Читать книгу Białe kłamstewka - Lesley Lokko - Страница 9
2
Оглавление– Więc jaki on jest?! – Annick niecierpliwie dopytywała się o wszystkie szczegóły. Było już wpół do jedenastej i najbardziej zawstydzający dzień w życiu Tash zbliżał się powoli ku końcowi. – Jest przynajmniej przystojny?
– Boże, nie! – Tash prychnęła kpiąco. – Jest ze dwa razy niższy ode mnie. – Przytrzymywała słuchawkę telefonu ramieniem, próbując rozmawiać i jednocześnie malować paznokcie u nóg. – I ma rude włosy. Ogólnie jest odrażający. A poza tym nie chcę mieć chłopaka, a nawet gdybym chciała, nie zamierzam prosić o pomoc matki. Na pewno sama świetnie dałabym sobie radę ze znalezieniem odpowiedniego kandydata. Gdybym oczywiście chciała. A nie chcę. – Jasno przedstawiła sprawę i była wdzięczna Annick za wykazanie się pełnym zrozumieniem.
– Kochana, jeśli będziemy czekać, aż sama zabierzesz się za tę dziedzinę swego życia, to możemy się nigdy nie doczekać. Jesteś grymaśna jak cholera.
– Wcale nie. A poza tym wolę być grymaśna niż zdzirowata. – Skrzywiła się. – Przepraszam. Nie to chciałam powiedzieć.
– Właśnie, że chciałaś. Nie mówmy jednak o mnie. Czy mogłybyśmy, proszę, wrócić do głównego tematu?
– Nie ma żadnego głównego tematu. Zszedł na dół, rzucił na mnie okiem i zwiał.
– Och Tash! Wcale tak nie zrobił! Przesadzasz.
– Nie przesadzam. Powinnaś była widzieć wyraz jego twarzy. Odgryzłam kawałek babeczki i trochę kremu wydostało się z niej bokiem, więc nabrałam go na palec i oblizałam. Zrobiłam to na jego oczach. O mało nie padł trupem. Jego matka patrzyła na mnie, jakbym postradała zmysły. W sumie było to całkiem zabawne. Szkoda, że nie widziałaś miny mojej mamy. Tak czy siak, muszę już uciekać do roboty. Wciąż jeszcze nie skończyłam tej rozprawki z historii. A ty już ją napisałaś?
– Nie.
– Ehm, jest zadana na jutro.
– Rety, wiem.
– Ty zawracasz mi głowę pytaniami o chłopaków, a ja tobie – o pracę domową. Jak to się dzieje, że z tego powodu nie zostaje się zdzirą?
– No dobra. Wiem, o co ci chodzi.
– Więc lepiej jednak skończę tę pracę domową. Tobie też radzę się nią zająć.
– No, mogłabym... Zobaczę, jak się będę czuła.
– Świetnie, dostaniesz pałę. Do jutra!
– Mmm... – Annick zdawała się równie zainteresowana swoją rozprawką, jak Tatiana Rupertem Soamesem. – Spotkajmy się przed bramą o dziewiątej.
Tash odłożyła słuchawkę, oparła się plecami o poduszkę i wyciągnęła przed siebie rękę. Popatrzyła na tatuaż, umiejscowiony w zagłębieniu pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Już prawie się zagoił. Tydzień wcześniej przechodziły we trzy: ona, Annick i Rebecca, obok salonu tatuażu po drodze ze szkoły do domu. Stanęły bez słowa przed wejściem. Popatrzyły na siebie.
– Czy nie będzie bolało?
– Och Rebecco! – Obie, Tash i Annick, odwróciły się i popatrzyły na nią.
– Brat Sue Parker zrobił sobie tatuaż kilka dni temu. Ponoć powiedział, że bolało jak sto tysięcy diabłów.
– Taaa, ale mogę się założyć, że ten jego zajmuje przynajmniej połowę pleców albo jakieś równie głupie miejsce. My zamierzamy zrobić sobie malutki.
– Jak co na przykład?
– Co myślicie o róży? – zaproponowała Annick, wzruszając ramionami.
– Nuuuda. – Tash przewróciła oczami. – Wymyślmy lepiej coś, co będzie miało ukryte w sobie jakieś znaczenie. Dla każdej z nas.
– Co na przykład? – Ciekawość Rebecki wzięła górę nad obawami.
– A co byście powiedziały na coś... coś takiego jak to? – Tash pokazała palcem jeden ze wzorów na wystawie salonu.
– Który? – Annick podeszła bliżej.
– Tamten. Trójkąt. Trzy punkty – to my.
– A może trójkąt wpisany w okrąg?
– Genialne! Cholernie genialne! – Tash uśmiechnęła się szeroko. – My trzy na zawsze razem. Świetne! Tutaj, właśnie tu, gdzie zawsze będziemy go widziały. – Wskazała na punkt pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
– Chodźmy, zanim Rebecca wymięknie. – Annick się roześmiała.
– Nie mam zamiaru. Czy... Czy musi być akurat tutaj? – Rebecca popatrzyła na swoją dłoń. – Czy nie mógłby być gdzieś bardziej... hmm... ukryty?
– Strachajło! Boisz się, co powie na to twoja mamusia. Nie martw się. Kiedy ściśniesz dłoń w pięść, będzie ledwo go widać.
No i tyle. Półtorej godziny później wyszły z salonu, każda nieco bledsza niż wcześniej, przyciskając do krwawiących dłoni opatrunki z waty. Razem wybrały wzór: delikatny błękitny trójkąt, zamknięty w okręgu. „Najlepsze przyjaciółki na zawsze, hę?”. – Tatuażysta popatrzył z widocznym zadowoleniem na swoje dzieło.
– Nooo! – potwierdziły wszystkie trzy jednocześnie.
Trójkąt był pomysłem Tash, okrąg zaproponowała Rebecca. Annick skupiała się jedynie na tym, żeby nie płakać. Aż się wierzyć nie chce, że coś wielkości dziesięciopensówki może tak okropnie boleć – powiedziała słabym głosem. Ludmiła o mało nie zemdlała na widok tatuażu, tak samo ciocia Mimí, matka Rebecki. Matka Annick jeszcze nie miała okazji go zobaczyć i pewnie nigdy go nie spostrzeże. Jej rodzice rzadko bywali tutaj, a jeśli już zdarzyło im się przyjechać, zwykle zajęci byli czymś zupełnie innym, czymś o wiele ważniejszym.
Tash przeciągnęła palcami po wciąż jeszcze opuchniętej skórze. Przekręciła się na brzuch i ukryła twarz w poduszce. Nie lubiła nikogo okłamywać, a już najmniej Annick. Popołudnie wcale nie było ani tak zajmujące, ani tak zabawne, jak to próbowała jej przedstawić. Ludmiła i lady Soames zniknęły, kiedy tylko Rupert w końcu zszedł na dół. Pozostawiły dwójkę nastolatków pogrążonych w ponurym milczeniu pełnym wzajemnej niechęci. Co pewien czas dobiegał do nich z korytarza stłumiony odgłos perlistego śmiechu, co sprawiało, że panująca między nimi cisza stawała się jeszcze bardziej niewygodna. Rupert wpatrywał się w swoje buty. Tash wbijała wzrok w swoje dłonie. Przed nimi na stole stała srebrna taca z nietkniętymi babeczkami i herbatą. Tash zachodziła w głowę, co mądrego mogłaby powiedzieć.
– A więc jak jest w Eaton? – zagaiła w końcu.
Podniósł na nią wzrok. Wyraz jego twarzy oscylował gdzieś pomiędzy nudą a zniesmaczeniem.
– Wporzo – mruknął.
Tash poczuła leciutkie swędzenie koniuszka nosa; nie minie kilka sekund, a zrobi się czerwony i błyszczący, a potem ona cała utonie we łzach. Zmusiła się, żeby odwrócić wzrok.
– Może napijesz się herbaty? – spytała po chwili.
– Nie. – Tu nastąpiła kolejna krępująca, nieomal monumentalna przerwa, po czym skoczył nagle na równe nogi, jakby go coś ugryzło albo postrzeliło. – Słuchaj, muszę pędzić. Zapomniałem o czymś...
Tash już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć – cokolwiek – i równie szybko je zamknęła. Chłopak wybiegł z pokoju i wokół zapadła cisza. Tash rozejrzała się powoli w koło, nalała sobie filiżankę herbaty. W nagłym przypływie geniuszu nalała też drugą filiżankę i tę również wypiła, a potem zmiotła wszystkie babeczki. Kiedy półtorej godziny później wrócili dorośli, na pustej tacy stały jedynie dwie puste filiżanki po herbacie. Nie pozostała nawet najmniejsza drobinka kremu.
– Spodobaliście się sobie? – spytała lady Soames, promieniejąc. – Gdzie Rupert?
– Minęliście się. Zapomniał odrobić pracę domową czy coś w tym rodzaju – odpowiedziała spokojnie Tash, mijając się nieco z prawdą. Dostrzegła, że Ludmiła przygląda się pustym filiżankom z delikatnym uśmieszkiem na ustach, świadczącym o pełnej satysfakcji. Robota została wykonana. Spojrzała rozpromieniona na Tash. Córka mrugnęła z wolna powiekami i odwróciła wzrok.