Читать книгу Nikt nie widział, nikt nie słyszał... - Małgorzata Warda - Страница 22

1

Оглавление

Późną jesienią zostaję zaproszona do telewizyjnego programu o zaginionych ludziach. Po podłodze studio plącze się tak wiele kabli, że muszę bardzo uważnie patrzeć pod nogi, żeby się nie potknąć i nie zrobić z siebie widowiska. Dziennikarka, młoda kobieta o ładnej twarzy i idealnych proporcjach ciała, zachęca, żebym usiadła między chłopakiem i smutną dziewczyną, której buzia wygląda, jakby jeszcze wciąż stygła po długim płaczu.

– Będziemy się zwracać do siebie na ty, dobrze? – proponuje, podczas gdy jakiś mężczyzna grzebie mi w ubraniu, szukając dogodnego punktu na umieszczenie mikrofonu. – Tak będzie łatwiej dla widzów.

Już pierwsze pytanie dotyczy Sary:

– Właśnie zbliżają się kolejne urodziny twojej siostry. Ile lat skończyłaby jutro?

– Dwadzieścia pięć. – Mój głos brzmi zadziwiająco spokojnie.

– Opowiedz nam, proszę, jak ten dzień będzie przebiegał w twoim domu?

Na niewielkim monitorze zauważam swoją twarz. Wyglądam tak zwyczajnie, jakby nic się nie stało, jakbym nie miała nic wspólnego z siedzącymi obok smutnymi osobami.

Program jest nagrywany osiemnaście lat po zaginięciu Sary, późną jesienią, podczas której nieustannie pada deszcz. Na południu Polski wylały rzeki, w dziennikach telewizyjnych pokazuje się ludzi wznoszących wały z worków wzdłuż zbiorników wody, podtopione domy i rolników w gumiakach, opowiadających o stratach.

Kiedy dziennikarka zadaje pytanie, ogarnia mnie dziwne uczucie. Lodowacieję. Przed oczami przesuwają mi się obrazy zalanych miast. Mam wrażenie, że w moje ciało wkrada się zimna, mętna woda.

– Jak będzie przebiegać ten dzień? – powtarzam, żeby zyskać na czasie.

Dziennikarka pewnie sądzi, że przygotowujemy dla Sary przyjęcie z tortem, którego świeczki zdmuchnę ja lub ojciec, albo że przechowujemy prezenty z gwiazdki i urodzin, które odbywały się bez udziału siostry. Czuję się okrutna i zimna, kiedy muszę odpowiedzieć:

– Ten dzień jest przygnębiający, bo pamiętamy o Sarze, ale nie ma jej z nami, więc nie możemy go świętować.

– Jak myślisz, co mogło się stać z twoją siostrą?

Niemal słyszę głos Sary, zgryźliwy i jednocześnie zabawny: „Ojej, kto napisał ci te pytania?”.

– Nie wiem, naprawdę.

– Czy myślisz, że twoja siostra żyje?

Wtedy czas się zatrzymuje.

– Chyba… – zaczynam i urywam. – Chciałabym wierzyć, że… – zaczynam jeszcze raz.

Od zaginięcia Sary minęło osiemnaście lat. Przez te osiemnaście lat zamykam oczy i znajduję siostrę pod powiekami. Jest duchem. Nachodzi moje mieszkanie, a kiedy wybieram się w podróż, podróżuje nad dachem mojego opla, siada kilka stolików za mną w kawiarniach, spogląda z ciemnego nocnego nieba. Od kilku lat nie przychodzi już sama, towarzyszy jej strach, delikatny jak trzepot skrzydeł motyla.

W moich myślach wciąż ma siedem lat, burzę ciemnych włosów, rozciąga usta w dziecięcym uśmiechu, a czasem patrzy na mnie gniewnie, jak to ona. Przez te osiemnaście lat wiele razy próbowałam nałożyć na nią ciało dorosłej kobiety. Rozjaśniałam jej włosy, malowałam usta, wydłużałam nogi i powiększałam piersi. To się nie udawało. Siostra pozostaje siostrą. Stoi w balkonowych drzwiach i wbij a we mnie spojrzenie ciemnych dziecięcych oczu. Mogę powiększać lub wyszczuplać, co tylko chcę, a ona wciąż jest małą Sarą.

– O co pani pytała? Czy uważam, że moja siostra żyje?

Unoszę wzrok na prezenterkę i widzę, że spogląda w swoje notatki. Uświadamiam sobie, że wszystko, co mam do powiedzenia tej kobiecie, jest niemożliwe do opowiedzenia.

Mój głos brzmi niemal spokojnie:

– Chyba łatwiej mi myśleć, że ona nie żyje. Bo gdyby żyła, to znaczyłoby, że cierpi i jest przetrzymywana siłą. A takiej myśli bym nie zniosła.

– Późno dzisiaj wróciłaś, zapomniałaś o wernisażu?

W korytarzu mieszkania panuje półmrok, ale w pokoju Emilki pali się jasne światło. Słyszę jednostajny terkot maszyny do szycia: ter-ter-ter i charakterystyczny szelest przesuwanego sztywnego materiału. Zanim Emilka na mnie popatrzy, wycieram szminkę z ust. Nie chcę, żeby się domyśliła, że nie byłam dzisiaj na uczelni. Emilka rzadko ogląda telewizję, nie sądzę więc, żeby zobaczyła program o zaginionych ludziach, nie chcę jednak ryzykować.

Emilka siedzi zwrócona twarzą do okna, naciska stopą pedał maszyny, w skupieniu wpatruje się w igłę tnącą niebieski materiał. Nie przestając szyć, unosi na mnie umalowane czarną kredką oczy.

– Mam nadzieję, że jesteś gotowa. Ja jestem, za chwilę musimy wyjść.

– Chyba nie pójdę z tobą.

Maszyna cichnie.

– A to dlaczego? Co się dzieje?

Wzruszam ramionami, staram się, żeby mój głos brzmiał przekonująco:

– Nie czuję się dobrze. Od rana jest mi niedobrze.

Ale Emilkę niełatwo oszukać. Wraca do szycia z wyraźną irytacją.

Nikt nie widział, nikt nie słyszał...

Подняться наверх