeochrześcijańskiej wartości, fundament cywilizacji zachodniej. Problem jednak polega na tym, że systemy te konkurują ze sobą (o czym pisał już ponad 80 lat temu Feliks Koneczny, a później Samuel Huntington, wieszcząc „zderzenie cywilizacji”); w konsekwencji to zwycięzca tej rywalizacji będzie dyktował zasady i sposób organizacji życia społecznego. Trzeba zatem zastanowić się, czy systemy oparte na rządach prawa są w stanie wyjść obronną ręką z tej konfrontacji. Nie chodzi tu zresztą jedynie o rywalizację między systemami politycznymi (na przykład między demokracją a autokracją), ale także o zderzenie różnych systemów wartości (na przykład europejskiego indywidualizmu z azjatyckim kolektywizmem).

Nie jest to oczywiście jedyne wyzwanie, jakiemu muszą sprostać państwa, które opierają swoje systemy polityczne i społeczne na idei państwa prawa. Zazwyczaj wśród najistotniejszych zagrożeń dla rządów prawa wymienia się kwestie dotyczące przestrzegania i egzekwowania tych rządów. Innymi słowy: jak uczynić mechanizm samoograniczenia władzy trwałym i skutecznym?31 Jest to fascynujący problem, który wymaga pogłębionej analizy przyczyn i środków służących utrzymaniu tego mechanizmu. Niewątpliwie zagwarantowanie przez prawo takich wartości, jak równość, wolność, poszanowanie godności, niezależność, bezstronność czy apolityczność sędziów, jest ważne. Czy jest jednak wystarczające? Trudność nie sprowadza się wyłącznie do opozycji „prawa w księgach” (law in books) i „prawa w życiu” (law in action); wiąże się także z podstawą rządów prawa, która musi być zabezpieczona rzeczywistą wolnością oraz pluralizmem politycznym i światopoglądowym w życiu społecznym. W przeciwnym razie zasady rządów prawa będą wykorzystywane instrumentalnie do realizacji partykularnych interesów, a instytucje o charakterze gwarancyjnym łatwo mogą się przekształcić w narzędzia represji. Wystarczy tylko przeformatować język debaty, tak aby faktyczne ograniczanie wolności nazywane było „postępem”, duszenie pluralizmów – „walką z ekstremizmami”, a wykluczanie z debaty publicznej – „walką z patologiami”. Oczywiście, o tym, co jest ekstremizmem i kogo należy wykluczyć z życia publicznego, decydują ci, którzy mają usankcjonowany moralnie lub prawnie monopol na prawdę i rację. I podobnie jak bieda nie z własnej winy godzi w wolność, tak też wykluczenie z debaty i umniejszanie praw politycznych rodzi frustrację; znikają wówczas gwarancje pokoju społecznego, jaki teoretycznie mają zapewniać rządy prawa.

Nawet jeśli zostaną zachowane wszystkie formalne gwarancje rządów prawa, ta forma sprawowania władzy może stać się swoim własnym zaprzeczeniem. O tym, że jest to możliwe, świadczy doświadczenie niektórych państw wychodzących z totalitaryzmów. Rządy prawa bywają wówczas skażone „zgniłym kompromisem”. W październiku 1989 roku, tuż przed pierwszymi demokratycznymi wyborami w Chile, generał Augusto Pinochet ostrzegł: „Jeśli ktokolwiek dotknie mnie lub kogoś z moich ludzi, państwo prawa się zakończy” (Sánchez-Cuenca 2010, s. 67). Cytat ten dobrze pokazuje, jaką cenę trzeba czasami zapłacić za pokojowe odejście od dyktatury. Nie zmienia to jednak faktu, że takie podejście oznacza w istocie legalizację bezkarności, a więc naruszenie fundamentu rządów prawa, jakim jest zasada równego statusu dla wszystkich. Oczywiście, summa summarum bilans jest korzystny, bo koszty rewolucyjnego odsunięcia niedemokratycznego reżimu są z reguły wyższe. Jednak prawdziwy problem pojawia się wtedy, kiedy cena za odsunięcie od władzy dawnej ekipy obejmuje nie tylko jej immunizowanie, lecz także – często niewypowiedziane wprost – rozwiązania ekonomiczne i polityczne, które mają na celu trwałe uprzywilejowanie tej grupy w nowej rzeczywistości demokratycznej. Wówczas taki kompromis staje się zalążkiem nowego ładu, z zaprogramowanym brakiem równowagi jako cechą strukturalną nowo budowanego systemu. Paradoksalnie rządy prawa stają się przez to strażnikiem tej patologii.

Warto także zwrócić uwagę na jeszcze jedną komplikację, o której wspomina się w literaturze. Tradycyjnie pojmowana idea rządów prawa – a jeszcze bardziej państwa prawa – dotyczy w zasadzie relacji między państwem (władzą) a podległymi mu jednostkami (w szczególności obywatelami). Z pola widzenia umyka w ten sposób kwestia relacji poziomych (między obywatelami). Z tymi relacjami także związane są zagrożenia – w państwach demokratycznych być może nawet większe niż te, na które narażone są relacje pionowe (między państwem a obywatelem). Państwo ma obowiązek bronić obywatela nie tylko przed sobą (relacja pionowa), lecz także przed agresją o charakterze poziomym. Jest to ważne także z tego powodu, że w dzisiejszym świecie tyranię państwa coraz częściej zastępuje tyrania korporacji (Morawski 2015, s. 16). Pod pojęciem korporacji rozumieć należy zarówno instytucje społeczeństwa obywatelskiego, którym powierza się (lub które roszczą sobie) pewne uprawnienia publiczne, jak i dostarczycieli usług komercyjnych. Niektóre korporacje zasięgiem obejmują cały glob, zasobami przewyższają niejedno państwo, a bezwzględnością nie ustępują dyktatorom. Nie tylko państwa, lecz także korporacje mogą więc zagrażać wolności jednostek. Wysoko rozwinięte technologie dają przecież nieograniczone wręcz możliwości kontroli nad konsumentami. Za wymowny przykład może posłużyć tu literacka wizja innowacyjnej korporacji o globalnym zasięgu z powieści Dave’a Eggersa Krąg. Opisana korporacja, wykorzystując najnowsze technologie informatyczne, tworzy system totalnej inwigilacji; projekt z pozoru wydaje się biznesowy i społeczny, ale w istocie jest narzędziem totalnej manipulacji i zniewolenia. Można zastanawiać się, czy rzeczywistość kreowana i zarządzana przez globalną korporację z Kręgu (lub inne korporacje tego typu) będzie jeszcze miała coś wspólnego z rządami prawa. Dlatego zgodzić się należy z Morawskim, który pisał:

Gdybyśmy próbowali znaleźć w mechanizmach ochrony przed rządami korporacji jakąś myśl przewodnią, to powiedziałbym, że w demokracjach zachodnich są nią dwie podstawowe idee: (1) organizacje i instytucje społeczeństwa obywatelskiego, które bezpośrednio wykonują funkcje i zadania publiczne winny respektować te same lub podobne zasady i reguły związane z zasadą państwa prawa, co organy państwowe; (2) wszystkie bez wyjątku organizacje i instytucje działające na terytorium państwa, a więc także te, które prima facie nie wykonują żadnych funkcji publicznych, winny respektować podstawowe prawa i wolności obywatelskie oraz zasady sprawiedliwości (Morawski 2015, s. 20).

Pojawia się zatem pytanie, kto lub co będzie w stanie wyegzekwować te zasady od potężnych korporacji. Kto lub co będzie w stanie ochronić obywateli przed „agresją poziomą”?

Bibliografia

Arystoteles (2011), Polityka, przeł. M. Szymański, Warszawa: PWN.

Banaszak B. (2015), Prawo konstytucyjne, Warszawa: C.H. Beck.

Dicey A.V. (1982), Introduction to the Study of Law of the Constitution, reprint 8. wydania, London: Macmillan.

Dworkin R. (2006), Imperium prawa, przeł. J. Winczorek, Warszawa: Wolters Kluwer.

Guarnieri C. (2010), Sądy jako narzędzie odpowiedzialności poziomej. Przypadek Europy łacińskiej, w: J.M. Maravall, A. Przeworski (red.), Demokracja i rządy prawa, przeł. P. Kazimierczak, J. Winczorek, Warszawa: Scholar, s. 217–233.

von Hayek F.A. (1989), Konstytucja wolności, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Holmes S. (2010), Rodowody koncepcji rządów prawa, w: J.M. Maravall, A. Przeworski (red.), Demokracja i rządy prawa, przeł. P. Kazimierczak, J. Winczorek, Warszawa: Scholar, s. 27–65.

Jamróz A. (2014), O koncepcji państwa prawnego w doktrynie francuskiej, w: M. Grzybowski (red.), Państwo demokratyczne, prawne i socjalne. Księga Jubileuszowa Dedykowana Profesorowi Zbigniewowi Antoniemu Maciągowi, Kraków: Oficyna Wydawnicza AFM, s. 73–90.

Kelly J.M. (2006), Historia zachodniej teorii prawa, przeł. D. Pietrzyk-Reeves i in., Kraków: WAM.

Kmieciak Z. (2016), O pojęciu rządów prawa, „Państwo i Prawo” 9, s. 21–35.

Kurczewski J. (1973), Prawo prymitywne, Warszawa: Wiedza Powszechna.

Maravall J.M., Przeworski A. (2010), Wprowadzenie, w: J.M. Maravall, A. Przeworski (red.), Demokracja i rządy prawa, przeł. P. Kazimierczak, J. Winczorek, Warszawa: Scholar, s. 11–24.

Morawski L. (1999), Główne problemy współczesnej filozofii prawa. Prawo w toku przemian, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Morawski L. (2015), Rządy prawa i rządy korporacji. Logika rozwoju państwa prawa, „Prawo i Więź” 2, s. 7–22.

Niesiołowski J. (2013), Państwo prawa, w: J. Zajadło, K. Zeidler (red.), Filozofia prawa w pytaniach i odpowiedziach, Warszawa: LexisNexis, s. 276–280.

Nowacki J. (1995), Rządy prawa. Dwa problemy, Katowice: Wydawnictwo UŚ.

Raz J. (1979), The Authority of Law, Oxford: Clarendon Press.

Sánchez-Cuenca I. (2010), Władza, normy i podporządkowanie, w: J.M. Maravall, A. Przeworski (red.), Demokracja i rządy prawa, przeł. P. Kazimierczak, J. Winczorek, Warszawa: Scholar, s. 67–94.

Scalia A. (2009), Mułłowie Zachodu: sędziowie jako arbitrzy moralni, wykład sędziego A. Scalli, Warszawa, 24 sierpnia 2009 roku, Biuro RPO, Warszawa.

Sczaniecki M. (1985), Powszechna historia państwa i prawa, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Serwach M. (2018), Ochrona ubezpieczeniowa pacjentów przed negatywnymi skutkami leczenia, Kraków: Medycyna Praktyczna.

Szlachta B. (2011), Państwo prawa z perspektywy konserwatywnej filozofii polityki (zarys problematyki), w: G. Ulicka, S. Wronkowska (red.), Spory wokół teorii i praktyki państwa prawa, Warszawa: Wolters Kluwer, s. 29–45.

Tamanaha B. (2004), On the Rule of Law, Cambridge: Cambridge University Press.

Troper M. (2010), Posłuszeństwo i obowiązek w państwie prawnym, w: J.M. Maravall, A. Przeworski (red.), Demokracja i rządy prawa, przeł. P. Kazimierczak, J. Winczorek, Warszawa: Scholar, s. 95–107.

Zajadło J. (2011), Formuła Radbrucha, Sopot: Arche.

Zaremba Bielawski M. (2014), Higieniści. Z dziejów eugeniki, przeł. W. Chudoba, Wołowiec: Czarne.

Zmierczak M. (2011), O pojmowaniu państwa prawa – perspektywa historyczna, w: G. Ulicka, S. Wronkowska (red.), Spory wokół teorii i praktyki państwa prawa, Warszawa: Wolters Kluwer, s. 11–27.

21

Prawnicy, w tym filozofowie prawa, nie są do końca zgodni, jaka jest relacja i jakie są różnice pomiędzy pojęciami „rządy prawa” i „państwo prawa” (w języku polskim dochodzi tu jeszcze termin „państwo prawne”). W najprostszym ujęciu można byłoby je po prostu utożsamiać lub traktować jako bliskoznaczne (zob. na przykład Kmieciak 2016, s. 21). Koresponduje z tym zresztą pogląd, że rule of law to idea z kręgu kultury anglosaskiej, a Rechsstaat jest po prostu jej niemiecką odmianą (Tamanaha 2004, s. 108; Morawski 2015, s. 8) lub też jednym z możliwych jej wariantów. Nie brak jednak głosów, że pomiędzy teorią rządów prawa a teorią państwa prawnego występuje zasadnicza różnica – teoria rządów prawa opisuje pożądaną sytuację, a teoria państwa prawnego ma stanowić środek do osiągnięcia tego stanu (Troper 2010, s. 97).

22

Arystoteles twierdził co prawda, że „powinny rządzić prawa, i to prawa właściwie ujęte. […] także i prawa są z konieczności złe i dobre, sprawiedliwe lub niesprawiedliwe”. Jednak z dalszej części wypowiedzi dowiadujemy się, że „prawa dostosowane do właściwego ustroju będą z konieczności sprawiedliwe, a przystosowane do zwyrodniałego ustroju niesprawiedliwe” (Arystoteles 2011, s. 92 i n.).

23

Użycie po raz pierwszy terminu Rechtsstaat przypisuje się Carlowi Theodorowi Welckerowi (Die letzten Gründe von Recht, Staat und Strafe, Giessen 1813).

24

Najbardziej znanymi jej wyrazicielami byli Friedrich Julius von Stahl, Karl von Rotteck, Robert von Mohl i Wilhelm von Humboldt (Zmierczak 2011, s. 15).

25

W najbardziej syntetycznym ujęciu formułę Radbrucha można sprowadzić do twierdzenia, że ustawa, która osiągnęła niedającą się znieść miarę sprzeczności z wymogami sprawiedliwości (lex iniustissima), nie ma mocy obowiązującej (Zajadło 2011, s. 110).

26

W polskiej ustawie zasadniczej termin „demokratyczne państwo prawne” nie tylko opisuje system ustrojowy Rzeczpospolitej Polskiej, lecz także – jako klauzula generalna – stanowi jedno z kryteriów, którym kieruje się Trybunał Konstytucyjny przy ocenie konstytucyjności stanowionego prawa.

27

Co prawda zwiększanie władzy sądów następuje kosztem pomniejszenia zakresu władzy politycznej, niemniej nie jest to prosta gra o sumie zerowej – oprócz sądów wzrasta też władcza rola różnego rodzaju organizacji pozarządowych, w ramach tak zwanej partycypacji obywatelskiej.

28

Przykładowo w Stanach Zjednoczonych ustawodawstwo dopuszczające przymusowe sterylizacje zostało skutecznie zahamowane właśnie przez sądy. Jak pisze Maciej Zaremba Bielawski: „Do wybuchu pierwszej wojny światowej kasacje sądów apelacyjnych zdążyły okryć prawodawstwo eugeniczne taką niesławą, że wiele stanów zaprzestało stosowania już przyjętych praw” (Zaremba Bielawski 2014, s. 86).

29

Jednym z wielu tego typu przykładów jest sądowe uznanie koncepcji tak zwanego wrongful life, zgodnie z którą osobom urodzonym jako niepełnosprawne przysługuje odszkodowanie za „urodzenie” i zmuszanie ich przez to do życia „niepełnowartościowego” (więcej na temat koncepcji wrongful life – Serwach 2018, s. 25).

30

Na temat polityzacji wyboru sędziów zob. (Guarnieri 2010, s. 220 i n.).

31

„Dlaczego ludzie z karabinami są posłuszni ludziom bez karabinów? […]. Dlaczego bogaci mieliby kiedykolwiek dobrowolnie rozstać się z częścią swojego majątku? […] dlaczego politycy czasem przekazują władzę sędziom?” (Holmes 2010, s. 31).

Filozofia prawa

Подняться наверх